Sny o Ninie - Prolog
Artur wszedł do mieszkania, po dłuższej chwili mocowania się z kluczami. Chłopak zachwiał się i oparł o szafę w przedpokoju. Zamknął za sobą drzwi, nie martwiąc się o zamki. Chciał, żeby go znaleźli. Nadal przytrzymując się gładkiego drewna zdjął buty, niemal upadając przy tym trzy razy, po czym powiesił przemoczoną, skórzaną kurtkę na oparciu krzesła w kuchni. Za oknami, naznaczonymi kroplami deszczu, szalała wichura. W radiu, które grało na imprezie, z której wyszedł pospiesznie, równie wyuczonym, co wymuszonym tonem spiker oznajmił, że nad Łodzią przechodził orkan. Artur podczas pijackiego spaceru z Widzewa na Śródmieście nawet nie zauważył szalejącego wiatru, który łamał drzewa i zrywał trakcje tramwajowe. W jego głowie panował o wiele większy zamęt.
Ona nie żyła. Od trzech miesięcy. Jej obecność ograniczała się do cmentarza wspomnień, z którego, jak w dniu Sądu Ostatecznego, wstawały po kolei szkielety wizji przeszłości, oblekające się nieznośnie wyraźnymi ciałami snów. Pijany młodzieniec myślał o Jej ciemnozłotych włosach, które porudziały od zaschniętej krwi, jak jesienne liście, kiedy zadziwiająco pewnie bazgrał ołówkiem na samoprzylepnej kartce. Wyłuskiwał z pamięci szczegóły Jej zielonych tęczówek. Artur wiedział dobrze, co chce zrobić i jakimś cudem, nie rozmyślił się. Być może była to zasługa alkoholu? Ponurej pogody za oknem? Może po prostu zrozumiał, że tak trzeba i nie ma innego wyboru. Jednak było to niemożliwe. Nawet pijany do stopnia zataczania się i bełkotu, chłopak nadal wierzył w to, że nie wierzył w nic. Dla Artura nie było Boga ani przeznaczenia. Życie powstało przez przypadek, jest rządzone przez przypadek, a ten z kolei nie ma przyczyny, więc nie jest niczemu winien. Ona także zginęła przez przypadek. Wszystkie ich wspólne decyzje, splecione takimi, a nie innymi okolicznościami ślepego losu prowadziły do Jej śmierci. Powinno mieć to dobre strony, bo Artur nie czuł się odpowiedzialny za tę tragedię i nie winił za nią nikogo. Umarła w wypadku, zdarzeniu losowym, który nie ma żadnego znaczenia, bo nic nie ma znaczenia ani celu. Jej śmierć miała jednak, w jakiś niewytłumaczalny sposób, znaczenie. Zmieniła wszystko. I tamten właśnie przypadek, doprowadził do tego przypadku. Wszystko wpływa na nasze decyzje. Wszystkie wydarzenia i okoliczności. Wszystko, z czym się stykamy, zmienia nas nieodwracalnie. Bez wyjątku.
Młodzieniec wysunął najwyższą szufladę ładnej, zdobionej szafki i pogrzebał w niej chwilę. W końcu, obok stetoskopu, pęsety i imadła, znalazł niewielką, srebrną folijkę. Z niewzruszoną miną i delikatnym uśmiechem pod nią, Artur przeszedł do łazienki i zapalił światło. Chłopak usiadł ciężko na czarno – białych płytkach, jakby wrócił z wyczerpującej podróży lub po bardzo długim dniu pracy. Etacie, trwającym całe życie. Pijany młody człowiek podwinął lewy rękaw granatowego swetra, po czym wyjął z folijki jednorazowy skalpel i przycisnął ostrze do nadgarstka. Nie zwracał uwagi na wibrujący telefon. Przeciął skórę wzdłuż naczyń. Następnie tkankę podskórną. Z rany zaczęła lać się krew, przyjemnie ciepłą strużką najpiękniejszej czerwieni, jaką Artur widział w swoim życiu. Ciecz nie trysnęła, więc tętnica pozostała nietknięta, jednak rozmiar kałuży, która zaczynała już obejmować jego lewe udo, zadowoliła mężczyznę, który odłożył ostrze i ze zwiewnym, bladym uśmiechem, oparł się o wannę. Czerwony kwiat na posadzce łazienki rozkwitał coraz szerzej, kiedy Artur osunął się na bok, wpadając twarzą we własną krew.
Komentarze (5)
Wstęp nawet ok.
Pozdrox
Pozdrów
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania