Śpiwór
Nasze osiedle, obecnie strzeżone, kiedyś było miejscem otwartym dla wszystkich, przez co kręciło się po nim dużo różnych ludzi, w tym bezdomnych.
Często ich mijałam spiesząc się do pracy i wpadałam na nich wracając. Nie powiem, czasami, gdy dosyć późno przyszło mi przechodzić między budynkami, był we mnie jakiś lęk, ale powoli, jak wszyscy, przyzwyczaiłam się do ich milczącej obecności. Mało tego, proszona o jakieś drobne, zawsze coś znalazłam w portfelu.
Był akurat koniec jesieni, kiedy wśród znanych mi twarzy pojawił się ktoś nowy. Na pierwszy rzut oka trochę nie pasował do reszty towarzystwa, może dlatego, że chował się za innymi jakby ze wstydu, poza tym, co dziwne, wydawał się czysty.
Z ciekawości jak się zachowa, przechodząc obok dałam mu dychę na coś do jedzenia. Speszony bardzo dziękował i zapytał, czy nie mam przypadkiem jakiejś pracy, bo on by chętnie pomógł. Niestety nie miałam, ale od tej pory nieco przychylniej na niego patrzyłam i częściej dawałam parę groszy. Doszło do tego, że szybko stał się "moim" bezdomnym.
Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie, wzięłam parę dni wolnego, żeby zrobić generalne porządki. Przeglądając szafy znalazłam trochę rzeczy męża, w których od lat nie chodził, postanowiłam więc zapakować i wyrzucić, zresztą to samo planowałam zrobić z moimi niepotrzebnymi już ciuchami. Przypomniałam sobie jednak o moim podopiecznym. Szybko założyłam buty i kurtkę po czym wyszłam go poszukać. Na szczęście był na swoim stałym miejscu. Podeszłam więc i zapytałam, czy przyjmie ode mnie trochę rzeczy, bo te porządki i w ogóle. Ucieszył się, dlatego od razu wzięłam go ze sobą do domu. Co prawda nie chciał wejść i można powiedzieć, że siłą go do tego zmusiłam. Zobaczyłam przy tym jego buty, a raczej trampki. Od razu zapaliło mi się czerwone światełko i pierwsze co przyszło do głowy, to jeszcze raz sprawdzić garderobę męża. Znalazłam bez trudu porządne buty, w których od lat nie chodził, mało tego wpadł mi w oko śpiwór i automatycznie wzięłam go ze sobą. To wszystko dołożyłam do przygotowanych paczek.
Robert, bo tak przedstawił się mój gość, miał łzy w oczach, kiedy opuszczał mieszkanie. W sumie ja też się wzruszyłam, bo było w nim bardzo dużo jakiejś szlachetności, subtelności i delikatności.
Później jednak wpadłam w wir przygotowań i zapomniałam o Robercie. Wyjeżdżaliśmy do rodziny i chciałam jak najwięcej przygotować, żeby z pustymi rękami nie jechać.
Przypomniałam sobie o nim w Wigilię. Tak więc, jak wcześniej, szybko zapakowałam co miałam w domu, resztę postanowiłam dokupić i poszłam zanieść. Oczywiście życzyliśmy sobie "Wesołych Świąt"
Do domu wróciliśmy z mężem po Sylwestrze. Znowu praca, dom, czyli samo życie. Zdziwiłam się, kiedy na zwykłym miejscu nie zobaczyłam Roberta, ale pomyślałam, że może gdzieś poszedł itd. Niemniej powtarzało się to przez kolejne dni, dlatego postanowiłam zapytać o niego. W ten sposób dowiedziałam się, że Robert nie żyje. Został pchnięty nożem przez innego bezdomnego. Powodem miały być buty i śpiwór.
Poczułam jakby ktoś zdzielił mnie czymś ciężkim i to prosto w głowę, przecież to ja dałam mu te rzeczy i przeze mnie...
Dzisiaj też mi się zdarza dać "chłopakom" jakieś drobne, ale na tym kończę, nie mam odwagi zagłębiać się w ich sytuację i zrobić coś więcej. Po prostu nie mogę.
Komentarze (25)
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam.
5
Dziękuję, Jozefie.
i na 99% zupełnie nie wie, czym to skutkowało. Tzw→pajęczyna przyczyn i skutków:)
Wystarczy z kimś pogadać na ulicy, a przez to ów człek, jest ciut później gdzieś... i np: ginie lub nie.
Tak mi się skojarzyło z tym tekstem↔Pozdrawiam:)↔5
Dziękuję, DD.
Pozdrawiam.
Wiem, że to niełatwe i można spieprzyć, choćby jakimś patosem.
Dziękuję, Grain za przeczytanie i sugestię.
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania