Poprzednie częściTo nie byłem ja (1/2)

To nie byłem ja (2/2)

Przez pierwsze dni Marek co chwilę próbował dodzwonić się do Moniki, ta jednak konsekwentnie odrzucała połączenia. Dostał od niej tylko jednego esemesa: „Do 14 sierpnia”. Nic więcej. Wiedział, że to jest jej dom, nie przypuszczał jednak, że tak to może się skończyć. Wciąż nie mógł pojąć tego, co się stało? Przecież kochał tylko ją – nikogo więcej i mieli być ze sobą do końca życia. Przysięgali to sobie!

 

Po tygodniu udało mu się znaleźć niedrogą kawalerkę, która miała jedną zasadniczą wadę – nie było w niej Moniki. Nie miał jednak wyjścia i systematycznie przewodził tam swoje rzeczy, przede wszystkim ubrania. Gdy trzynastego sierpnia z samego rana usłyszał dzwonek do drzwi, miał nadzieję, że może wróciła. Że zmieniła zdanie i wszystko będzie jak dalej.

 

Otworzył drzwi i zobaczył w nich dwóch policjantów.

– Dzień dobry, pan Marek Oraszko? – spytał ten nieco wyższy.

– Tak – odpowiedział i dodał zaniepokojony. – Czy coś się stało Monice?

– Nie – usłyszał suchą odpowiedź. – Sierżant Andrzej Woźny i szeregowy Bartek Trenecki. Jest pan aresztowany. – nieprzyjemny głos policjanta dotarł do Marka, ten jednak nie reagował. – Proszę wyciągnąć ręce do przodu.

 

Marek wykonał polecenie i chwilę potem został zakuty w kajdanki. Sierżant coś jeszcze do niego mówił, Marek jednak nie umiał się na niczym skupić, a wypowiadane przez policjanta słowa, nie łączyły się w logiczną całość. W końcu popychany szedł w kierunku radiowozu, by chwilę później w nim usiąść. Odtwarzał w myślach ostatnie dni, tygodnie, a nawet miesiące i nie umiał znaleźć niczego, co mogło być przyczyną aresztowania. Zresztą, gdy Monika go porzuciła, stracił chęć do życia i rychły awans na prezesa Banku PRV, na który tyle lat pracował, nie miał już dla niego większego znaczenia. Ostatnie dwa tygodnie zniszczyły cały jego świat. Miał piękną i kochającą żonę oraz obiecany awans, a teraz siedział w pokoju przesłuchań niepewny przyszłości.

 

– Panie Oraszko, czy pan rozumie, co do pana mówię? – Podkomisarz Aleksander Nowak rozpoczął przesłuchanie.

– Co? – spytał, nie patrząc na rozmówcę.

– Rozpoczynamy przesłuchanie, które jest nagrywane. Czy pan rozumie?

– Tak.

– To dobrze, czy chce pan wykonać jakiś telefon, zadzwonić do adwokata?

– Nie.

– Czy ma pan adwokata?

– Nie mam – odpowiadał cicho i wydawał się nieobecny.

– Czy wyraża pan zgodę na przesłuchanie bez obecności adwokata? – Podkomisarz nie mogąc się doczekać odpowiedzi, ponowił pytanie.

– Wyrażam zgodę.

– Jest pan oskarżony o zamordowanie Lucyny Bringer.

– Co? – po raz pierwszy spojrzał na policjanta. – Kto to w ogóle jest?

– Mamy dowody, film, na którym widać jak zabija pan Lucynę Bringer – Podkomisarz zignorował pytanie i podsunął mu zdjęcia brutalnie zamordowanej dziewczyny.

– Boże – jęknął, patrząc na posiniaczone i poprzepalane papierosami ciało. – Ja jej nie znam. Nie jestem potworem, jestem normalny…

– Na miejscu zabezpieczyliśmy włosy i próbki spermy, tak więc nie ma sensu zaprzeczać.

– To niemożliwe, ja przecież… – Ukrył twarz w trzęsących się dłoniach. – To nie mogłem być ja, To nie ja.

– Mamy film. Czy chce go pan zobaczyć? – Nowak wiele razy już widział, jak oskarżeni, mataczą, oszukują, wypierają się. Reakcje Oraszki wydawały mu się niemal autentycznie. Nie lubił takich gnoi, komediantów, którzy nawet w obliczu przytłaczających dowodów, do ostatniej chwili wypierali się wszystkiego. – Czy chce pan zobaczyć, ten film? – zapytał z naciskiem.

– Tak, ale ja nic nie rozumiem.

– Też nie – warknął podkomisarz. – I chyba nigdy nie zrozumiem – dodał.

 

Na telewizorze pojawił się filmik, na którym widać było, jak Marek w brutalny sposób znęca się nad młodą dziewczyną. Policjant nie patrzył na ekran, a na Oraszkę, który wydawał się zszokowany, tym co widzi.

– Ale to niemożliwe – bełkotał bezradnie. – To jest niemożliwe, to nie ja.

Marek oglądał jakby nie siebie, ale ten człowiek, to byłon! To musiał być on, ale to przecież nie było możliwe. On by czegoś takiego nie zrobił! Nie znał ten dziewczyny! To było prawie dziecko! A on poderżnął jej gardło, a gdy była już martwa… Nieoczekiwanie zwymiotował.

 

– Kurwa mać! Nie trzeba było tego robić – warknął podkomisarz Nowak. – Pojeb! – dodał ostrym tonem.

– To nie ja, musicie mi uwierzyć, to był ktoś inny. To nie ja, ja taki nie jestem, na pewno mam alibi, prawie nie wychodzę z domu. Tylko do pracy. Monika, Monika potwierdzi, że to nie byłem ja. Na pewno nie ja. Musicie mi uwierzyć. Monika wam powie. On powie, poświadczy, że to nie mogłem być ja. Nie ja…

– Panie Oraszko, czy może pan przestać!? – przerwał mu.

– A może filmik został sfabrykowany? Tak, na pewno. Ta dziewczyna żyje, była aktorką. Tak pewnie było.

– Panie Oraszko – ponownie mu przerwał. – Dziewczynę znaleźliśmy trzy miesiące temu, tak więc ofiara jest. I pozostawiono ślady, sprawdzamy, czy sperma należy do pana.

– Ale…

– Proszę przestać! – uciął podkomisarz. – Mam nadzieję, że psychiatrzy poświadczą, że jest pan normalny… – wzdrygnął się i kontynuował. – Znaczy, że odpowie pan za swoje czyny, a nie wyląduje w psychatryku.

Podkomisarz wyszedł z pokoju przesłuchań, nie słuchając bełkotu wypływającego z ust Marka Oraszko. Nie miał żadnych wątpliwości, że w końcu znaleźli mordercę.

 

***

 

– Gratuluję prezesie – W geście toastu ruda kobieta podniosła kieliszek do góry.

– Dziękuję – odpowiedział brunet i delikatnie stuknął kieliszek partnerki.

Jednym haustem opróżnili kieliszki z winem i uwieńczyli toast pocałunkiem.

– A teraz za technologię – powiedział mężczyzna i ponownie napełnił kieliszki.

– Za technologię i przekupnych ludzi – dodała rudowłosa i zaśmiała się.

 

Ponownie wznieśli kieliszki w górę, by je opróżnić niemal w całości. Tym razem pocałunek był znacznie dłuższy i bardziej namiętny. Chwilę potem bluzka dziewczyny spadła na podłogę, odsłaniając jej nagie piersi. Mężczyzna zaczął je delikatnie całować, co kobieta przyjmowała z nieukrywaną przyjemnością. Pozostałe w kieliszku wino delikatnie wylewała na lewą pierś, z czego skrzętnie korzystał jej facet. Jej i tylko jej!

 

– Tylko szkoda ten dziewczyny – szeptał mężczyzna, nie przestając błądzić po ciele rudowłosej.

– Było morderstwo, musi być i ciało – odpowiedziała mu i delikatnie ugryzła go w ucho. – Zresztą potem sobie pofolgowałeś – zaśmiała się, przypominając sobie scenę.

– Ale… – Mężczyzna chciał się tłumaczyć, jednak dziewczyna mu przerwała.

– Możemy o tym zapomnieć, mój ty prezesie?

 

Mówiąc to, wiedziała, że ona nigdy nie zapomni. I będzie chciała powtórzyć to kolejny i kolejny raz. Tu nie chodziło tylko o fotel prezesa PRV dla jej faceta, o coś znacznie więcej. Coś, co powoduje, że warto żyć, ale tak naprawdę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Oj, dałeś czadu. Nikt nie może czuć się bezpiecznie. Niektórzy sobie myślą, że więzienie ich nie dotyczy, a ludzie dzielą się na tych, którzy siedzą, siedzieli, albo będą siedzieć ?
    No i porządnie napisane,
    Pozdrawiam ?
  • Józef Kemilk rok temu
    Dzięki za wizytę i koment
    Pozdr
  • MartynaM rok temu
    Mam ostatnio skojarzenia albo z filmem, albo z książką... tutaj też ''krzywe linie Boga'' gdzie nic nie wygląda jak powinno, a wszystko jest scenariuszem napisanym przez innych. Można oszaleć... 5
  • Józef Kemilk rok temu
    Niestety takie przypadki mogą być naszą rzeczywistością. Wtedy każdą osobę będzie można spokojnie skompromitować. Jest film, jest dowód. W internecie można znaleźć filmik z Tomem Cruisem, który został zrobiony wirtualnie. Nie da się rozpoznać, że to tylko awatar.
    pozdr.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania