Szklana dziewczynka - Rozdział czwarty.

12 grudnia 1995, wtorek, 11:30 Gabinet dziadka

 

Dziadek sprawdza klasówki. Ja siedzę w fotelu z książką, ale nie czytam. Patrzę przez okno na śnieg. Wszystko jest białe, czyste, jakby świat się na nowo narodził.

 

- Emilio, możesz mi pomóc? - pyta dziadek, nie podnosząc wzroku.

- Z czym?

- Muszę te kartkówki posortować według klas. Mógłbyś mi je poukładać?

 

Wstaję i podchodzę do jego biurka. Biorę stos kartek. Układam je w stosiki - trzecia A, trzecia B, trzecia C. Dziadek pisze coś w zeszycie. Przez chwilę pracujemy w milczeniu.

- Dziadku?

- Tak?

- Czemu tata odszedł?

 

Odkłada długopis. Powoli podnosi wzrok. Patrzy na mnie zza okularów.

- Dlaczego pytasz?

- Tak tylko. Nikt nigdy o nim nie mówi.

 

Dziadek zdejmuje okulary i przeciera je chusteczką. Robi to powoli, jakby zbierał myśli.

- Twój ojciec - zaczyna ostrożnie - był dobrym człowiekiem. Ale słabym.

- Słabym?

- Tak. Przestraszył się, gdy dostałaś diagnozę. Nie potrafił sobie z tym poradzić. I odszedł.

- Uciekł.

- Tak. Uciekł.

 

Milczę. Układam dalej. Dziadek zakłada okulary.

- Mama też uciekła - mówię cicho. - W inny sposób, ale też uciekła.

 

Dziadek wzdycha.

- Beata jest... skomplikowana. Ona bardzo cię kocha, Emilko. Ale nie zawsze potrafi to pokazać.

- Nie kocha mnie na tyle, żeby mnie chcieć.

- To nie jest takie proste...

- Jest - przerywam. - Banalnie proste.

 

Dziadek patrzy na mnie długo. Potem kiwa głową.

- Masz rację - mówi cicho. - Przepraszam, że próbowałem ją usprawiedliwić.

- Nie musisz przepraszać.

- Muszę. Bo zasługujesz na prawdę. A prawda jest taka, że czasami ludzie, których kochamy, zawodzą nas. I to boli.

 

Kończę układać kartkówki. Dziadek bierze je ode mnie.

- Ale pamiętaj - dodaje - że ty nigdy nikogo nie zawiodłaś. Jesteś mądra, silna, niezwykła. I ja jestem z ciebie dumny.

 

Czuję coś ciepłego w gardle. Nie płaczę, ale czuję, że mogłabym. Znowu. Ostatnio robię się nieznośnie sentymentalna.

- Dziękuję, dziadku.

- Nie ma za co, kochanie.

 

---

 

12 grudnia 1995, wtorek, 15:00.Przychodnia - rehabilitacja

 

Irena przywiozła mnie na rehabilitację. Dziś jest gorzej niż zwykle - nogi się mnie nie słuchają, równowaga jest tragiczna. Upadam dwa razy.

 

- Nie przejmuj się - mówi Kasia z tym swoim wiecznym uśmiechem. - Czasami są gorsze dni. To normalne.

 

Ale dla mnie to nie jest normalne. Dla mnie każdy upadek to porażka. Każde potknięcie to przypomnienie, że moje ciało mnie nie słucha.

 

Po ćwiczeniach siadam na ławce w poczekalni. Irena jest w toalecie. Obok mnie siedzi kobieta z małą dziewczynką, może pięcioletnią. Dziewczynka ma dziwny aparat na nodze i kule. Bawi się lalką.

- Cześć - mówi do mnie nagle.

- Cześć.

- Jak masz na imię?

- Emilia. A ty?

- Zuzia. Masz ładne włosy.

- Dziękuję.

- Ja też mam długie włosy. Zobacz. - Pokazuje mi swój jasny warkocz.

- Bardzo ładne.

- Przychodzisz tu na rehabilitację?

- Tak.

- Ja też! Ciocia Kasia jest super, prawda?

- Tak.

 

Zuzia uśmiecha się do mnie. Jest taka beztroska, taka niewinna. Nie wie jeszcze, co oznacza bycie inną. Nie wie, jak ludzie będą na nią patrzeć. Jak będzie się czuła, gdy wszystkie jej koleżanki będą biegać, a ona będzie musiała zostać z tyłu.

 

Ale się dowie. Za kilka lat się dowie.

 

- Emi? - Irena wraca. - Gotowa?

- Tak.

- Do widzenia, Emilko! - woła Zuzia, machając do mnie.

- Do widzenia.

 

W samochodzie Irena gada o swoim wykładzie. Ja patrzę przez okno i myślę o Zuzi. O jej uśmiechu. O jej niewinności.

I zazdroszczę jej. Bo ona jeszcze nie wie. Jeszcze ma czas.

 

---

 

12 grudnia 1995, wtorek, 19:00 Kuchnia

 

Kolacja. Przy stole siedzą: dziadek, babcia, Alina, ciocia i ja. Babcia ugotowała bigos. Wszyscy jedzą w milczeniu.

- Kuba dzwonił. - mówi nagle ciocia. - Zapytał, czy może przyjść jutro wieczorem.

 

Serce zaczyna mi bić szybciej. Staram się wyglądać obojętnie.

 

- Oczywiście, że może - odpowiada babcia.

- Może przyniesie nową kasetę dla Emiśki - uśmiecha się ciocia.

- Nie musi - mówię szybko. - Mam już wystarczająco kaset.

- Ale on lubi ci je przynosić. Mówi, że jesteś jedyną osobą, która naprawdę docenia jego gust muzyczny.

Czuję, jak twarz mi płonie. Patrzę w talerz.

- To miłe z jego strony.

 

Alina patrzy na mnie dziwnie, jakby próbowała coś odczytać. Odwracam wzrok.

- Emilio, jadłaś coś dzisiaj? - pyta babcia.

- Śniadanie.

- To było osiem godzin temu.

- Nie jestem głodna.

- Musisz jeść. Jesteś za chuda.

- Babciu, proszę...

- Adelajdo, zostaw ją - wtrąca się dziadek. - Jeśli mówi, że nie jest głodna, to nie jest głodna.

 

Babcia zaciska usta. Ciocia patrzy na mnie z niepokojem.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. Po prostu nie jestem głodna.

- Może jesteś chora? Masz gorączkę?

- Nie jestem chora!

 

Mój ton jest ostrzejszy, niż zamierzałam. Wszyscy na mnie patrzą. Czuję, jak coś we mnie pęka.

- Przepraszam - mówię cicho. - Jestem tylko zmęczona.

- Może powinnaś się położyć - sugeruje dziadek łagodnie.

 

Kiwam głową i wstaję od stołu. Idę do pokoju, trzymając się ściany. Za mną słyszę szepty - babcia, dziadek, ciocia. Nie rozróżniam słów, ale znam ton. Martwią się.

 

Zawsze się martwią.

 

---

 

12 grudnia 1995, wtorek, 23:10. Wpis w pamiętniku

 

Pytałam dziś dziadka o tatę. Powiedział, że był słabym człowiekiem. Że uciekł, bo się przestraszył.

Wszyscy uciekają. Tata uciekł. Mama uciekła. Jedyni, którzy zostali, to dziadkowie i ciocia

I Kuba. Ale Kuba nie jest mój. Nigdy nie będzie.

Ciocia powiedziała, że przyjdzie jutro. Serce zaczęło mi bić szybciej i nie mogłam tego kontrolować. Nienawidzę tego. Nienawidzę, że nie potrafię kontrolować własnego ciała. Ani tego, jak chodzi. Ani tego, jak reaguje na niego.

 

Byłam dzisiaj na rehabilitacji. Upadłam dwa razy. Widziałam tam małą dziewczynkę - Zuzię. Miała może pięć lat. Była taka wesoła, taka beztroska. Nie wie jeszcze, co ją czeka. Nie wie, jak to jest być inną.

Zazdroszczę jej tej niewinności.

 

Babcia znowu mówiła, że za mało jem. Może ma rację. Ale ja po prostu nie jestem głodna. Nie jestem głodna od kilku dni. Czuję się pusta, wydrążona.

Może to dlatego, że myślę za dużo. Może myślenie zżera mnie od środka.

 

Jutro przyjdzie Kuba. Będę musiała udawać, że to nic nie znaczy. Że jestem tylko dzieckiem, które lubi muzykę.

I to będzie prawda. Bo jestem tylko dzieckiem. Mam dwanaście lat. Jestem nimfetką tylko we własnej głowie.

 

W rzeczywistości jestem nikim.

 

---

 

13 grudnia 1995, środa, 18:45. Pokój wspólny z Aliną

 

Słyszę dzwonek do drzwi. Potem głos cioci - radosny, pełen ciepła. Potem głos Kuby. Potem śmiech.

 

Alina siedzi przy biurku i odrabia lekcje. Ja leżę na łóżku ze słuchawkami na uszach. Muzyka nie gra, ale słuchawki są. Udaję, że nie słucham, tego co się dzieje w przedpokoju.

Słyszę kroki na korytarzu. Drzwi do pokoju cioci Sary otwierają się i zamykają. Potem cisza. Tylko stłumione głosy zza ściany.

 

Alina odwraca się na krześle.

- Nie wyjdziesz przywitać się z Kubą?

- Nie.

- Dlaczego?

- Nie chcę przeszkadzać.

 

Alina patrzy na mnie dziwnie.

- Ale on zawsze pyta o ciebie. Ciocia mówiła, że przyniósł ci kasetę.

- Pewnie zostawi ją w salonie.

 

Alina wzrusza ramionami i wraca do lekcji. Ja leżę i patrzę w sufit. Za ścianą słyszę ich głosy - ciche, intymne. Nie słyszę słów, ale słyszę ton. Czułość. Bliskość.

 

Czuję coś w środku - to samo ostre, bolesne uczucie co zawsze. Zazdrość. Chcę być tam. Chcę być ciocią. Chcę, żeby on tak mówił do mnie.

Ale to niemożliwe.

 

Więc leżę i słucham. I udaję, że nie boli.

 

---

 

Godzina mija. Potem druga. Słyszę czasami śmiech. Czasami muzykę - ciocia puściła coś na swoim wieżowcu. Nie rozpoznaję co.

 

Alina kończy lekcje i bierze książkę. Ja dalej leżę. Nie włączam walkmana. Po prostu leżę.

- Emilia?

- Co?

- Dobrze się czujesz?

- Tak.

- Jesteś dziwna ostatnio.

- Nie jestem dziwna.

- Jesteś. Leżysz cały czas. Nic nie jesz. Nic nie mówisz.

- Zawsze mało mówię.

- Ale teraz jeszcze mniej.

 

Nie odpowiadam. Alina wzdycha i wraca do książki.

 

O dziewiątej słyszę, jak drzwi pokoju cioci się otwierają. Kroki na korytarzu. Kuba pewnie wychodzi. Zamykam oczy, jakby to mogło sprawić, że zniknę.

Ale kroki zatrzymują się przed naszymi drzwiami. Ktoś puka.

- Proszę - mówi Alina.

 

Drzwi otwierają się. Kuba staje w progu. Ma na sobie czarny sweter i ciemne jeansy. Włosy ma w nieładzie, jakby ciocia przejechała po nich dłonią.

- Cześć, Alina. Cześć, Emi.

 

Siadam na łóżku. Zdejmuję słuchawki.

- Cześć.

- Nie chciałaś posiedzieć z nami?

- Nie chciałam przeszkadzać.

 

Uśmiecha się lekko.

- Nie przeszkadzałabyś. - Wchodzi do pokoju i wyciąga kasetę z kieszeni kurtki. - Ale rozumiem. Przyniosłem ci coś.

 

Biorę kasetę. Patrzę na okładkę - czarno-biała, minimalistyczna. Na etykiecie napisane ręcznie: „Siekiera - Nowa Aleksandria”.

- Siekiera? - pytam.

- Polski post-punk. Lata osiemdziesiąte. Trochę surowe, trochę mroczne, ale myślę, że ci się spodoba. - Patrzy na mnie uważnie. - To nie jest tak eleganckie jak The Cure, ale ma swoją moc.

- Dziękuję.

- Posłuchaj całości. Zwłaszcza „Ludzie wschodu”. Tekst jest... mocny.

 

Kiwam głową. On stoi jeszcze chwilę, patrzy na mnie.

- Wszystko w porządku, Emilka?

- Tak.

- Sara mówiła, że mało jesz ostatnio.

- Nie aż tak mało.

- To dobrze. - Zawahał się. - Wiesz, że zawsze możesz ze mną porozmawiać, prawda? Jeśli coś cię trapi.

 

Patrzę na niego. On patrzy na mnie tym swoim spokojnym, poważnym spojrzeniem. I przez moment chcę powiedzieć prawdę. Chcę powiedzieć, że coś mnie trapi. Że on mnie trapi. Że nie potrafię przestać o nim myśleć.

Ale oczywiście tego nie mówię.

 

- Wiem - odpowiadam cicho. - Dziękuję.

- W porządku. - Uśmiecha się. - Dobranoc, Emi. Dobranoc, Alina.

- Dobranoc - mówimy razem.

 

Wychodzi. Drzwi zamykają się za nim. Słyszę, jak żegna się z ciocią w przedpokoju. Słyszę, jak drzwi wejściowe się otwierają i zamykają.

 

Alina patrzy na mnie.

- On jest dla ciebie miły.

- Wiem.

- Dla wszystkich jest, ale dla ciebie... jakoś szczególnie. Jakby cię traktował poważnie.

- Bo traktuje.

- Ciocia ma szczęście.

- Ma.

 

Alina wraca do książki. Ja patrzę na kasetę w dłoni.

Zakładam słuchawki, włączam walkmana. Kaseta zaczyna się ostrym, szorstkim dźwiękiem. Potem głos - surowy, gniewny, pełen bólu.

„Ludzie wschodu, ludzie zachodu...”

 

Zamykam oczy. I nagle czuję, jak coś we mnie pęka. Nie płaczę. Nigdy nie płaczę. Ale czuję, jak coś się otwiera - coś głębokiego, bolesnego.

Kuba mi to przyniósł. Wybrał to dla mnie. Pomyślał o mnie.

 

I to wystarczy.

Musi wystarczyć.

 

---

 

13 grudnia 1995, środa, 23:55 Wpis w pamiętniku

 

Kuba dziś był. Nie wyszłam do salonu. Poszli  do pokoju cioci. Nie chciałam przeszkadzać. Nie chciałam być dzieckiem, które psuje randkę dorosłych.

 

Ale pod koniec wszedł do mojego pokoju. Przyniósł mi kasetę. Siekiera - Nowa Aleksandria. Polski post-punk. Powiedział, że jest surowy, mroczny. Że ma moc.

Słucham jej teraz. Jest dokładnie taka, jak powiedział. Surowa. Mroczna. Pełna gniewu i bólu.

Jest piękna.

 

Zapytał, czy wszystko w porządku. Powiedział, że mogę z nim porozmawiać, jeśli coś mnie trapi. I przez moment chciałam powiedzieć prawdę. Chciałam powiedzieć:  „Ty mnie trapisz. Nie potrafię przestać o tobie myśleć. Wiem, że to niemożliwe. Wiem, że jestem dzieckiem. Ale to nie zmienia tego, co czuję.”

Ale oczywiście nie powiedziałam.

 

Bo gdybym powiedziała, wszystko by się zmieniło. Przestałby ze mną rozmawiać. Przestałby traktować mnie poważnie. Przestałby przynosić mi kasety.

A ja potrzebuję tych kaset. Potrzebuję tych rozmów. Potrzebuję momentów, w których mnie widzi.

Nawet jeśli nigdy nie będę dla niego nikim więcej.

 

Alina powiedziała, że on mnie traktuje inaczej. Że traktuje mnie poważnie. Ma rację. On widzi we mnie coś więcej niż mój wiek. Widzi kogoś, kto rozumie. Kogoś, kto myśli.

Ale nie widzi tego, co ja czuję. I dobrze. Bo gdyby zobaczył, byłby to koniec.

 

Mam dwanaście lat. Jestem bladą dziewczynką z długimi włosami i MPD. Jestem kimś, kogo trzeba wozić na rehabilitację. Kimś, kto upada, gdy próbuje chodzić.

 

Jestem nimfetką tylko w swojej głowie.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Grisza
    Czytam od początku. Przejmujące. A co do formy, to bardzo ciekawy zabieg: narracja, a potem pamiętnik...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania