Sonda
Obserwowała ją w skupieniu. Dane, przesyłane przez zewnętrzne detektory, zatrważały. Ich gwiazda, czerwony karzeł, już od dłuższego czasu rozlewała wokół fale niepokoju. Iset w napięciu monitorowała jej podwyższoną aktywność. Ostatnie rozbłyski, podczas których termojądrowa kula ognia wielokrotnie zwiększała swoją jasność, uszkodziły kilka procent instalacji na większości platform mieszkalnych. Orbitujące wokół ognistego potwora moduły w kształcie piramid, w których od wieków żyła jej Cywilizacja, borykały się z wieloma problemami. Śmiercionośna i jednocześnie życiodajna gwiazda dokładała do tego swoje, bezlitośnie chłoszcząc otoczenie wiatrem słonecznym, wyrzutami protuberancji czy burzami magnetycznymi.
Niepokoiło to wielu przed nią.
I pewnie będzie jeszcze wielu po niej.
Pogrążona w mrocznych rozmyślaniach, zadrżała.
— Wciąż tutaj? Nie masz zamiaru dziś wracać do domu? — głos męża wyrwał ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się, odwróciła od świetlistego wyświetlacza i podeszła ucałować go na powitanie.
— Dzieci zostają dziś dłużej w szkole, więc chciałam to wykorzystać — odpowiedziała, tuląc się do niego. — A co w kopalni? — spytała, szybko zmieniając temat.
— Kończymy powoli na tej planetoidzie — zaczął, całując w międzyczasie jej szyję. — Wyeksploatowaliśmy ją doszczętnie. To żelazo–kamienna brekcja, więc teraz już coraz częściej napotykamy regolit czy inny krzemianowy gruz.
— Rozumiem. A te rozbłyski? Mam nadzieję, że nie utrudniają wam zbytnio życia? — spytała z obawą w głosie, jednocześnie lekko odchylając się do tyłu, pod naporem dotyku gorących ust. Niechętnie oderwał się od niej na moment i, patrząc głęboko w czarne oczy, przycisnął mocno do siebie.
— Nie martw się, nic mi nie będzie. Zresztą, na kilka tygodni zacumuję w hucie, na drugiej planecie. Będę mógł teraz znacznie częściej przebywać w domu.
— Cudownie. — Oblicze Iset momentalnie się rozjaśniło. Tymczasem Thuoris, nie mogąc się jej dłużej oprzeć, wczepił rękę w czarne, długie włosy i odchylając delikatnie smukłe ciało żony, zupełnie się w niej zatracił.
Neferkare i Apopi wbiegli do modułu mieszkalnego, krzycząc od drzwi chóralnie:
— Jeść!
Iset była na to, jak zawsze, doskonale przygotowana. Wypełnione po brzegi misy z jedzeniem czekały na chłopców już od dobrych kilku minut.
— Mamo, mamo, widzieliśmy dziś Ziemię! — Apopi był wyjątkowo podekscytowany wydarzeniami, które miały miejsce w szkole.
— Chyba gwiazdę, wokół której krąży Ziemia — poprawiła go. — Planet raczej nie mogliście widzieć z tego sprzętu, jakim dysponuje wasza szkoła.
— Tak, tak, ale wiesz mamo — przerwał w połowie na kilka sekund, potrzebnych do przełknięcia pożywienia — nasza gwiazda leci teraz w kierunku Słońca. A jak już doleci, to będziemy mogli się przenieść na Ziemię! Faraoni już tam na pewno na nas czekają! — Był tak przejęty, że jedzenie wypadało mu z ust.
— Dobrze, że nauczyciel potrafił rozbudzić w was takie zainteresowanie, ale musicie mieć świadomość — tu Iset przerwała na moment, aby zastanowić się nad właściwym doborem słów — że zbliżenie naszej gwiazdy do Słońca nastąpi za jakieś czterdzieści tysięcy lat. To mnóstwo czasu. I raczej tego nie doczekamy.
— Ale dzieci naszych dzieci doczekają, mamo. Poza tym mamy sarkofagi. Można się w nich uśpić, jak ktoś chce, a potem wybudzić — poważny głos Neferkare był dla Iset lekkim zaskoczeniem. — I w końcu, zamiast żyć na orbicie tego karła — kontynuował z poważną jak nigdy miną — będziemy mogli zamieszkać na przyjaznej Ziemi.
Iset znała tęsknoty swoich dzieci. Od dawna były to również tęsknoty jej, jak i całej Cywilizacji. Odkąd niepowodzeniami kończyła się każda kolejna próba terraformowania skalistych globów tego układu, z utęsknieniem i nadzieją patrzyli w kierunku Słońca. Wszyscy bardzo chcieli wierzyć, że ich braciom, którzy przed tysiącleciami obrali tamten kierunek, udało się znaleźć sprzyjające życiu warunki na Ziemi.
I że zbudowali potężną Cywilizację, zarządzaną mądrością kolejnych faraonów.
I teraz tylko czekają.
Na nich.
— Podobno otwierają nowy człon orbitalny? Czy twój mąż już coś mówił na ten temat? — Bakmut podpytywała przyjaciółkę.
— Nie, nic nie wspominał. Wiem tylko, że na kilka tygodni przenieśli go do jednej z hut. Ma tam nadzorować proces wytopu jakichś elementów stalowych. Niewykluczone, że będzie to miało coś wspólnego z tym, o co pytasz.
Odpowiedź Iset nie zadowoliła przyjaciółki, jednak przestała drążyć ten temat i spytała pełna obaw:
— Kiedy Dżehutimesa przeniesiono do jednej z kopalń, w której eksploatowano magmowe skały, a było to na pierwszej planecie, z trudem znosił to niskie ciśnienie, jakie tam panuje. Atmosfera była bardzo rzadka i jednocześnie tak toksyczna, że kombinezony wymieniano co kilka dni, choć przebywał w nich na zewnątrz zaledwie kilka godzin na dobę.
— Rozumiem — Iset pokiwała głową — ale mój Thuoris ma pracować na drugiej planecie. Po kilku nieudanych próbach jej terraformowania, atmosfera tam ma sporo tlenu i jest bardziej sprzyjająca. Praca na zewnątrz, choć w kombinezonach, będzie z pewnością przyjemniejsza.
— To prawda — Bakmut kiwnęła głową ze zrozumieniem i wzięła do ust łyk słodkiego napoju, przygotowanego przez Iset. Jeszcze długi czas kontynuowały spokojną rozmowę, w zaciszu niewielkiego modułu, siedząc wygodnie przy potężnym oknie, z którego rozpościerał się wspaniały widok na niespokojną powierzchnię groźnej gwiazdy.
Herhor, główny nadzorca Muzeum Historii, zajmującego jedną z większych platform okołosłonecznych, od dłuższego już czasu czekał niecierpliwie na powrót bezzałogowej Sondy. Wysłano ją kilkadziesiąt lat temu w celach rozpoznawczych. Udało się nadać jej prędkość, która stanowiła spory procent prędkości światła. Spoglądał teraz przez jedno z potężnych okien na przytłaczający widok gigantycznych rozmiarów – czerwonego karła. Jego niespokojna powierzchnia bulgotała złowieszczą, pełną groźnej i nieprzewidywalnej energii, zjonizowaną zupą. Wpatrywał się w nią z niepokojem.
— Cierpliwość to cnota bogów — szeptał do siebie — ale bogowie świadkami, jeśli prawdą jest to, o czym od dawna się mówi, to będzie to najwspanialsza informacja, jaką usłyszę za swojego życia. — Tu przerwał monolog i kontemplując, opuścił głowę w zadumie. Ten zakapturzony mędrzec, wyglądał na jeszcze starszego niż, był.
— Czy już słyszałeś, panie, najnowsze wieści? — Iset wbiegła do potężnego holu, przerywając mu stan zadumy. Herhor nie poruszył się. Zamknął oczy i czekał w skupieniu na to, co ma mu do powiedzenia.
— Przechwyciliśmy naszą powracającą Sondę na obrzeżach Układu. Powinna tu być za kilka godzin. Najciekawsze jest jednak to, że nie przybyła tutaj sama. Mówi się, że najprawdopodobniej przywiozła urządzenie z informacjami od naszych przodków, którym być może dopisało szczęście i zdołali osiąść na Ziemi! — Iset dyszała ciężko z podekscytowania. Herhor powoli podniósł głowę, spojrzał przed siebie na nierówną krawędź buzującej śmiercionośną energią kuli ognia i zmarszczył brwi.
— Nareszcie — wyszeptał w końcu z wyraźnie wyczuwalną ulgą.
Potężnych rozmiarów Sonda płynnie wlatywała do monumentalnego hangaru. Herhor, wraz z pozostałymi kapłanami, przyglądał się temu spokojnie, stojąc na wysokim podeście. Po zacumowaniu na podjeździe w kształcie piramidy, nastąpiło automatyczne otwarcie śluzy Sondy. Na ruchomej taśmie wyjechało Coś, co nikomu z niczym się nie kojarzyło. Jedyne, czego obserwatorzy byli pewni, to to, iż nie było to wytwór ich Cywilizacji. Herhor z namaszczeniem zszedł z podestu i podszedł do niezidentyfikowanego Obiektu. Przyjrzał się mu uważnie i wtedy dostrzegł dziwny napis. Wszyscy wstrzymali oddech, a on w skupieniu objął go wzrokiem: VOYAGER 1.
Epilog
— Panie Profesorze, proszę o więcej szczegółów. Kiedy piątego września 1977 roku, z Przylądka Canaveral na Florydzie, wystrzelono sondę Voyager 1, powodzenie tej misji było wielką niewiadomą. Mamy rok 2027. Minęło więc pięćdziesiąt lat. Czy dziś możemy powiedzieć, że misja tej sondy się udała? — Reporterka, przeprowadzająca wywiad z astronomem, podsunęła mikrofon pod twarz swojego rozmówcy.
— Cóż, misja tej sondy trwa nadal. Jednak już teraz możemy powiedzieć, iż z większości zadań, jakie dla niej zaplanowano, wywiązała się z powodzeniem.
— Rozumiem. Jednak faktem jest, iż na skutek wyczerpania energii potrzebnej do utrzymania pracy instrumentów zainstalowanych w tej sondzie, od dwóch lat nie mamy z nią kontaktu. Jaka będzie zatem dalsza jej przyszłość? — Reporterka nieustępliwie drążyła temat. Profesor pogładził swoją długą, siwą brodę, a po chwili namysłu, spokojnie odpowiedział:
— Obecnie sonda znajduje się w krańcowym obszarze heliosfery. Za około trzysta lat dotrze do Obłoku Oorta. Według przewidywań, jeśli nie wydarzy się tam nic nieoczekiwanego, to w przyszłości sonda ta zbliży się do gwiazdy Gliese 445. Ten czerwony karzeł obecnie zmierza ku naszemu Układowi Słonecznemu i za około czterdzieści tysięcy lat, znajdzie się w odległości około czterech lat świetlnych od nas. Kto wie, co się wtedy wydarzy...
Komentarze (35)
Oderwał je od niej na moment i patrząc głęboko, w jej czarne oczy, przycisnął ją mocno do siebie. - Zniwelowałbym te dookreślenia. "Je", "Jej".
Podoba mi się, że wiesz o czym piszesz (albo przynajmniej doskonale to imitujesz przy pomocy zajebistych terminów) I bardzo podobają mi się u Ciebie imiona. To oczywiście nie wszystko, ale na to chciałem zwrócić uwagę.
Jak już leden wyżej napisał: S/F to ciężka sztuka. Tobie się to udaje.
Czekam na więcej.
Pokazałaś, że masz duża wiedzę o astronomi, ja jako fascynat programów popularnonaukowych nie znalazłem niczego czego mógłbym się czepić, wszystko co przedstawiłaś tutaj jest prawdopodobne i wiarygodne.
Naprawdę dobra robota!
Pozdrawiam
Tech-aid:
„Orbitujące wokół ognistego potwora moduły w kształcie piramid, w których od wieków żyła ich Cywilizacja” – ich, czyli kogo, bo ze zdania wynika, że modułów w kształcie piramid. Wcześniej nie pisałaś o żadnych „ich”, chodzi więc o nią – Iset. W związku z czym lepiej zabrzmi tu: „jej cywilizacja”.
„Śmiercionośna i życiodajna jednocześnie gwiazda...” – tutaj szyk zawalił trochę sprawę i zdanie wyszło „kwadratowe”. Jakby jednoczesność dotyczyła też gwiazdy, nie dość że śmiercionośna, życiodajna, to jeszcze gwiazda. Gdyby „i życiodajna” wydzielić przecinkami jako wtrącenie, byłoby ok.
„...wypływem energii, wyrzutami protuberancji i innymi morderczymi zjawiskami.” – jakie to zjawiska? Czy to tylko sposób na „tajemnicze” zakończenie zdania? Wymienić zdałoby się choć jedno, by nie zostać oskarżonym o zwykłe wodolejstwo w obliczu nieznajomości tematu, a w to (czyt. w nieznajomość tematu) nie uwierzę w Twoim przypadku.
„Wyeksploatowaliśmy ją doszczętnie. To żelazo–kamienna brekcja, więc teraz już coraz częściej napotykamy regolit czy inny krzemianowy gruz.” – ach, nie ma to, jak poddawać się namiętnym uniesieniom, monologując o brekcji i regolicie. Kochanie, czuję już twoją brekcję? Ale wybacz, dziś wczoraj dostałam regolitu.
„Niechętnie oderwał się od niej na moment i[,] patrząc głęboko w czarne oczy, przycisnął mocno do siebie.” – „patrząc głęboko w czarne oczy” jest tu zdaniem wtrąconym, czyli przecinki powinny być z obu stron.
„Wypełnione po brzegi misy z jedzeniem, czekały na chłopców już od dobrych kilku minut.” – przecinek niepotrzebny, to jest zdanie pojedyncze. Ma jeden podmiot „misy z jedzeniem” i jedno orzeczenie „czekały”.
„Można się w nich uśpić, jak ktoś chce[,] a potem wybudzić” – przecinek przed „a”, wprowadza tu dopowiedzenie.
„...kontynuował z poważną jak nigdy, miną” – bez przecinka. „Jak nigdy” jest tu zwykłym porównaniem, więc nie wymaga przecinka.
„...wzięła łyk słodkiego napoju do ust, przygotowanego przez Iset” – trochę zły szyk, ostatnie, co czytelnik zauważa, to „do ust”, a Ty mu potem serwujesz „przygotowanego przez Iset” i pierwsze skojarzenie to „ust” tyle że powinno być „przygotowanych”, wiem, absurd. Poprawnie będzie: „...wzięła [do ust] łyk słodkiego napoju, przygotowanego przez Iset. Co do przecinka, konstrukcja jest podobna do: „który przygotowała Iset”, więc chyba powinien być, ale tu nie jestem pewien.
„...przytłaczający widok, przedstawiający gigantycznych rozmiarów, czerwonego karła” – po pierwsze zdwojenie blisko siebie końcówek -ący, które „supła” zdanie: „przytłaczający/przedstawiający”. Po drugie: widok przedstawiający? To się jakoś kłóci. Obraz może przedstawiać, ok. Ale widok jest już sam w sobie przedstawieniem, dałbym więc spokojnie: „przytłaczający widok gigantycznych rozmiarów czerwonego karła”. Cały czas się zastanawiam, czy ten czerwony karzeł nie powinien być pisany z dużych liter.
„Herhor” – jak w Faraonie.
„Czy już słyszałeś[,] panie, najnowsze wieści?” – wołacz i jednocześnie wtrącenie „panie”, musi być wydzielone przecinkami.
„wyszeptał w końcu, z wyraźnie wyczuwalną ulgą (w głosie).” – bez przecinka. On po prostu „wyszeptał z ulgą”, a „wyraźnie wyczuwalną” to po prostu określenie tej ulgi. No i „w głosie” do usunięcia, skoro „wyszeptał”, wszystko będzie jasne.
„Wszyscy wstrzymali oddech[,] a on w skupieniu objął go,[bez tego przecinka] nic nie rozumiejącym wzrokiem: VOYAGER 1.” – strasznie dziwnie brzmi to zdanie: „objął go nic nie rozumiejącym wzrokiem”, bardziej nawet strasznie niż dziwnie. Przekombinowane w złą stronę. „Nic nie rozumiejący wzrok” – masakra.
„Kiedy piąt[ego] września 1977 roku, z Przylądka Canaveral na Florydzie, wystrzelono sondę Voyager 1...” – w oryginale masz (piąty) – zła forma liczebnika.
„Reporterka[,] przeprowadzająca wywiad z astronomem, podsunęła mikrofon pod twarz swojego rozmówcy.” – wtrącenie powinno być wydzielona przecinkami.
Kiedyś ten tekst czytałem, ale był tak różny od Baśki, że skupiłem się na niej, a ten zostawiłem. Teraz trudno mi jest spojrzeć na niego nie przez pryzmat Baśki czy Luny, dlatego opinia może Cię nie zadowolić.
Tekst generalnie „sztywny”, poprawny, czyli jeszcze bez stylu, tak mogłaby napisać wielu, mając odpowiednią wiedzę, a przynajmniej znajomość kilku pojęć, i umiejętności. (Cały czas jestem zdania, że obce szaremu ogółowi pojęcia należałyby pod tekstem wyjaśnić, przynajmniej dać linki do wyjaśnień. Choć upierdliwy internet potrafi zniechęcić do poszukiwań).
Dialogi trochę zbyt poprawne, takie podręcznikowe, przez co nawet wypowiedzi dzieci brzmią dorośle, trochę jak w serialach. Ale to może taka nacja, tak mówią, tak się zachowują. Jednak brakuje tej „ludzkiej” naturalności, językowego, choćby leciutkiego bałaganiarstwa. Dzieci potrafią mówić fantastycznie, kiedy są naturalne, tutaj – mam wrażenie – czytają z kartki swoją rolę.
Przypomniał mi się pierwszy kinowy Star Trek, tam też rzecz dotyczyła sondy Voyager, to tylko skojarzenie, nie zarzut. Ty połączyłaś Faraona i Gwiezdne wrota z lekkim moralitetem o nieuchronności losu (chyba) każdej cywilizacji – zagładzie. I o ślepej wierze w mity i religie, o sztucznie pompowanej nadziei, w której cel mają jednostki postawione „wyżej”.
Temat i konwencja jednak podobały mi się, tekst idealnie mieści się w ramach gatunku, mimo że brak mu trochę osobistej charyzmy autora. Nie mniej pokazuje sprawy w sposób rzetelny, poparty wiedzą nie tylko wikipedialną, doświadczeniem i zamiłowanie do tematu.
Pozdrawiaki ;)
Teraz na szybko odpowiem: bardzo mnie cieszy twój komentarz i uwagi. Bardzo. Mnóstwo tu wiedzy i rozsądnych spostrzeżeń. Obczaję dokładnie i skoryguje po powrocie do domu. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za cenny komentarz.
Pozdrawiam serdecznie :))
PS. Teraz z perspektywy czasu, gdy patrzę na ten tekst, to skleciłabym go zupełnie inaczej ;)) Jednak zostawię jak jest (plus wprowadzę Twoje/innych poprawki) - choćby po to, aby zobaczyć, jaki przeskok się dokonał się we mnie - w ciągu ostatniego roku :)
Przeleciałam tekst i wprowadziłam stosowne poprawki.
Ad twoich wątpliwości:
"czerwony karzeł" piszemy z małej, bo to nie nazwa własna gwiazdy, ale stadium ewolucyjne, w jakim się aktualnie znajduje. Na etapie pisania tego opowiadanie nie myślałam o przypisach. Może i faktycznie warto by o tym pomyśleć (obecne opowiadanka gdy trzeba, go posiadają). Obaczymy...
"... Jednak brakuje tej „ludzkiej” naturalności," sztywne dialogi; mało charakterystyczne postacie — zgadza się. Teraz też to widzę. Czas i doświadczenie robią jednak swoje. Lubię wyrazistych, nawet niekoniecznie charyzmatycznych, bohaterów. Każdy z nas w końcu jest inny. Tutaj wszyscy są jakby do siebie podobni, zarówno emocjonalnie jak i "energetycznie". Może przez to, że nie zagłębiłam się dostatecznie w opis charakterologiczny postaci.
Nad dialogami wciąż pracuję, ale pisząc to byłam pod wrażeniem filmu Faraon i innych o podobnej tematyce. Przewija się przez szpaler "patetycznie" wysławiających się postaci. Chciałam to w jakiś sposób uchwycić. Pewnie jeszcze nie raz będę tego próbować. Mam nadzieję, iż z nieco lepszym skutkiem.
"...mimo że brak mu trochę osobistej charyzmy autora." — ano prawda! :))) brak mi tu tego jak diabli :)) Kusi mnie, żeby ta Iset dała by wszystkim popalić ;)))
"Przypomniał mi się pierwszy kinowy Star Trek,..." — obejrzałam wszystko :)) Ten odcinek też pamiętam i nie ukrywam, ze mam wielki sentyment właśnie do starych serii. Te aktualnie kręcone już mnie tak... nie kręcą ;))
Zatem, jeszcze raz dzięki za wyłapanie tego i owego :))
Pozdrowionka :))
Bohaterowie... Nie chodziło mi zrobienie z Iset Baśki, o nie ;) Ale czytałem wiele Twoich późniejszych tekstów, i tam, w tych tekstach, każdy bohater jest na wskroś "jakiś"; no po prostu każdy.
Akurat serial Star Trek mniej mnie przekonał niż kinowe wersje (nawet te współczesne oglądam z sentymentem, chociaż to już zupełnie inny styl i target, ale obsada w porządku).
Pozdrawiaki ;)
Obserwowała ją w skupieniu (wyciąłbym to zdanie, za chwilę powtórzenie myśli). Dane, przesyłane przez zewnętrzne detektory, zatrważały. Ich gwiazda, czerwony karzeł, już od dłuższego czasu rozlewała wokół fale niepokoju. (Zmieniłbym szyk; Czerwony karzeł, ich gwiazda, albo czasownik na rozlewał). Iset monitorowała w najwyższym skupieniu jej podwyższoną aktywność.
Orbitujące wokół ognistego potwora moduły w kształcie piramid, (Piramida o podstawie trójkątnej, to najmniejsza objętościowo bryła. W kosmosie trzeba w najmniejszej ścianie upchnąć jak najwięcej, a więc jedynie kula!) w których od wieków żyła ich Cywilizacja, borykały się z wieloma problemami. Śmiercionośna i życiodajna jednocześnie gwiazda dokładała do tego swoje, bezlitośnie chłoszcząc otoczenie zmiennym wypływem energii, wyrzutami protuberancji (tu kropka, reszta zbędna bo skoro nie wymienione to czcza pogróżka na która czytający się nie złapie!) i innymi morderczymi zjawiskami.
— Drogie dzieci, cieszę się, (tak rodzic nie mówi do dzieci!, tak mówi dyrektor szkoły do uczniów!) iż nauczyciel potrafił rozbudzić w was takie zainteresowanie, ale
— Ale dzieci naszych dzieci doczekają, mamo. Poza tym mamy sarkofagi. Można się w nich uśpić, jak ktoś chce a potem wybudzić — poważny głos Neferkare był dla niej lekkim zaskoczeniem. (dla kogo zaskoczeniem był głos?Dla samej mówiącej?) — I w końcu, zamiast żyć na orbicie tego czerwonego karła — kontynuował z poważną (kto kontynuował wypowiedź, którą zaczęła dziewczynka?) jak nigdy, miną — będziemy mogli zamieszkać na przyjaznej Ziemi.
Przeczytałem. Pomysł fajny choć chyba troszkę niedopracowany i rozchwiany ( erotyczna nutka moim zdaniem nie potrzebna, zażyłość i miłość małżonków można było inaczej... no, dobra marudzę!). Więc tak; pomysł fajny i za to pięć. Kosmos to trudna sprawa trzeba uważać ale imho nie jest źle. Brawo.
Dzięki, że zajrzałeś.
Oki, polecim z poprawkami.
Ad. Piramid — no ja wiem, że kula lepsza, ale skoro założyłam, że budowniczowie piramid to ich bracia-przodkowie to nie wypada tu majstrować zbytnio. Faraoni (a raczej niewolnicy) budowali piramidy. Cóż począć ;)) Zresztą w Star Gate jest odcinek z wątkiem, chyba boga Ra (Bóg Słońca), chyba nawet pierwszy z serii ;)) i potem jeszcze gdzieś się przewijał w jakimś z odcinków — no w statkach w kształcie piramid latali i już ;)) Ni ma wyjścia...
"poważny głos Neferkare był dla niej lekkim zaskoczeniem. (dla kogo zaskoczeniem był głos?Dla samej mówiącej?) " — poważny głos Neferkare był dla Iset lekkim zaskoczeniem... w założeniu, ale skoro cię wybiło z rytmu czytania, to znaczy, iż coś jest nie tak... Spróbuje tak poprawić, żeby było czytelniejsze.
Jeszcze raz dzięki za fajne wyłapanie pewnych niuansów :)
Pozdrowioka
Faktem jest natomiast, że tam one nie stanowiły miejsc zamieszkania, a jedynie pojazdy, którymi bogowie się przemieszczali. Dzięki za Lexx'a i Serenity. Nie oglądałam. W wolnej chwili będę pamiętać. Pozdrowionka :)
Tekst jest już ostro dopracowany, więc na siłę nie będę szukał błedów czy alternatyw w zapisie.
Zwłaszcza że to moja już druga wizyta tu.
"— Rozumiem. A te rozbłyski? Mam nadzieję, że nie utrudniają wam zbytnio życia? — spytała z obawą w głosie, jednocześnie lekko odchylając się do tyłu, pod naporem dotyku jego ust. " - dużo masz jego/jej, więc się zastanawiam czy te usta nie można jakoś potraktować, w stylu: gorące/wigotne – zamiast jego. Se obczaj.
No ale coś trzeba wyjąć, więc: "Będzie tam nadzorował proces wytopu jakichś elementów stalowych. Niewykluczone, że będzie miało to coś wspólnego z tym, o co pytasz." - 2x będzie. Może w pierwszym "ma tam nadzorować" albo jeszcze inaczej.
"— Kiedy Dżehutimesa przeniesiono do jednej z kopalń, w której eksploatowano magmowe skały, a było to na pierwszej planecie, z trudem znosił to niskie ciśnienie, jakie tam panuje. " - wywaliłbym drugie "to".
"— Cierpliwość to cnota bogów — szeptał sam do siebie — " - a tutaj byum się zastanowił nad eliminacją słowa "sam".
No więc tyle mam. Byłem tutaj wcześniej. Tekst nie stracił świeżości. Fajnie opisane, z dwóch punktów. Słownictwo to (jak wiadomo) pokazuje Twą wielką biegłość w temacie.
Ponadto widzę, że tekst ma kontynuację.
Bajka. Jak to się mawia: Subsktybuję kanał Agi Gu ;)
Pozdrox
Wiesz co, z jednej strony szukam u ludzi elastyczności, żeby potrafili pisać o tym/o tamtym/o siamtym, ale u Ciebie mam inaczej, u Ciebie te około galaktyczne klimaty już są stylem i pokazują mocny szlak zainteresować, czuć pasję, szanuję ludzi z pasją.
„świetlistego wyświetlacza” – gryzie mi się to, tego „śwśwśw” za dużo, osobiście wywaliłabym lub zamieniła na coś inaczej brzmiącego słowo „świetlisty”
Iset – ładne imię, cudne wręcz
„— Mamo, mamo, widzieliśmy dziś Ziemię! (…)
— Chyba gwiazdę, wokół której krąży Ziemia „ – fajny rzut okiem z innej perspektywy
I dalej chłopiec kontynuuje marzenia o Ziemi jako przyjaznym miejscu i człek zaczyna mimowolnie zerkać przez okno i doceniać, lubię jak literki wywołują we mnie takie odczucia.
„Jeszcze długi czas kontynuowały spokojną rozmowę, w zaciszu niewielkiego modułu, siedząc wygodnie przy potężnym oknie, z którego rozpościerał się wspaniały widok na niespokojną powierzchnię groźnej gwiazdy” – hm, podoba mi się klimat (skopiowałam, zębny pochwalić i wtedy rzuciło mi się w oko spokojną/niespokojną w jednym zdaniu, można by coś podłubać w tym, ale w sumie jak uważasz).
Bardzo lubię „kosmosowe” filmy, typu Odyseja kosmiczna, Marsjanin, Interstellar <3 itp. i Twoje teksty przypominają mi o nich wszystkich :))
„wyjechało Coś, co nikomu z niczym się nie kojarzyło” – rozumiem, że duża litera użyta celowo, rozważyłabym zamianę na cudzysłów „wjechało „coś”, co nikomu z niczym się nie kojarzyło”, wtedy podkreślona została by nieznajomość ów przedmiotu, a nie od razu upiedestałowienie, ot luźna, niezobowiązująca sugestia ;)
„namaszczeniem zszedł w podestu i podszedł” – z* podestu
No i epilog i jesteśmy na Florydzie i są daty, są konkrety, tego Ci wręcz zazdroszczę, umiejętności osadzenia w czasie i miejscu. Ponadto ładnie klamrujesz, pokazując dwie strony spoglądające na tę samo przyszłość, zwiastun, że owe strony bardzo się w przyszłości zbliżą, a być może scalą w jedną.
„Obłoku Oorta” – jest taki obłok czy wymyśliłaś? Bo nazwa bardzo ładna
Reasumując – nie ma błędów (jeśli są to jakieś nieznaczne, nie rzucające się w oczy, bo nie wyłapałam), tekst, jak zawsze u Ciebie, bardzo estetyczny, dopracowany, przemyślany. Dialogi są naturalne, opisy w punkt (wyraziste, wzbogacające, zaciekawiające, nie przegadane). Tematyka interesująca, spojrzenie pod innym kątem, przekierowuje myślenia, a tym samym relaksuje. Bardzo mi się podoba, Agu, bardzo w me gusta! ;)
Pozdrawiam :)
Dzięki za komenatrz i pozdrawiam :)
Pozdrawiam :)
Chyba nie jestem na siłach, aby rozkładać utwór na części pierwsze. Tu mi wybacz.
Imponuję mi realizm. Realizm czasów bardzo przyszłych. To znaczy - jestem w stanie uwierzyć, że taki futuryzm może nas czekać. Bez zbędnych oszków i aszków, jakichś wyidealizowanych, ultrautopijnych wizji. Szara rzeczywistość osadzona w przyszłości. Ludzie (tak myślę?), pragnący powrotu na ukochaną Ziemię. Żony, martwiące się o mężów, trudniących się w górnictwie. Tak, to jest coś na co przystaję.
Nie twierdzę, że realistyczna przyszłość to taka, która jest wyzbyta z fantastycznych udogodnień, ultrasprawnych maszyn i superinteligentnych robotów. Mówię o pewnej infantylności, na którą często się napotaczam, jeżeli chodzi o ten gatunek. Tutaj jej nie ma. Jest cacy. Dialogi są cacy. Surowce są cacy. Jest spoksik.
Pozdrawiam.
Pozdrowionka :))
"Ich gwiazda, czerwony karzeł, już od dłuższego czasu rozlewał wokół fale niepokoju."
Skoro to gwiazda jest podmiotem, orzeczenie powinno dostosować formę do niego - czyli rodzaj żeński. Ta gwiazda rozlewała, a nie ten czerwony karzeł rozlewał. Niby to samo, ale jednak trochę co innego.
"— Mamo, mamo, widzieliśmy dziś Ziemię! — Apopi był wyjątkowo podekscytowany wydarzeniami, które miały miejsce w szkole.
— Chyba gwiazdę, wokół której krąży Ziemia — poprawiła go. — Planet raczej nie mogliście widzieć z tego sprzętu, jakim dysponuje wasza szkoła."
Kurczę, co za pomysłowość ;)
"Spoglądał teraz przez jedno z potężnych okien na przytłaczający widok gigantycznych rozmiarów, czerwonego karła."
Zamiast tego ostatniego przecinka spokojnie można by postawić średnik. I myślę, że to zrobiłoby zdaniu dobrze.
"Ten zakapturzony mędrzec, osnuty teraz szarością, wyglądał na jeszcze starszego niż był."
chyba brakuje przecinka przed słowem "był". Druga sprawa: "osnuty szarością" brzmi dość poetycko i nie pasuje mi do tego tekstu.
Pomyśl o tym.
"Potężnych rozmiarów Sonda, płynnie wlatywała do monumentalnego hangaru."
Bez przecinka, nie ma sensu oddzielać podmiotu od orzeczenia - to zdanie pojedyncze.
Nie będę tu udawać, że znam się na sci-fi, albo że w ogóle je lubię. Bo nie znoszę. Ale postaram się teraz być obiektywna.
Masz lekkie pióro, potrafisz nim ładnie kaligrafować. Fabuła też hmm, dość intrygująca, powinna zainteresować każdego fana sci-fi. Akcja płynie wartko, łatwo w nią wejść.
Ogólnie jestem na tak, bo technicznie wszystko dopięte na przysłowiowy ostatni guzik.
(*****)
Pozdrawiam :)
Powinnaś napisać scenariusz do jakiegoś fajnego filmu o właśnie takiej tematyce. Może wreszcie pokazaliby coś bardziej prawdopodobnego niż te niektóre gnioty, którymi nas ciągle karmią. Wiecznie odgrzewane kotlety... Jakby społeczeństwo było zbyt głupie, żeby pochłonęło najbardziej prawdopodobne alternatywy.
Czytało mi się dobrze, chociaż to trudny język, taki naukowy, ale nie wpływa źle na odbiór. Wręcz przeciwnie, dodaje wiarygodności :)
Ode mnie piąteczka i pozdrawiam serdecznie :)
Pozdrawiam i wybacz, że taki krótki koment. Po prostu podobało mi się i tyle.
Tekst zupełnie nie z mojej bajki, ale jak ktoś lubi taki klimat to może do kawki poczytać.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania