Poprzednie częściŚlepcy. Kroniki chaosu. Wstęp

Ślepcy. Kroniki chaosu r. 1

Każde miejsce na ziemi ma swoją historię powtarzaną przez pokolenia. Owianą otoczką tajemniczości. Przekazywaną ze szczyptą własnej wyobraźni. W jednych rejonach są to piękne historie. Jedne z tych, którymi karmi nas literatura, czy telewizja. Drugie nadawałyby się bardziej na scenariusz horroru, ale i ta tematyka ma swoją rzeszę fanów.

Wrocław. Miasto wielu mostów, kościołów i tajemnic. Inspiracja artystów wszelakiej maści. Dzielnice te nowe i te stare. Brukowane uliczki wciśnięte między wiekowe kamienice, mieszają się z pokrytymi asfaltem drogami. Galerie handlowe kuszące promocjami. Witryny sklepowe błyszczące się od neonowych szyldów, a gdzieś w ich cieniu, jakby na wyciągnięcie ręki, stare mury, które kiedyś były czymś więcej niż pozostałością.

Mówią, że to ludzie tworzą historię. Moja zawsze związana była z tym miastem.

Mieszkam i pracuję na jednym z terenów owianych złą sławą. Jego poprawna nazwa to "Przedmieście Oławskie", ale starsi mieszkańcy mówią na niego "Trójkąt Bermudzki". Do dziś krążą historie o niewyjaśnionych zaginięciach albo dziwnych zjawiskach. Według mnie miejsce do życia jak każde inne. Znam tu wielu ludzi. Jednych osobiście, innych tylko z widzenia. W nawiązywaniu kontaktów pomaga mi praca w małej kwiaciarni znajdującej się na zbiegu ulic Traugutta i Żabiej ścieżki. Tuż obok znajdują się ruiny starego kościoła. Budowla nie ma dachu ani szyb w strzelistych oknach, ale w słoneczny dzień da się dojrzeć wyblakłe freski na popękanych ścianach. Widać także szpital. Jeszcze parę lat temu służył ludziom, teraz stoi opuszczony. Od czasu do czasu odbywają się w nim ćwiczenia służb mundurowych. Widzę go z okien swojego mieszkania. Nad głównym wejściem wciąż wisi zegar z napisem głoszącym "Carpe diem". Swoją drogą albo projektant chciał podnieść na duchu odwiedzających to miejsce, albo lubił czarny humor.

***

 

Kolejne zamówienie z dowozem. To już drugie tego dnia. Praca w kwiaciarni ma wiele plusów, ale zlecenia przez pocztę kwiatową, to zawsze wielka niewiadoma.

Tym razem to ja z szefową szykujemy bukiety, więc jesteśmy pewne świeżości kwiatów. Trochę gorzej bywa w drugą stronę.

Stoję na zapleczu i rozpakowuję róże. Patrzę na ich krwistoczerwone płatki, które nachodzą na siebie w harmonijny sposób. To fascynujące, jak matka natura potrafi stworzyć coś tak perfekcyjnego. Biorę jedną do ręki.

- Cholera - szepcę, wyciągając kolec z kciuka.

- Znowu się ukułaś? - pyta pani Ewa. - Tyle razy ci mówiłam, żebyś ubierała rękawiczki.

- To nic takiego. - Wycieram palec w fartuch.

Mały dzwoneczek przy drzwiach zadzwonił, dając znać, że wszedł klient.

- Dzień dobry - wita się starsza pani. Na jej zielonej chuście i grubym kożuchu osiadły płatki śniegu, które teraz zaczynały topnieć. - Przyszłam popatrzeć, co nowego macie. Mój kot zżera wszystkie kwiaty, to choć oko na cieszę.

Pani Aniela mieszka w kamienicy naprzeciwko kwiaciarni. Wie i widzi wszystko.

- Dzień dobry - odpowiada szefowa.

- A słyszałyście, że w nocy ktoś włamał się do szpitala? - Nie czekając na odpowiedź, kontynuuje. - Podobno słychać było czyjeś krzyki. To już nie pierwszy raz.

Pani Ewa spogląda na mnie i ukradkiem puszcza mi oczko.

- Julia na pewno, by coś usłyszała. Prawda?

Kiwam głową i wracam do czyszczenia róż.

- Młodzi śpią jak zabici. Mówię wam, że coś się święci. Stara Jemiołowa powiedziała, żebym uważała. Przeczytała w miesięczniku wróżbiarskim o krwawej pełni.

Nie wytrzymuję. Ta kobieta, choć dobroduszna i szczera, ma na pieńku ze zdrowym rozsądkiem.

- Pani Anielu niech pani nie słucha głupot. Krwawy księżyc to nic innego, jak załamanie światła. Jeszcze nikt od tego nie umarł. Lepiej niech pani opowie, co nowego napsocił Puszek.

Po piętnastu minutach przeklinam się w myśli za podsunięcie tematu kocura. Obejrzałam chyba z pięćdziesiąt zdjęć, jak śpi, je, bawi się sztuczną myszą i nawet załatwia swoje potrzeby. Odkąd pani Aniela dostała od wnuków nowy telefon i nauczyła się robić zdjęcia, uwiecznia każdą chwilę z życia Puszka, dosłownie.

Około siedemnastej zostaję w kwiaciarni sama. Szefowa pojechała zawieść zamówione bukiety. Do końca pracy została godzina. Nie ma co robić, więc wpisuję w wyszukiwarkę: "Krwawy księżyc". Wyskakują strony internetowe głównie o tematyce naukowej i kilka o ludowych wierzeniach. Kusi mnie, aby sprawdzić te drugie. Już nakierowuję palec na tytuł artykułu, kiedy do kwiaciarni wchodzi młoda para, kłócąc się o coś zaciekle. Zapachy ich perfum mieszają się z kwiatowymi nutami róż i frezji. Wyglądają na takich, którzy nie martwią się finansami.

- Dzień dobry - witam się.

Nie otrzymuję odpowiedzi. Blondynka wyrzuca ręce w powietrze, a potem dźga mężczyznę palcem w klatkę piersiową. Kolejny, Szekspirowski dramat, myślę.

- Mogę w czymś pomóc? - znów się odzywam.

W końcu zwracają na mnie uwagę. Kobieta milknie, ale chyba kosztuje ją to dużo wysiłku, bo zaciśnięte usta, aż drżą z wściekłości.

- Szukamy czegoś na parapetówkę - odpowiada facet z iście grobowym wyrazem twarzy.

- Proponuję kwiaty doniczkowe. - Wychodzę za lady i podchodzę do półek z roślinami. - Ten będzie dobry. Skrzydłokwiaty pasują do każdego wystroju wnętrz i nie są wymagające w pielęgnacji. - Zerkam w kierunku kobiety, która chyba ma w głębokim poważaniu mój wykład. - Dodatkowo świetnie neutralizują wszelkie zanieczyszczenia w powietrzu.

- Niech będzie - podsumowuje mężczyzna i sięga po portfel.

Punkt osiemnasta zamykam kwiaciarnie, ciesząc się, że zaraz będę w domu. Na dworze jest ciemno i wyjątkowo wilgotno. Styczeń dobiega końca, ale oprócz niskich temperatur w niczym nie przypomina zimy.

Od roku mieszkam sama. Mama kupiła dom poza miastem i zostawiła mi te gniazdko. Nie powiem, że źle mi z tym, ale czasami brakuje mi jej gorących obiadów. Dzwonimy do siebie codziennie. Zazwyczaj rozmawiamy o drobnostkach. Opowiadam jej co ciekawego robiłam albo kto dziś był w kwiaciarni. Tak mija mi każdy dzień. Monotonnie. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Niespodzianki i nagłe zmiany planów nie wpływają na mnie dobrze. Grono najbliższych znajomych też nie jest pokaźne. Należą do niego dwie przyjaciółki, które towarzyszą mi od czasów szkoły średniej. Żadna ze mnie dusza towarzystwa.

Przed zaśnięciem w głowie kołują mi różne obrazy. Nie mogę pozbyć się głównie jednego. Puszka naprężonego w kuwecie. Że też akurat to zapadło mi w pamięci.

***

 

W nocy budzą mnie migające, niebieskie światła i gwar rozmów. W pierwszej chwili myślę, że to osiedlowa elita przystanęła pod oknami. Nie zdarza się to często, ale jednak. Nie są nie grzeczni, poprostu nie panują nad procentowym entuzjazmem.

Wstaję i podchodzę do okna. Po drugiej stronie ulicy zaparkowały dwa radiowozy i karetka. Wokół kręcą się policjanci. Część z nich wraz z ratownikami medycznymi stoi na terenie opuszczonego szpitala. Zaniedbany i zarośnięty teren oświetlają rozstawione lampy. Może pani Aniela miała rację? Jutro cała dzielnica będzie huczeć od plotek i różnych wersji wydarzeń. Jednego jestem pewna; tej nocy już nie zasnę.

***

Po drodze do pracy wchodzę do sklepu zaopatrzyć się w drożdżówkę i kawę. Bez porządnej dawki kofeiny nie przetrwam tego dnia.

Pani Ewa jest już w kwiaciarni.

- To właśnie moja pracownica. - Wskazuje na mnie z zakłopotaniem, kiedy wchodzę do środka. W pierwszej chwili nie rozumiem, co się dzieje dopóki nie dostrzegam dwóch policjantów.

Funkcjonariusze obracają się w moją stronę.

- Dzień dobry. Komenda miejsca we Wrocławiu. Starszy aspirant Gawrykowski. Mam do pani kilka pytań, ale nim zacznę, poproszę o pani dowód osobisty.

Jak żyję dwadzieścia cztery lata, nigdy nikt mnie nie wylegitymował, no może raz, jak próbowałam kupić piwo w wieku siedemnastu lat, ale nawet wtedy nie miałam takiego pietra, i dowodu.

Nie wiem, dlaczego czułam niepokój. Może to tylko kwestia rozmówcy.

Odstawiam kawę na ladę i sięgam do torebki po portfel. Dowód chowam w bocznej przegrodzie i jak na złość nie mogę go wyciągnąć.

- Denerwuje się pani - zauważa ten drugi.

Bystrzacha, nasuwa mi się kąśliwa uwaga. W końcu udaje mi się wyciągnąć złowieszczy plastik.

- Proszę - podaje go policjantowi.

- Pani Julia Nawrocka.

- Zgadza się. Mogę wiedzieć o co chodzi?

Gawrykowski oddaje mi dowód i pokazuje zdjęcie, na którym przytuleni stoją kobieta i mężczyzna. Przyglądam się mu, a następnie patrzę na funkcjonariusza.

- Zna ich pani?

- Nie. To znaczy wczoraj chwilę po godzinie siedemnastej przyszli kupić kwiaty. To wszystko.

- Czy mówili coś albo zachowywali się dziwnie?

- Zależy, co uważa pan za dziwne?

- Proszę odpowiedzieć.

- Kłócili się. Szukali czegoś na parapetówkę. Sprzedałam im skrzydłokwiat i wyszli.

- O co się kłócili? Czy któreś z nich zachowywało się agresywnie?

Już chcę odpowiedzieć, kiedy dostrzegam za oknem panią Anielę. Gdy kobieta zauważa, że ją widzę, udaje zainteresowanie sztucznymi kwiatami zdobiącymi witrynę.

- Mam powtórzyć pytanie? - Policjant się niecierpliwi.

- Nie wiem, dlaczego się kłócili. Nie podsłuchuję klientów. Może kobieta była mniej opanowana, ale za agresję, bym tego nie uznała.

Przez chwilę panuje cisza. Policjanci coś notują. Ciekawe, czy to samo. Muszę popracować nad byciem milszym dla ludzi.

- Czy dowiemy się w końcu, dlaczego panowie tu są? Mamy dużo pracy - pyta pani Ewa, unosząc brwi. To znak, że jej poziom irytacji wchodzi na wyższy lewel.

- Dzisiaj w nocy na terenie opuszczonego szpitala znaleziono zwłoki kobiety ze zdjęcia. Miała przy sobie paragon z tej kwiaciarni. Wciąż szukamy jej partnera. Pani Julia jest prawdopodobnie ostatnią osobą, która widziała ich razem.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Vespera ponad rok temu
    Wampir był głodny przy pełni, to wziął i zjadł dziewczynę, sprawa zamknięta, można się rozejść.
    Widziałam parę błędów ortograficznych, polecam wrzucić tekst choćby w ortograf.pl, coś tam poprawi - tylko nie zawsze można mu ufać w kwestii przecinków, no i nie rozumie kontekstu, nie podkreśli ci skrzydło kwiatu, choć ten powinien być pisany łącznie.
  • Triniti20 ponad rok temu
    Dzięki za komentarz. Błędy poprawione. ?
  • Vespera ponad rok temu
    Triniti20 Chcesz, żeby przy następnych częściach dawać ci znać, jeśli coś wyłapię ewidentnie nie tak?
  • Triniti20 ponad rok temu
    Vespera pewnie, że tak. Będę wdzięczna.
  • Vespera ponad rok temu
    Triniti20 Okej :)
  • MKP ponad rok temu
    "Nie są nie grzeczni, poprostu" - niegrzeczni
    "Komenda miejsca" - miejska
    "- Proszę - podaje go policjantowi." - kropeczka i Podaje z dużej.

    Płynnie się czyta i czuć klimacik polskiego miasta z sekretem??
  • Triniti20 ponad rok temu
    Dzięki. Poprawię i pozdrawiam?
  • zsrrknight ponad rok temu
    "Brukowane uliczki wciśnięte między wiekowe kamienice, mieszają się z pokrytymi asfaltem drogami." - zbędny przecinek
    "stare mury, które kiedyś były czymś więcej niż pozostałością." - pozostałością czego?
    "Żabiej ścieżki." - "ścieżki" też z dużej litery (sprawdziłem na mapie xd)
    "ale zlecenia przez pocztę kwiatową, to zawsze wielka niewiadoma." - zbędny przecinek
    "to choć oko na cieszę." - nacieszę
    "Julia na pewno, by coś usłyszała" - zbędny przecinek
    "Kolejny, Szekspirowski dramat" - zbędny przecinek i "szekspirowski" z małej litery (w tym wypadku)
    "zaciśnięte usta, aż drżą z wściekłości." - zbędny przecinek
    "Wychodzę za lady" - zza
    "Punkt osiemnasta zamykam kwiaciarnie" - kwiaciarnię
    "Że też akurat to zapadło mi w pamięci." - w pamięć
    "Jak żyję dwadzieścia cztery lata, nigdy nikt mnie nie wylegitymował, no może raz, jak próbowałam kupić piwo w wieku siedemnastu lat, ale nawet wtedy nie miałam takiego pietra, i dowodu." - osobiście podzieliłbym to na dwa zdania, bo w obecnej formie jest dość chaotycznie
    "Nie wiem, dlaczego czułam niepokój." - zbędny przecinek
    "ale za agresję, bym tego nie uznała" - zbędny przecinek

    Jest trochę błędów, ale ogólnie nie jest źle. Narracja pierwszoosobowa i czas teraźniejszy - trudne połączenie i ciekawe, czy sobie z nim poradzisz w następnych rozdziałach. Wydaje mi się, że póki co narracja jest trochę sztywna, ale może to bardziej kwestia bohaterki - być może przy mocniejszych wydarzeniach narracja nieco się "rozróżni". Umiejscowienie akcji w prawdziwym miejscu to też swego rodzaju wyzwanie - akurat nie mieszkam we Wrocławiu, ale wiedz, że jeśli trafi ci się jakikolwiek czytelnik z tego miasta to od razu znajdzie wszystkie nieścisłości :)
    Ogólnie jest intrygująco i ciekawe w jaką mroczną lub nie przygodę wplącze się bohaterka.
    Pozdrawiam
  • zsrrknight ponad rok temu
    *rozluźni oczywiście xd
  • Triniti20 ponad rok temu
    Dzięki. Lubię komentarze, z których można czerpać wiedzę. Co do miasta, to mieszkam we Wrocławiu. Dokładnie w rejonie, który opisuję.
  • zsrrknight ponad rok temu
    w takim razie jako czytelnik mogę być spokojny, że nie popełnisz żadnej geograficznej gafy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania