Poprzednie częściŚmierć jest wśród nas [1]

Smierć jest wśród nas [2]

Zimny wiatr otulał moje policzki. Drzewa uginały się pod ciężarem wiatru i mroźnej nocy. Stopnie na minusie dawały się we znaki. Bieg w taką pogodę przynosił straty w moim organizmie jak stopniowo niszczący proces zwalczania w 476 r. cesarstwa zachodniorzymskiego. Droga, choć z pozoru krótka wydawała się nieskończenie długo przez porywisty wiatr i noc przesiąkająca jak sito.

- Już jestem — powiedziałem cicho, a słowa rzuciłem na wiatr.

Już z daleko słuchać było, że dzieje się coś niedobrego. Wrzaski staruszki dobiegały już z kilkadziesiąt metrów, a szeleszczący wiatr tylko podsycał ryk. Brzmiało to, jak dźwięk zarzynanego zwierzęcia przez jakiegoś okrutnego łotra podczas łowów, z tą różnicą, że dźwięki nie ustawały a grozę czuć było na każdym włosku mej młodej skóry. Po chwili biegu wszedłem przez klatkę. Lęk nie ustąpił.

Ludzie stali w pidżamach i kapciach wypełnione watą, trząchali się z zimna i wsłuchiwali się w jęki. Po chwili postanowiłem się zbliżyć, ale moje chęci zostały zablokowane przez czyjeś łapska:

- Nie wchodź tutaj, chłopcze — szepnął tajemniczy głos — Uciekaj stąd, jeśli Ci życie miłe — oznajmił mocno.

- Nie mogę, muszę tam wejść — odwzajemniłem i stawiłem opór słów.

- Diabeł zstąpił w nasze światy, 'Ad majorem Dei gloriam' zostaw w spokoju — powiedział

- Ale tam mieszka moja prababcia — wykrzyknąłem, aby usłyszał, ale oprócz niego, usłyszeli też zgromadzeni. Wszyscy spojrzeli na mnie, a sam człowiek trzymający mnie, puścił i odszedł w cień:

- Zostaw mnie! - zawołał — Odejdź! - krzyczał na mnie ze łzami w oczach — Zostaw moją duszę w spokoju, zabierz ciało, spal je, ale dusze zostaw, nie jest cię warta — pobrzękiwał.

- Uspokój się — powiedziałem ze spokojem — Uspokójcie się wszyscy — wrzasnąłem.

*Kolejny jęk z mieszkania babci*

- Rozejdzie się. Natychmiast! - krzyknąłem z siłą, naładowany jak pocisk. Zrobili co nakazałem, ale ci, którzy mieszkali blisko, lekko zerkali przez lupę przy drzwiach. Postanowiłem ze spokojem podejść do klamki drzwi babci i przekręcić. Zamknięte. Szarpnąłem. Kolejny krzyk zza drzwi. Podwoiłem siłę nacisku. Szarpnąłem ponownie i jeszcze raz. Zdenerwowałem się, odszedłem na mare metrów i wjechałem w drzwi. Uderzyłem głową, zakręciło mi się. Drzwi przewróciły się, a mi okazał się widok jak z horroru. Dosłownie. Realny dramat.

Babcia stała przewrócona za łóżkiem a nad nią stała czarna, wysoka, wniosła, unosząca się ziemią, postać, zakapturzona, spoglądająca się na babcie. Obydwoje odwrócili wzrok na mnie, gdy przekraczałem próg domu. Postać w prawej ręce trzymała na drewnianym, mocnym kiju, błyszcząca kosę, w której można było się przejrzeć, a w lewej ręce, czymś dziwnym, miała zaciśnięta pięść. Zakapturzona postać spojrzała się na mnie. Tam gdzie powinna znajdować się twarz widniała szara płachta dymu, zasłaniająca czarną pustkę. Postać okryta była Ciemnym materiałem, jak wspomniałem z kapturem. Na dodatek unosiła się kilka centymetrów nad ziemią, a spod jej sutanny wyjawiał się czarny dym. To była Śmierć. Ewidentnie ona. Ale czego szukała w domu spokojnej i miłej staruszki. Po chwili postać odwróciła głowę na lewo i leciutko odwróciła posturę w moją stronę. Powoli wysunęła ramię w moją stronę a ja odpowiedziałem na to jednym decydującym słowem:

- Stój! - a Śmierć opuściła ramie i cicho zachichotała.

 

C.D.N

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania