Ślad na niebie

Spokojne i pozbawione większych uniesień życie Rena nabiera tempa, gdy na wyspę przybywa Takara. Miejsce, w którym spędził dwadzieścia lat swojego życia zmienia się pod wpływem starszego o kilka lat mężczyzny. Jego obecność uświadamia Renowi, czego tak naprawdę mu brakowało, za czym tęsknił i czego w rzeczywistości obawiał się najbardziej.

~*~

Odgłosy natury wdzierały się do uszu wysokiego chłopaka, zagłuszając równie piękne i kojące dźwięki okolicy, którą przemierzał. Jego wzrok z uwagą rejestrował poruszające się na lekkim wietrze źdźbła wysokiej trawy, nie dbając o to, co znajduje się tuż przed nim, na drodze, którą podążał. Ciepły powiew powietrza przyjemnie drażnił jego policzki, pobudzając uśpione i paradoksalnie obojętne wnętrze.

– ...ara! Takara! – usłyszał swoje imię.

Z wyraźną niechęcią odwrócił się w stronę źródła dźwięku i dostrzegając idącą w jego kierunku znajomą sylwetkę, przyspieszył kroku. Stronił od towarzystwa innych osób. Samotność była w pełni akceptowalna, komfortowa i bezpieczna.

– No wiesz! To było chamskie – rozległ się po jego lewej, zdradzający szok głos nieco niższego chłopaka.

Czarne, lekko kręcone włosy okalały jego twarz, otulając grubymi pasmami zaróżowione policzki. Odgarnąwszy dłuższe kosmyki, spojrzał na milczącego Takarę, wwiercając się w jego równie ciemne tęczówki i zmrużywszy oczy, czekał na jakąkolwiek reakcję.

– Czego chcesz? – westchnął, uciekając od niego spojrzeniem.

– Interakcji – odpowiedział krótko.

– W takim razie źle trafiłeś, spróbuj z kimś innym.

Chłopak zacisnął usta, zastanawiając się nad swoim kolejnym krokiem, ale gdy dostrzegł w jego uszach wciśnięte w kanaliki białe słuchawki, zapytał:

– Czego słuchasz?

– Czego próbuję słuchać? – poprawił zadane przez niego pytanie.

– Tak, czego próbujesz słuchać? – powiedział niewzruszony jego niechętnym nastawieniem.

Takara wyjął ze swojego lewego ucha słuchawkę i podał idącemu obok chłopakowi.

– To odgłosy natury – stwierdził zaskoczony. – Dlaczego w takim razie nie słuchasz przekazu na żywo? – zapytał, pragnąc poznać powody tego dziwnego w jego mniemaniu zachowania.

– To dość... osobiste pytanie – powiedział, umieszczając słuchawkę z powrotem w swoim uchu.

– Na które nie odpowiesz?

– Nie.

– A gdybyśmy byli przyjaciółmi? Odpowiedziałbyś?

– Zależy jak bliskimi, ale z pewnością twoje szanse by wzrosły.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i splótłszy dłonie razem, uniósł je wysoko, przeciągając się.

– Wyzwanie przyjęte – zawołał wesoło.

– Nie rzucałem żadnego...

– Uznajmy, że tak i zobaczmy, co się wydarzy – wtrącił z niezgasłym nawet na chwilę uśmiechem, nie pozwalając mu dokończyć.

Stan emocjonalny Takary, w którym znajdował się, odkąd przybył na wyspę powstrzymał go przed jakimkolwiek komentarzem. Nie czuł się sobą i odnosił wrażenie, że stopniowo zapomina o swojej prawdziwej naturze. Jego umysł nie radził sobie z nowym otoczeniem, buntował się przed zmianami. Wszystko tutaj było inne, obce. Ludzie byli inni, obcy. Ich zachowania i sposób życia różniły się od tego, co było mu znane, znajome i bliskie. Dlatego mimo iż w pełni świadomie i dobrowolnie postanowił zaszyć się w tym miejscu, coraz częściej zaczynał wątpić w słuszność swojej decyzji.

Do domu wrócił nadzwyczaj wyczerpany. Spacer, w którym pokładał ogromne nadzieje, zakończył się wynikiem dalekim od oczekiwanego. Ren – chłopak, który tak brutalnie i niespodziewanie przerwał mu planowaną od wczoraj przechadzkę, wyssał z niego resztki energii, które chroniły go przed ostatecznym upadkiem.

Czuł się słaby.

Nie mając sił dłużej się bronić, poddał się, pozwalając by niepewność i zwątpienie w swoją wartość na nowo opanowały jego myśli.

– Takara? – ciche pukanie i równie cichy głos rozległy się po drugiej stronie drzwi.

Powoli otworzył oczy, napotykając ciemne niebo, rozpościerające się za oknem.

– Tak, jestem – odpowiedział po chwili, na powrót ukrywając je za delikatną skórą powiek.

– Za 10 minut będzie kolacja – głos rozległ się ponownie.

– Ok, zaraz zejdę.

Sięgnął po telefon, gdzie na ekranie cyfry wskazywały godzinę ósmą wieczorem i z lekkim westchnieniem podniósł się, zmuszając swoje ospałe jeszcze ciało do ruchu. Spał co najmniej trzy godziny, czego nie planował, nie chcąc przyzwyczajać swojego organizmu do braku aktywności, zarówno tej fizycznej jak i psychicznej. Stagnacja i letarg były ostatnią rzeczą, na którą chciał sobie pozwolić. Rozumiał, że nie powinien podążać tą drogą, że bezruch i cisza są jego największym wrogiem.

Na dole w kuchni zastał, krzątającego się przy drewnianym stole wysokiego mężczyznę. Jego twarz naznaczona delikatnymi zmarszczkami zdradzała, że przekroczył już pięćdziesiątkę, a lekko pochylona sylwetka sugerowała, że dzisiejszy dzień również nie należał do łatwych.

– Jak ci minął dzień? – zapytał, posyłając mu mimo zmęczenia delikatny uśmiech.

– Ok – rzucił krótko, zajmując swoje miejsce przy stole.

Chwyciwszy pałeczki, wlepił swoje nieobecne spojrzenie w kopiec ryżu, usypany w ceramicznej miseczce.

– Jutro wrócę później, więc nie czekaj na mnie z kolacją – odezwał się, kątem oka przyglądając się swojemu milczącemu synowi.

Rozumiał, co się z nim dzieje. Wiedział, że dopóki nie zaakceptuje tej nowej rzeczywistości, nigdy nie przezwycięży tego, co jedynie z pozoru zostawił za sobą, nie osiągnie celu, który mimo napotykanych trudności nie uległ transformacji. Na swój własny niewymuszony sposób starał się wspierać go w tym procesie.

Minął drugi miesiąc pobytu Takary na wyspie. Ostatnie dwa tygodnie, które spędził w tym obcym do niedawna miejscu były z pewnością przełomowe. Wniosły szeroko rozumianą nadzieję, spokój i zrozumienie.

– Takara! Dzień dobry! – wesoły głos Rena dotarł do uwięzionych przez miniaturowe głośniki uszu.

Żywy i głośny powód jego powolnej metamorfozy odważnie i beztrosko wtargnął w jego życie, za nic sobie mając jego jawną niechęć i trudną w obejściu naturę.

– Dzień dobry – odezwał się.

Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały w górę, a palce obu dłoni pozbyły się ostatniej bariery, która dzieliła ich od siebie. Białe słuchawki spoczęły w kieszeni jego spodni, a uwolniony zmysł słuchu całkowicie otworzył się na głos, biegnącego w jego stronę chłopaka. Biała koszulka na długi rękaw podkreślała jego śniadą cerę, a granatowe bawełniane spodnie jak zwykle luźno zwisały na biodrach.

– Co ty masz na głowie? – zaśmiał się, przeczesując dłonią jego potargane włosy.

– Za późno wstałem – wyjaśnił lakonicznie, odruchowo dotykając swoich czarnych, sięgających ramion włosów.

Ren sięgnął do przedniej kieszonki plecaka i wyjąwszy z niej cienką gumkę, wręczył ją stojącemu w bezruchu przyjacielowi. Nieustępliwy wiatr rozwiewał jego długie włosy, a ciemne oczy wpatrzone w te drugie, podobne, a zarazem tak inne, na krótką chwilę uwięziły głos Rena, nie pozwalając wybrzmieć żadnym słowom, również tym bezpiecznym, ostrożnym i nie zdradzających jego skrywanych głęboko uczuć.

– Ren? Idziemy? – zapytał. Granatowa gumka oplatała jego ciemne włosy, a pytające spojrzenie zdradzało delikatne zniecierpliwienie.

– Tak, chodźmy.

Obecność Takary w jego życiu stawała się czymś normalnym i niezbędnym. Stał się dla niego nieodłącznym, stałym elementem dnia, do którego zbiegały się wszystkie jego myśli i potrzeby. Stopniowo i nieubłaganie uzależniał się od niego. Choć nigdy nie rozmawiali na temat jego bardzo bliskiej przeszłości, był pewien, że kryje w sobie odpowiedź na wszystkie niezadane pytania. Pytania, które cisnęły mu się na usta od dłuższego czasu, ale których nie miał jeszcze odwagi zadać.

Niezależnie i równie nieodwracalnie, przywiązanie Takary, jakie odczuwał w stosunku do Rena z każdym dniem rosło w siłę. Przyjaźń, która swój początek miała dość niejednoznaczny, całkowicie naturalnie rozwijała się, osiągając kolejne poziomy zażyłości, stopniowo wykraczające poza jej ramy. Jego optymizm i radość czerpana z każdego dnia, nocy, które miał tę możliwość i szczęście przeżywać, wpływały na Takarę, przyspieszając przemianę, której tak bardzo wyczekiwał.

Dotarłszy na skraj rozległej polany, rozsiedli się nad brzegiem morza, kryjąc swoje stopy w chłodnym piasku. Każdego poranka równo o godzinie dziewiątej trzydzieści spotykali się na skraju dróg, skąd ruszali dalej by dotrzeć na plażę i wpatrując się w rozległy horyzont, wspólnie spożywali swój pierwszy posiłek. Popadli w swego rodzaju rutynę. Żaden z nich nie wyobrażał sobie innego scenariusza, innej sekwencji porannych czynności wykonywanych zaraz po przebudzeniu. Wszystkie bez wyjątku sprowadzały się do tej jednej, kulminacyjnej, do tej, która rozgrywała się dokładnie w tej chwili.

– Zadam ci pytanie, ale jeżeli nie chcesz, nie odpowiadaj – zaczął Ren, rozpakowując swoje bento*.

Takara znieruchomiał z pałeczkami tuż przy swojej twarzy i w napięciu czekał na ciąg dalszy.

– Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek jak wyglądałby świat bez ludzi?

– ...Nie, a ty? – odparł zaskoczony treścią zadanego mu pytania.

Nie tego się spodziewał.

– Zacząłem jakiś czas temu – powiedział, zerkając na niego z uśmiechem. – Miałem nadzieję, że naprowadzisz mnie na nowe pomysły. Utknąłem i zaczynam wątpić w powodzenie tego projektu.

– Chciałbyś stworzyć świat bez ludzi? Kto w takim razie byłby bohaterem historii, którą tworzysz?

– Twoja wyobraźnia nie radzi sobie z taką abstrakcją, co? – rzucił z uśmiechem, chwytając pałeczkami marynowaną połówkę jajka.

– Jeszcze do niedawna było inaczej. Powiedzmy, że... moja wyobraźnia zrobiła sobie wolne.

– Dlatego tutaj przyjechałeś? By pozwolić jej odpocząć?

Takara zawahał się z odpowiedzią. Zrozumiał, że cała ta rozmowa od samego początku kryła w sobie jeden cel – wyznanie prawdy.

– Wręcz przeciwnie – powiedział cicho.

– I jak ci idzie?

– Ostatnio... ostatnio moje myśli odbiegają od głównego wątku, ale zauważyłem, że paradoksalnie zbliża mnie to do celu.

– Cieszę się. Wychodzi na to, że twój przyjazd tutaj nie był błędem.

Cisza, która zapadła zaraz po ostatnich słowach wypowiedzianych przez Rena, ciągnęła się przez kolejne długie minuty.

– To wszystko? Nie masz więcej pytań? – odezwał się Takara, przerywając nieplanowaną zmowę milczenia.

Ren spojrzał na niego z wahaniem, ale z wyrazu jego twarzy nie był w stanie odczytać jednoznacznych emocji, które kryły się w jego wnętrzu.

– Sądziłem, że to wstęp do przesłuchania – dodał, wyczuwając jego niepewność.

– Przesłuchania? Za kogo ty mnie masz? – roześmiał się, sięgając po butelkę z zieloną herbatą.

– Mangakę ze skłonnością do dziwactw i konspiracji.

Dźwięczny śmiech Rena po raz kolejny wydobył się z jego gardła, siłą rzeczy sprawiając, że twarz Takary również wykrzywił szeroki, szczery uśmiech.

– Nie tego się spodziewałem, ale ok, doceniam twórczą postawę – powiedział, odchylając się do tyłu.

Dłonie spoczęły na drobnym piasku, a wzrokiem w skupieniu wodził po błękitnym, bezchmurnym niebie.

– Skoro rozmawiamy szczerze, to przestańmy udawać, że nie wiesz, o co tak naprawdę chciałem zapytać – odezwał się, nie odrywając oczu od bezpiecznej scenerii.

Takara nie był w stanie zignorować jego słów. Wyznanie prawdy było nieuniknione.

– Przechodzę kryzys twórczy. Od kilku miesięcy walczę z blokadą.

– Więc przyjechałeś tutaj, by poszukać inspiracji. – To nie było pytanie, jednak Ren usłyszał odpowiedź.

– Tak.

– I w tych poszukiwaniach wspomaga cię playlista, której tak nałogowo słuchasz. – Kolejne stwierdzenie, na które Takara zareagował.

– Tak.

– Jesteś projektantem gier komputerowych ze skłonnością do dziwactw i autodestrukcji – stwierdził, przekrzywiając głowę, by na niego spojrzeć.

– Autodestrukcji? – powtórzył zszokowany.

– Sam mówiłeś, że ostatnio odnosisz wrażenie jakbyś zbliżał się do celu, ale gdybyś od samego początku nie wzbraniał się przed moim towarzystwem, być może już byś go osiągnął.

– Masz całkiem wysokie mniemanie o sobie skoro zakładasz, że to dzięki tobie.

– Zwykła, ludzka intuicja – odparł Ren z zadziornym uśmiechem na ustach.

Myśli Takary galopowały, dotrzymując tempa bijącemu w znacznym przyspieszeniu sercu. Odczuwał silną potrzebę, by zrzucić maskę i pokazać mu jeszcze więcej prawdziwego siebie.

– ...Masz rację, to dzięki tobie – wyznał, uparcie wwiercając się w jego ciemne tęczówki, które z każdym kolejnym usłyszanym słowem zdawały się zmieniać. – Dziękuję, Ren. W tym przypadku twoja nieustępliwość nadała sens mojej decyzji.

Niewidzialna bariera wznosząca się między nimi, powoli przestawała istnieć, przygotowując się na ostateczny upadek. Wzajemne zaufanie i szczerość już wkrótce miały całkowicie pozbawić sensu jej istnienie.

Nastał nowy dzień. Pobudzony dawką energii z nieznanego mu źródła, Takara wyszedł z domu, podążając z wolna pustą ulicą. Gumowa podeszwa czarnych trampek bezgłośnie uderzała o nierówny asfalt, a długa luźna bluza, którą narzucił dzisiejszego poranka na siebie powiewała swobodnie na lekkim wietrze. Wszechobecna natura i widoczny w oddali samotny dom, dom Rena, jeszcze mocniej podkreśliły ten zaskakująco odmienny stan, w którym się znajdował. Nogi same prowadziły go w tamtym kierunku, nieświadomie walcząc z cichym głosem, mówiącym, by się zatrzymał, by zawrócił.

– Takara! – usłyszał tak dobrze mu już znany głos.

Towarzyszący mu dźwięk silnika czerwonego skutera, na którym Ren zmierzał w jego stronę, zagłuszył kolejne słowa, które do niego skierował.

– ...dzień?

– Co? – zapytał, gdy znalazł się na tyle blisko, by go usłyszał.

– Czy wiesz jaki mamy dzisiaj dzień? – powtórzył swoje pytanie, wyraźnie akcentując każde słowo.

Zdjąwszy kask, spojrzał na niego z wyraźnym podekscytowaniem widocznym w jego lekko rozszerzonych oczach.

Zastanawiając się gorączkowo, Takara wertował w myślach wszystkie możliwe święta i wydarzenia, ale fakt, że nie miał pojęcia, jaki jest dzisiaj dzień miesiąca, szanse powodzenia miał dość marne.

– Jesteś za wolny! – zawołał Ren, przewracając oczami i wziąwszy go za rękę, zaczął biec w stronę najbliższego wzniesienia.

– Ren...?!

– Nie mamy czasu! – rzucił niecierpliwie, nie oglądając się za siebie.

Wysoka trawa, przez którą biegli spowolniła nieco ich ruchy, ale nie na tyle, by uniemożliwić dotarcie na czas, który przecież był w tej chwili kluczowy. Zatrzymawszy się na szczycie, Ren uniósł rękę i wskazując odległe miejsce na wprost nich, powiedział:

– Dzisiaj jest start rakiety.

Wzrok Takary wyostrzył się, dostrzegając w końcu wysoki obiekt, którym bez wątpienia była rakieta. Kłęby dymu wznosiły się wokół niej, potęgując wrażenia, których nie miał jeszcze okazji doświadczać. Jak zaczarowany wpatrywał się w unoszącą się z wolna ogromną, smukłą bryłę, a gdy fala uderzeniowa dotarła do nich, oddziałując na ich poddające się jej, bezbronne ciała, świadomość o własnej słabości i ulotności przytłoczyła go swoją skalą.

– Niesamowite, prawda? – dotarł do niego cichy głos Rena.

W tej samej chwili uświadomił sobie, że to minie, a to co z pewnością zostanie to chłopak stojący tuż obok... nadal trzymający go za rękę.

– Tylko dzisiaj... pozwól mi na to tylko dzisiaj – odezwał się Ren.

Jego palce zacisnęły się mocniej, a wzrok uparcie podążał za wznoszącym się potężnych rozmiarów obiektem.

– Wymaga to ode mniej dużej odwagi... a to co nie pozwala się wycofać, to myśl, że... jutro może nie nadejść. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale prawdopodobieństwo nie jest zerowe, prawda?

Przez ciało Takary przeszedł dreszcz. Przekaz Rena był jednoznaczny. Czuł, że nie ma prawa wątpić, a co ważniejsze nie chciał zaprzeczać jego słowom, własnym uczuciom wymykającym się spoza jakiejkolwiek kontroli.

– Jeżeli jutro nadejdzie, możesz ponowić swoją prośbę – odezwał się w pełni świadomy, czekających go konsekwencji.

Ren napiął się, a przez jego rozemocjonowany umysł przemknęła myśl, że nigdy wcześniej nie był tak bliski celu, któremu od samego początku pisana była klęska.

– Jeżeli jutro nadejdzie, moja prośba może dotyczyć czegoś więcej – wyznał, wzbudzając w nim jeszcze silniejsze emocje.

– Czy w takim razie... czy w takim razie nie lepiej zaryzykować i posunąć się jeszcze dalej? – zapytał, przyglądając się uważnie jego zwróconej ku niebu twarzy.

– Boisz się? Tego, że nigdy jej nie usłyszysz?

– Zaczynam.

Ren roześmiał się cicho, w dalszym ciągu nie mając śmiałości spojrzeć mu w oczy.

– Zaczynam czuć się winny – odezwał się odnosząc wrażenie, że ta rozmowa toczy się w oderwaniu od rzeczywistości, że rozgrywa się tylko w jego głowie.

– Słusznie.

– Nie prowokuj mnie, proszę – powiedział Ren, ściszając głos.

– Nie uciekaj skoro zaszedłeś już tak daleko.

Pewność i nieustępliwość Takary zaskoczyła nie tylko Rena. On sam czuł się zagubiony, a zarazem pewny, że postępuje właściwie.

– Poczucie winy zaczyna walczyć ze strachem... Przeraża mnie to, co nastąpi później.

– Wyobraź sobie, że jutro naprawdę nie nadchodzi, że masz tylko tu i teraz... Nadal się boisz?

– Z każdą sekundą coraz mniej – przyznał, znajdując w sobie resztki odwagi, by w końcu na niego spojrzeć.

Spojrzenie jakie napotkał, na krótką chwilę wstrzymało jego oddech i spowolniło serce. Lśniące oczy Takary burzyły wszelkie wątpliwości, które kiełkowały w nim od dłuższego czasu. Nic z tego nie było ważne, liczyło się tylko tu i teraz, to że Takara nadal tu jest, że z nim został.

– Z jeszcze jednej przyczyny ten dzień jest wyjątkowy – powiedział, nie odrywając od niego oczu.

– Jakiej?

– Mówi ci coś data 14 lutego?

Takara uśmiechnął się, dopasowując w myślach odpowiednie święto do doskonale znanej mu daty.

– Gdybyśmy byli w Kioto, prawdopodobnie padałby śnieg.

– ...Gdy już tam wrócisz, będę mógł cię odwiedzić?

– Dlaczego zakładasz, że wracam?

– Myślałem, że przyjechałeś tylko na jakiś czas – odpowiedział niezwykle cichym, kryjącym w sobie nadzieję głosem.

– Taki był plan, ale... ta sytuacja trochę go zmienia, nie sądzisz?

– Bardzo bym chciał, by tak było – powiedział, nieświadomie przysuwając się bliżej.

Ciepły oddech Takary omiótł skórę jego twarzy, gdy pochylił się przyciągany przez jego lśniące, pełne skrywanych pragnień spojrzenie. Wpatrując się w siebie w milczeniu, Ren uniósł lekko drżącą dłoń i dotknąwszy jego policzka, powiódł palcami po gładkiej skórze. Reakcja Takary pobudziła jego buntujące się już serce, a palce zmusiła do bardziej śmiałych ruchów. Opuszką palca dotknął jego ust, jednocześnie czując jak dłoń Takary, zaciska się na jego plecach, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Milimetry, które dzieliły ich w tej chwili od siebie stopniowo zbliżały się do zera by ostatecznie, zgodnie z zapowiadanym upadkiem niewidzialnej bariery, przypieczętować jej nieuniknione unicestwienie. Wilgotne i miękkie usta Rena, których smakował w tej chwili Takara coraz zachłanniej napierały na jego własne. Ich coraz szybsze i niecierpliwe ruchy jeszcze silniej wzmagały potrzebę bliskości i jedności. Niepewność i powściągliwość w ich działaniach podobnie jak jasny, mglisty ślad na niebie pozostawiony przez wznoszącą się rakietę, rozpływały się bezpowrotnie.

– Czy mieści się to w zakresie czegoś więcej? – zapytał cicho Takara, odrywając się na krótką chwilę od niego.

Jednak nie na tyle, by dotyk jego ust był całkowicie niewyczuwalny.

– Mieściło... – wyszeptał, muskając je delikatnie.

Zdradzające fascynację i pożądanie oczy, podkreśliły prawdziwość i głębię jego kolejnych słów.

– Ale w tej chwili to zdecydowanie za mało.

...

*bento – posiłek serwowany w specjalnym pojemniku

„Nie tylko Wszechświat jest wyzwaniem dla człowieka.

Człowiek jest wyzwaniem dla samego siebie."

Michał Heller

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • LBnDrabble rok temu
    Gorąco zachęcamy do wzięcia udziału w zabawie na drabble.
    Wszystko znajdziesz:
    https://www.opowi.pl/literkowa-z-atylda-i-pasja-zapraszaja-do-a83552/

    Czas pisania do jutra [północ] Tylko sto słówek z ciekawym zakończeniem.

    Liczymy na ciebie!

    Literkowa
  • mnanami rok temu
    Dziękuję za zaproszenie :)
  • zsrrknight rok temu
    *liczby zazwyczaj zapisujemy słownie

    Całkiem ciekawe opowiadanie. Pod względem technicznym naprawdę porządne, w zasadzie nie dostrzegłem jakichś większych błędów. Fabularnie... Ech, nie moje klimaty, ale ogólnej jakości nie mogę odmówić.
    Na plus też dialogi, które są naturalne i dobrze pchają akcję do przodu.
    Pozdrawiam
  • mnanami rok temu
    Dzięki za komentarz.
    Zawsze cenię konstruktywną krytykę, ale akurat odnośnie liczb jest to świadome i celowe :)
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania