Szklana dziewczynka - Rozdział dwunasty.
20 października 1997, poniedziałek, 16:00. Park
Liście już opadły. Żółte, brązowe, czerwone - pokrywają alejki w parku. Jesień w pełni.
Spacerujemy wolniej niż zwykle. Upał lata dawno minął, a ja potykam się coraz częściej. Kuba zauważa każde potknięcie.
Jego ręka natychmiast pojawia tuż się pod moim łokciem.
Ostatnio już nawet nie pyta czy może mi pomóc. Po prostu pomaga.
- Laura nie spała całą noc - mówi. - Sara jest wyczerpana.
- U niemowląt to normalne, naturalne wręcz.
- Wiem. Ale to wszystko jest cholernie trudne. - Wzdycha. - Sara tam się męczy,a ja uciekam na spacery. Przykładny ze mnie mąż i ojciec,no nie? - Zaśmiał się, lecz był śmiech wyraźnie naznaczony goryczą, sarkazmem.
- Daj spokój. Każdy potrzebuje chwili wytchnienia. Nie obwiniaj się.
- Dlaczego ty zawsze tak dobrze mnie rozumiesz? - Na zmęczonej twarzy Kuby pojawił się ledwo widoczny uśmiech.
- Bo myślę logicznie.
- Nie tylko. To też empatia. Ty jesteś empatyczna, Emilka. Nawet jeśli udajesz, że nie jesteś.
Patrzę przed siebie. Nie wiem,co powiedzieć.
Dochodzimy do naszej ławki - tej samej, którą zajmujemy na każdym spacerze.
Siadamy.
Między nami jest mniej przestrzeni niż kiedyś. Nasze ramiona prawie się stykają.
- Zimno ci? - pyta.
- Trochę.
Zdejmuje szalik i podaje mi go.
- Weź.
- Nie musisz...
- Weź, Emi.
Biorę. Pachnie nim - drzewną wodą kolońską i czymś jeszcze.
Owijam sobie szalik wokół szyi.
- Lepiej? - pyta.
- Tak, o wiele.
Kuba wpatruje się we mnie. Jego wzrok zatrzymuje się na moich oczach, potem opada niżej - na usta, po czym wraca do oczu.
- Dobrze w nim wyglądasz. - mówi cicho. Serce bije mi szybciej.
- W szaliku?
- Tak. - Uśmiecha się lekko. - Możesz go zatrzymać. Mam inny.
- Nie mogę...
- Możesz. Chcę, żebyś go miała.
Zapada znacząca cisza. Patrzymy sobie w oczy. Wiatr porusza jego długimi włosami. Ma zmarszczkę między brwiami, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Kuba... - Zaczynam ostrożnie, chociaż nie wiem nawet jak zacząć.
- Tak?
Chcę zapytać. Chcę zapytać, co to wszystko znaczy. Dlaczego daje mi swój szalik? Dlaczego patrzy na mnie tak znacząco? Dlaczego spędza ze mną tyle czasu, gdy powinien być w domu z ciocią i małą Laurą?
Ale strach jest silniejszy. Zwyczajnie boję się zapytać.
- Nic - mówię. - Powinniśmy wracać.
Kiwa głową. Wstajemy. Idziemy w kierunku mojego osiedla. Szalik wciąż grzeję moją szyję. Czuję na sobie zapach Kuby przy każdym oddechu.
---
28 października 1997, wtorek, 19:30. Kuchnia
Kolacja. Babcia nakłada wszystkim placki po węgiersku. Dziadek opowiada o pracy. Alina je w milczeniu.
- Emilio, widziałam cię dziś przez okno - Zaczyna babcia nagle. - Wracałaś z Kubą z parku.
- Tak,to prawda.
- Miałaś na sobie jego szalik.
Czuję nadchodzącą falę gorąca.
- Pożyczył mi go, bo było mi zimno.
- Rozumiem. - Babcia patrzy na mnie uważnie, przenikliwie. - Często chodzisz z nim na spacery.
- Pomaga mi. Dziadek go to poprosił.
- Wiem. - Odkłada widelec. - Ale... Czy naprawdę uważasz ta cała sytuacja jest w porządku?
- Co masz na myśli, babciu?
- Spędzasz bardzo dużo czasu z mężem twojej ciotki, Emilio.
Dziadek podnosi wzrok znad talerza.
- Adelajdo,co ty sugerujesz?
- Niczego nie sugeruję,Tomaszu. Po prostu widzę że ci dwoje za bardzo się spoufalają.
- Kuba jest dobrym człowiekiem - mówi dziadek stanowczo. - Pomaga Emilce. To wszystko.
Babcia odpowiada mu milczeniem. Ale patrzy na mnie zimno, oceniająco.
Ona wie.
- Skończyłam - mówię, wstając od stołu. - Idę do mojego pokoju.
Nikt mnie nie zatrzymuje.
---
28 października 1997, wtorek, 21:00. Pokój Emilki
Leżę na łóżku i słucham „Disintegration”. Szalik Kuby wisi na krześle.
Pukanie do drzwi przerywa mi delektowanie się The Cure.
Babcia wchodzi do środka. Zamyka za sobą drzwi.
Siada na krześle - tym samym, na którym wisi szalik. Dlaczego musi mi go zasłaniać akurat teraz?
- Emilio, musimy porozmawiać.
- O czym?
- O Kubie.
- Co z nim? - Serce zaczyna być mi szybciej.
Babcia wzdycha.
- Wiem, co do niego czujesz.
- Niczego do niego nie czuję.
- Nie kłam. Widzę to. Widzę, jak na niego patrzysz. Jak się zmieniasz, gdy przychodzi. Nawet nosisz jego szalik.
- To tylko szalik, babciu. Dał mi go, bo było zimno. To wszystko.
Babcia pochyla się do przodu.
- Kochanie, rozumiem. Naprawdę rozumiem. Jakub jest przystojny, inteligentny, traktuje cię poważnie. To naturalne, że...
- Z całym szacunkiem, ale mylisz się. - przerywam ostro. - To tylko rodzinna więź, mogę za to ręczyć.
- Ale ty nie myślisz o nim jak o wujku.
- Myślę!
- Nie myślisz. - Głos babci jest łagodny, ale stanowczy. - I to jest bardzo niebezpieczne. Pomyśl o Sarze...
Patrzę tępo w ścianę, chociaż wszystko się we mnie gotuje.
Nie jestem nawet w stanie spojrzeć na babcię. Dlaczego musiała wspominać o cioci? Akurat teraz?!
- Nic się nie dzieje - mówię cicho. - Chodzimy na spacery. Rozmawiamy. To wszystko.
- Ale to, co czujesz...
- Niczego nie czuję!
Podnoszę głos. Pierwszy raz w życiu krzyczę na babcię. Jest mi wstyd.
Patrzy na mnie długo. Potem wstaje.
- W porządku. - mówi cicho. - Nie będę naciskać. Ale pamiętaj, Emilko. Niektóre uczucia mogą nas zniszczyć. I ważne jest, żebyśmy wiedzieli, kiedy się wycofać.
Wychodzi. Ja zostaje sama. I płaczę. Pierwszy raz od miesięcy płaczę.
Bo babcia ma rację. I to jest najgorsze.
---
15 listopada 1997, sobota, 14:30. Mieszkanie Kuby i cioci Sary
Ciocia zaprosiła mnie na obiad. Kuba przyjechał o dwunastej. W samochodzie rozmawialiśmy o książkach - o „Mistrzu i Małgorzacie”.
Czytam tą książkę po raz czwarty.
Kuba mówił, że to jego ulubiona powieść.
Że to historia o niemożliwej miłości.
Gdy to mówił, patrzył na mnie dłużej niż powinien.
Teraz siedzimy w ich małym salonie. Ciocia tuli małą Laurę do piersi.
Laurka jest piękna,ma ciemne włoski, tak jak Kuba.
Ciocia wygląda na zmęczoną - cienie pod oczami, włosy wyraźnie tęskniące za wodą.
- Dziękuję, że przyjechałaś - mówi, uśmiechając się do mnie. - Tak rzadko cię widuję.
- Przepraszam. Nauka...
- Wiem. Rozumiem. - Patrzy na Kubę. - Ale dobrze, że Kuba cię odwiedza. Mówi, że lubisz spacery.
- Tak, lubię.
- To miłe, że się tobą opiekuje. - Uśmiecha się. - Zawsze wiedziałam, że będzie dobrym ojcem. I dobrym wujkiem.
Wujek.
To słowo wbija mi się w mózg i serce za każdym pieprzonym razem.
Kuba gapi się w podłogę. Coś w jego twarzy się zmieniło. Jakby słowo „wujek” sprawiało mu dyskomfort.
Po obiedzie ciocia kładzie Laurę spać. Ja zostaję z Kubą w salonie. Siedzimy na kanapie.
Ja na jednym końcu, on na drugim.
- Jak się czujesz? - pyta.
- Dobrze.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Czasami mam wrażenie, że coś cię trapi.
Ale nie chcesz o tym mówić. - W głosie Kuby wyłapuję ledwie wyczuwalny zawód.
- Nic mnie nie trapi.
- Emilia...
- Kuba, proszę. Nic mnie nie trapi.
- Ty jesteś... - Zawiesza głos, wpatruje się w podłogę jeszcze z większym uporem niż wcześniej.O ile to możliwe. - Ty jesteś dla mnie bardzo ważna. Wiesz o tym?
Zamieram.
- Wiem.
- To dobrze. Bo... bo czasami odnoszę wrażenie, że nie jesteś tego do końca świadoma. Że myślisz, że te spacery to tylko obowiązek. Ale to nie jest obowiązek. Ja chcę spędzać z tobą czas. Lubię być z tobą.
Patrzymy na siebie. Rozum każe mi uciekać, serce błaga by ta chwila trwała wiecznie.
- Ja też lubię być z tobą. Bardzo.
Uśmiecha się.
Ale to smutny uśmiech.
Cholernie smutny.
- Dobrze - mówi - To dobrze.
Ciocia wraca do salonu.
Kuba nienaturalnie głośno proponuje mi colę. Ja zgadzam się na tą propozycję z równie wymuszonym entuzjazmem.
I udajemy, że nic się nie stało.
---
25 listopada 1997, wtorek, 17:00
Pierwszy śnieg. Lekki, delikatny, prawie nierzeczywisty. Siedzimy z Kubą na naszej ławce.
Mam na sobie jego szalik - Zakładam go na każdy spacer.
- Piękny śnieg - mówię. - Szczególnie w świetle latarń. Kwintesencja zimnego piękna.
- Tak. - Patrzy na płatki opadające z nieba. - A propos zimna...Zimno ci?
- Nie. Twój szalik znakomicie izoluje ciepło.
Uśmiecha się.
- To się cieszę.
Obserwujemy śnieg w milczeniu. Jego ręka leży na ławce między nami. Moja też. Prawie się stykają.
- Emilka... - Pyta nagle. - Czy ty... czy ty jesteś szczęśliwa?
- Dlaczego pytasz?
- Bo... bo chcę żebyś była szczęśliwa. To dla mnie ważne.
Patrzę na niego uważnie.
- Jestem szczęśliwa. Gdy jestem z tobą.
Słowa wypadają z moich ust, zanim zdążę je powstrzymać.
Kuba zastyga w bezruchu. Widzę coś w jego oczach - szok? Strach? Coś innego?
- Emilka...
- Przepraszam - mówię szybko. - Źle to ujęłam. Miałam na myśli, że lubię nasze spacery. To wszystko.
- Wiem - mówi cicho. - Wiem, co miałaś na myśli.
Ale sposób, w jaki to mówi... jakby wiedział.
Wracamy w ciszy.
---
25 listopada 1997, wtorek, 23:55. Wpis w pamiętniku
Powiedziałam mu. No, może prawie.
„Jestem szczęśliwa, gdy jestem z tobą.”
I on wiedział. Widziałam to w jego oczach. Wiedział, co naprawdę miałam na myśli, nawet jeśli starałam się to ukryć.
Kuba wie, Babcia wie, być może wszyscy to widzą.
A ja wciąż udaję. Wciąż zaprzeczam. Wciąż mówię że nic do niego nie czuję.
Ale czuję. Czuję tak mocno, że boli.
I nie wiem, co robić. Każdy spacer, każde spojrzenie, każde słowo niebezpieczne nas do siebie zbliża.
Kuba dał mi swój szalik.
Mówi, że jestem dla niego ważna.
Patrzy na mnie tak, jak nie powinien patrzeć.
A może za dużo sobie wyobrażam?
Nie.
Coś między nami jest.
Widzę to.
Czuję to.
Może jestem zakochana, ale nie głupia.
Ale nic nie możemy z tym zrobić Bo on jest moim wujkiem. Jest żonaty. Ma dziecko.
A ja mam czternaście lat.
Jestem skończoną kretynką.
Komentarze (7)
Serwis gdzie można wstawiać swoje opowiadania, fanficki, serwis jest międzynarodowy, ale znajdziesz tam chyba rzeczy w każdym języku, w tym po polsku.
Bardzo lubię tamtejsze tagi :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania