Pokaż listęUkryj listę

Star Wars The Old Republic - Zeznanie Avusa Dayne'a

Krótki fanfic z serii SWTOR, obecnie jedynej serii star wars (obok komiksów vadera), która ma sens i dusze. UWAGA SPOILERY DO FABUŁY SWOTOR (KOTET i KOTFE). (historia skupia się na odkryciu przez jednego z NPC w grze, relacji łączącej gracza (jako Sith warriora w kampanii) z twilekańską przemytniczką Vette. Praca możecie też znaleźć na mym profilu Wattpada.

 

&

 

Galaktyka była dziwnym miejscem. Składało się na nią miliony planet, setki tysięcy słońc i księżyców, dziesiątki tysięcy systemów i układów planetarnych. setki czarnych dziur i wreszcie biliardy lat świetlnych niezbadanych przestrzeni kosmosu, skrywających wielkie i czasem okrutne tajemnice, czekające na swych odkrywców.

Odkrywca.

Takim terminem określał się od kilku pełnych cyklów dnia i nocy na planecie Odessan, pilot republikańskiego myśliwca NovaDive, Avus Dayne.

No ok, już nierepublikańskiego, bo wchodzącego w skład floty gwiezdnej „Przymierza". Dosyć luźnego tworu polityczno-militarnego, skupiającego członków zarówno Imperium Sith, Republiki, Mandalore, a nawet Kartelu Huttów, wokół celu, jakim było rozbicie, jak i ostateczne pokonanie panoszącego się w galaktyce Imperium Zakuul.

Jednak to nie groźba nieskończonej floty Zakuul, zaprzątała głowę, pilota Przymierza. Jego zalążki głęboko zakorzenionej ciekawości i nutka poczucia odkrywcy, skupiały jego myśli na zupełnie innej i nie ma co kłamać, dla wielu bardzo trywialnej sprawie. Nie dotyczącej go, na żadnym z poziomów atomowych.

Prawda jest taka, że najzwyczajniej Avus, powinien trzymać się od tego z daleka i tak jak każdy inny członek przymierza, nie przejmować się tym obrazem rzeczywistości. Tą na siłę nadmuchaną tajemnicą, którą, sam wyolbrzymiał... I de facto, stworzył w swoim umyśle. Aczkolwiek, czy nie miał prawa się, chociaż nad tym zastanowić? Czy jego ciekawość była aż tak niedorzeczna?

Chyba tak... A nawet jeśli nie była niedorzeczna... To na pewno była niebezpieczna. Bo inaczej nie dało się sklasyfikować tej myśli niż -"zagrożenie czwartego stopnia! Ewakuacja! Wskakuj do kapsuły ratunkowej i nie odwracaj się!"

Pilot wciągnął ciężko haust powietrza, odwracając się od swego kochanego myśliwca i przeleciał swym wzrokiem pomiędzy dziesiątkami żołnierzy, inżynierów, mechaników i typowego personelu cywilnego, zaraz jednak wędrując nim wyżej, do wychodzącego prosto ze skał okna centrali koordynacji logistyki i ruchu kosmicznego. Tak jak się spodziewał, on tam był.

Nawet pomimo dystansu i rozmazywania obrazu przez szybę okna, ta postać, emanowała siłą i powagą. Jego biała zbroja, mocno wyróżniała się na tle, gamy szarości urządzeń i komputerów, czerni Imperialnych uniformów, oraz zieleni i pomarańczy republikańskich sił.

Tak.

Tam oto stała ta wielka tajemnica, która zaprzątała umysł Avusa. Jego dowódca... Założyciel i bezapelacyjny przywódca Przymierza. Bohater ponad setki bitew, Smok Zakuul, "Obcy", Zdobywca Corelli i Balmory, dawniej znany jako Gniew Imperatora... Wojownik Sith. Ktoś, kto jeszcze dekadę, temu zajęty byłby niszczeniem Republiki... I zabijaniem takich pilotów jak Dayne.

Sith... To słowo, nadal w gardle Avusa, pobudzała falę nieprzyjemnie chłodnego spazmu i dreszczy na plecach. Działo się to nawet, teraz kiedy tuż obok niego stało przynajmniej z dwudziestu Sithów, walczących po stronie Przymierza.

Mimowolnie jego wzrok zszedł na stojącego najbliżej jego prawej strony wojownika Sith, który w najlepsze wykłócał się ze stojącym przed nim Jedi.

Szaleństwo.

Dwóch największych wrogów ot, tak teraz sobie gawędziło (może nieco intensywnie, ale już bez użycia siły), kiedy to jeszcze nie dawno, zajęci by byli, rozcinaniem się swoimi mieczami świetlnymi i niszczeniem wszystkiego dookoła za pomocą tej niedorzecznej "mocy". Avus, pomimo dość "pokojowej atmosfery" pomiędzy członkami Imperium i Republiki, wolał się nadal trzymać tych drugich i unikać wchodzenia w drogę tym pierwszym. Wciąż, uciekając wzrokiem gdziekolwiek, kiedy to, choćby przypadkiem, wzrok Sitha lub żołnierza Imperium, spoczął na nim dłużej niż dwie sekundy.

Jednak... Był pewien wyjątek.

Właśnie w postaci dowódcy Przymierza.

Chociaż, jakby się zastanowić, to nie miało sensu ani logiki.

W końcu, w wielu aspektach on był bardziej przerażający od swych towarzyszy i odpowiedników z Imperium.

Dowódca w końcu zawsze pokazywał się, w tym przerażającym pancerzu, okrywającym całe jego ciało od głowy do samych stóp, w kolorze bieli, szarości i czerwieni.

Avus, był członkiem Przymierza, już prawie pół roku, a ani razu nie widział na oczy, co skrywa się za tymi kilogramami plastostali. Prawda jest taka, że nie wiedział on, nawet jak z twarzy wygląda jego przywódca.

Pozostały mu tylko plotki, jakie szerzyły się po Republikańskiej części przymierza. Imperialni usilnie milczeli na ten temat.

Wielu powiadało, że Przywódca, skrywa się za tym pancerzem, bo jego ciało jest tak zniszczone przez ciemną stronę, że gdyby nagle zdjąć ową zbroję, jego lider, rozpadłby się niczym pył na wietrze, lub co gorsza, ukazałaby się zdeformowana i okaleczona forma, niemalże trupa. Inni zakładali się, co do rasy Zdobywcy Corelli. Chociaż, wszystko wskazywało na to, że jest przedstawicielem rasy ludzkiej... Lub przynajmniej jej pokrewnej.

Jedyny fakt, jaki był pewien, to to, że ów pancerz należał kiedyś do potężnego członka rady Sith, Dartha Marr'a. Przywódca, bardzo go doceniał i darzył wielkim szacunkiem, dlatego też po jego śmierci, przejął zbroje członka mrocznej rady, jako symbol, dalszego wspierania idei tegoż Sitha, którego co ciekawe, darzono również wielkim szacunkiem i zrozumieniem w Zakonie Jedi. W końcu to on stanął na czele połączonych sił Republiki i Imperium w konflikcie ze zwolennikami Dartha Ravena, Dartha Malgusa i właśnie Imperium Zakuul, sześć lat temu.

Z charakteru Przywódca, również mocno odznaczał się na tle palety jego "pokrewnych" indywiduów.

Po pierwsze jak na sitha... Był... Miły? Nie, to słowo było za mało elastyczne, by opisać, osobowość lidera Przymierza.

Był on po prostu... Bardziej spokojny, niż reszta Sithów, jakich spotkał Avus, za swego życia. Praktycznie nigdy nie unosił on swego głosu. Zawsze wydawał się opanowany i pewien swoich racji. Kiedy trzeba było, rzucał lodowatą jak pogoda na Hoth reprymendą, ale potrafił chwalić, doceniać prace i poświęcenie, nawet byle szeregowego żołnierza, czy cywila. A słowa pochwały, zawsze brzmiały z jego ust z siłą, dumą i taką dawką motywacji, że, nim Avus się obejrzał, nawet on, uległ chęci spełnieni woli Przywódcy, dając z siebie sto dwadzieścia procent, w każdej misji i bitwie. Niektórzy członkowie jego "skrzydła" chwali się nawet, że lider Przymierza, zażartował podczas rozmowy z nimi, chociaż, pilot uważał, że to akurat bujda.

Sith sypiący żartami?

Jasne, jeśli to prawda, to świnie mogą latać...

Tak czy siak, nie dało się ukryć, że prócz tej lodowato zimnej i przerażającej aury, typowego Sitha, Przywódca, mocno wyróżniał się oraz z łatwością zdobywał serca, respekt i oddanie podlegających mu ludzi.

Był jeszcze jeden element rzeczywistości, który pobudzał ciekawość Avusa. Najbliższy towarzysze Dowódcy.

Dosłownie cała plejada charakterów i osobowości, ze wszystkich zakątków galaktyki i frakcji. Sithowie, miary Lany Beniko. Byli członkowie SIS jak Theron Shan. Jedi, pokroju Jessy Wiliams. Muffowie, generałowie Republiki. Ludzie, Zabracy, Lud Voss, Sithowie, Mandalorianie, oraz dziesiątki innych ras.

Do jasnej cholery, ostatnio kręcił się wokół niego nawet Wookie.

No i była też ona...

Ta która, nadal wciąż pobudzała serce Avusa, do szalejącego rytmu i ukazywania na jego piegowatej twarzy, szkarłatu polików.

Twi'lekanka, o cudownie egzotycznej czerwonej skórze i nie ma co kłamać seksownych proporcjach ciała, które czasem nawiedzały pilota podczas jego snów.

Vette... Niesamowity strzelec, przemytniczka, była członkini słynnych gangów Zewnętrznych Rubieży galaktyki. A także, jak się niedawno Avus dowiedział, ku jego przerażeniu... Kochanka Przywódcy. Choć nawet nie to. Ona była ponoć jego żoną...

Ten fakt boleśnie odcisnął się na psychice Avusa, ostatnim czasy, kiedy to zebrał się w sobie by wreszcie, wysłać jej wiadomość z "miłosnym wierszem"... Tylko po to, by odkryć chwilę potem, że "skrzynka pocztowa" na którą wysłał wiadomość, nie należała tylko do samej Vette, ale i Przywódcy Przymierza.

Avus do dziś pamiętał to zaskoczenie i poczucie strachu, kiedy pośpiesznie napisał kolejną wiadomość z przeprosinami, mając nadzieje, że to go uratuje, od niechybnej śmierci z rąk Sitha. I do dziś pamiętał, kiedy o mało co się nie zeszczał w gacie, kiedy jeszcze tego samego dnia, został wezwany do prywatnego pomieszczenia Przywódcy.

Avus, szedł tam z myślą, skupiającą się głównie na różnorakich formach tortur i śmierci, jakie zaserwuje mu za jego zuchwałość Przywódca.

Tor jednak tego spotkania nie był jednak taki, jak oczekiwał Avus. Chociaż, wszystko zaczęło się jak w jakimś horrorze.

- "A więc to ty jesteś Avus Dayne..." - zaczął Przywódca, tym swoim lodowatym głosem, zmodyfikowanym jeszcze przez maskę, przez którą, brzmiał on jeszcze straszniej.

- "Tak jest sir!" - odparł krótko pilot, modląc się w duchu, by śmierć była szybka i jak najmniej bolesna.

- "Zapytam tylko raz, więc słuchaj uważnie i nie waż się kłamać... Wiem, kiedy ludzie kłamią... Czy ty jesteś autorem tych dwóch wiadomości, które widzisz na tym holoprojektorze?"

- "Tak... Jest sir!" - Avus odparł ponownie, tym razem głosem łamliwym i przepełnionym strachem. - "Proszę, jedno szybkie cięcie i po sprawie, proszę tylko o tyle" - błagał jednocześnie w duchu. Przywódca wstał gwałtownie, obchodząc stojące przed nim biurko, jak drapieżnik, który właśnie osacza swoją ofiarę, nim wbiję się swoimi zębami w jej tętnicę szyjną, stając po chwili przed Avusem, który ostatkiem sił, powstrzymywał się od zeszczania ze strachu.

- "Lekku" - Przywódca odparł nagle, totalnie zaskakując pilota.

- "Słucham? Lekku? Nie... rozumiem."

- "Ona ma lekku, a nie macki na głowie".

Dopiero wtedy Avus zrozumiał sens tego słowa, które wprost odnosiły się do jego "miłosnego wiersza".

"Oh, nie wiedziałem... Ja... Przepraszam!".

Odziana w hełm głowa, Przywódcy, lekko pochyliła się na bok i choć to nie było możliwe do dostrzeżenia, pilot był pewien, że Sith właśnie się uśmiechnął.

- "Gdybyś widział minę Vette, kiedy razem to czytaliśmy, to bardziej byś się martwił przepraszaniem jej, a nie mnie".

Blade jak śnieg poliki Avusa, momentalnie nabrały czystej barwy czerwieni.

- "Przyjęła to bardzo źle?"

- "Normalnie za takie teksty, potrafi odstrzelić tyłek, Ale, nie martw się, odpowiednio się nią zająłem i wątpię, by nawet teraz pamiętała o tej wiadomości".

Avus, boleśnie przełknął ślinę, rozumiejąc tor i sens słów jego dowódcy.

- "Jednakże uważam, że i tak powinieneś ją przeprosić, rozumiemy się?"

- "Oczywiście! Zrobię to natychmiast, jak tylko ją spotkam!" - Pilot uśmiechnął się z ulgą, czując, jak opuszcza go cała presja, ale nie minęła nawet dłuższe sekunda, nim przestrzeń niczym ostrze przeciął lodowaty głos Przywódcy.

- "Dobrze... Aczkolwiek jest jeszcze jedna sprawa..."

- "Tak?" - Avus zapytał się ze strachem w oczach.

- "Pisząc te, pożal się mocy, poetyckie bzdety... Wiedziałeś, że Vette jest, zemną? Czy też, nie byłeś tego świadomy? I nie próbuj kłamać... Nienawidzę kłamców."

- "Nie sir! Naprawdę nie wiedziałem! Gdybym wiedział, nigdy bym tego nie zrobił! Za bardzo się pana boje... To znaczy, za duży mam respekt do pana!"

Sith przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Avusa przez wizjer maski, aż nagle, od taka cała lodowata atmosfera opadła, kiedy, Przywódca odwrócił się i znów usiadł na fotelu, dzieląc się teraz dystansem biurka od osoby pilota.

- "Wierze ci, możesz wracać na swoje stanowisko".

Avus boleśnie wciągnął powietrze i czym prędzej ruszył ku drzwiom, lecz w tym samym momencie co jego dłoń wylądowała na czytniku, nagle tuż przed jego twarzą, pojawił się porcelanowy dzban, który nieco chwiejnie unosił się na wysokości jego oczu.

- "Co...?" - odparł Avus, odwracając się w stronę Przywódcy, który miał wyciągnięta dłoń w jego kierunku.

- "Jeszcze jedna sprawa, jeśli podczas przepraszania najdzie cię, choć cień myśli o próbie uderzenia do mej żony... Skończysz jak ten dzban". - wraz z ostatnim słowem, ku potwierdzeniu groźby Sitha, dzban zaczął pękać, zaraz krusząc się na dziesiątki kawałków, które nim jednak opadły na ziemię, zostały tak mocno przygniecione przez nacisk mocy, że ostatecznie na ziemi został tylko szklany szlak okruszków, nie większych niż pył.

Avus omal nie zemdlał porażony tym widokiem i wizją siebie w tym stanie, ostatkiem sił kiwając tylko głową, posłusznie jak tresowany pies, by ostatecznie nie dając już okazji dla dalszych reprymend jego przywódcy, zniknąć za drzwiami.

Od tego wydarzenia minęło kilka dni.

I od tego momentu, prócz tajemnicy aparycji Dowódcy, Avus zastanawiał się, jeszcze bardziej nad charakterem Sitha oraz układowi, jakim była jego relacja z piękną Vette.

Następne częściStar Wars - Dooku

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Vespera 01.03.2021
    Co do latających świń: oczywiście, że potrafią latać, tylko niechętnie wchodzą na katapultę :D
  • matix1256 01.03.2021
    cóż, w uniwersum gwiezdnych wojen na pewno by się znalazło miejsce i planetę z latającymi świniami :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania