Szklana dziewczynka - Rozdział trzynasty.
5 grudnia 1997, piątek, 15:45. Pokój Emilki.
Pada śnieg. Gęsty, ciężki, zimowy. Siedzę przy oknie i patrzę, jak biel otula nasze blokowisko. Mam na sobie szalik Kuby. Bywa, że noszę go nawet w domu. Babcia rzuciła mi wczoraj ostrzegające spojrzenie,gdy mnie w nim zobaczyła, ale nic nie powiedziała.
Pukanie do drzwi przerwało moją małą idyllę
- Proszę.
To dziadek. Wchodzi i zamyka drzwi. Siada na krześle przy biurku.
- Emilko, chciałem z tobą porozmawiać.
- O czym?
- O Kubie.
Zamykam oczy, starając się nie wybuchnąć.
- Dziadku, proszę...
- Posłuchaj mnie. - Głos ma łagodny, ale poważny. - Wiem, że babcia już z tobą o tym rozmawiała. Ale ja też muszę.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę.
- Jest. Teraz wiem że babcia miała jednak rację. - Zdejmuje okulary, przeciera je. - Widzę, jak na niego patrzysz. I widzę, jak on na ciebie patrzy.
Zamieram.
- Jak niby na mnie patrzy? - Rzucam, niby od niechcenia.
Dziadek waha się.
- Inaczej niż powinien. - Zakłada okulary. - Emilko, Kuba jest dobrym człowiekiem. Inteligentnym, wrażliwym. Ale jest też w trudnym miejscu. Ma żonę, małe dziecko, dużo odpowiedzialności na nim spoczywa. I myślę, że czasami... czasami ucieka w te spacery z tobą. Bo z tobą może być sobą. Może rozmawiać o książkach, o filozofii. Może zapomnieć o obowiązkach.
- To źle?
- Nie. Ale może być szkodliwe. Bo ty jesteś młoda, wrażliwa. I możesz interpretować jego życzliwość jako coś więcej.
- Nie nadinterpretuję niczego.
Dziadek patrzy na mnie. Długo.
- Ja cię nie osądzam. W twoim wieku uczucia są wszechogarniające. Ale musisz zrozumieć, że to, co czujesz, nie ma przyszłości. Kuba jest żonaty. Jest twoją rodziną. I nawet gdyby... nawet gdyby czuł coś niewłaściwego, nie może sobie na to pozwolić. Nie powinien.
- Nie czuje niczego niewłaściwego. Jest miły.
- Może. - Dziadek wstaje. - Kochanie... Uważaj na siebie. Tylko o to cię proszę.
Wychodzi. Zostaję sama z szalikiem Kuby wokół szyi i ciężarem dziadkowych słów w sercu.
---
10 grudnia 1997, środa, 16:30. Park.
Śnieg przestał padać, ale wszystko jest białe. Park wygląda jak z bajki. Kuba i ja idziemy wolno. Mam na sobie jego szalik. Włosy zaplotłam w dwa grube warkocze, przewiązane czarnymi wstążkami.
Ostatnio Kuba się wygadał, że najbardziej lubi mnie właśnie w warkoczach.
- Niedługo Wigilia - mówi.
- Wiem.
- Będziecie u Beaty?
- Tak. Trzeci rok z rzędu. To chyba jakaś nowa tradycja rodzinna.
- Jak się z tym czujesz?
Wzruszam ramionami.
- Normalnie. Źle.
Kuba uśmiecha się smutno.
- Rozumiem. Rodzina potrafi być trudna.
- A u ciebie? Jakie plany?
- Będziemy u moich rodziców. Tradycyjnie. - Wzdycha. - Sara stresuje się, że Laura będzie płakać. Ja się stresuję, że moja matka będzie zadawać niewygodne pytania.
- Jakie?
- Kiedy następne dziecko. Kiedy kupię większe mieszkanie. Kiedy dostanę awans. - Patrzy na mnie. - Rodzice zawsze chcą więcej. Bez względu na to, co już masz.
- To prawda.
Milczymy przez chwilę. Dochodzimy do naszej ławki, ale nie siadamy. Jest za zimno. Stoimy obok niej.
- Emi... - mówi nagle. - Czy ty... czy ty czujesz się ze mną komfortowo?
Patrzę na niego zaskoczona.
- Czemu pytasz?
- Mam na myśli... - Waha się. - Adelajda... ona wspomniała Sarze, że spędzamy za dużo czasu razem. Miałem z Sarą rozmowę na ten temat.
Coś zimnego spływa mi po plecach.
- Co jej powiedziałeś?
- Że ci pomagam. Że jesteś inteligentna i potrzebujesz kogoś, z kim możesz porozmawiać. Że nie ma w tym drugiego dna. To ją uspokoiło.
- Owszem, uspokoiło,bo nie ma tu żadnego drugiego dna.
- Oczywiście, że nie ma, prawda?. - Patrzy na mnie.
W jego oczach widzę coś - niepewność? Strach? Nadzieję?
- Prawda. - mówię, choć gardło mam ściśnięte.
Kiwa głową. Ale nie wygląda na przekonanego.
- Może powinniśmy... może powinniśmy zrobić sobie przerwę od naszych spacerów? Na jakiś czas. Żeby nie dawać twoim dziadkom powodów do niepokoju.
Czuję, jak coś we mnie pęka.
- Jeśli tego chcesz....
- Nie wiem, czego chcę! - Kuba zaczął masować sobie skronie. Zawsze tak robi gdy jest zdenerwowany. - Ja tylko... kurwa! Nie chcę robić ci kłopotów. Nie chcę by Sara czuła się z tym źle. Nie chcę żebyś ty...
- Żebym ja co?
Doskonale wiem co chce powiedzieć. Nie chce żebym się w nim zakochała.
Ale jest już za późno.
O wiele za późno.
I on to wie,ale woli udawać że jest ślepy.
- Nic - mówi w końcu. - Powinniśmy wracać.
Wracamy w ciszy. Przy drzwiach mojego mieszkania zatrzymuje się.
- Emilia, ja... - Zaczyna, potem milknie. - Uważaj na siebie.
- Ty też.
Patrzy na mnie jeszcze chwilę. Potem odwraca się i odchodzi.
A ja zostaje z uczuciem, że coś się skończyło. Albo właśnie się zaczęło.
---
15 grudnia 1997, poniedziałek, 19:00
Kuchnia
Kolacja. Jesteśmy tylko we trójkę - Babcia, dziadek i ja. Alina poszła do kina z Aśką. Jemy w milczeniu.
- Kuba nie przychodzi od tygodnia - Rzuca babcia,niby mimochodem.
- Pewnie jest zajęty. - odpowiada od niechcenia dziadek. - Małe dziecko, praca...
- Albo w końcu zrozumiał niewłaściwość sytuacji.
- Adelajdo!- Dziadek patrzy na nią ostro.
- Co? Mówię prawdę. Wszyscy to widzieliśmy. Ta relacja zaczęła wymykać się spod kontroli.
- Nic się nie wymknęło spod kontroli - mówię cicho. - Chodziliśmy na spacery. Rozmawialiśmy. To wszystko.
- Nie. To nie były tylko spacery i rozmowy. Nie dla ciebie. I dla niego chyba też nie.
- Co masz na myśli,babciu?
- Nie udawaj głupiej. Słyszałam strzępki waszych rozmów, gdy wychodzilście na spacery. To nie była zwykła życzliwość wujka względem siostrzenicy.
- Adelajdo, dość! - mówi dziadek stanowczo. - Mi też nie podoba się cała ta sytuacja, ale to nie powód by atakować Emilię. Ona jest tu najmniej winna.
- Nie atakuję naszej wnuczki, Tomaszu. Ktoś musi jej to powiedzieć. - Babcia patrzy na mnie. - Emilko, to dobrze, że Kuba trzyma dystans. To najlepsze, co mógł zrobić dla ciebie, dla niego samego, a przede wszystkim dla Sary i Laury. To one są tu najmniej winne. Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby...
Wstaję od stołu, tym samym przerywając babci gwałtownie.
- Nic by się nie stało. Bo nic się nie działo.
- Emilio...
Ale ja już wychodzę. Idę do pokoju. Zamykam drzwi. Siadam na łóżku.
I dopiero teraz dociera do mnie prawda. Kuba się ode mnie dystansuje. Celowo. Bo babcia rozmawiała z ciocią.
Po raz pierwszy w życiu nie chciałam mieć babci.
---
18 grudnia 1997, czwartek, 20:30. Pokój Emilki
Telefon dzwoni. Alina krzyczy na całe mieszkanie:
- Emi! Do ciebie!
Wychodzę do przedpokoju. Biorę słuchawkę.
- Halo?
- To ja, Kuba.
Serce zaczyna bić mi szybciej.
- Cześć.
- Przepraszam, że nie dzwoniłem wcześniej. I że nie przychodziłem. Ja... potrzebowałem trochę czasu, żeby pomyśleć.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. - Głos ma cichy, napięty. - Emila, ja... ja zdałem sobie sprawę, że... że nasze relacje stały się zbyt bliskie. To nie jest twoja wina...
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Mam na myśli, że... może powinniśmy przestać się widywać. Na jakiś czas. Może na zawsze. Nie wiem.
Czuję, jak świat zatrzymuje się, a potem zaczyna kręcić w kółko.
- Rozumiem.
- Emilko, proszę, nie myśl, że to przez ciebie. To moja wina. Bo ja... - Głos mu się łamie. - Ja nie powinienem czuć tego, co czuję.
- A co czujesz?
Długa cisza.
- To nieważne - mówi w końcu. - To, co czuję, nie ma znaczenia. Bo nie mogę sobie na to pozwolić. Jestem żonaty. Mam dziecko. A ty jesteś... ty też jesteś dzieckiem. Jesteś siostrzennicą mojej żony. Nasze relacje nie mogą dłużej tak wyglądać.
- Kuba...
- Przepraszam, Emi. Naprawdę przepraszam. Ale muszę to zakończyć. Zanim stanie się coś, czego oboje będziemy żałować.
- Nic by się nie stało...
- Stałoby. - Głos ma pewny. - Stałoby. Bo ja... ja coraz trudniej kontroluję to, co czuję. I to mnie przeraża.
Cisza. Słyszę tylko jego oddech, przełykanie śliny.
- Uważaj na siebie, Emilka. - Głos ma łagodniejszy. - Jesteś niezwykła. Pamiętaj o tym.
I kończy rozmowę.
Ja zostaje ze słuchawką w dłoni. Z biciem serca. Z pustką w środku.
Alina wychodzi z kuchni.
- Co się stało?
- Nic - mówię. - Wszystko.
---
18 grudnia 1997, czwartek, 23:50. Wpis w pamiętniku
Zadzwonił.
Powiedział, że musimy przestać się widywać. Że nasze relacje stały się zbyt bliskie.
I powiedział coś jeszcze.
„Nie powinienem czuć tego, co czuję.”
Więc to prawda. On coś czuje. Coś niewłaściwego. Coś, czego nie powinien czuć.
Tak jak ja.
Ale co z tego? Bo on właśnie to zakończył. Dystansuje się. Zachowuje się jak przykładny dorosły.
A ja zostaje z tym uczuciem. Z tą niemożliwą, zakazaną miłością.
Wszyscy mieli rację. Babcia. Dziadek.
To coś między nami nie było ani dobre ani w porządku.Nie było fair ani względem mnie, ani Kuby ani tym bardziej względem cioci.
A teraz nastąpił koniec.
Ale dlaczego to tak boli? Dlaczego czuję się, jakby coś we mnie umarło?
Powiedział to. Przyznał się. Po jaką cholerę?
Jestem jego siostrzenicą. Mam czternaście lat. On jest żonaty. Ma dziecko.
To niemożliwe.
Zawsze było.
Zawsze będzie.
Ale przez kilka miesięcy mogłam udawać, że może jednak...
Teraz już nie mogę.
I nie wiem, jak mam żyć z tą pustką.
---
24 grudnia 1997, środa, 18:00. Mieszkanie mamy - Wigilia
Siedzę przy stole w ciasnym mieszkaniu mamy. Sławek kroi karpia. Tomek bawi się jedzeniem. Mama podaje sałatkę. Dziadek i babcia rozmawiają o czymś cicho. Alina siedzi obok mnie i je w milczeniu.
Próbuję się skupić. Próbuję udawać, że wszystko jest w porządku.
Ale myślę tylko o Kubie. O tym, że on jest teraz u swoich rodziców. Z ciocią. Z małą Laurą. Z rodziną.
A ja jestem tutaj. W miejscu, gdzie nie pasuję. W rodzinie, która mnie nie chce.
Nie dam rady. Muszę wyjść.
Wstaję od stołu. Idę do łazienki. Zamykam się. Siadam na zimnej podłodze.
I płaczę. Płaczę za utraconym uczuciem. Za niemożliwością. Za wszystkim, co mogło być, ale nigdy się nie stanie.
Bo kochałam go. Wciąż go kocham.
I to mnie niszczy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania