Szklana dziewczynka - Rozdział drugi.

4 grudnia 1995, poniedziałek, 10:15 Pokój dziewczyn.

 

Alina pakuje się do szkoły. Ja leżę na łóżku i słucham „Pornography” od  The Cure. Pada deszcz. Uwielbiam zimowy deszcz — jest w nim coś absolutnego, ostatecznego.

 

– Emi, widziałaś mój czerwony szalik? — pyta Alina, przekopując się przez szafę.

 

Zdejmuję słuchawki.

 

– Nie.

 – Pewna jesteś?

– Tak.

 

Westchnęła głośno i dalej szuka. Ja wracam do muzyki. Robert Smith śpiewa „One Hundred Years” i czuję, jak każde słowo zapada się we mnie.

 

Alina w końcu znajduje szalik — leżał pod jej łóżkiem. Owija go wokół szyi i podchodzi do lustra. Przygląda się sobie krytycznie, poprawia grzywkę.

 

– Jak wyglądam? — pyta.

– Normalnie.

– To źle czy dobrze?

– Normalnie.

 

Wzdycha znowu i bierze plecak. Staje w drzwiach, patrzy na mnie przez chwilę.

 

– Nie czujesz się samotna? — pyta nagle. – Siedzisz cały czas w domu.

 

Patrzę na nią. To dziwne pytanie. Alka nigdy nie pyta o takie rzeczy.

 

– Nie.

– Bo gdybyś chciała... mogłabyś poznać Asię. Ona jest w porządku.

– Nie chcę poznać Asi.

– Ale...

– Alina, spóźnisz się do szkoły.

 

Milknie. Kiwa głową i wychodzi. Słyszę, jak zamyka drzwi wejściowe. Zostałam sama. Tak jak lubię.

 

Ale przez moment — tylko przez krótki moment — zastanawiam się, czy ona ma rację. Czy jestem samotna?

 

Odrzucam tę myśl. Samotność to nie to samo co bycie samemu. Samotność to gdy nie ma nikogo, kto by cię rozumiał. A ja mam dziadka. Mam Kubę, przynajmniej czasami. Mam książki i muzykę.

 

To wystarczy.

 

---

 

4 grudnia 1995, poniedziałek, 14:30 Przychodnia — rehabilitacja

 

Irena przywiozła mnie na rehabilitację. Kasia, fizjoterapeutka, prowadzi moje ćwiczenia. Rozciąganie, równoważnia, chodzenie w poręczach. Nudzę się śmiertelnie.

 

–  Dobrze ci idzie, Emilko — mówi Kasia tym swoim zawsze entuzjastycznym tonem. – Widzę postępy.

 

Nie odpowiadam. Nie widzę żadnych postępów. Wciąż chodzę z trudem. Wciąż się przewracam.

 

– Spróbuj teraz iść z pięty bez trzymania się poręczy — mówi Kasia.

 

Robię krok. Potem drugi. Trzeci. Noga ugina się. Zaczynam tracić równowagę, ale Kasia łapie mnie za łokieć.

– Prawie! Prawie ci się udało!

 

Prawie. Zawsze prawie.

 

Po ćwiczeniach Irena czeka na mnie w poczekalni. Czyta jakiś romans z okładką przedstawiającą półnagiego mężczyznę. Zakłopotanie rozkwita jej na twarzy, szybko chowa książkę do torby.

– Gotowa? — pyta z uśmiechem.

– Tak.

 

W drodze powrotnej Irena znowu gada. Tym razem o swoim wykładzie z literatury romantyzmu. O Mickiewiczu, o „Dziadach”. Mówi, że było trudno, że nie rozumie wszystkich odniesień.

– A ty czytałaś Dziady? — pyta.

– Tak.

– I jak?

– Gustaw jest idiotą.

 

Irena wybucha śmiechem.

– Dlaczego tak myślisz?

– Bo jest. Cierpi, bo chce cierpieć. To nie jest romantyzm, to masochizm.

 

Irena milknie przez chwilę, jakby przetwarzała moje słowa.

– Ciekawe spojrzenie — mówi w końcu. – Wspomnę o tym na wykładzie.

 

Patrzę przez okno samochodu. Pada deszcz. Szare niebo, mokre ulice. Piękne.

 

---

 

4 grudnia 1995, poniedziałek, 19:45 Salon

 

Kolacja. Przy stole siedzą: dziadek, babcia, Alina, ciocia Sara i ja. Ciocia opowiada o swoich studiach, o jakimś wykładzie z Norwida. Dziadek słucha z uwagą, czasami kiwa głową. Babcia je w milczeniu. Alina przesuwa widelcem ziemniaki na talerzu.

 

– A ty, Emi? — odzywa się nagle ciocia. – Co słychać w twoim świecie?

– Nic szczególnego.

– Czytasz coś nowego?

– Nie. Wracam do starych książek.

– Do czego teraz?

–  Do Lolity.

 

Dziadek unosi wzrok znad talerza. Babcia patrzy na mnie z dezaprobatą, ale nic nie mówi. Ciocia uśmiecha się.

– Znowu? Boże, ty naprawdę to polubiłaś.

– To piękna książka.

– Piękna? — Alina wreszcie się odzywa. – To książka o pedofilu.

– To książka o obsesji — poprawiam ostro. – O niemożliwej miłości.

– To to samo.

– Nie, nie to samo.

 

Alka przewraca oczami. Dziadek odchrząkuje.

 

– Emilka ma poniekąd rację — mówi spokojnie. – Nabokov napisał książkę o obsesji, nie o miłości. Ale obsesja może przypominać miłość. To właśnie czyni Lolitę tak niebezpieczną.

 

Ciocia patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby próbowała coś odczytać.

– Nie zakochuj się w złych chłopcach, nimfetko — mówi lekko, ale w jej głosie jest coś poważnego.

– Nie zamierzam — odpowiadam, choć serce bije mi szybciej.

 

Bo ja nie zakochałam się w złym chłopaku. Zakochałam się w dobrym. I to jest dużo gorsze.

 

---

 

4 grudnia 1995, poniedziałek, 23:20 Wpis w pamiętniku

 

Ciocia znowu nazwała mnie nimfetką. Tym razem powiedziała, żebym nie zakochiwała się w złych chłopcach. Ale Kuba nie jest zły. Jest dobry. I właśnie dlatego to uczucie jest tak niemożliwe do zrealizowania.

 

Alka powiedziała, że Lolita to książka o pedofilu. Nie rozumie. Nikt nie rozumie. To nie o pedofili. To o kimś, kto kocha kogoś, kogo nie powinien kochać. O kimś, kto wie, że to zakazane, ale nie może przestać.

 

Czasami myślę, że gdybym miała osiemnaście lat, wszystko byłoby łatwiejsze. Kuba mógłby na mnie inaczej patrzeć. Ale mam dwanaście. I to się szybko nie zmieni. Nawet gdy będę miała osiemnaście, on będzie miał dwadzieścia osiem. Zawsze będzie ta różnica. Zawsze będzie ciocia.

 

Ale może to właśnie jest piękne. Może to, że te uczucie jest niemożliwe, czyni je prawdziwym.

 

Lolita umarła młodo. Humbert ją zniszczył. Ale przynajmniej była dla niego wszystkim.

 

Ja nigdy nie będę dla Kuby niczym więcej niż dzieckiem. W porządku. Nie musi wiedzieć. Nikt nie musi wiedzieć.

 

To moje. Tylko moje.

 

---

 

5 grudnia 1995, wtorek, 16:00. Biblioteka dziadka.

 

Dziadek poprawia sprawdziany. Ja siedzę na podłodze przy regale i przeglądam książki. Szukam czegoś nowego, ale wszystko już znam.

 

– Dziadku?

– Tak, Emilio?

– Czy można kochać kogoś, kogo się nie powinno kochać?

 

Zatrzymuje długopis w powietrzu. Zdejmuje okulary i patrzy na mnie.

 

– To bardzo złożone pytanie — mówi powoli. – Dlaczego pytasz?

– Tak tylko. Takie tam refleksje na temat Lolity

 

Patrzy na mnie przez dłuższą chwilę. Widzę, że analizuje, zastanawia się.

 

– Miłość — mówi w końcu – to uczucie, które często nie liczy się z tym, co stosowne. Ale to, co czujemy, i to, jak postępujemy, to dwie różne rzeczy. Możemy czuć coś niewłaściwego, ale wciąż zachować się właściwie.

 

Kiwa głową, jakby sam sobie przypominał.

 

– Rozumiesz?

– Tak.

– Dobrze. — Zakłada okulary z powrotem. – Bo to ważne, Emilio. Bardzo ważne.

 

Wracam do przeglądania książek, ale już nie szukam. Myślę o tym, co dziadzio powiedział.

 

„Możemy czuć coś niewłaściwego, ale wciąż zachować się właściwie.”

 

Właśnie to robię. Czuję coś niewłaściwego. Ale zachowuję się właściwie.

 

Nikt nigdy się nie dowie.

 

---

 

5 grudnia 1995, wtorek, 22:55. Wpis w pamiętniku.

 

Pytałam dzisiaj dziadka, czy można kochać kogoś, kogo się nie powinno kochać. Powiedział, że tak, ale że ważne jest, jak się  w związku z tym zachowujemy. Myślę, że wiedział, że nie pytam tylko z powodu książki. Ale nie naciskał.

 

Mam dwanaście lat. Wiem, że jestem dzieckiem. Wiem, że moje ciało jeszcze się nie zmieniło, że jestem mała, drobna, że wyglądam młodziej niż większość rówieśników. Wiem to wszystko.

 

Ale wewnątrz nie czuję się jak dziecko. Czuję się stara. Czuję się jak ktoś, kto widzi więcej, rozumie więcej.

 

Kuba nigdy mnie nie pokocha. Wiem to. Ale to nie zmienia tego, co czuję. I może to właśnie jest piękne. Może to właśnie ta jednostronność, ta niemożliwość, czyni to uczucie prawdziwym.

 

Jestem nimfetką. Nie w sposób, w jaki Humbert widział Lolitę. Nikt mnie tak nie widzi. Ale w moim własnym, wewnętrznym świecie — jestem. Zakazana, tragiczna, inna.

 

I to piękne.

 

---

 

6 grudnia 1995, środa, 11:20. Pokój dziewczyn.

 

Piszę coś w pamiętniku, gdy Alina wraca ze szkoły wcześniej niż zwykle. Szybko zamykam plik i wyłączam monitor. Ona nawet nie zwraca na to uwagi — rzuca plecak na podłogę i pada na łóżko.

 

– Masz wolne? — pytam.

– Nauczycielka zachorowała. Odwołali ostatnie dwie lekcje.

 

Leży i patrzy w sufit. Ja siadam na swoim łóżku i zakładam słuchawki, ale nie włączam walkmana. Obserwuję ją. Coś jest nie tak.

 

– Co się stało? — pytam w końcu.

– Nic.

– Alina.

 

Wzdycha i przewraca się na bok.

 

– Asia ma chłopaka.

– I?

– I nic. Po prostu... teraz ciągle o nim mówi. Cały czas.

 

Milczę. Nie wiem, co powiedzieć. Alka nigdy nie rozmawia ze mną o takich rzeczach.

 

– To głupie — mówi cicho. – Wiem, że to głupie. Ale czuję się... jakbym została w tyle.

– Masz czternaście lat.

– Wiem. Ale wszystkie dziewczyny w klasie już... wiesz. Mają chłopaków albo przynajmniej ktoś się w nich kocha. A ja...

– Co „a ja”?

–Jestem gruba — mówi cicho. – I brzydka. I nikt nigdy się we mnie nie zakocha.

 

Patrzę na nią. Alina nigdy nie płacze, ale teraz widzę, że jest bliska płaczu. I nie wiem, co robić. Nie umiem pocieszać. Nie umiem być miła.

 

– Nie jesteś brzydka — mówię w końcu.

– Jestem.

– Nie jesteś. Jesteś tylko... przeciętna.

 

Patrzy na mnie, jakby nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać.

 

– To ma mnie pocieszyć?

– To prawda. Większość ludzi jest przeciętna. To normalne.

 

Milknie. Potem siada i wyciera oczy.

 

– Czasami ci zazdroszczę — mówi niespodziewanie.

– Mi?

– Tak. Że... że ty masz to wszystko, ten cały twój świat w głowie. Książki, muzyka, te wszystkie mądre rzeczy. Że nie musisz się przejmować tym, co inni o tobie myślą.

– Ja też się przejmuję.

– Nie tak jak ja. Ty jesteś... silna.

 

To absurdalne. Ja nie jestem silna. Nie potrafię nawet przejść przez pokój bez przewracania się. Ale nie mówię tego. Bo może Alina ma rację. Może jestem silna w inny sposób. W sposób, którego ona nie rozumie.

 

– Ktoś się w ciebie zakocha — mówię. – Kiedyś. Może nie teraz, ale kiedyś.

– Skąd wiesz?

– Bo jesteś łagodna. I miła. Ludzie to lubią.

 

Patrzy na mnie dziwnie, jakby nigdy wcześniej mnie nie widziała.

— Dziękuję, Emi.

 

Wzruszam ramionami i włączam walkmana. Alina kładzie się z powrotem na swoim łóżku. Przez chwilę siedzę i myślę o tym, co powiedziała. Że mi zazdrości. Że jestem silna.

 

Ale ja wcale nie czuję się silna. Czuję się jak Lolita — uwięziona w ciele, które mnie ogranicza. W wieku, który mnie definiuje.

 

Tylko że nikt mnie nie kocha tak, jak Humbert kochał Lolitę. Nikt nigdy nie będzie.

 

---

 

6 grudnia 1995, środa, 18:30. Kuchnia.

 

Kolacja. Babcia ugotowała zacierkę na mleku. Dziadek opowiada o swoich uczniach — o jakimś chłopaku, który dostał piątkę ze sprawdzianu z historii. Ciocia Sara słucha i kiwa głową. Alina je w milczeniu. Ja mieszam łyżką w talerzu.

 

– Emilio, nie jesz? — pyta babcia.

– Nie jestem głodna.

– Musisz coś zjeść.

– Później.

 

Babcia wzdycha, ale nie naciska. Dziadek patrzy na mnie spod okularów.

 

– Źle się czujesz?

– Nie. Po prostu nie jestem głodna.

 

Ciocia przygląda mi się uważnie.

 

– Wyglądasz na zmęczoną. Może powinnaś się wcześniej położyć?

– Nie jestem zmęczona.

– Emilio... — zaczyna babcia, ale dziadek przerywa jej spojrzeniem.

– Zostaw ją, Adusiu. Jeśli mówi, że nie jest głodna, to nie jest głodna.

 

Babcia zaciska usta, ale milczy. Ciocia wraca do jedzenia. Alina spogląda na mnie szybko, potem odwraca wzrok.

 

Po kolacji idę do pokoju. Siadam przy komputerze i otwieram pamiętnik. Wpatruję się w pusty ekran. Nie wiem, co napisać. Mam wrażenie, że wszystko, co mogłam napisać, już napisałam. Że kręcę się w kółko.

 

Kuba. Lolita. Nimfetka. Zakazane. Tragiczne.

 

Zawsze to samo.

 

Zamykam plik bez zapisywania.

 

---

 

7 grudnia 1995, czwartek, 15:00. Salon

 

Kuba przyszedł znowu. Tym razem bez zapowiedzi. Usłyszałam dzwonek do drzwi, potem głos cioci  — zaskoczony, radosny. Wyszłam z pokoju i stanęłam w drzwiach salonu.

 

Kuba stoi przy drzwiach wejściowych. Włosy ma mokre od deszczu. Ciocia całuje go w policzek, bierze jego kurtkę.

 

– Nie wiedziałam, że przyjdziesz — mówi.

– Miałem wolne popołudnie. Pomyślałem, że wpadnę.

 

Widzą mnie. Ciocia Natalia uśmiecha się.

— Hej, Emi. Chodź, usiądź z nami.

 

Przechodzę przez salon i siadam w fotelu. Kuba siada na kanapie obok cioci. Patrzą na siebie, rozmawiają o czymś cicho. Ja udaję, że czytam książkę, ale tak naprawdę ich obserwuję.

 

Widzę, jak Kuba dotyka ręki cioci. Widzę, jak ona się uśmiecha. Widzę, jak on odgarnia jej włosy z twarzy.

 

Czuję coś w środku — coś ostrego, bolesnego. Zazdrość. Wiem, że to zazdrość, choć nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę siebie za to, że zazdroszczę swojej cioci. Że chcę być na jej miejscu.

 

– Emilio? — Kuba patrzy na mnie. — Wszystko w porządku?

– Tak.

– Wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiała.

– Zastanawiam się nad książką.

– Nad jaką?

– Lolitą.

 

Ciocia przewraca oczami.

 

– Znowu Lolita? Boże, Emilka, ty naprawdę masz obsesję.

– To dobra książka.

– To niebezpieczna książka — mówi Kuba poważnie. – Zwłaszcza dla kogoś w twoim wieku.

– Dlaczego?

– Bo Nabokov był geniuszem. Napisał Humberta tak, że czytelnik zaczyna mu współczuć. Zaczyna rozumieć jego punkt widzenia. Ale to nie znaczy, że Humbert miał rację. To nie znaczy, że to, co zrobił, było miłością.

 

Patrzę na niego. On patrzy na mnie tym swoim spokojnym, poważnym spojrzeniem.

 

– Wiem — mówię cicho. – Wiem, że to nie była miłość.

– Dobrze. — Kiwa głową. – Bo ważne jest, żebyś to rozumiała.

 

Ciocia bierze go za rękę.

– Kubuś, ona ma dwanaście lat. Nie możesz z nią rozmawiać jak z dorosłą.

– Emilia jest inteligentna — odpowiada. – Mogę z nią rozmawiać jak z dorosłą.

 

I nagle czuję coś ciepłego w środku. Nie miłość — miłość już tam jest, od dawna. Ale coś innego. Wdzięczność. Za to, że mnie widzi. Za to, że mnie traktuje poważnie.

 

Nawet jeśli nigdy nie będę dla niego nikim więcej.

 

---

 

7 grudnia 1995, czwartek, 23:40. Wpis w pamiętniku

 

Kuba był dziś. Rozmawialiśmy o Lolicie. Powiedział, że to niebezpieczna książka. Że Humbert nie kochał Lolity, tylko ją zniszczył. Wiem, że ma rację. Ale jednocześnie... czasami myślę, że może destrukcja i miłość to dwie strony tej samej monety.

 

Widziałam, jak patrzył na ciocię. Widziałam, jak ją dotykał. I czułam zazdrość. Tak silną, że bolało.

 

Ale nie mogę jej tego zrobić. Nie mogę zrobić nic. Bo gdybym spróbowała... gdybym powiedziała cokolwiek... wszystko by się zmieniło. Kuba przestałby mnie traktować poważnie. Przestałby ze mną rozmawiać. Patrzyłby na mnie jak na dziecko, zakochaną szczeniarę.

 

A ja nie jestem głupia. To nie jest dziecięce zauroczenie. To co czuję jest prawdziwe. Jest głębokie. Nawet jeśli jest niemożliwe.

 

Mam dwanaście lat. Wiem, jak wyglądam — drobna, blada, z długimi włosami i grzywką na bok. Wiem, że wyglądam na młodszą niż jestem. Wiem, że moje ciało jeszcze się nie zmieniło, że nie mam bioder ani piersi, że jestem jak dziecko.

 

I może właśnie dlatego to jest piękne. Bo jestem młoda. Bo jestem nieosiągalna. Bo jestem nimfetką — nie w sposób, w jaki Humbert widział Lolitę, ale w moim własnym, wewnętrznym świecie.

 

Nikt nigdy o tym nie będzie wiedział. To tylko moje. I tak ma zostać.

 

---

 

8 grudnia 1995, piątek, 10:45 Pokój  dziadka

 

Dziadek czyta. Ja siedzę na podłodze i przeglądam jego stare czasopisma literackie. Znajduję wywiad z Nabokovem z lat siedemdziesiątych.

 

– Dziadku, mogę to przeczytać?

– Oczywiście.

 

Czytam w milczeniu. Nabokov mówi o Lolicie, o tym, że to książka o obsesji, nie o miłości. O tym, że Humbert jest narratorem niewiarygodnym. O tym, że to tragedia dziecka.

 

– Dziadku?

– Tak?

– Czy ktoś może kochać kogoś i jednocześnie go niszczyć?

 

Podnosi wzrok znad książki. Patrzy na mnie długo.

– Tak — mówi w końcu. – Niestety tak. Niektórzy ludzie mylą miłość z posiadaniem. Myślą, że jeśli kogoś kochają, to mają do niego prawo. Ale prawdziwa miłość to coś innego. Prawdziwa miłość to szacunek, wolność.

– A jeśli ktoś kocha kogoś, kogo nie powinien kochać? Co wtedy?

– Wtedy — mówi powoli – musi zachować dystans. Musi chronić tę osobę. Nawet przed sobą.

 

Kiwa głową i wraca do czytania. Ja siedzę i myślę o jego słowach.

 

„Musi chronić tę osobę. Nawet przed sobą.”

 

Właśnie to robię. Chronię Kubę. Chronię ciocię. Chronię siebie.

 

Nikomu nie mówię. Nikt nie wie.

 

I tak ma być.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • zsrrknight 2 dni temu
    a pewnie w końcu ktoś się dowie, skoro jest to ciągle wspominane jak mantra. A czy coś z tego wyniknie? Ciężko powiedzieć. A tak w ogóle to naprawdę nieźle napisane. Czytałem coś tam twojego dawno temu i tu już widać postęp, a to dobrze.
  • LittleDiana 2 dni temu
    Zdradzę ci sekret: Emilka myśli że dobrze ukrywa uczucia względem Kuby, co wcale nie musi być obiektywną oceną:)

    I dzięki za komentarze:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania