Szklana dziewczynka - Rozdział dziesiąty.

30 sierpnia 1997, sobota, 11:50 Pokój Emilki

 

Stoję przed lustrem i przyglądam się sobie. Włosy rozpuszczone, grzywka ułożona na bok jak zawsze. Szary t-shirt, długa biała spódnica do kostek. Ubrania są bezkształtne, nie chcę by ktokolwiek zauważył zmiany w moim ciele, nie czuję się z nimi dobrze. Wybrałam najnormalniejsze rzeczy z mojej szafy.

Ale i tak trzykrotnie sprawdziłam, czy wyglądam dobrze.

To głupie, myślę. Jadę do cioci. Do cioci i jej męża. To NIE jest randka. To wizyta rodzinna.

 

Ale serce bije mi szybciej.

 

Alina wchodzi do mojego pokoju, jak zwykle bez pukania.

- Gotowa? Kuba zaraz będzie.

- Wiem.

Patrzy na mnie uważnie.

- Ładnie wyglądasz.

- Zawsze tak wyglądam.

- Ale jest jakoś... inaczej. - Przechyla głowę. - Umalowałaś się?

- Nie.

- Trochę tak.

 

Czuję, jak twarz mi płonie. Rzeczywiście użyłam odrobinę tuszu do rzęs. I położyłam trochę różu na policzki. Ledwo widocznego. Prawie niezauważalnego.

- To nic takiego - mówię.

Alina uśmiecha się dziwnie.

- Jesteś podekscytowana wizytą u cioci?

- Niekoniecznie.

- To dlaczego tak...

Dzwonek do drzwi przerywa śledztwo Alki. Kuba.

- Idę. Pa!

 

Wychodzę z pokoju. Kątem oka dostrzegam jak Alina uśmiecha się w moją stronę, ale jest coś podejrzanego w tym uśmiechu.

 

---

 

30 sierpnia 1997, sobota, 12:20. W samochodzie

 

Kuba prowadzi spokojnie. Radio gra cicho - jakiś jazz. Jego dłonie na kierownicy są pewne, spokojne. Obserwuję go kątem oka.

- Sara bardzo się cieszy, że przyjedziesz - mówi. - Ostatnio czuje się bardzo samotna. Nie może wychodzić, a ja pracuję albo jestem u was.

- Rozumiem.

- Przygotowała dla nas coś pysznego. Wbrew zaleceniom lekarza, ale nie dałem rady jej powstrzymać. - Uśmiecha się. - Naleśniki z serem. Pamiętasz, jak robiła je dla ciebie, gdy byłaś mała? Sarcia opowiadała mi o tym tysiąc razy.

- Pamiętam.

 

Zapada cisza. Patrzę przez okno. Mijamy ulice, których nie znam. Ta część miasta jest inna - więcej zieleni, nowe budynki, szerokie chodniki.

- Jak się czujesz? - pyta nagle.

- Dobrze.

- Naprawdę?

 

Patrzę na niego. On zerka na mnie przelotnie, po czym wraca wzrokiem na drogę.

- Wiem, że to dla ciebie trudny czas - mówi. - Babcia, zaraz zaczynasz ósmą klasę... Ale jeśli kiedykolwiek będziesz chciała porozmawiać... - Zawiesza głos. - Wiesz, że zawsze możesz do mnie przyjść, prawda?

Serce bije mi mocniej.

- Wiem.

- Dobrze. Bo traktuję cię poważnie, Emilia. Zawsze traktowałem. Nie jesteś dla mnie tylko dzieckiem.

 

„Nie jesteś dla mnie tylko dzieckiem."

Te słowa zostają. Osadzają się cicho w mojej głowie.

- Dziękuję - mówię.

 

Reszta drogi mija nam w milczeniu. Ale to dobre milczenie. Ciepłe.

 

---

 

30 sierpnia 1997, sobota, 12:45. Mieszkanie Kuby i cioci Sary

 

Mieszkanie jest małe, ale przytulne. Salon połączony z kuchnią, wąski korytarz, drzwi do sypialni i łazienki. Wszystko jest jasne, pełne światła. Na ścianach plakaty, zdjęcia, półki z książkami i płytami.

 

Ciocia siedzi na kanapie. Brzuch ma już wyraźnie zaokrąglony. Włosy ma związane w niedbały kok. Twarz blada, ale uśmiechnięta.

- Emilka! - Wyciąga ręce. - Chodź tutaj, kochanie.

Podchodzę powoli. Przytula mnie.

- Boże, jak ty wyrosłaś! I jak ładnie wyglądasz.

- Dziękuję, ciociu.

- Siadaj, siadaj. Kuba, przynieś jej coś do picia. Mamy colę, herbatę...

- Colę poproszę. - mówię.

 

Kuba znika w kuchni. Ciocia patrzy na mnie z

tym swoim ciepłym, badawczym wzrokiem.

- Tęskniłam za tobą - mówi cicho. - Wiem, że ostatnio rzadko przyjeżdżam. Ale ta ciąża...

- Rozumiem, naprawdę rozumiem.

- To trudniejsze niż myślałam. Lekarze każą mi tylko leżeć. Mówią, że każdy wysiłek to ryzyko. - Dotyka brzucha. - Ale warto. Prawda?

- Pewnie tak.

Patrzy na mnie dziwnie.

- Pewnie?

- Na pewno. - poprawiam się szybko.

 

Kuba wraca z colą. Podaje mi szklankę. Nasze palce stykają się na moment. Czuję prąd.

 

- Emilka, pokażesz mi swój nowy pokój, następnym razem gdy u was będę? - pyta ciocia. - Kuba mówił, że ładnie go urządziłaś.

- Kiedyś na pewno. Teraz powinnaś odpoczywać,a nie myśleć o odwiedzinach, ciociu.

- Masz rację. - Wzdycha. - Ale opowiedz mi o nim. Jakie kolory wybrałaś?

 

Opowiadam. O szarych ścianach, plakatach, książkach. Ciocia słucha uważnie, kiwa głową. Kuba stoi oparty o framugę drzwi i też słucha. Co jakiś czas się uśmiecha.

Widzę to. Widzę ich wspólne życie. Małe mieszkanie, wspólne decyzje, wyobrażam sobie te ich wspólne śniadania. Oczyma wyobraźni widzę przyszłość - dziecko, rodzina, szczęście.

 

I wiem, że nie ma w tym miejsca dla mnie.

 

---

 

30 sierpnia 1997, sobota, 14:30 Mieszkanie Kuby i cioci Sary - po obiedzie

 

Naleśniki były pyszne. Jedliśmy przy małym stoliku w salonie. Ciocia opowiadała o ciąży, o dziecku, o tym, jak urządzają kącik dziecięcy. Kuba wtrącał swoje pięć groszy, śmiał się.

 

Ja siedziałam, jadłam i udawałam, że słucham uważnie.

 

Teraz ciocia śpi na kanapie. Kuba zmywa naczynia w kuchni. Ja siedzę w fotelu i patrzę na półkę z książkami.

- Możesz coś pożyczyć, jeśli chcesz - mówi Kuba, wychodząc z kuchni. - Sara na pewno nie będzie miała nic przeciwko.

 

Wstaję i podchodzę do półek. Przesuwam palcem po grzbietach. Norwid, Miłosz, Szymborska, Herbert. I nagle widzę coś znajomego. Lolita.

 

Wyciągam książkę. To to samo wydanie, które czytałam dwa lata temu.

- Nabokov - mówi Kuba, stając obok mnie. - Często wracasz do Lolity?

- Nie. Ostatni raz czytałam ją dwa lata temu.

- To dobrze. - Głos ma poważny. - Bo to bardzo niebezpieczna książka dla kogoś w twoim wieku.

- Już mi to mówiłeś. Właśnie te dwa lata temu.

- I nadal tak myślę. - Patrzy na mnie. - Humbert był potworem, Emi. Zniszczył życie dziecka. To nie była miłość.

- Wiem.

- Naprawdę wiesz?

 

Patrzę mu w oczy. Kuba patrzy na mnie poważnie, spokojnie, ale w jego wzroku kryje się coś więcej. Ostrzeżenie. Stoi tak blisko. Czuję zapach jego wody kolońskiej - coś drzewnego, ciepłego.

- Wiem. Naprawdę wiem. - Powtarzam.

- Bo nie chciałbym, żebyś... - Zawiesza głos. - Żebyś romantyzowała coś, co nie jest romantyczne.

- Nie romantyzuję.

- W porządku. - Uśmiecha się lekko. - Przepraszam. Czasami zapominam, że już nie jesteś dzieckiem.

 

„Już nie jesteś dzieckiem."

Znowu te słowa. Osadzają się we mnie. Głęboko.

 

- Muszę wracać - mówię nagle. - Dziadek...

- Oczywiście. Odwiozę cię.

 

---

 

30 sierpnia 1997, sobota, 15:30. W samochodzie - droga powrotna

 

Jedziemy w milczeniu. Patrzę przez okno. Myślę o tym, co powiedział. „Już nie jesteś dzieckiem." „Nie jesteś dla mnie tylko dzieckiem."

 

Co to znaczy?

 

Czy to oznacza, że czuje coś więcej?

Czy to tylko życzliwość? Uprzejmość?

Nie wiem. Nie potrafię dostrzec różnicy.

 

- Emi? - Kuba przerywa ciszę. - Wszystko w porządku?

- Tak.

- Jesteś pewna? Wyglądasz, jakbyś się nad czymś zastanawiała.

- Myślę o babci.

 

To kłamstwo.

 

- Rozumiem. - Kiwa głową. - Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować... pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

- Wiem.

- To dobrze.

 

Reszta drogi mija nam w milczeniu. Gdy docieramy pod mój blok, Kuba wychodzi z samochodu i pomaga mi wysiąść.

- Dzięki za dzisiaj - mówi. - Sara naprawdę bardzo się za tobą stęskniła.

- Ja za nią też.

- Naprawdę?

 

Patrzymy na siebie. Słońce świeci Kubie w oczy, sprawiając, że stają się o ton jaśniejsze.

- Naprawdę - mówię.

Uśmiecha się.

- To dobrze. - Patrzy na mnie jeszcze chwilę. - Uważaj na siebie, Emilka.

- Ty też.

 

Wchodzę do mieszkania. Zamykam drzwi, patrzę przez okno. Kuba stoi jeszcze przy samochodzie i patrzy w stronę naszych okien. Potem wsiada i odjeżdża.

 

A ja zostaje z tym ciepłem w sercu. Z tymi słowami w głowie.

 

„Już nie jesteś dzieckiem."

 

---

 

30 sierpnia 1997, sobota, 23:55

Wpis w pamiętniku

 

Byłam dzisiaj u cioci i Kuby. W ich mieszkaniu. Widziałam, jak żyją. Widziałam ich szczęście, słuchałam o ich planach.

I wiem, że nie ma w nich dla mnie miejsca.

 

Ale... Kuba powiedział dziś coś znaczącego. Dwa razy. Powiedział, że już nie jestem dzieckiem. Że nie jestem dla niego tylko dzieckiem.

 

Co to znaczy?

Czy cokolwiek znaczy?

 

Moja głowa zaczyna szukać znaczeń tam, gdzie najprawdopodobniej wcale ich nie ma. To dotknięcie, gdy podawał mi colę.

To spojrzenie przy półce z książkami.

Te słowa.

Może to coś znaczy?

 

A może to po prostu moja nadinterpretacja. Może Kuba jest po prostu miły. Troszczy się o mnie, bo jestem rodziną. Bo jestem siostrzenicą jego żony.

Nie wiem.

 

Ale wiem jedno. To uczucie wymyka się mi spod kontroli.

I to mnie przeraża.

Bo on jest moim wujkiem. Jest żonaty. Jego żona jest w ciąży. Mają wspólne życie, wspólną przyszłość.

 

A ja mam czternaście lat. Mam MPD. Mam ciało, które się zmienia, ale w jego oczach wciąż jestem dzieckiem.

 

Ale czy na pewno?

 

Bo jego dzisiejsze słowa sugerują coś zupełnie innego. Ale może tylko chcę, żeby sugerowały.

 

Już niczego nie jestem pewna. Wszystko mi się miesza. Wszystko jest zakazane i niemożliwe i niewłaściwe.

Ale nie umiem przestać o nim myśleć.

 

Jestem nimfetką. Aczkolwiek pewnie tylko w mojej własnej głowie.

 

Ale to wystarczy, żebym wszystko skomplikowała.

 

---

 

2 września 1997, wtorek, 16:00 Park

 

Kuba znowu zabiera mnie na spacer. Już nawet nie liczę który to raz. Dziadek go o to  prosi- mówi, że potrzebuję świeżego powietrza, że siedzę zamknięta w pokoju.

 

Ale ja wiem, że Kuba nie musi się zgadzać. Mógłby odmówić. Mógłby powiedzieć, że jest zajęty.

A jednak przychodzi.

 

Idziemy wzdłuż alejki. Jesień pojawia się na horyzoncie - liście zaczynają żółknąć, powietrze jest już inne, nawet jeśli wciąż upalne.

- Jak tam babcia? - pyta.

- Lepiej. Dzisiaj wstała na obiad.

- To świetnie.

Milczymy przez chwilę.

- Emi, mogę cię o coś zapytać?

- Pewnie.

- Dlaczego oddalasz się od Sary?

Zatrzymuję się. Patrzę na niego.

- Nie oddalam.

- Oddalasz. Sara to widzi. Gdy u nas byłaś, wyraźnie unikałaś jej wzroku. Nie rozmawiasz z nią tak jak kiedyś.

Odwracam wzrok.

- Po prostu...

- Emilka. - Jego głos jest łagodny, lecz stanowczy. - Powiedz mi prawdę. Proszę.

Patrzę na niego. On patrzy na mnie. Czeka.

- Nie wiem, jak z nią rozmawiać - mówię w końcu. - Wszystko się zmieniło. Ona ma swoje życie. Ciebie. Zaraz będziecie mieć dziecko. A ja... ja jestem tylko siostrzenicą, o którą troszczy się z obowiązku.

- To nieprawda.

- To prawda.

- Nie. Sara cię kocha. Bardzo cię kocha. To, że ma własne życie, nie zmienia niczego między wami.

 

Milczę. Bo wiem, że ma rację. Ale jednocześnie...

- To trudne - mówię cicho. - Patrzeć na jej szczęście. Wiedzieć, że ja nigdy nie będę miała czegoś takiego.

 

Kuba zatrzymuje się. Odwraca się do mnie. Kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Dlaczego tak myślisz?

- Bo... - Głos mi się łamie. - Bo jestem inna. Bo jestem kaleką. Bo nikt nigdy nie będzie mnie chciał tak, jak ty chcesz ją.

Jego twarz zmienia się. Staje się miękka, z nutą smutku.

- Emi. - Ściska lekko moje ramię. - Nie mów tak. Jesteś niezwykła. Inteligentna, wrażliwa, piękna. Ktoś cię pokocha. Obiecuję.

 

Piękna.

 

Powiedział że jestem piękna.

 

Patrzymy sobie w oczy. Jego dłoń wciąż leży na moim ramieniu. Czuję ciepło. Czuję prąd.

 

I nagle wszystko staje się jasne. To nie jest tylko w mojej głowie. To coś więcej. To MUSI być coś więcej.

- Kuba... - zaczynam.

 

Ale on cofa rękę. Odwraca wzrok, jakby mój widok wypalał mu oczy.

- Wracajmy. Już czas. Dziadek pewnie się martwi

 

I wracamy. Ale coś się zmieniło. Coś między nami.

I nie wiem, czy to dobrze, czy źle.

 

---

 

2 września 1997, wtorek, 23:45.Wpis w pamiętniku

 

Powiedział, że jestem piękna.

 

Stał tak blisko. Dotykał mojego ramienia. Patrzył na mnie tak... tak jakby naprawdę czuł coś więcej.

I przez moment myślałam, że coś powie. Że przyzna się do czegoś. Do tego, co jest między nami.

Ale potem się wycofał. Powiedział, że musimy wracać.

Ja do domu. On do swojej żony.

 

Nie wiem, co to wszystko znaczy. Czy on czuje to samo? Czy to tylko moja wyobraźnia?

Ale powiedział „piękna”. Nikt nigdy nie nazwał mnie piękną.

 

I nie był to tylko pusty komplement. To było coś innego. Głębszego.

Przynajmniej tak mi się wydawało.

 

Ale może tylko chcę, żeby takie było. Może nadinterpretuję każdy gest, każde słowo, bo desperacko szukam oznak, że on też mnie kocha.

Że nie jestem dla niego tylko siostrzenicą.

 

Ale nawet jeśli... nawet jeśli on mnie kocha... czy to tak naprawdę cokolwiek zmienia?

Kuba jest żonaty. Z moją ciocią. Ona jest w ciąży. Tworzą rodzinę.

 

A ja mam czternaście lat. Jestem jego siostrzenicą. To by było kazirodztwo. Coś absolutnie obrzydliwego, popieprzonego.

 

Ale nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedział.

 

Piękna.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania