Poprzednie częściTajemnicze Przypadki: Prolog

Tajemnicze Przypadki: Rozdział 2

Rozdział 2: Najlepszy środek transportu

Blair miała zaledwie dwa dni, by stawić się w Brytyjskim Ministerstwie Magii i odbyć szkolenie dla nowych pracowników. Nie zdawała sobie sprawy z tego, iż Londyn – bo pod ziemią owego miasta mieściło się jej nowe miejsce pracy – był oddalony od Sztokholmu o ponad tysiąc mil. Przeraził ją ten fakt i była zła na siebie, że wcześniej nie rozważyła kupna biletów na pociągi i promy lub samolot.

Wybrała opcję magicznego transportu, której nie poparłby jej ojciec. Sieć Fiuu, brytyjski wynalazek, była najrozsądniejszym rozwiązaniem, chociaż wymagała dobrej orientacji i wskazania właściwego adresu. Kominek – rzecz konieczna do przemieszczania się – który znajdował się w jej domu, niestety nie był odpowiedni do takiej podróży.

Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy: stos książek przede wszystkim na temat eliksirów, magicznych stworzeń oraz rzucania zaklęć, które uwielbiała czytać, niewielki, ulubiony kociołek cynowy (który był nieco obskurny, ale po dokładnym umyciu wciąż nadawał się do warzenia eliksirów) i zapas ciepłych ubrań, gdyż wkrótce miała nadejść zima. Udało się jej nawet spakować swoją ulubioną roślinę, fruwokwiat – jedyną magiczna rzecz, którą ojciec zgodził się trzymać w domu.

Zaraz po otrzymaniu listu z Ministerstwa zajęła się poszukiwaniem noclegu na początek bądź czegoś do wynajmu. Choć nie udało jej się znaleźć niczego w rozsądnej cenie blisko Londynu, to kiedyś słyszała, że można zatrzymać się w Hogsmeade w Przytułku dla Zbłąkanych Magicznych Stworów panny Fawkes, gdzie zawsze znajdzie się miejsce za parę galeonów.

Gustav był niezadowolony z pomysłu przeprowadzki i jakoś niechętnie spoglądał na ledwo domykającą się walizkę pełną przeróżnych najpotrzebniejszych, według Blair, rzeczy. Niechętnie wszedł do plecaka podróżnego, godząc się na całe to przedsięwzięcie, i położył się, bacznie obserwując swoją panią, która skreślała kolejne rzeczy z wcześniej przygotowanej listy.

– Jeszcze ten gruby sweter w razie mroźnej zimy i mój dziennik… – mruczała pod nosem, krzątając się po niewielkim mieszkanku.

Nie mogła znaleźć swojego notesu. Podeszła do drewnianej komody, która ulokowana była nieopodal sofy w salonie. Rozejrzała się, omiatając wzrokiem półki wiszące tuż nad meblem. Dostrzegła swój dziennik, więc chwyciła go, stojąc na palcach, i wrzuciła do małej, wciąż otwartej walizki. Całe pakowanie zajęło trzy godziny i poskutkowało dwoma torbami podróżnymi na kółkach, plecakiem transportowym dla kota i jedną małą torebką z dokumentami i najważniejszymi rzeczami, w tym różdżką.

Odetchnęła z ulgą i wtedy dopiero zdała sobie sprawę, jak długa czeka ją podróż. Ojciec zapewne nie chciałby, żeby posługiwała się magią w drodze do Londynu, ale dziewczyna nie zamierzała tułać się pociągami czy samolotami. W dodatku Gustav nie posiadał paszportu. Miała nadzieję, że ojciec patrzył na nią z góry i nie złościł się, iż zamierzała porzucić rodzinny dom, by zamieszać w zupełnie nowym miejscu, na dodatek pełnym czarodziejów. Chciała zostawić wszystko za sobą, zapomnieć o Sztokholmie, o przykrych rzeczach, które ją dotychczas spotkały i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.

Śmierć ojca mocno nią wstrząsnęła, jednak nie zamierzała rozpaczać i się użalać. Pragnęła zrobić coś nowego, aby odciąć się od przeszłości.

***

Rozglądając się po mieszkaniu, upewniła się, że wszystko, co najważniejsze ma ze sobą. Na plecy założyła ostrożnie plecak transportowy z Gustavem w środku, który skulił się, patrząc z przerażeniem na wszystko z wysokości pleców dziewczyny. Nie przepadał za wycieczkami, ale czasem zdarzyło mu się podróżować ze swoją panią, zwłaszcza do szkoły.

Blair spojrzała ostatni raz na miejsce, w którym spędziła całe swoje dotychczasowe życie i westchnęła cicho. Przypomniała sobie radosne chwile, zamknęła oczy na parę sekund, po czym otworzyła je i, chwyciwszy swoje bagaże, ruszyła do drzwi, aby opuścić mieszkanie na ulicy Bloomavågen 19.

Ciągnąc za sobą walizki, szła kamiennym chodnikiem. Zmierzała do swojego najlepszego przyjaciela, Joela, by z jego pomocą skorzystać z sieci Fiuu. W Szwecji bardzo trudno było ją spotkać, choć znacznie ułatwiała transport, tylko nieliczni się nią posługiwali. Na terenie Skandynawii powszechnym środkiem transportu wśród czarodziejów była sieć kominowa, która działała podobnie jak kominki. Należało mieć jednak odpowiedni komin, a po podróży człowiek miał sadzę na ubraniach.

Droga do domu Joela nie trwała długo. Mieszkał zaledwie parę ulic dalej, więc Blair nie musiała taszczyć swoich bagaży przez długi czas. Znalazła się obok wiekowej kamienicy i zerknęła do góry, aby sprawdzić, czy aby jej przyjaciel nie czekał na nią. Wcześniej zdążyła się z nim jeszcze skontaktować i wszystko zaaranżować.

Zadzwoniła domofonem, wybierając odpowiedni numer, i poczekała na odpowiedź. Po paru sekundach coś zatrzeszczało, drzwi otworzyły się i dziewczyna weszła do środka. Joel mieszkał na parterze, więc nie musiała dźwigać walizek. Zapukała do drzwi, a po chwili w progu stanął wysoki szatyn o dłuższych, potarganych włosach z szerokim uśmiechem na ustach.

– W końcu jesteś! – Powitał ją na wejściu i zaprosił do środka. – Ach, gratulacje! Nie mogę uwierzyć, że dostałaś fuchę w Ministerstwie, w dodatku w kompletnie innym kraju!

– Cześć, Joel – przywitała się Blair, po czym uniosła kąciki ust i postawiła plecak z Gustavem na podłodze. – Dzięki. Ja też się tego nie spodziewałam.

– Jak się miewasz, Blair? – zapytał, chwytając ją za ramię. Ona zmieszała się nieco, spuszczając wzrok.

– W porządku – mruknęła cicho. – To jak? Dostanę trochę proszku? – spytała, spoglądając na przyjaciela. Joel stukał tymczasem w plastikowe okienko plecaka z otworami, w które Gustav wkładał łapy, chcąc figlować.

– Jasne. Masz szczęście, bo zostały jeszcze dwie porcje. Mam nadzieję, że trochę mi przywieziesz, kiedy wrócisz – powiedział, śmiejąc się i grożąc palcem.

Udali się do sąsiedniego pokoju, w którym znajdował się spory kominek z żarzącym się ogniem.

– A twoi rodzicie? Są w domu? – spytała nieśmiało Blair. Wiedziała, że nie przepadali za nią ze względu na to, iż była czarownicą półkrwi, choć nigdy nie powiedzieli tego wprost. Mieli bzika na punkcie czystości krwi i traktowali Blair bardzo chłodno.

– Spokojnie. Dzisiaj oboje pracują – odpowiedział Joel.

On był inny, nie zwracał na to uwagi. Traktował Blair jak najlepszą przyjaciółkę od samego początku nauki w Nordyckiej Akademii Magii w Sztokholmie, gdzie się poznali.

Wiadomość o nieobecności rodziców chłopaka ucieszyła Blair, ale starała się tego nie okazywać. Zbliżyła się do kominka, gdzie wciąż był żar.

– Spokojnie, nie poparzysz się – zapewniał Joel, zachęcając przyjaciółkę do podejścia jeszcze bliżej. Ona stanęła przed paleniskiem, zerkając na tlący się ogień. Tuż obok postawiono spory pucharek wypełniony proszkiem. – Tak, to właśnie proszek Fiuu – oznajmił, widząc, że dziewczyna przyglądała się tej rzeczy.

Skorzystała z tej metody dwa razy i w obu przypadkach wywoływało to u niej ekscytację. Zazwyczaj poruszała się mugolskimi środkami transportu ze względu na ojca, jedynie w szkole mogła pozwolić sobie na lot miotłą.

– Właściwie to gdzie się zatrzymasz?

Blair zastanowiła się przez chwilę, bo nie była pewna, czy uda się jej znaleźć coś na dłuższą metę, wcześniej się tym nie przejmowała. Liczył się fakt, iż miała przeprowadzić się do innego kraju i rozpocząć pracę w Brytyjskim Ministerstwie Magii.

– Na razie wyruszam do Hogsmeade. Przy okazji chciałabym odszukać matkę – mruknęła, ściszając głos.

Joel zamilkł na parę sekund, po czym chwycił plecak z Gustavem.

– Nie pamiętam, kiedy robiłam to ostatnio – powiedziała czarownica z lekkim wahaniem w głosie, przerywając niezręczną ciszę.

Przyjaciel uśmiechnął się do niej i pomógł przyciągnąć bliżej bagaże.

– To chyba najlepsza opcja transportu. W Anglii i Szkocji byłem ze sto razy. Kiedyś nawet wybrałem się samotnie do Pubu pod Trzema Miotłami w Hogsmeade po przepyszne piwo. Musisz go spróbować! Byłem tam podczas eliminacji zawodów o magicznych stworzeniach w Hogwarcie i podczas pierwszego etapu wymknęliśmy się z chłopakami do tej wioski – rzucił podekscytowany i rozmarzył na moment, przypominając sobie niesamowity smak trunku.

Blair uniosła kąciki ust, widząc rozradowanego przyjaciela, i zapamiętała nazwę pubu, by go w przyszłości odwiedzić.

– Jasne. Na pewno się wybiorę.

– Super. Może spotkamy się tam któregoś wieczoru. Kto wie? – zaśmiał się Joel i poklepał dziewczynę po plecach.

– Mam nadzieję, naprawdę – mruknęła cicho, zerkając na chłopaka, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Chwyciła swoje walizki i, upewniwszy się, że z Gustavem wszystko w porządku, założyła plecak. – Dzięki za wszystko, Joel.

– Nie ma sprawy. A teraz… – zaczął, chwycił swoją różdżkę, po czym machnął nią delikatnie, a ogień wygasił się – …nabierz trochę proszku, wrzuć go środka i wypowiedz wyraźnie adres. Twoje łokcie muszą być blisko torsu, pamiętaj o tym. To ważne – dodał, demonstrując ułożenie ciała, po czym wtaszczył torby na wygasłe palenisko.

Blair kiwnęła głową i wyciągnęła rękę po proszek Fiuu. Na myśl o magicznej podróży jej żołądek zwinął się, po czym dziwacznie zamruczał. Nabrała garść sproszkowanej substancji, po czym wrzuciła go do kominka. W pokoju rozbłysło światło i pojawił się szmaragdowozielony ogień. Śmiało wkroczyła w niego, łapiąc walizki, i powiedziała głośno:

– Hogsmeade. Przytułek dla Zbłąkanych Magicznych Stworów panny Fawkes!

Poczuła dziwne uczucie w brzuchu, a świat zawirował. Zdawało się jej, że widzi inne kominki i podobne zielone światło, ale przez prędkość, z jaką się poruszała, nie była w stanie dostrzec niczego dokładnie. Słyszała tylko pomrukiwania Gustava, który kręcił się jak oszalały w plecaku. Najwidoczniej nie przepadał za siecią Fiuu. Blair miała nadzieję, że nie pogubi swoich bagaży w domach obcych ludzi, a kot nie wyskoczy gdzieś nagle.

Podróż zajęła trochę czasu, ale było to nieporównywalnie mniej w stosunku do innych środków transportu. Blair wirowała, mijając kolejne miejsca, których dokładnie nie mogła zobaczyć. W końcu wszystko się zatrzymało, dziewczyna upadła na kamienną podłogę, wyskakując z jakże ciasnego kominka, i wylądowała u czyichś stóp.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Bajkopisarz 07.07.2020
    „Nie zdawała sobie sprawy z tego, iż Londyn (…) był oddalony od Sztokholmu o ponad tysiąc mil.”
    No to świadczy bardzo źle o Blair ? Warto ją przedstawiać, jako nieuka?
    „by zamieszać w zupełnie”
    W sumie nie wiem czy dobrze robię zwracając uwagę, że powinno być zamieszkać, bo zamieszać brzmi obiecująco ?
    „się użalać. Pragnęła zrobić coś nowego, aby odciąć się od przeszłości.
    ***
    Rozglądając się po mieszkaniu, upewniła się,”
    4 x się, za blisko – uwaga nie będzie miała znaczenia, jeśli to co po gwiazdkach będzie na osobnej stronie, ale jeśli ciurkiem, tak jak tutaj na portalu to lepiej nie pisać tyle się
    „się i grożąc palcem.
    Udali się do sąsiedniego pokoju, w którym znajdował się spory kominek z żarzącym się”
    4 x się
    „się zatrzymasz?
    Blair zastanowiła się przez chwilę, bo nie była pewna, czy uda się jej znaleźć coś na dłuższą metę, wcześniej się tym nie przejmowała. Liczył się fakt, iż miała przeprowadzić się „
    6 x się

    Tym razem zamiast zaimkozy jest się-joza. No, ale to nie tak trudno wyeliminować. Akcja nabiera tempa, ok., ale zaczyna trochę doskwierać brak opisów. Teraz to się jeszcze wybroni, bo po prostu leci wstęp i nie są one jakoś bardzo potrzebne, ale za chwilę już się przydadzą. Tym się buduje klimat. Ty zapewne całą otoczkę i scenografie masz w głowie, ale czytelnik jest jak dziecię we mgle i trzeba go prowadzić za rączkę. A w sumie to nawet nie bardzo wiadomo w jakim wieku jest Blair ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania