Śmierć jak pocisk z armaty - Onyx
– One…two...three! – Usłyszałem. Moja dziewczyna pociągnęła za spust. W jej szmaragdowozielonych oczach tlił się ogromny ból. Nie miała wyboru, musiała mnie zabić.
Albo inaczej: miała wybór, lecz wiązał się z tym, iż śmierć mogłaby zabrać nas dwoje. Nie chciałem, by cokolwiek jej się stało. Nie mogłem na to pozwolić. Właśnie dlatego zmusiłem ją do zabicia mnie. Tak, wiem, nagiąłem jej własną, wolną wolę, lecz zrobiłem to dla dobra ukochanej. To mnie chyba usprawiedliwiało, no nie?
Kątem oka zobaczyłem śmierć. Miała białą suknię z wieloma falbankami i koralikami. Długie blond włosy mieniły się jasnym blaskiem, jakby jej głowę oplatała aureola. Wyraz twarzy był bardzo sztuczny, jak u porcelanowej lalki. Lalki bez uczuć, bez myśli i wspomnień. Jak u lalki pustej, tak cholernie pustej!
Wcale nie chciałem skojarzyć śmierci z lalką. Ta pierwsza – jest zbyt straszna, by ją porównywać do zwykłej zabawki. Choć może to zależy? Od wszystkiego. Na przykład, moja śmierć była straszna. Wpadła nagle, wdepnęła z buciorami w me życie, pozostawiając świat bez mojej ukochanej, pozostawiając ból, nienawiść i rozpacz. Wpadła, jak pocisk z armaty. Szybko, prawie niezauważalnie. I to było w tym wszystkim najgorsze.
Choć niektórym mogło się wydawać, że przecież moja śmierć wcale taka straszna nie była. Przecież miałem czas na pożegnanie się z rodziną, przyjaciółmi, dziewczyną i psem. Owszem, miałem. I owszem, była straszna. Nie dostałem możliwości prawdziwego życia. Musiałem szybko podjąć decyzję – podjąłem taką, jaką wygłosiło mi serce. I nie żałuję. Nie żałuję nakurawiając w pokerka z samym Szatanem.
Komentarze (9)
Shogun?
Tak mi zaświtało.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania