Symfoniada
(fragment)
Zbieram popiół, przesypuje się przez palce. Drętwieją. Każda drobina ma w sobie nieistniejącą "duszę" deszczowego potu, zachodzącego i wschodzącego słońca. Przypomina coś, co powstało ze źródlanej wody, ale nie sposób obmyć tym oczu. W nich przesuwają się promienie, z których powstaje noc po niekończącej się nocy. Pali jak diabli, jakbym wydziargała sobie nowy tatuaż, aby odrodzić się jako niewielki fragment powieści. W niej moje imię jest zakazane. Powiem więcej - zwinięte w kulkę i rzucone w przestrzeń. Choć pozornie nie jest to możliwe, zatrzymuję się, nie potrafię czytać z zamkniętymi oczami, a tym bardziej wejść w książkę napisaną na folii bąbelkowej. Może wystarczyłoby wbić w nią igłę i rozsypią się literki, tylko po to, by napisać alfabetem Braille’a ( ?) Jaki jest sens w powielaniu czegoś, co dawno już weszło w toksyczną reakcję? Boję się, kulę w ciemnościach. Odnoszę wrażenie, że mój świat spala się, jak te liście, które drżały na wietrze, a zachodzące w nich mutacje żyją i chcą zawładnąć resztkami świadomości.
Komentarze (5)
NO!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania