Szklana dziewczynka - Rozdział szesnasty.
5 marca 1998, czwartek, 11:00..Park
Od pocałunku minął prawie miesiąc. Cztery tygodnie ciszy. A potem Kuba zadzwonił. Powiedział tylko jedno zdanie: „Tęsknię za tobą.”
I znowu tu jesteśmy. Udajemy, że tamto się nie wydarzyło. Udajemy, że możemy po prostu wrócić do spacerów, do rozmów, do tego bezpiecznego miejsca między przyjaźnią a czymś więcej.
Ale nie możemy.
Kuba trzyma większy dystans niż kiedyś. Nie dotyka mojego ramienia. Nie siada blisko. Jest ostrożny. Przestraszony.
- Jak tam nauka? - pyta.
- W porządku. Nuda.
- Czytasz coś ciekawego?
- „Proces" Kafki. Drugi raz.
- Ciężka lektura.
- Lubię ciężkie lektury.
Uśmiecha się smutno.
- Wiem.
Wiatr wieje, niosąc zapach wczesnej wiosny. Śnieg topnieje. Wszystko budzi się do życia.
- Kuba? - Odzywam się cicho.
- Tak?
- Co my właściwie robimy?
Patrzy na mnie.
- Nie wiem. Próbujemy być przyjaciółmi?
- A to w ogóle możliwe?
- Nie wiem. - Wzdycha. - Ale chcę spróbować. Bo... bo nie potrafię cię nie widzieć. To gorsze niż wszystko inne.
Znowu zapada między nami ciężka cisza.
- Czasami myślę... - mówię nagle, zanim zdążę się powstrzymać - że powinniśmy po prostu uciec. Gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nikt nas nie zna.
Mówię to pół żartem, pół serio. Próbuję rozładować napięcie.
Ale Kuba się nie śmieję. Patrzy na mnie poważnie, dziwnie.
- Uciec... - powtarza cicho.
- Kuba,to żart.
- A jeśli nie?
Patrzę na niego zaskoczona.
- O co ci chodzi?
- Może to całkiem dobry pomysł? - Nachyla się ku mnie. - Może moglibyśmy po prostu... odejść? Zacząć od nowa? Bez rodziny, oczekiwań, wszystkich tych zasad?
- Kuba, ja naprawdę żartowałam...
- Ale ja nie. - W jego oczach widzę coś szalonego. Jest zdesperowany. - Emi, ja... ja nie mogę tak dalej żyć. Nie mogę żyć z Sarą i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie mogę patrzeć na Laurę i nie czuć winy. Nie umiem wyrzucić cię z głowy.
- Ale to niemożliwe... To fantazja...
- Wiem. I to mnie zabija. Ale jednocześnie... jednocześnie myśl o ucieczce z tobą... to jedyna rzecz, która sprawia, że mogę oddychać.
Patrzymy na siebie. Wiatr wieje wokół nas, ale ja nie czuję niczego oprócz bicia własnego serca.
- Pomyśl o tym. - mówi. - Tylko pomyśl. Nie mówię, że to zrobimy. Ale... po prostu przemyśl to. Idę zapalić, zaraz wracam.
I zanim zdążę odpowiedzieć, wstaje i odchodzi.
Zostaje sama na ławce. Z absurdalnym pomysłem w głowie.
I z nadzieją, której nie powinnam mieć.
---
7 marca 1998, sobota, 19:30. Pokój Emilki
Telefon dzwoni. Alina drze się na całe mieszkanie:
- Emila! Telefon do ciebie!
Serce zaczyna mi bić szybciej. Czuję, że to Kuba. Nikt inny do mnie nie dzwoni. Nie rozmawialiśmy od czwartku.
Staram się dojść do telefonu najszybciej jak mogę, parę razy się potykam, ale w końcu docieram. Chwytam słuchawkę.
- Halo?
- Emilka? To ja. - Głos ma cichy, zmęczony.
- Cześć.
- Słuchaj, ja... muszę z tobą porozmawiać. O tym, co powiedziałem w czwartek.
- Tak?
- To było... to było głupie. Nie powinienem był tego mówić. Nie powinienem był nawet o tym myśleć. - Wzdycha. - Emilka, ja... ja jestem dorosły. Powinienem być odpowiedzialny. Powinienem cię chronić. Nie... nie dawać ci fałszywej nadziei. Przepraszam.
- Kuba...
- Nie. Posłuchaj mnie. - Głos ma zdecydowany, ale słyszę w nim ból. - Nie możemy się więcej widywać. Już ostatecznie. To jest... to zabija nas oboje. I nie mogę ci dalej tego robić. Nie mogę cię skrzywdzić bardziej, niż już to zrobiłem.
- Więc to koniec? - Czuję że jestem bliska płaczu.
- Tak. - Cisza. - Emi, ja...
- Co?
Długa pauza. Słyszę jego oddech. Słyszę, jak przełyka ślinę.
- Ja cię kocham. - mówi w końcu cicho. - Wiem, że nie powinienem. Wiem, że popierdolone. Ale kocham cię. I właśnie dlatego muszę to zakończyć. Bo gdybym tego nie zrobił... gdybym pozwolił sobie dalej być z tobą... zniszczyłbym ciebie. I siebie. I wszystkich wokół nas.
Nie mogę oddychać. Nie jestem w stanie nic powiedzieć.
- Przepraszam - szepczę w końcu. - Za wszystko. Za ten durny pocałunek. Za...
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. - Głos ma łagodniejszy. - Jesteś niezwykła, Emilka. I kiedyś... kiedyś znajdziesz kogoś, kto będzie mógł cię kochać tak, jak zasługujesz. Kogoś odpowiedniego.
- A jeśli nie chcę jakiegoś odpowiedniego lalusia?! Jeśli chcę ciebie?!
- Nie możesz mnie chcieć! - Głos mu drży, ale słychać w nim coś błagalnego. - Nie możesz, Emilka. Ja cię tylko skrzywdzę. Ja już cię skrzywdziłem, rozumiesz?!
- Kuba...
- Uważaj na siebie. - Cisza. - I zapomnij o mnie. Proszę. Dla własnego dobra.
Zakończył połączenie.
Zostaje ze słuchawką w dłoni. Z gulą w gardle.
Z wyznaniem, które przyszło za późno.
„Ja cię kocham.”
---
8 marca 1998, niedziela, 9:45 Pokój Emilki.
Budzę się z ciężkim sercem. Prawie nie spałam. Cały czas myślałam o tym telefonie. O słowach. „Ja cię kocham.”
Kuba mnie kocha. Wyznał mi to.
Ale jednocześnie powiedział, że to koniec. Że mnie kocha i właśnie dlatego musi mnie zostawić.
Leżę w łóżku i patrzę w sufit. Nie mam siły wstać.
Pukanie do drzwi.
- Emilio? - Głos dziadka. - Możesz przyjść do salonu?
- Za chwilę.
- Emilia, to ważne. Teraz.
Coś w jego głosie sprawia, że siadam. Wstaję. Wychodzę z pokoju.
W salonie są wszyscy. Dziadek. Babcia. Alina. I ciocia.
Ciocia płacze. Siedzi na kanapie, szlocha dramatyczne, a babcia ją przytula.
Czuję,jak zimny pot spływa mi po plecach.
- Co się stało? - pytam.
Dziadek odwraca głowę w moją stronę. Twarz ma poważną, szarą.
- Usiądź.
- Nie. Powiedz mi, co się stało.
- Kuba... Miał wypadek. Wczoraj wieczorem. Wjechał samochodem w drzewo.
Świat zaczyna mi wirować przed oczami.
- Jest w szpitalu, prawda?
Dziadek milczy. Babcia patrzy na mnie współczująco. Ciocia płacze jeszcze głośniej.
- Nie. - mówi w końcu dziadek. - Nie żyje. Zginął na miejscu.
Nie czuję nic. Absolutnie nic. Stoję i patrzę na nich. Na płaczącą ciocię. Na babcię, która próbuje ją pocieszyć. Na Alinę, która ma łzy w oczach.
- To był wypadek. - mówi dziadek. - Droga była śliska. Stracił panowanie nad autem.
Ale coś w moim wnętrzu się buntuje. Bo pamiętam jego głos z wczoraj. Pamiętam bezradność. Ból. Desperację.
„Ja cię kocham. I właśnie dlatego muszę to zakończyć.”
- Były ślady hamowania? - pytam cicho.
Wszyscy patrzą na mnie zaskoczeni.
- Co proszę? - pyta dziadek, wyraźnie zdezorientowany.
- Ślady hamowania. Czy były ślady hamowania?
Dziadek zaciska usta.
- Nie wiem. Policja wciąż bada...
- Nie było. - przerywam mu cicho, z ledwo ukrywanymi emocjami . - Nie było śladów hamowania, prawda?
- Emilka, co ty sugerujesz?
- Niczego nie sugeruję. - Odwracam się. - Idę do siebie.
- Emilia...
Ale już idę. Uciekam od świata i od nich wszystkich. Zamykam drzwi na klucz.
I dopiero wtedy zaczynam krzyczeć. Bezgłośnie. Z otwartymi ustami, lecz bez dźwięku.
Bo wiem. Wiem, że to nie był wypadek.
Kuba zrobił to specjalnie.
„Ja cię kocham. I właśnie dlatego muszę to zakończyć.”
Nie mówił o zakończeniu naszych spotkań. Mówił o zakończeniu wszystkiego.
Padam na łóżko. I płaczę. Płaczę jak nigdy wcześniej. Płaczę za nim. Za nami.
Bo go kocham. Kochałam. On też mnie kochał.
I ta miłość go zabiła.
---
8 marca 1998, niedziela, 23:55. Wpis w pamiętniku.
Kuba nie żyje.
Zadzwonił wczoraj wieczorem. Powiedział, że mnie kocha. Powiedział, że właśnie dlatego to kończy. Że nie może mnie dalej krzywdzić
A kilka godzin później wjechał w drzewo.
Wszyscy myślą, że to wypadek. Śliska nawierzchnia. Utrata kontroli.
Ale nie było śladów hamowania. Widziałam to w oczach dziadka, gdy go o to zapytałam.
Bo to nie był wypadek
Kuba się zabił.
I to moja wina. Tylko moja.
Bo to ja go pocałowałam. Ja dałam mu nadzieję. Ja żartowałam o ucieczce. I Kuba wziął to na serio. Zaczął marzyć o niemożliwym.
A potem zdał sobie sprawę, że to naprawdę niemożliwe. Że kocha mnie, ale nie może ze mną być. Że kocha ciocię, ale nie może z nią być, kochając mnie.
I wybrał jedyne wyjście, które uważał za słuszne.
Ja go zabiłam. Może nie dosłownie, ale gdyby mnie nigdy nie poznał to by żył.
Ciocia płakała.
A ja tam stałam i nie mogłam jej pocieszyć. Bo to ja jestem powodem, dla którego jej mąż nie żyje.
Jestem powodem, dla którego Laura nie będzie miała ojca.
Nikt nie wie. Nikt nie wie o sekretnych spacerach. O pocałunku. O telefonie.
I się nie dowie.
Będę nosić tą tajemnicę do końca życia. To będzie moja kara.
Jestem morderczynią.
Komentarze (4)
ale po przeczytaniu zdania "Były ślady hamowania?" spadłem z fotela!
To dookreśliło Emilię, jako osobę dojrzalszą, niż sama mogłaby przypuszczać...
Czekam...
A czy ten rozdział cię zaskoczył?
jeżeli Kuba faktycznie popełnił samobójstwo, to zaskoczyła mnie właśnie jego niedojrzałość,
jego niedorośnięcie do sytuacji. Tu być może miałbym pretensję do Ciebie, że pozwoliłaś mu, żeby go to przerosło. Być może należało dodać Emilii ze trzy lata - nabrałoby to większego sensu. Bo to uczucie (co prawda rodzące się stopniowo) do 12-14-latki jest trochę chore... Ale nie chcę się wymądrzać przed przeczytaniem końcówki. Przyznam Ci się, że kiedyś (oj, bardzo dawno temu, bo ja już starszawy jakby jestem...) byłem w podobnej sytuacji, ale raz, że nie miało to takiej mocy, a dwa, że nie przyszło mi nawet do głowy realizowanie tego scenariusza. Inna rzecz, że czasy były inne...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania