Spadkobierca (Scenariusz) - 4
WNĘTRZE, BIURO FRANCISZKA, DĘBOWE MEBLE, FRANCISZEK SIEDZI PRZY BIURKU.
Do pomieszczenia wchodzi Alfred z listem.
ALFRED
— Witaj.
FRANCISZEK
— Cześć.
ALFRED
— Przyniosłem ten list.
FRANCISZEK
— Jaki list?
ALFRED
— Ten o którym wczoraj rozmawialiśmy
FRANCISZEK
— A ten od pradziada Reinholda. Ciekaw jestem co on tam napisał.
Alfred podaje list Franciszkowi.
FRANCISZEK
— Nie! Ty czytaj na głos.
ALFRED
— Jesteś pewien?
FRANCISZEK
— Czytaj!
Alfred otwiera list i czyta go na glos
(Akcja treść jest przedstawiona na filmie)
,,Drogi mój potomku. Wysyłam ci tą wiadomość z obawy o ciebie i całą mą linię rodową. Chce ci opowiedzieć pewną historie. Zapewne wiesz dobrze, czym ja się zajmowałem”
200 lat temu
WNĘTRZE, LOCHY W PODZIEMIACH ZAMKU, DO SKAŁY JEST PRZYBITA KOBIETA, POD NIĄ UŚCIELONY JEST STOS DREWNA,
Do komnaty wchodzi pradziadek Reinhold Linke. Trzyma w ręku pochodnie. Wzrok ma spuszczony na kamienną podłogę.
(Reinhold lat 30, długie włosy i broda, kapelusz, ubrany w szary kostium, kapelusz na głowie)
Kobieta ma czarne włosy i 60 lat.
KOBIETA
— Popełniasz błąd staruchu. Teraz! Tu skończysz ze mną, ale nie na zawsze, Przez siedem pokoleń ma dusza się będzie błąkać po świecie. Siedem pokoleń i powrócę. Gdy twój pierworodny z siódmego pokolenia ukończy 18 lat. On będzie mój, jak i też cała linia twej zacnej rodziny.
Reinhold spluwa na kamienistą podłogę i rzuca pochodnie pod kobietę. Zaczyna się żarzyć ogień. Spogląda kątem oka, czy stos gałęzi się zajął ogniem. Odwraca się tyłem i wychodzi z lochu.
WNĘTRZE, PIWNICE ZAMKU, SCHODY.
Reinholda przerażają wrzaski płonącej kobiety. Mężczyzna się zatrzymuje i spuszcza głowę. Po krótkiej chwili, kontynuuje drogę po schodach na górę.
WNĘTRZE, BIURO FRANCISZKA, WIECZÓR
FRANCISZEK
— Pokaż mi ten list Alfredzie.
Alfred kładzie starą kartkę na biurku. Franciszek przygląda się jej dokładnie
ALFRED
— Reinhold Linke był inkwizytorem?
FRANCISZEK
— Tak, dokładnie tak. I to nie byle jakim. Był postrachem czarowników w całym państwie.
Franciszek dokładnie się przygląda kartce.
FRANCISZEK
— Tu jest napisany jak i gdzie możemy szukać pomocy.
ALFRED
— Ja w to nie wierzę.
FRANCISZEK
— Możesz i tak! Ja w życiu już miałem do czynienia z wieloma dziwnymi rzeczami. Jakby co, to zapiszę te namiary.
Franciszek wyszukuje numer telefonu do klasztoru w swym laptopie.
ALFRED
— No co Ty! Daj spokój. To są jakieś brednie.
FRANCISZEK
— To jest zakon
Dzwoni telefon. Franciszek podnosi słuchawkę i przykłada ją do ucha.
MICHAŁ
— Tato. Będę musiał cię z kimś poznać
FRANCISZEK
— Tak co, bo nie zrozumiałem.
MICHAŁ
— Tato, zakochałem się. Za tydzień w niedzielę zaproszę ją na kolacje.
FRANCISZEK
— No dobra. Z radością poznam twą ukochaną.
MICHAŁ
— A co w domu?
FRANCISZEK
— A nic. Alfred jest u mnie. Załatwiamy interesy.
MICHAŁ
— To nie będę przeszkadzał.
FRANCISZEK
— Baw się dobrze synu.
MICHAŁ
—To cześć tato. Zadzwonię może wieczorem, jak znajdziesz więcej czasu.
Franciszek odkłada słuchawkę. Ironicznie palcem wskazał w stronę Alfreda
ALFRED
— Co?
Franciszek wykręca numer do klasztoru Marsyliańskiego lecz, nikt nie odbiera.
ALFRED
— Dzwoniłeś tam? No Ty żartujesz?
FRANCISZEK
— Lepiej wiedzieć co jak i gdzie.
ALFRED
— Jak chcesz!
FRANCISZEK
— Dzwonił Michał. Za tydzień w niedzielę ma przyjść z jakąś panienką.
ALFRED
— Poznał kogoś? Do prawdy?
FRANCISZEK
— Zobaczymy kto to jest.
Dzień później.
PLENER, DRZWI WEJŚCIOWE DO REZYDENCJI, DOOKOŁA DRZEWA,
Do drzwi rezydencji Linke dzwoni dzwonek. Franciszek otwiera drzwi. W progu widzi człowieka urody azjatyckiej. Ma z sobą walizkę i jakąś kartę.
(Ho – niski, szczupły, brunet, czapeczka bejsbolowa na głowie, uroda azjatycka, 29 lat,
HO
— Gdzie jest właściciel tego domu?
FRANCISZEK
— W jakiej sprawie Pan tu przychodzi?
HO
— To ja powinienem się zapytać w jakiej sprawie.
FRANCISZEK
— Że co?
HO
— Wzywano mnie tutaj.
FRANCISZEK
— Nikt pana tu nie wzywał
HO
— Jestem z zakonu Marsyliańskiego.
Franciszek robi zdziwioną minę.
FRANCISZEK
— Ale ja z nikim nie rozmawiałem.
HO
— Nie trzeba było. Wystarczy puścić sygnał My wiemy później, gdzie się udać.
FRANCISZEK
— Do prawdy.
Franciszek przygląda się z nieufnością swemu gościowi.
HO
— Przez wiele lat, mieliśmy ukryty list z informacją o możliwej wizycie w rodzinie Linke. Z resztą Reinholda Linke znamy dobrze z naszych akt.
Ho pokazuje Franciszkowi list z pieczęcią Linke.
FRANCISZEK
— Proszę wejść.
Ho przechodzi przez próg domu. Kładzie walizkę przy drzwiach i zdejmuje czapeczkę z głowy. Spogląda na bogato ozdobiony korytarz.
FRANCISZEK
— Proszę mi podać swój numer telefonu. Zadzwonię do pana.
HO
— Do czego ja tu potrzebny jestem?
FRANCISZEK
— Proszę mi wybaczyć. Nie jestem w tej chwili dysponowany. Zadzwonię do pana później. Umówimy się na jakąś kawę.
HO
— Ale chwileczkę.
Ho zapisuje swój numer telefonu na kartce i podaje go Franciszkowi.
HO
— Proszę.
Franciszek jest zdezorientowany. Nie ufa przybyszowi. Stara się go zbyć.
HO
— Ale ja nie będę miał gdzie spać
FRANCISZEK
— My w tej chwili nie posiadamy żadnego wolnego lokum. Przykro mi, ale musi Pan sobie znaleźć jakiś hotel.
HO
— Przez tydzień czasu będę w pańskim mieście... a później to niech się pan pocałuje w dupę. Żadnej pomocy Pan nie dostanie.
FRANCISZEK
— Tak, ale ja zadzwoniłem tylko do klasztoru, aby porozmawiać. Nie podejrzewałem, że zaraz ktoś tu przyjedzie.
HO
— My działamy szybko. Żadnej informacji nie ignorujmy. Nic nie ignorujemy! Jak ktoś dzwoni do nas.
Franciszek zamyka drzwi.
FRANCISZEK
— Do widzenia Panu i wszystkiego dobrego.
Ho stoi przed zamkniętymi drzwiami i ironicznie kiwa głową.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania