Szklana dziewczynka - Rozdział dziewiąty.
28 sierpnia 1997, czwartek, 15:45.Pokój Emilki (dawny pokój cioci Sary)
Mój pokój. Nie cioci. Nie wspólny z Aliną. Mój.
Ściany są teraz szare — Sama wybrałam ten kolor. Dziadek pomalował je w lipcu. Plakaty The Cure, Bauhaus i Siouxsie wiszą nad łóżkiem. Na biurku stoi komputer — ten sam, w którym piszę pamiętnik. Obok stos kaset od Kuby. Regał pełen książek.
To jest moja przestrzeń. Mój azyl.
Leżę na łóżku i czytam „Portret Doriana Graya”. Już trzeci raz. Jestem zakochana w lordzie Henrym — w jego cynizmie, jego błyskotliwości, jego pogardzie dla konwencji. To oczywiście głupie, zakochiwać się w fikcyjnym bohaterze. Ale za to bezpieczne. Lord Henry nie może mnie zranić. Nie może się zdystansować. Nie może zostać czyimś mężem.
Za ścianą słyszę kaszel babci. Suchy, długi, bolesny. Potem znów nastaje cisza.
Babcia choruje od trzech tygodni. Zapalenie płuc. Leży w łóżku i praktyczne nie wstaje. Dziadek próbuje się nią zajmować, ale już teraz musi latać na jakieś rady nauczycielskie do szkoły. Alina pomaga jak tylko może— gotuje, sprząta, zmienia pościel. Ja... ja też staram się pomagać, ale z moim MPD to trudne. Zmiana pościeli, sprzątanie, gotowanie — to wszystko wymaga równowagi, która jest u mnie towarem deficytowym.
Mama się wykręca. „Tomek jest wymagający”, „Mam dużo egzaminów poprawkowych na uczelni”, "Przyjdę w weekend". Weekend mija, ona nadal nie przychodzi.
A ciocia jest w ciąży. Zagrożonej ciąży. Leży w łóżku od paru dni. Lekarz kazał jej się nie przemęczać. Kuba zajmuje się nią — gotuje, sprząta, chodzi na zakupy. I przychodzi tutaj, żeby pomóc dziadkowi.
Przychodzi codziennie.
---
Myślałam, że to uczucie umarło śmiercią naturalną. Przez ten rok po ich ślubie widziałam go może z dziesięć razy. Święta, urodziny cioci, kilka rodzinnych obiadów. Był miły, uprzejmy, ale wyraźnie zdystansowany. Pytał o naukę, o książki, czasami przynosił kasetę. To wszystko.
I powoli przestawałam o nim myśleć. Zaczęłam fantazjować o lordzie Henrym, o Dorinie Grayu, o fikcyjnych mężczyznach żyjących jedynie na kartach książek.
Ale teraz Kuba jest tutaj. Codziennie. I wszystko wróciło.
---
Słyszę pukanie do drzwi.
– Proszę.
Drzwi otwierają się. Kuba staje w progu. Ma na sobie ciemne dżinsy i szary t-shirt. Włosy krótsze niż rok temu, ale wciąż ciemne, wciąż lekko potargane.
– Cześć, Emi.
– Cześć.
– Jak tam babcia?
– Kaszle. Ale dziadek mówi że jest lepiej niż wczoraj.
– To dobrze. — Wchodzi do pokoju, rozgląda się. – Ładnie się tu urządziłaś.
– Dziękuję.
– Portret Doriana Graya? — Patrzy na książkę w moich dłoniach. – Który raz to czytasz?
– Trzeci.
Uśmiecha się.
– Wiem, co cię w tym pociąga. Lord Henry. Ten cynizm, ta inteligencja.
Czuję, jak twarz mi płonie.
– Może.
– To dobra książka. Ale pamiętaj — Dorian kończy źle.
– Wiem.
– Wiem, że wiesz. — Siada na krześle przy biurku. – Słuchaj, dziadek poprosił mnie, żebym cię zabrał na spacer. Mówił, że nie wychodziłaś z domu od tygodnia. Podobno Irena zrezygnowała z bycia twoją opiekunką?
– Nie wychodzę,bo pomagam. Znaczy, staram się pomagać. I tak, Irena zrezygnowała. Wyprowadziła się do Wrocławia.
– Wiem, że się starasz. Ale potrzebujesz świeżego powietrza. Dawaj. Tylko na pół godziny. Zrobimy jedno okrążenie po parku.
Nie chcę. Ale jednocześnie chcę. Chcę być z nim. Chcę, żeby na mnie patrzył. Chcę, żeby ze mną rozmawiał.
– Dobrze, pójdę.— mówię.
---
28 sierpnia 1997, czwartek, 16:15. Park
Idziemy powoli przez park. Kuba idzie obok, dopasowuje tempo do mojego. Jest ciepło, słonecznie, ale wiatr niesie już zapach jesieni.
– Jak się czujesz? — pyta.
– Całkiem dobrze.
– Serio?
Patrzę na niego. On świdruje mnie tym swoim spokojnym, uważnym wzrokiem.
– Naprawdę — odpowiadam.
– Sara martwi się o ciebie. Mówi, że jesteś... wycofana.
– Zawsze jestem wycofana. - Wzruszam obojętnie ramionami.
– Nie w ten sposób. Mówi, że prawie z nią nie rozmawiasz. Że gdy jeszcze do was przyjeżdżała, ty zamykałaś się w pokoju.
Milczę. Bo to prawda. Gdy ciocia przyjeżdżała — a przyjeżdżała rzadziej niż obiecywała, może raz na dwa tygodnie, chociaż z Kubą jeszcze rzadziej, zazwyczaj była sama— ja udawałam, że jestem zajęta. Że czytam książki, słucham muzyki, piszę w pamiętniku, odrabiam lekcje. Nie wychodziłam. Nie rozmawiałam
Bo nie chciałam widzieć jej szczęścia. Nie chciałam widzieć jej brzucha, który rośnie. Nie chciałam słuchać, jak mówi o dziecku, o przyszłości,o życiu z Kubą.
– Emilka? — Kuba zatrzymuje się. – Co się dzieje?
– Nic.
– Nie wygląda mi to na „nic".
Patrzę na niego. Słońce za plecami Kuby tworzy aureolę wokół jego głowy. Wygląda jak postać z obrazu. Jak ktoś nieosiągalny.
– Po prostu... dużo się dzieje — mówię w końcu. – Babcia jest chora. Dziadek jest zmęczony. Mama nie przychodzi. Ciocia jest w zagrożonej ciąży. To wszystko jest... trudne.
– Wiem. — Dotyka mojego ramienia. Lekko, przez sekundę. – Ale jesteś silna, Emilia. Silniejsza niż myślisz.
Patrzę na jego dłoń. Już nie ma jej na moim ramieniu. Ale wciąż czuję jego ciepło.
I nagle wszystko wraca.
– Idziemy — mówi. – Jeszcze jedno okrążenie. Powiedz mi, co czytasz oprócz Wilde'a.
I idziemy. I rozmawiamy. I przez te pół godziny udaję, że jest normalnie. Że Kuba nie jest moim wujkiem. Że nie jestem w nim zakochana.
Że to dotknięcie nic nie znaczyło.
---
29 sierpnia 1997, piątek, 10:30.Pokój Emilki
Kuba znowu przyszedł. Przyniósł nową porcję leków dla babci. Został na herbatę z dziadkiem. Potem zapukał do moich drzwi.
– Emi, mogę wejść?
– Proszę.
Wchodzi z małą paczuszką.
– Mam coś dla ciebie. — Podaje mi kasetę. Faith. The Cure. – Wiem, że masz już Disintegration, ale to jest... mroczniejsze. Bardziej surowe.
Biorę kasetę. Patrzę na okładkę.
– Skąd wiedziałeś, że mi się spodoba?
– Bo cię znam. — Uśmiecha się. – Może już nie tak dobrze jak kiedyś, ale znam. Lubisz rzeczy mroczne. Rzeczy tragiczne.
Serce bije mi szybciej.
– Dziękuję.
– Nie ma za co. — Siada na krześle. – Słuchaj, Sara prosiła, żebym cię zapytał... Może przyjedziesz do nas w ten weekend? Sarcia bardzo chce cię zobaczyć. Mówi, że tęskni.
– Nie mogę. Babcia...
– Babci już zdecydowanie lepiej.
– Nie wiem...
– Proszę. — Patrzy na mnie znacząco. — Sarze bardzo zależy.
Patrzę na niego. I nagle myślę — jeśli przyjadę, to on też tam będzie. Może będziemy razem jedli obiad. Może będziemy rozmawiali. Może on znowu dotknie mojego ramienia.
– Dobrze — mówię. – Przyjadę.
Uśmiecha się.
– Wspaniale. Będę po ciebie jutro. O dwunastej?
– Pewnie. O dwunastej.
Wychodzi. Ja zostaje z kasetą w dłoni. I ze szybciej bijącym sercem.
Bo to dotknięcie. To spojrzenie. Ta kaseta.
To wszystko coś znaczy. Musi znaczyć.
Prawda?
---
29 sierpnia 1997, piątek, 23:50. Wpis w pamiętniku.
Myślałam, że już się odkochałam. Przez rok prawie go nie widywałam. I powoli zapominałam. Zaczęłam zakochiwać się w postaciach z książek — bezpiecznych, fikcyjnych, niemożliwych.
Ale Kuba przychodzi. Codziennie. Pomaga dziadkowi. Przynosi leki dla babci. Zabiera mnie na spacery.
I wszystko wraca.
Wczoraj dotknął mojego ramienia. Tylko przez sekundę. Ale czułam ten dotyk jeszcze długo potem. Ciepło jego dłoni. Łagodność gestu.
Dziś przyniósł mi kasetę. Powiedział, że mnie zna. Że pamięta, co lubię.
I zaprosił mnie do siebie. Do swojego mieszkania. Do mieszkania, które dzieli z ciocią.
Wiem, że to był tylko gest życzliwości z jego strony. Wiem, że on jest po prostu miły. Że troszczy się o mnie, bo jestem siostrzennicą jego żony. Bo widzi, że mam ciężko. Bo jest dobrym człowiekiem.
Ale moja głowa zaczyna interpretować wszystko po swojemu. To dotknięcie. To spojrzenie. Ta kaseta.
Może to coś znaczy. Może on widzi we mnie kogoś więcej niż dziecko?
Nie. To idiotyczne. Kuba kocha ciocię. Ona jest w ciąży. Mają wspólne życie.
A ja mam czternaście lat. Skończyłam je niedawno. Moje ciało się zmienia — piersi, biodra, wszystko. Ale wciąż jestem dzieckiem. Wciąż jestem jego siostrzennicą.
I to uczucie jest jeszcze bardziej intensywne niż rok temu. Jeszcze bardziej popieprzone.
Ale nie mogę przestać. Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie mogę przestać interpretować każdego gestu, każdego słowa, każdego spojrzenia.
Jadę do nich jutro. Będę w ich mieszkaniu. Będę widzieć, jak żyją. Jak funkcjonują. Jak bardzo się kochają
I może to mnie otrzeźwi. Może wtedy w końcu zrozumiem, że to wszystko jest tylko w mojej głowie.
A jeśli nie?
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania