Poprzednie częściSpisek Duchów - początek

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Spisek Duchów - fragment

Dojeżdżaliśmy do kolejnej atrakcji turystycznej. Max już wcześniej z opisu wycieczki wyczytał nam, że będziemy mieli okazje zobaczyć prawdziwego mongolskiego szamana w akcji. Szamanizm w dawnych wiekach był w Mongolii bardzo rozpowszechniony. Sama religia pochodziła

z zamierzchłych czasów w których na stepach dzikie plemiona mongolskie prowadziły koczownicze życie. Podobno szaman, którego mieliśmy odwiedzić, był najprawdziwszym mongolskim szamanem, przeniesionym do środowiska turystycznego ze stepów Mongolii zaraz po swojej naturalnej śmierci. Był jednym z ostatnich prawdziwych szamanów na Ziemi którzy dotrwali do XXV wieku. Już z daleka zobaczyliśmy dwie jurty. Widzieliśmy, że mieszkańcy prowadzą tam stałe życie

i posiadają skromne gospodarstwo. Większa, bogato zdobiona jurta, była przygotowana specjalnie dla turystów i to właśnie tam odbywały się pradawne obrzędy. Brał w nim udział szaman oraz jego partnerka. Cała nasza czwórka zsiadła z koni i uwiązawszy je do specjalnie w tym celu przygotowanej drewnianej belki, z nadzieją niezapomnianych wrażeń, weszła do środka. Jak się wkrótce miało okazać, nasza nadzieja była

w pełni zasadna. Wrażenia były i nawet przerosły nasze oczekiwania.

 

Zespół programistów nadzorujących środowisko turystyczne “Stepy Mongolii”.

15 minut później.

 

Danzal i Jargal to para doświadczonych programistów, którzy za ziemskiego życia byli rodowitymi Mongołami. Ponieważ znali doskonale Mongolię oraz mieli duże doświadczenie jako programiści, jeszcze z czasów ziemskiego życia, to z radością przyjęli dobrze płatną pracę nad nadzorem technicznym tego właśnie środowiska. Obaj byli przyjaciółmi i obaj najczęściej pracowali razem w dwuosobowym zespole. Obdarzeni byli wielkim poczuciem humoru. Środowisko to cieszyło się dużą popularnością i firma turystyczna która z niego korzystała, zatrudniała Danzala i Jargala do bieżącej kontroli sytuacji, w trosce o komfort i bezpieczeństwo turystów oraz w celu ciągłego rozwoju i doskonalenia atrakcji turystycznych. Mieli oni ze swojego miejsca pracy, które w istocie znajdowało się na trzydziestym piątym piętrze wieżowca w dużym mieście w dystrykcie azjatyckim, pełny wgląd w to, co w środowisku w danej chwili się dzieje. Mogli również kontrolować wszystkie aspekty związane ze stanem fizycznym awatarów przebywających w ich środowisku. Również ich pomysłem było, aby znaleźć w ziemskim świecie prawdziwego mongolskiego szamana, może już ostatniego

i zaproponować firmie aby zapłaciła mu za skan. Szaman ten rzeczywiście po kilku miesiącach zmarł ze starości, a Danzal z Jargalem zorganizowali mu świątynną jurtę w środowisku turystycznym po to aby dalej, już w świecie duchów, mógł odprawiać swoje szamańskie obrzędy. Zarówno turyści jak

i sam szaman byli zachwyceni. Dziadek w świecie duchów szybko znalazł, a może lepiej powiedzieć, wyczarował z tłumu turystów, stosowną mongolską szamańską babcię o 25 lat młodszą od niego i oboje na stałe zamieszkali w środowisku historycznym. Turyści na pokazie szamańskich tańców

i obrzędów byli hojni i oni bardzo dobrze na tym wychodzili.

Danzal i Jargal tego dnia siedzieli w swoim biurze trochę znudzeni. W środowisku niewiele się działo. Jakaś czwórka młodych turystów akurat zbliżała się do szamańskiej jurty. To były dwie pary. Danzal i Jargal z ciekawością przyglądali się dwóm fajnym dziewczynom na koniach. Zwłaszcza jedna

z nich, o ciemnej skórze i charakterystycznych indyjskich rysach twarzy, przyciągała ich uwagę. Programiści przyglądali się następnie pokazowi czarów szamana, specjalnie dla tej czwórki. Nie bardzo podobało im się zachowanie jednej z dziewcząt, tej drobnej, jasnoskórej o imieniu Laura.

Z dezaprobatą kiwali głowami:

 

- Ech ta młodzież nic już nie rozumie.

- Nie rozumieją, że szamanizm to prawdziwa religia, którą

kiedyś wyznawano w naszej krainie.

- Ta młoda sobie żartuje z naszego szamana. Oni nie traktują

go poważnie. Nie mają szacunku dla naszej kultury. To

nieładnie.

 

Tak sobie wyluzowani patrzyli i komentowani, aż w pewnej chwili, określone okoliczności spowodowały, że Danzal i Jargal spojrzeli na siebie. Na obu ich twarzach pojawił się szyderczy uśmiech a ich oczy zabłysły blaskiem radości. W ich głowach jednocześnie narodził się ten sam pomysł. Następnie obaj, zrozumiawszy się bez słów, wybuchli śmiechem i przybili sobie “piątkę“.

 

W środowisku turystycznym “Stepy Mongoli” c.d.

 

I tak znaleźliśmy się w jurcie szamana. Najpierw pomocnicza szamanka, podskakując rytmicznie obok nas, wymawiała jakieś tajemnicze zaklęcia trzymając przed sobą sporą skarbonkę z dużym otworem na datki. Na początku próbowaliśmy “rżnąc głupa” udając, że nie bardzo rozumiemy o co jej chodzi, ale w końcu serce nam zmiękło. Zwyciężyło w nas poczucie społecznego solidaryzmu i turystycznej kultury i zasililiśmy skarbonę konkretnym datkiem. Wtedy to babcia szamanka wyszła przed jurtę i z wielką wprawą zagwizdała na palcach. Zaraz po tym z drugiej jurty wyszedł on... prawdziwy mongolski szaman. Wyglądał pięknie i strasznie. Jego przedziwne ubranie przypominało trochę “Ghillie suit” strój znany komandosom jednostek specjalnych działających w środowisku leśnym. Do tego w okolicach ramion miał wplecione jakieś pióra. Na głowie szaman miał piękną kolorową maskę o przerażającym obliczu. Babcia szamanka szybko rozpaliła jakieś bardzo mocne kadzidło i zaczęła rytmicznie wybijać rytm na bębenku a szaman rozpoczął na środku jurty swój taniec. Obracał się wkoło i wymawiał jakieś pradawne zaklęcia. Staliśmy z podziwem i szacunkiem zapatrzeni w kulturowy obrzęd. To znaczy my

w trójkę. Ja, Max i Eila a Laura najpierw zaczęła się głupio uśmiechać a potem dogadywać:

 

- Ale pajac, jakimi głupkami byli kiedyś ludzie, że dali się

zwodzić takim zabobonom.

- Laura, uspokój się, uszanuj dawne zwyczaje.

 

Strofował ją Max, ale ta ani myślała się uspokoić. Zaczęła podskakiwać w rytm bębenka aż w końcu wyszła na środek i zaczęła tańczyć obok szamana, podnosząc do góry ręce

i wyginając rytmicznie biodra. Na szamanie jednak nie robiło to żadnego wrażenia. Spokojnie kontynuował swój obrzęd. Jednak w pewnym momencie popatrzył na babcię. Ta od razu, bez żadnego słowa, zrozumiała jego intencje. O dziwo, odezwała się do nas w bardzo poprawnym języku międzynarodowym:

 

- On teraz może spełnić jej życzenie.

 

Powiedziała do nas. Laura słysząc to, zaczęła się z niego wyśmiewać aż w końcu Max zaczął się trochę wstydzić za nią i żeby jakoś wyjaśnić sytuację, żartem podpowiedział Laurze:

 

- Przestań wreszcie się wygłupiać. Powiedz mu, żeby ci trochę

piersi urosły.

 

Laura była szczupłą drobną kobietą o dziecięcej budowie i miała małe, ale bardzo zgrabne, dziewczęce piersi, ładnie harmonizujące z jej delikatnym ciałem. Usłyszała Maxa i zaczęła głośno dokazywać:

 

- Chcę mieć wielkie cyce! Chcę mieć wielkie cyce!

 

Wtedy wtrąciła się Eila:

 

- Ty, weźże przestań, wstyd nam przynosisz. Uszanuj trochę

pradawne obrzędy. Nie igraj z tajemną mocą.

 

Laura zachowywała się jednak jak niesforne dziecko. Usłyszawszy uwagę Eili, podniosła ręce do góry i zaczęła jeszcze intensywniej podskakiwać i wydzierać się na cały głos:

 

- Chcę mieć wielkie cyce! Chcę mieć wielkie cyce!

 

Szaman widząc to, wyraźnie się ożywił i zaczął głośniej i dobitniej wymawiać tajemne zaklęcia, zbliżywszy się do dziewczyny, a następnie zaczął omiatać ją czymś w rodzaju miotełek, które trzymał w rękach. W końcu babcia przestała wystukiwać rytm i szaman z dumnie podniesioną głową opuścił jurtę. My grzecznie dziękując i uprzejmie się kłaniając, zrobiliśmy to samo. Laura wyszła przed jurtę

i śmiejąc się złapała się za biust.

 

- I co? Dziadowskie te jego czary. Gówno mi zrobił. Moje

pączuszki są takie jak przedtem, piękne i ponętne. Nie, Maks?

- No, no.

 

Maks potwierdził.

 

Ujechaliśmy jeszcze tego dnia około 20 km i zaczął zbliżać się wieczór. Zdecydowaliśmy, że pora już rozbić obóz. Rozstawiliśmy jak zawsze dwa dwuosobowe namioty. Czasem spaliśmy w nich parami, ale najczęściej dziewczyny chciały spać razem. Denerwowały je ciągłe nasze zaloty, kiedy czuły się zmęczone po całodziennej wycieczce. Chciały mieć od nas spokój. Rozpaliliśmy małe ognisko, wypuściliśmy konie na pastwisko, pogadaliśmy trochę, zjedliśmy coś i zmęczeni położyliśmy się spać. Rano obudził nas wszystkich paniczny jęk Laury:

 

- Pomóżcie mi, jestem chora.

- Chora? Przecież awatary raczej nie chorują.

 

Odpowiedziałem z drugiego namiotu.

 

- Tak chora, cała spuchłam.

 

Przeraziliśmy się z Maxem nie na żarty.

 

- Chodź pomożemy ci wyjść z namiotu, musimy to obejrzeć.

 

Delikatnie wyprowadziliśmy Laurę z namiotu. Była tylko

w t-shirtcie i majtkach. Eila też wyszła na zewnątrz. Na początku niczego nie zauważyłem.

 

- Gdzie spuchłaś?

 

Opuściła spojrzenie na biust.

 

- O jacie, rzeczywiście.

 

Teraz to zauważyłem. Patrzyliśmy na nią w trójkę a ta rękami zasłaniała biust. Powiedziałem do niej:

 

- Ściągaj koszulkę, muszę to zobaczyć.

 

Max przyglądał się z boku z zaskoczoną miną.

 

- No ściągaj chcę ci pomóc, przecież jestem lekarzem.

 

Laura zaczęła ściągać, ale się zatrzymała.

 

- Ale geriatrą.

- Co ty myślisz, że babcie cycków nie mają, ściągaj!

 

Laura uległa i płacząc ściągnęła koszulkę, ale biust zasłaniała rękami.

 

- Ty, no ale pokaż że to w końcu.

 

Laura z czerwona ze wstydu, z zapłakaną twarzą, opuściła

w końcu ręce. My z Maxem wpatrywaliśmy się w ten obrazek jak zahipnotyzowani.

 

- O jacie!!! Matulu!!!

- Jakie piękne !!!

 

Max dodał:

 

- Lala Croft.

- Stary, Lala Croft premium.

 

Patrzyliśmy na piękny, duży biust Laury z zachwytem. Był absolutnie doskonały.

 

- Kurde te suteczki patrzą wprost do przodu. Ojejej!Ojejej!

- Raczej do przodu i trochę do góry. Są doskonałe, idealne,

takie kształtne i jędrne.

 

Max komentował z dziwną miną. Bazą jego oblicza było wielkie współczucie dla swojej ciężko doświadczonej żony, ale spod tej bazy przebijał się ukradkiem szyderczy, obleśny, głupi uśmiech. Laura wybuchła histerycznym płaczem:

 

- Co się zbocze gapicie?! David, miałeś mi pomóc a nie się

ślinić. Ja chcę z powrotem moje pączuszki !!! Ratunku, niech

mi ktoś pomoże!!!

 

Odpowiedziałem rzeczowo:

 

- Wiesz Laura, ja nie widzę tu absolutnie żadnej potrzeby

jakiejkolwiek ingerencji medycznej. Ewentualnie, to mógłbym

je jeszcze zbadać palpacyjnie.

- Eile sobie macaj!

 

Powiedział Max, oburzonym tonem.

 

- No to jedyne co mógłbym doradzić z medycznego punktu

widzenia to to, że teraz będziesz musiała przykładać trochę

więcej uwagi do higieny biustu.

 

Do rozmowy wtrąciła się Eila:

 

- Laura, one rzeczywiście są super, pooglądaj je sobie dokładnie.

 

Laura wydarła się na nas:

 

- Wasz wszystkich poje....ło. Ja jestem ciężko chora, ja chcę swoje piersi. Co mi się stało?

 

Znowu odezwałem się rzeczowo:

 

- Trzeba było z tajemnymi mocami nie zadzierać.

 

Wtedy dopiero Laura przypomniała sobie wczorajsze spotkanie z szamanem.

 

- O kurde, rzeczywiście, co ten drań mi zrobił?! To jakiś

spisek, nie ma żadnych czarów. Co to ma być? Ja go

zabiję!!!!

- Była byś chyba pierwszym awatarem, któremu się to udało

w świecie duchów.

- Jego trzeba wykasować, co to ma być? Ja chcę swoje

pączusie!!! Zróbcie coś!

- Wydaje mi się, że najprościej to byłoby tam wrócić i poprosić

go czy nie zechciał by cofnąć swoich czarów.

 

Rzeczowo skonstatowała Eila. Ponieważ inne rozsądne opcje postępowania w tej kryzysowej sytuacji nie przychodziły nam do głowy, to przyznaliśmy Eili rację:

 

- Dobra, mądrze gadasz, warto spróbować. Zwijajcie obóz.

 

Dwadzieścia kilometrów drogi powrotnej do szamańskich jurt Laura przejechała szybkim kłusem tak, że trudno było nam za nią nadążyć. O żadnym bólu pupy w ogóle nie było mowy. Jak przyjechaliśmy na miejsce to było jeszcze przed południem. Zdziwiona szamańska babcia wyszła z jurty:

 

- Co teraz chcecie? Jest za wcześnie, pokaz będzie po

południu.

 

Max, w imieniu swojej żony przejął prowadzenie negocjacji:

 

- Ale my pilnie musimy porozmawiać z panem szamanem.

- Co chcecie od niego, teraz nie wyjdzie, wypił wczoraj a poza

tym słabo zna międzynarodowy. Trzeba rozmawiać ze mną.

- No bo my, proszę pani, mamy pilną sprawę.

- Pilną sprawę, jaką?

- Bo widzi pani, chodzi o to, że moja żona trochę się

niestosownie zachowywała podczas wczorajszego pokazu

i pan szaman rzucił na nią klątwę.

- Klątwę? Co ty synek gadasz, on klątw na turystów nie rzuca.

- No, ale chodzi o to, że moja żona chciała żeby jej piersi

urosły.

- No wiem, słyszałam przecież, i co?

- No, urosły.

- Naprawdę?

 

Powiedziała szamanka zdziwionym głosem, wyraźnie zaskoczona, głupio się przy tym uśmiechając i dodała:

 

- I co? Jeszcze za małe?

- Nie nie, wręcz przeciwnie są piękne, ale ona tylko żartowała.

- Żartowała? Nie możecie mieć do niego pretensji, on tylko

spełnił jej życzenie w końcu jest szamanem.

- Ale my bardzo chcieliśmy poprosić, żeby on to odwrócił

i przywrócił jej swoje dawne piersi.

- Odwrócił...? No w zasadzie reklamacji nie przyjmujemy, ale

jeśli wam bardzo zależy to mogę spróbować z nim pogadać.

- No właśnie, bardzo byśmy prosili.

 

Babcia udała się do jurty szamana i po kilku minutach przyszła z powrotem.

 

- On mówi, że odczynienie uroku jest trudniejsze i znacznie

bardziej pracochłonne od jego rzucenia, ale może

spróbować. Jednak będzie wiązało się to z większymi

kosztami.

- No, to przecież zrozumiałe.

 

Powiedział Max, ale do rozmowy, nerwowym głosem, wtrąciła się Laura:

 

- Koszty nie mają znaczenia.

 

Max z dezaprobatą na nią spojrzał a szamanka odpowiedziała:

 

- No skoro tak, to pójdę z nim dalej gadać.

 

Po chwili była z powrotem.

 

- Powiedział że przyjdzie, ale ona będzie go musiała najpierw

przeprosić.

 

Laura była załamana. Po chwili się odezwała płaczliwym głosem.

 

- Dobra, przeproszę go, zniosę każde upokorzenie.

 

Rytuał potoczył się znanym nam już trybem. Weszliśmy do szamańskiej jurty. Najpierw szamanka rozpoczęła swój taniec z puszką na datki. Tym razem jednak była silnie zmotywowana i zdeterminowana. Max dokładał i dokładał a ona ciągle przy nim była i odmawiała swoje zaklęcia, rytmicznie podskakując i podsuwając mu skarbonkę pod nos. W końcu, jak w puszcze znalazła się całkiem konkretna suma, którą trudno byłoby nazwać dobroczynnym datkiem a raczej podchodziła pod pojęcie godziwego wynagrodzenia, to pazerna szamanka odpuściła. Jak poprzednio wyszła z jurty

i zagwizdała na palcach. I znowu przyszedł... on, dumny, opanowany i skupiony na swoim zadaniu. Babcia znowu odpaliła kadzidło i zaczęła wystukiwać rytm na bębenku. On spojrzał na nią a ona zwróciła się do Laury:

 

- Stań na środku i go przeproś.

 

Laura wyszła i powiedziała płaczliwym tonem:

 

- Przepraszam.

 

Wtedy on powiedział coś do babci po mongolsku, a ta zwróciła się do Laury:

 

- Musisz rozebrać się do pasa.

 

Spojrzeliśmy wszyscy na Laurę. Zrobiła się czerwona ze złości, ale w końcu, w poczuciu całkowitego zniewolenia i wykorzystania, zdjęła wszystko od pasa w górę. Jej cudowne buforki znowu zajaśniały nieopisanym pięknem. Odniosłem wrażenie, że w jurcie zrobiło się jaśniej, a na pewno przyjemniej. Szaman bardzo intensywnie się im przyglądał. Aż się trochę potknął w pierwszej chwili. Niestety nie byliśmy w stanie zobaczyć wyrazu jego twarzy, ponieważ ta kryła się szczelnie za szamańską maską. Zaczął swój tajemniczy pląs coraz to bardziej zbliżając się do Laury. Następnie wyciągnął swoje kościste dłonie w stronę jej piersi. Najpierw delikatnie, końcami palców, ale potem coraz śmielej i intensywniej zaczął Laurę obmacywać. Stosował różne techniki. I na “strojenie radyjka” i na “ugniatanie ciasta” i na “wyciskanie sera“. Laura stała w bezruchu w poczuciu zupełnego poniżenia. Czuła się molestowana i wykorzystana. Patrzyłem na Maxa jak jego twarz robi się coraz bardziej czerwona. W końcu zwrócił się do mnie:

 

- David, dam mu w ryja.

- Max, ani mi się waż, stój spokojnie, nie rozpraszaj mistrza bo

wszystko zepsujesz.

 

W końcu szaman zakończył i jak poprzednio z dumnie podniesioną głową nas opuścił. Laura zawróciła się do szamanki:

 

- Ale co to ma być? Są takie jak były.

- Trzeba poczekać.

- Jak długo?

- A to różnie, od kilku godzin do kilku tygodni. No a czasem

w ogóle nie zadziała.

- Co takiego?

- Ciesz się, że w ogóle się zgodził.

 

Laura, ze spuszczoną głową, do nikogo się nie odzywając, przejechała resztę dnia. Nawet ją piękno mongolskiego stepu tego dnia nie ruszało. Przygotowaliśmy biwak. Szykowaliśmy się do pójścia do namiotów i wtedy Max zdecydowanym tonem zarządził:

 

- Dzisiaj śpimy w parach.

 

Laura spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem.

 

- Wybij to sobie z głowy.

- Ale Laura, przecież jesteś moją żoną.

- Co ty myślisz, że jeszcze ty będziesz mnie obmacywał? Dosyć

już upokorzeń dzisiaj zniosłam.

- Laura, musisz dzisiaj spać ze mną!

 

Wtedy wtrąciła się Eila. Objęła Laurę ramionami i zwróciła się do Maxa stanowczym tonem:

 

- Wara ci od niej. Możesz sobie cycki od Davida obmacywać!

 

Max w końcu skapitulował i machnął ręką zniechęcony:

 

- David dasz pomacać?

- A pewnie.

 

Odpowiedziałem ze śmiechem. Nazajutrz jasny promień słońca zaświecił nad naszymi namiotami. Obudził nas radosny wrzask Laury:

 

- Są! Są! Moje kochane pączuszki. Takie same jakie były!!!

 

Odetchnęliśmy z ulgą. Jedynie Max trochę po cichu marudził:

 

- Nawet mi jędza nie dała się nacieszyć.

 

Tajemnica Pluszowego Misia, Dotyk Amani, Spisek Duchów EPUB,MOBI, PDF - E-bookowo.pl

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania