Ślepcy. Kroniki chaosu. Wstęp
Na początku była pustka ciemna i nieprzenikniona. Nie posiadała początku ani końca. Nie podlegała żadnym siłom. Trwała w swojej majestatycznej czerni na pograniczu jawy i snu. Gdzieś między życiem a śmiercią. Istniała, ale jakby jej nie było. Poruszała się, choć wydawało się to niemożliwe. Ignorowana przez ludzi. Niewidoczna dla ich słabych oczu i ograniczonych umysłów.
Zapragnęła stać się potęgą. Czymś więcej, niż nie mającym na nic wpływu bezcielesnym bytem. Przez wieki karmiła się ludzkim nieszczęściem. Tam, gdzie inni stawali się słabi, ona rosła w siłę. Z każdą wojną, bratobójstwem, nedzą nabierała kształtów. Aż w końcu powstała. Wyłaniając się z mroku ludzkiego chaosu.
Cielesna i prawdziwa jak nigdy przedtem. Nazwała się Wyrocznią. Panią tego, co teraz, i tego, co nadejdzie. Nie przewidziała, jednak jednego; zabierając bezdenną przestrzeń, którą była, chaos zaczął szerzyć się jak zaraza, zatracając naturalną równowagę ludzkiego świata. Zło, które czyniło ją silną, zaczęło stawać się czymś normalnym i pozbawionym emocji, jakimi się karmiła. Nie chciała znów stać się tylko materią. Wyrwała kawałek swojego zimnego, czarnego serca i przywołała do niego chaos, postanawiając jemu także nadać cielesność, aby łatwiej nad nim panować. Z fascynacją obserwowała narodziny swojego piekielnego dzieła. Centymetr po centymetrze z czarnej brei wyłaniały się części ciała. Gęsta maź spływała po nienaturalnie jasnej skórze. Zarysy mięśni nabierały na wyrazistości, aż w końcu dzieło wyroczni stanęło przed nią nagie, uśmiechając się szyderczo. Było zarówno piękne i okrutne. Z czarnych oczu ziała pustka.
- Witaj mój synu. - Wyrocznia podeszła bliżej i położyła dłoń w miejscu, gdzie powinno znajdować się bijące serce mężczyzny. Nie wyczuła niczego, poza wirującym w nim chaosie. - Od teraz należysz do mnie, a ja do ciebie. Bez siebie nie istniejemy, ale razem stworzymy coś idealnego. - Drugą dłonią przeciągnęła po kruczoczarnych i długich włosach mężczyzny. - Skup się. Zamknij oczy i poczuj to. Poczuj tę potęgę.
Zrobił o co poprosiła. Wsłuchał się w rozpacz, ból i moc, która w nim rosła. Zalewała go. Pozbawiała tchu. Dławiła. Chwycił za rękę Wyroczni, chcąc ją odsunąć, ale ona na to nie pozwoliła. Wiedział, że ta siła za chwilę go zniszczy. Było jej za dużo. Przez setki lat rozpościerała się nad ziemią jak płachta, a teraz skumulowała się w ciasnej materii, jaką było jego ciało. Oddech mężczyzny stał się spazmatyczny. Mięśnie napięły się do granic możliwości, ukazując pulsujące, fioletowe żyły na powierzchni skóry.
Wtem ciszę przeszył ryk wściekłości. Tak potężny, że zatrząsł Ziemią, wzburzył wody, rozniecił pożogę. Podzielił czas, tworząc rownoległą rzeczywistość. Świat, którym mogli rządzić, tworząc nową historię. Miejsce, gdzie potęga należała tylko do nich.
- A teraz - zaczęła Wyrocznia. - Powołaj do życia naszych poddanych. To oni na twoje rozkazy będą szerzyć zniszczenie. Widzę to. Widzę, jak wielka będzie to armia.
- Co mam zrobić? - zapytał. Jego szczupła klatka piersiowa unosiła się i opadała z wysiłkiem. W spojrzeniu czaił się obłęd.
- Jedni narodzą się z energii. Drudzy z krwi. Aby żyć, pożywiać się będą na tych, których zwą ludźmi. Ci zaś będą się ich bać, a jednocześnie pożądać piękna i wiecznej młodości. Wystarczy kilka kropel twojej krwi. Kiedy połączy się ona z siłą nowego świata, powstaną.
Komentarze (8)
"Druga dłonią" - dwudziesty drugi wers "drugą"
"jednocześnie porzadać" - przedostatni wers, "pożądać"
Tak mi się wydaje.
Ciekawe, ciekawy zapis, emanuje spokojem, choć dzieje się. Wg mnie trochę w klimacie Mastertona (ten od erotyki i horroru) - subiektywne odczucie.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania