Szklana dziewczynka - Rozdział szósty
Retrospekcja - czerwiec 1994 roku. Salon
Miałam wtedy jedenaście lat. Czerwiec był gorący, duszny. Pamiętam, że nienawidziłam tamtego lata - światło było za jasne, za agresywne. Wszystko było za głośne, za wesołe.
Ciocia wróciła z uczelni wcześniej niż zwykle. Miała rumieńce na twarzy i dziwny błysk w oczach, który zdradzał podekscytowanie.
- Mamo, tato! - zawołała, wchodząc do salonu. - Chcę wam kogoś przedstawić.
Siedziałam w fotelu z książką. "Mistrz i Małgorzata". Czytałam ją wtedy pierwszy raz. Babcia i dziadek podnieśli wzrok znad swoich zajęć.
Za ciocią wszedł chłopak. Wysoki, chudy, w czarnej koszuli i ciemnych spodniach. Włosy również miał czarne, trochę za długie, opadające na ramiona. Oczy ciemne, poważne. Było w nim coś... mrocznego. Innego.
- To jest Jakub - powiedziała ciocia. - Ale wszyscy mówią na niego Kuba. Studiuje ze mną na roku.
- Dzień dobry. - Kuba ukłonił się lekko. Miał miękki, spokojny głos.
Babcia wstała, by się przywitać. Dziadek wyciągnął rękę. Ja zostałam w fotelu i patrzyłam.
Kuba rozejrzał się po salonie. Jego wzrok zatrzymał się na półkach z książkami. Potem na mnie.
- Cześć - powiedział.
- Cześć - odpowiedziałam.
- Co czytasz?
Pokazałam mu okładkę.
- Bułhakow - kiwnął głową z aprobatą. - Dobre. Czytałaś już „Białą Gwardię”?
- Nie.
- Powininaś. Jeszcze lepsza niż „Mistrz”.
Nikt nigdy nie rozmawiał ze mną tak. Jak z kimś równym. Większość dorosłych mówi do mnie tym dziwnym, uproszczonym tonem, jakbym była głupia. Albo ignoruje mnie całkiem.
Ale Kuba patrzył na mnie jak na osobę. Jak na kogoś, kto rozumie.
- To jest moja siostrzenica, Emilia - powiedziała ciocia . - Ma jedenaście lat, ale czyta więcej niż połowa naszego roku.
- Widzę. - Kuba uśmiechnął się lekko. - Masz dobry gust, Emilio.
Coś we mnie drgnęło. Coś małego, ciepłego. Nie wiedziałam wtedy, co to jest. Ale czułam.
Ciocia zaprosiła Kubę do swojego pokoju. Zniknęli za drzwiami. Ja zostałam z książką.
Ale już nie mogłam czytać. Patrzyłam na te same zdania, ale bez zrozumienia.
Bo w mojej głowie było tylko jedno: jego głos. Jego spojrzenie. Sposób, w jaki mnie traktował.
---
Kuba zaczął przychodzić regularnie. Raz, dwa razy w tygodniu. Czasami zamykali się w pokoju cioci. Czasami siedzieli w salonie i rozmawiali o literaturze, o poezji, o życiu.
Ja słuchałam. Zawsze słuchałam. Udawałam, że czytam, ale tak naprawdę chłonęłam każde słowo.
Kuba mówił o Norwidzie, o Miłoszu, o muzyce post-punkowej. Opowiadał o koncertach, o kasetach, które miał w domu. Mówił o pięknie w brzydocie, o melancholii jako formie sztuki.
A ja siedziałam i myślałam: "On rozumie. On widzi świat tak jak ja."
Pewnego dnia - to było chyba w lipcu - ciocia poszła do kuchni po mrożoną herbatę. Kuba został w salonie. Ze mną.
Podszedł do regału z książkami. Przesuwał palcem po grzbietach.
- Twój dziadek ma niezłą biblioteczkę- powiedział.
- Wiem.
- Ty też dużo czytasz, prawda?
- Tak.
Odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Co lubisz najbardziej?
Zamilkłam na chwilę. Nikt spoza domowników nigdy mnie o to nie pytał.
- Rzeczy... smutne - powiedziałam w końcu. - Tragedie. Rzeczy, które bolą.
- Dlaczego?
- Bo one są prawdziwe. Szczęśliwe historie są fałszywe. Ale tragedie... tragedie są zawsze prawdziwe.
Patrzył na mnie długo. Potem kiwnął głową.
- Rozumiem - powiedział cicho. -Też tak myślę.
I w tym momencie coś się zmieniło. Coś małego, niewidocznego. Ale ważnego.
Bo ktoś mnie zrozumiał. Po raz pierwszy w życiu ktoś naprawdę mnie zrozumiał.
---
Tydzień później Kuba przyszedł z małą paczką.
- To dla ciebie - powiedział, podając mi ją.
Rozpakowałam. Był to walkman - niebieski, trochę zadrapany, ale działający. I sześć kaset.
- Skąd...?
- To mój stary walkman, teraz mam nowy. Nie martw się, ten tutaj działa jeszcze całkiem nieźle. Pomyślałem, że ci się przyda. - Wskazał na kasety. - To moja osobista kolekcja. The Cure, Bauhaus, Joy Division, Siouxsie, Cocteau Twins, Depeche Mode. Posłuchaj. Myślę, że ci się spodoba.
Patrzyłam na kasety. Na ich okładki. Na zapisane ręcznie tytuły.
- Dlaczego mi to dajesz? - zapytałam.
Kuba uśmiechnął się.
- Bo widzę, że rozumiesz trudne rzeczy. Większość ludzi nie rozumie tej muzyki. Ale ty... ty chyba zrozumiesz.
Wzięłam kasety do pokoju. Włożyłam pierwszą - The Cure, "Disintegration". Założyłam słuchawki.
I gdy muzyka zaczęła grać, poczułam coś, czego nigdy wcześniej nie czułam.
Poczułam się zobaczona.
Poczułam się zrozumiana.
I wtedy - choć nie wiedziałam tego jeszcze - zakochałam się.
Nie w sposób, w jaki się dzieci zakochują. Nie w głupi, powierzchowny sposób.
Zakochałam się w kimś, kto mnie widział. Kto traktował mnie poważnie. Kto dawał mi część swojego świata.
Miałam jedenaście lat. On miał dwadzieścia jeden.
I od tego dnia coś zaczęło się we mnie zmieniać.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania