Pokaż listęUkryj listę

Świat Zanurzony : Chłopiec i świeca II

Obok jednej kreski, pojawiła się kolejna, potem mały kwadracik na górze i prostokąt na dole. Ogień, jakby uspokojony szuraniem kredy, przestał przygasać. Mogłoby się wydawać że rozbłysł odrobinę, aby przyjrzeć się lepiej. Chłopiec, wykrzywiając usta w skupieniu, wypełnił bielą przestrzeń pomiędzy liniami. Niedługo później zawitał zielony, całe okienko barwione skośnymi i poziomymi rysami. Wyrastały z nich promienie o tym samym kolorze. Przekraczały ramy, ciągnąc się samotnie po posadzce. Nim ostatnie pasmo wyszło spod kredy, gdzieś w oddali zamajaczył nieśmiało błyszczący punkcik. Malec pomyślał, że w okalającej go ciemności, do złudzenia przypomina gwiazdę.

-Skąd się wzięłaś, moja mała?- Szepnął, dźwigając się z kolan. Przechylił lekko głowę

-Halo! Kto tam?

Nie pamiętał, żeby pod jego kamieniem, działy się takie osobliwości. Pozbierał kredę, była biała, zielona i czerwona. - A co z tym?

Zaabsorbowany szkarłatem, wypuścił z rąk pozostałe. A gdy to zrobił, nieopodal wyłoniła się ścieżka. Smuga światła wyznaczyła drogę, której nie mógł zignorować.

Wziął świeczkę i ruszył. Zaraz, zaraz, jaśniejący szlak znikał bez śladu, gdy tylko świecznik tracił kontakt z podłożem.

-Zostawić? m-moje światełko? - Bąknął łamiącym się głosem, zastygając jak posąg z opuszczoną głową. Dokąd prowadzi ta droga, kto ją tu zostawił? Spocone rączki ściskały mocno czerwoną kredę, kiedy podążył ostrożnie białym szlakiem. Zaproszeniem, pozostawionym przez coś, czego nie mógł dostrzec. Balansował wąskim szlakiem, chwiejąc się na boki. Pilnował, żeby nie wypaść, nie miał bowiem świeczki, która chroniłaby go przed mrokiem. Zostało mu tylko zaufać drodze, krocząc uważnie, przesuwając się metr po metrze.

- Auć -pisną, podskakując nieco. Podłoga robiła się coraz cieplejsza, z oddali uderzała intensywność zieleni. Oślepiająca, utrudniała chłopcu sprawne poruszanie. Machając nieporadnie rękoma, łapał balans. Obserwując z odległości, można by go wziąć za nieopierzonego ptaka, próbującego zerwać się do lotu.

 

ŁUP, TRZASK

Siedział na pupie z szeroko rozwartymi oczyma, badając przedziwność która wyrosła tuż przed nim. Ciężkie drewniane drzwi, osadzone były w dolnej części budowli. Z jej szczytu wydobywały się wiązki, które go tu przywiodły.

-To ty moja latarnio ? - Radośnie poderwał się z ziemi, a drzwi posłusznie ustąpiły, słysząc jego głos.

 

Zanurzył się powoli, spostrzegając niezliczoną ilość odbić wokół. Błyski snuły się po ścianach, przeskakując między ogromem osadzonych tam luster.

 

Podszedł do najbliższego, chłopiec z drugiej strony różnił się od niego. Z obydwu stron wyrastały błękitne czupryny, jednak ich ubiory kontrastowały z sobą. Jego popielate, lniane ubrania, nijak się miały do płaszcza po drugiej stronie. Przypominającego coś na kształt wiru jesiennych liści. Pomachał ręką, równorzędnie przyszła odpowiedź zza lustra. Chłopiec poruszał się chwile, wpatrując się w nie uważnie. Wyginał kręgosłup robiąc miny, wystawiał język, skąpany w nieco stępionym już świetle z góry budynku. Kopia podążała za jego ruchami.

 

Wyszczerzył zęby i zamarł. Postać na którą patrzył, zachowała spokojne oblicze. Zdawała się nie dostrzegać zmiany, jaka w nim zaszła. Obydwie strony podrapały się po głowie.

 

-Ale dziwne, czemu to lustro nie przyjmuje uśmiechu? - Była to zagadka, która mocno zafrapowała naszego bohatera. Spróbował różnych wariantów. Od drobnego uśmieszku do szerokiego wyszczerzenia, nawet zaczął śmiać się w głos, rozbawiony tym co robił.

 

- Jeszcze się dowiem- Szepnął, kierując swą uwagę w stronę schodów. Wspinały się spiralą, ku szczytom kolumnowej budowli. Coś pchało go na górę, dał susa krocząc w pośpiechu, wspinając się coraz wyżej. Mijał kolejne lustra różniące się obwolutą, każde z nich przedstawiało nieco inny wariant jego samego. Pędził jak mała ćma, zafascynowana blaskiem ognia. Mijał ubranego w czerń ze skórzanym kapeluszem, smutnego klauna i lewitującego chłopca w postrzępionych szmatach.

Przy tym ostatnim przystanął, był zupełnie inny od reszty, zdawał się nie reagować na postać biegnącą po schodach. Zaciągał się powoli fajką, patrząc gdzieś w dal. Chłopiec pomachał mu, krzycząc.

 

-HOHOOOO-zapukał nawet w gładką powierzchnię. Odpowiedziała mu jasno szara chmura dymu, z której wyłonił się palec dający znać o potrzebie spokoju. Dynamiczny gest nie spodobał się chłopcu, nie miał przecież złych zamiarów.

- Dziwny jesteś i chyba mnie nie lubisz.. ale lubię twoje włosy, też chcę je tak spiąć.- palną w przestrzeń zachwycony kucykiem palacza.

Dotykał włosów przekładając je z jednej strony na drugą, próbował zwinąć niezdarnie, upodobnić do tych, które widział w odbiciu, bezskutecznie.

PSTRYK Dźwięk zza przezroczystej powierzchni, delikatny powiew wiatru na twarzy, gumka do włosów zawisła w powietrzu.

- Super!- klasnął w dłonie łapiąc spadający dar, którym spiął włosy bez trudu.

- Ty to masz styl- oznajmił machając na pożegnanie, tym razem odpowiedziało mu nieznaczne skinienie głową. Zbliżał się do szczytu.

Emanowało silnie, lecz nie oślepiająco, robiło się naprawdę ciepło, lecz nie gorąco.

Pulsująca kula wirujących pływów, rzucała promień gdzieś w dal..

Stała na piedestale przyozdobionym falistym ornamentem. Jaśniała i ciemniała, zmieniając rytmy pulsacji. - Co mówisz ..nie rozumiem- przejął się mały, podchodząc bliżej . Szczypała skórę, nie pozwalając podejść, każdy kolejny ruch oznaczał ból.

Wokół niej, na szarej alabastrowej posadzce, leżały szeregi różnokolorowych świec. Było ich tak wiele, że ciężko by zliczyć. Chwycił jedną z nich, pierwszą z brzegu. Jej tekstura, kolor, kojarzyły mu się z jesionową korą, której wspomnienie gdzieś w sobie zachował.

- Już prawie nie pamiętam- Zasępił się, muskając palcami gładką woskową powierzchnię. Ręka poderwała się ku górze, celując w tętniące źródło, jak gdyby z zamiarem wystrzelenia! Knot zapłonął. Kreda wypadła z dłoni rozsypując się w pył.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania