Poprzednie częściSnajper

Snajper | 2

Zbiegając z dachu budynku, nie wahałem się ani sekundy nad oderwaniem kawałku kołnierza z pluskwą ze swojej koszuli, i wyrzucenie jej wraz z przeszkadzającą mi coraz bardziej słuchawką w lewym uchu.

Agencja wystawiła mnie do wiatru. Nie mogłem wrócić do domu bezpiecznie. Nie mogłem wyjechać z państwa, błyskawicznie zatrzymaliby mnie na granicy, ba - rozpoznaliby i odesłali do trybunału pod cholernie dużą eskortą, gdzie zapewne skazaliby mnie na śmierć.

Pakując z powrotem broń do bagażnika, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż za chwilę przyjedzie po mnie policja. Zwyczajnie wysiądą przy mnie i zabiorą mnie przed sąd sprawiedliwości.

To był pieprzony absurd. Zaczynałem powoli wariować! Jako snajper nauczyłem się przede wszystkim zatrzymywać zimną krew w nawet najbardziej ekstremalnych warunkach. Pamiętam, jak dwa lata temu zastrzeliłem człowieka bezpośrednio z drugiego piętra z balkonu. Okazało się wtedy, iż nieopodal tego miejsca kręcił się patrol policyjny, który zaczął ścigać mnie dobre kilka kilometrów.

Zamknąłem bagażnik i wpadłem do środka. Mój z lekka rozbiegany wzrok spoczął na lusterku, pokazującym mi moją zdenerwowaną twarz.

Opanuj się do cholery, Mike!

Odetchnąłem głęboko. Tak, musiałem iść dalej naprzód. Ba, musiałem się jakoś im odpłacić za tę próbę zabicia mnie i oszustwo. W mojej głowie powoli zaczął rysować się plan.

Przekręciłem kluczyk w stacyjce i wyjechałem z parkingu, kierując się w stronę obwodnicy, prowadzącej na obrzeża miasta we wschodnim skrzydle.

W trakcie jazdy wybiłem na szybko pewien numer w telefonie, po czym wsadziłem sobie komórkę między ucho a mocno podciągnięte do góry lewe ramię.

- Mike? - odezwał się niepewnie żeński głos w słuchawce, zszokowany tym, że tak nagle dzwonię. Fakt, nie odzywałem się do niej blisko pół roku.

- Caroline - mruknąłem, wysilając się na entuzjastyczne brzmienie. Jakby dalej poprowadzić rozmowę? Och, już wiem! - Caroline... potrzebuję twojej pomocy - powiedziałem wprost.

Stwierdziłem, że jeżeli agencja i tak ma sprzedać wszystkie moje informacje, to prędzej czy później ta dziewczyna i tak dowie się o wszystkim. Nie przedłużając więc zbytnio naszej rozmowy po latach, streściłem jej maksymalnie jak tylko się dało opowieść. Byłem jej wdzięczny, że ani razu mi nie przerwała.

W końcu zatrzymałem zarówno samochód jak i opowieść, wpatrując się z pewną dozą niepewności w niebo.

- To jak, Caro? Pomożesz mi? - zadałem jej kluczowe pytanie, gdy chwila ciszy między nami zaczęła się przeciągać coraz bardziej.

- Wiesz, że mam u ciebie wielki dług do spłacenia - westchnęła dziewczyna w słuchawce. - Rok temu to ty pomogłeś mi. Czas, abym się zrewanżowała. Gdzie dokładnie jesteś?

- Przed twoim domem - odparłem, nie dając jej czasu na odpowiedz. Wcisnąłem czerwoną słuchawkę, po czym wysiadłem z samochodu. Z bagażnika zagarnąłem wszystko, co najcenniejsze - czyli mój karabin snajperski, opatrzony w czarny futerał.

Wpadłem do środka domu Caroline, rozpędzony niczym prawdziwa torpeda. Przywitała mnie kobieta w kwiecie wieku, uśmiechająca się do mnie szeroko i spoglądająca w taki sposób, jakbym znowu coś nabroił.

- Nieźle się wkopałeś, skoro prosisz mnie o pomoc - zauważyła, a potem jej wzrok opadł na moje ramię, w którym wciąż czułem tkwiącą głęboko kulę snajperską. Koszula zdążyła już naprawdę krytycznie przesiąknąć krwią. - Chryste Panie, co to jest?! - wybuchnęła.

Zrobiłem niewinną minę.

- To... ach, Caro. Agencja wynajęła drugiego snajpera, który miał mnie sprzątnąć.

Jej wzrok wędrujący od mojej twarzy po ranę najwyraźniej przekonał ją o tym, że w ostatecznym rozrachunku to ja wygrałem.

- To dziwne - mruknęła, wychodząc w tej samej chwili do sąsiedniego pokoju.

Zmarszczyłem brwi. Co takiego miała przez to na myśli?

Posadziła mnie na jednym z dwóch tapicerowanych foteli, po czym kazała zacisnąć mocno zęby i czekać w spokoju na koniec. Cierpliwość była cechą rozpoznawczą snajpera. Każdy z nas miał to opanowane.

Czułem się trochę jak na fotelu u dentysty, z tą jednak różnicą, iż mój doktor nie grzebał mi w jamie ustnej, a w ciele. Przynajmniej zamierzał za chwilę to zrobić.

Caroline założyła specjalne białe rękawiczki, delikatnie odwiązała koszulę i zdjęła zakrwawioną część szmaty, rzucając ją gdzieś na bok. Rana wyglądała naprawdę fatalnie. Tyle krwi dawno nie było mi dane obejrzeć.

Wiedziałem jednak, że ta dziewczyna o długich, kasztanowych włosach jest w stanie podołać temu zadaniu. Nie mogłem się obecnie pokazać w szpitalu, natomiast Caroline była niegdyś medykiem wojskowym, więc takie rany to była dla niej pestka.

Kazała mi wystawić rękę do przodu, po czym zaczęła zmywać moją krew wodą utlenioną. Następnie wyjęła z apteczki bandaż i zwiniętą w kostkę chusteczkę.

- Co takiego miałaś na myśli, gdy wspomniałem ci o tym, że wynajęli na mnie drugiego snajpera? Dziwnie się zachowałaś - mruknąłem niepewnie, gdy tylko zobaczyłem jak w jej prawej dłoni pojawiają się średniej wielkości metalowe szczypce. Nie wyglądały za przyjemnie.

Rzuciła mi takie spojrzenie, jakby nie do końca wiedziała o co mi chodzi. Dopiero po chwili do niej dotarło.

- Och, nie nic. Zdziwiłam się tylko tym, w jaki sposób agencja cię wystawiła. W końcu byłeś jednym z lepszych.

Skinąłem jej w odpowiedzi głową, czując jak szczypce wsuwają mi się do wnętrza rany, dotykając przy tym masę rozerwanych tkanek i drażniąc cudem nienaruszone nerwy.

Miałem ochotę krzyknąć z bólu, jednak nie zrobiłem tego aż do końca przeprowadzanej operacji. Moje serce zwolniło rytmu, za chwilę przypominając sobie o latach treningów jako nastolatek pod oczyma agencji. Takie coś to dla mnie drobnostka. W spokoju wytrzymałem piekący mnie jak ogień diabelski ból.

W końcu, gdy zahaczyła szczypcami o metal tkwiący w moim ciele, delikatnie uchwyciła go w kleszcze i wyciągnęła. Kolejna salwa krwi zaczęła wylewać się z rany, jednak ta błyskawicznie chwyciła za bandaż i kostkę, przyciskając je w miejsce mojej rany z niezwykłą siłą i precyzją. Całość obwiązała specjalną siatką medyczną.

Byłem pod prawdziwym podziwem tego, w jaki sposób to wykonała.

- Dziękuję, Caro - odetchnąłem z ulgą, gdy było już po wszystkim. - A teraz... posłuchaj mnie.

Opowiedziałem jej cały swój plan na kilka najbliższych dni. Zaplanowałem wszystko do przodu, a wyjaśniłem jej to w taki sposób, że gdy to słyszała, jej oczy robiły się coraz większe i większe.

Późnym wieczorem zauważyłem, iż telewizja nie śpi. Na każdej stacji nadawano o mordercy rosyjskiego ambasadora w Europie. Ba, większość mediów zaczęła także ujawniać moje zdjęcia, a niektóre posunęły się nawet do tego, aby transmitować odwiedziny policji w moim domu.

Caroline stwierdziła, że będzie potrzebowała więcej składników do przygotowania wspaniałej kolacji, mającej nieco poprawić mi humor. Ciekawe. Pocieszyć człowieka, którego ściga całe państwo to naprawdę nie lada wyzwanie.

Zagryzłem wargi.

Gdybym mógł, zabiłbym gołymi rękami te cholerne, sprzedajne babsko z agencji, która przez trzy lata podawała się za moją szefową.

Pozwoliłem, aby Caroline wzięła mój samochód. Wyjechała około godziny dwudziestej.

Zostałem w domu, rozmyślając tym razem na temat przeciwnego snajpera, którego cudem udało mi się zabić. Chybił aż trzy razy. Jeśli ostatnie słowa WELL (tak nazywaliśmy oficjalnie szefową) skierowane do mnie były prawdziwe, to jak tak doświadczony snajper jak on, mógł spudłować aż trzy razy? Ta walka wymagała naprawdę dużej dawki koncentracji i precyzji, a szybkość podejmowania ruchu była tu niezbędna.

Jeśli jednak pomyśleć o tym z innej strony - strzelał pod słońce. Może faktycznie to był jednak ten element, który przesądził o moim zwycięstwie.

Niespodziewanie ekran na moim telefonie zajaśniał. Chwyciłem komórkę i uśmiechnąłem się pod nosem, gdy tylko zobaczyłem treść wiadomości.

Już czas - zrozumiałem.

Wyjąłem z kieszeni krople do oczu, aplikując sobie ich małą dawkę. Zacząłem mrugać szybko powiekami, chcąc aby te jak najszybciej się wtarły, po czym chwyciłem za skrzynię z moją najdroższą bronią i ruszyłem w drogę.

Z tego co zauważyłem, na zewnątrz nie było jeszcze wcale tak ciemno jak myślałem, dzięki czemu mogłem działać absolutnie swobodnie.

Dwie przecznice dalej rozciągała się niedokończona konstrukcja powstającego budynku. Jadąc tędy do Caroline, zauważyłem kompletny brak robotników, co mogło wskazywać na to, że ten dzień jest ich dniem wolnym.

Z dołu bramy ziała ogromna dziura, przez którą przecisnąłem futerał z bronią, po czym zrobiłem krótki rozpęd i rzuciłem się na wysokie na dwa i pół metra ogrodzenie, łapiąc się samymi końcówkami palców. Dalej to już była bułka z masłem dla takiego kogoś jak ja.

Podciągnięcie się i przeskok na drugą stronę miały zapewnić mi szybką rozgrzewkę mięśni ramion. Od razu czułem się pewniej.

Wybrałem jedną z najwyższych konstrukcji rusztowania. Za sobą miałem kilkumetrową otchłań, dlatego gdy tylko ułożyłem się na ziemi, moje nogi zwisały kawałek poza krawędzią.

Starannie wyczyściłem miejsce wokół siebie, po czym oparłem wygodne lewy łokieć o kawałek deski, uważając aby nic mi się nie wbiło w ramię. Gdyby tak się stało przypadkowo podczas strzelania, mógłbym fatalnie spieprzyć sprawę.

Na końcu lufy, na specjalnie przystosowanych do tego ząbkach, umieściłem tłumik, mający za zadanie jak sama nazwa wskazuje - tłumić odgłosy wystrzałów. Nie chciałem się od razu zdemaskować. Liczyłem na jak najdłuższe zaskoczenie.

Oblizałem nerwowo wargi. Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza, czyli tak jak zaplanowałem. Dziękowałem obecnej porze roku jedynie za to, że noc zapadała dzisiaj znacznie później, dzięki czemu miałem naprawdę dobre pole do popisów.

I wtedy przed sobą ujrzałem swego jeepa, prowadzonego przez nikogo innego jak Caroline.

Odetchnąłem głęboko, gdy chwilę później, tuż za nią w pewnym odstępie, ujrzałem karawanę czterech czarnych pojazdów.

Przez celownik w swoim karabinie snajperskim naliczyłem ośmiu ludzi. Ośmiu. Tyle samo miałem naładowanych naboi. Musiałem trafić je wszystkie, aby przekaz był mocniejszy. Właśnie na tym mi zależało.

Myślicie, że jesteście nie do wykrycia, pieprzone gnojki?

Stojak do snajperki zgubiłem oczywiście na dachu ratusza, gdy musiałem stoczyć szaloną bitwę z wrogim snajperem, przez co właśnie teraz musiałem trzymać tę maszynę do zabijania w swoich objęciach. Broń była ciężka, ale ja byłem obeznany z nią dobrych kilka lat, przez co nie sprawiała mi aż takich problemów.

Podążyłem skupionym wzrokiem w celowniku za pierwszym samochodem. Jechali wprost do mnie.

Jeszcze chwila - nakazałem sobie w myślach, czekając na odpowiedzi moment. I wtedy Caroline z całym impetem wpadła na plac budowlany, nakazując bramie otwarcie się wbrew jej woli.

Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy agenci w czarnych pojazdach zrozumieli, że coś nie gra. Jak na daną komendę wszyscy przyspieszyli. Cudownie - pomyślałem. Po prostu cudownie!

Gdy tylko pierwszy samochód przekroczył linię wejścia na plac, dla mnie był to sygnał do działania.

Pociągnąłem za spust, zaczynając od zabicia gościa siedzącego tuż obok kierowcy, a dopiero potem samego prowadzącego pojazd. Efekt miał wywołać chwilowy szok na twarzy kierowcy i nie pozwolenie na podjęcie mu decyzji do działania. Tak też się stało.

Samochód jechał jeszcze kilka metrów dalej, aż w końcu wpadł do kontenera, wypełnionego po brzegi piaskiem. Widziałem jak wielkie rozkojarzenia malują się na twarzach moich oponentów, zdziwieni tym, co właśnie zrobili ich towarzysze z przedniej linii ognia.

Moja dłoń zlała się w jedność z okiem i bronią. Skupienie na twarzy osiągnęło już dawno dopuszczalną granicę. Co chwila rozlegał się tylko stłumiony odgłos wystrzału, a za nim kolejne kolejny człowiek żegnał się z życiem.

Agenci kompletnie nie wiedzieli co się dzieje. Panika wyrosła na ich twarzy dopiero wtedy, gdy został ostatni samochód. Kierowca gwałtownie skręcił, ustawiając pojazd pod naprawdę niewygodnym kątem. Miałem zaledwie chwilę.

Nie czekałem.

Wypaliłem od razu.

Widziałem jak kulka zarysowała kraniec dachu, wpadając z całym impetem do środka i trafiając kierowcę pod szyję. Krew bryznęła na okno, a samo ciało upadło na kierownicę. Pojazd obrócił się o kilkadziesiąt kątów, po czym uderzył w samochód należący do innych, dawno nie żyjących agentów.

Ostatni nabój.

Z wnętrza samochodu wybiegł ostatni ocalały. Rzucił się szalonym pędem w stronę wyjścia, mając nadzieję, że znajdzie się za bramą, zanim go trafię.

Zjechałem nieco niżej i wypaliłem, godząc go w nogę. Celowałem w kolano, ale efekt był równie dobry. Ręka lekko mi się omsknęła, przez co trafiłem w piszczel. Mężczyzna ryknął z bólu i zatoczył się do przodu na ziemię. Widziałem jak nierówno postawił stopę, przez co w następnej chwili na całym placu zabrzmiał odgłos chrupnięcia złamanej nogi.

Zeskoczyłem z rusztowania, zabierając ze sobą swój największy skarb.

Ranny mężczyzna zaniósł się szalonym płaczem. Wiedział, że zaraz zginie, ale mimo to błagał... prosił o podarowanie mu życia. Seplenił coś o swojej córce i żonie w domu, na które ciężko pracował w agencji. Mówił, że był młody. Zbyt młody, aby umierać i chciał się jeszcze nacieszyć życiem.

- Uspokój się. Oszczędzę cię - obiecałem, chcąc aby w końcu się zamknął. - Ale musisz coś dla mnie wpierw zrobić.

Mężczyzna miał wielkie oczy, gdy słuchał co to za przysługa. Wiedziałem jednak, że to zrobi. Od tego zależało jego życie, które teraz spoczywało w moich rękach.

- Agent 0097 właśnie zastrzelił wszystkich. Zostawił mnie - sapnął pospiesznie agent, czujący jak krew ulatuje z niego coraz mocniej. - Prosi o spotkanie się z panią.

Obserwowałem go w cichym milczeniu jak wykonuje moje polecenia. Jego twarz zastygła w bezruchu, gdy nasłuchiwał głosu w słuchawce.

Rzucił mi niepewną minę, a ja zrozumiałem.

Nie zgodziła się.

Skinąłem mu głową, przewieszając snajperkę przez ramię i ruszając przed siebie. Tuż za sobą usłyszałem głuche kroki Caroline.

- Nieźle to rozegrałeś - mruknęła, ze szczerym podziwem w głosie.

Przyjąłem jej słowa pochwały bez mrugnięcia.

Doskonale wiedziałem, co będzie chciała zrobić agencja.

Pod samochodem, tak jak podejrzewałem był ukryty wskaźnik GPS, mający namierzyć mnie wszędzie, gdzie tylko bym się nie udał.

Posłużyłem się Caroline. Agencja wiedziała, że zajechałem pod jej dom w celu opatrzenia ran. Jak już powiedziałem, była ona niegdyś medyczką w szpitalu wojskowym, ale przez kilka chwil także pracowała w agencji. To właśnie wtedy podczas jednej z misji uratowałem jej życie.

Potem Caroline wsiadła do samochodu i pojechała do miasta. Chciałem, aby WELL myślała, że jeżdżę bez celu po mieście, tym czasem ja zostawiłem jej pewną wiadomość...

 

* * *

 

Tym czasem gdzieś w Agencji.

 

- Wykiwał nas - mruknął przewodniczący agencji ze szczerym podziwem w głosie. - Wyraźnie nie doceniliśmy jego możliwości. Zabił ośmiu naszych agentów. Ośmiu. Jako snajper - podkreślił.

- Siedmiu - sprostowała osoba stojąca za nim.

Owa osoba była ubrana w obcisłą mini spódniczkę, długie podkolanówki i równie wyzywającą górę - nałożoną skórzaną kurtkę na nieco zbyt odsłonięte piersi.

Jednak gdzieś pod tymi grubymi pokładami jej chorej dumy, była też cienka warstwa podziwu dla geniuszu młodziutkiego snajpera. Nie przewidziała, że on jeden aż tak bardzo ich ogra. Widząc kręcący się w kółko samochód myślała, że Agent 0097 nie wie co ma ze sobą zrobić, że powoli wariuje... tym czasem on na zimno wykalkulował wszystko.

WELL pochyliła się nad stołem z jeszcze bardziej zmarszczoną miną niż poprzednio, wpatrując się w hologramowy ekran komputerowy przed nią, ukazujący w jednym z rogów przebieg jazdy pojazdu Mike'a w zwolnionym tempie.

Niespodziewanie otworzyła szeroko oczy, gdy zdała sobie nagle sprawę, że to nie było wcale takie bezcelowe. Przewinęła filmik do początku.

- Ma pani coś, panno WELL? - spytał dyrektor, unosząc ciekawie brwi do góry.

- Chwileczkę... - szepnęła, a jej oczy się zwęziły. Ruchy pojazdu odpowiadały odpowiednio poszczególnym literom alfabetu.

Ofiar...

Będzie...

Więcej...

Odczytała.

Zagryzła wargę.

- Nie jestem pewna, dyrektorze, ale Mike... on... on chyba nam rzucił wyzwanie.

Pokazała cały schemat dla naczelnika, który dopiero teraz to zauważył. Minę to on miał nie tęgą.

- Pozbądźcie się go jak najszybciej, zanim stanie się realnym problemem - nakazał.

- Obiecuję, że nad ranem Mike będzie trupem - mruknęła.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Angela 07.03.2015
    Ciekawe, fajnie przedstawione :}
  • wolfie 07.03.2015
    Bardzo dobrze prowadzisz narrację, tworzysz ładne opisy. Postaraj się jednak unikać powtorzeń. Ode mnie 4 :)
  • ArTemis 08.03.2015
    Dzięki wielkie ^ ^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania