Poprzednie częściTo nie miało tak być – Debiut

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

To nie miało tak być – Kłótnia

Wystrasznoa po raz kolejny rozejrzała się po pokoju w złudnym poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego, czegoś, co mogłoby jej w jakikolwiek sposób pomóc, po chwili jednak jej podświadomość zaśmiała się jej w twarz. Bo niby co zrobi? Ona, mierząca metr siedemdziesiąt, ważąca niecałe sześćdziesiąt trzy kilo zaatakuje któregoś z tych rosłych facetów? A nawet jeśli, to co potem? Na pewno jest ich tam kilku i raczej nie wytoczy wojny całej armii, chyba, że nagle zmieni się w Superwoman.

Parsknęła śmiechem rozpaczy i w tym momencie dojrzała wiszący na przeciwległej ścianie zegar, który wcześniej przez natłok "obowiązków” i chaos w myślach gdzieś jej umknął. Po raz pierwszy od Bóg wie jakiego czasu dowiedziała się w końcu, która jest godzina – właśnie dochodziła siedemnasta. Usiłowała się skupić i zorientować, czy po dzisiejszej "subtelnej” wizycie w ogóle się zdrzemnęła, czy jedynie leżała otępiała lub otulona omamami, czy też po prostu zemdlała. Przez narkotyki, bicie i gwałty zupełnie zagubiła się w otaczającej ją rzeczywistości, nie wiedziała już, co jest jawą, co halucynacjami, a co snem. Nie pamiętała dokładnie wizyty Leo, ale bolące, spuchnięte już do maksimum lewe oko informowało ją, że to działo się naprawdę.

Delikatnie, z grymasem bólu na twarzy odchyliła biały materiał i spojrzała na swoje ręce – w zgięciu przedramienia widniało już sporo śladów po kłuciach, do tego na obu nadgarstkach i ramionach miała brzydkie siniki. Nie miała pojęcia, skąd się wzięły te pierwsze, gdyż nie bolały; dokuczały jedynie te powyżej łokcia, wykalkulowała więc, że to efekt szarpania, wykręcania i rzucania nią o ziemię. Zerknęła też na nogi – były w jeszcze gorszym stanie, ozdobione na dokładkę wiśniowymi pręgami, Leo nie patrzył, gdzie bije…

– Cass – usłyszała nagle i w popłochu okryła się szlafrokiem. Spojrzała na drzwi – Kris powrócił, niosąc w dłoniach talerz i jakąś małą skrzyneczkę. Lęk natychmiast wzrósł, po dzisiejszych przeżyciach pudełko, które chłopak postawił na biurku kojarzyło jej się jedynie z cierpieniem.

Blackie, który już nie miał uśmiechu na twarzy, ponownie wyszedł, lecz wrócił po chwili i obok skrzyneczki zagościł drugi, plastikowy pojemnik i niebieska szklanka. Chłopak chwycił talerz i bez słowa usiadł obok dziewczyny. Przeszedł ją nieprzyjemny, parzący prąd, oddałaby wszystko, aby znowu być sama.

– Wiem, że po prochach to może być katorga. – brunet delikatnie uniósł talerz – ale musisz coś zjeść.

Cassandra, którą na samą myśl o posiłku szarpało od środka, strachliwie zaprzeczyła ruchem głowy, którą zaraz spuściła.

– Usmażyłem łososia, to delikatne żarcie, dasz radę wcisnąć – Blackie nie dawał za wygraną. – A może wolisz jakieś owoce?

– Mogę się czegoś napić? – wydusiła płochliwie dziewczyna i za moment pojawiła się przed nią ręka trzymająca znaną jej już szklankę.

– Uważaj, bardzo zimny – rzekł chłopak, podając jej naczynie.

Od razu upiła łyk i opanował ją nieopisany zachwyt – w szklance znajdował się truskawkowy shake. Był odpowiednio schłodzony, słodki i działał jak ukojenie dla zbolałego ciała i duszy, wydawał jej się w tej chwili najlepszą rzeczą, jaka ją w życiu spotkała. Dziewczyna bardzo mocno zdziwiła się też całym tym poczęstunkiem, przecież jest, gdzie jest i ostatnią rzeczą, jakiej by się spodziewała to to, że dostanie tu owocowy koktajl. Tu prochy, bolesny seks i bicie, a tu łosoś i owoce? Czyżby jakaś ręka opatrzności przeniosła ją nagle do czterogwiazdkowego hotelu?

– Smaczny? – zapytał Blackie. – Wiesz… mogłem spierdolić, marny ze mnie kucharz – zaśmiał się.

– Tak, dziękuję – szepnęła Cassie.

– Kurwa, długo jeszcze?! – zagrzmiał nagle wściekły Marco, który pojawił się w progu znikąd.

Przerażona tym nagłym wejściem dziewczyna aż podskoczyła i z zaskoczenia upuściła tkwiącą w jej rękach szklankę.

– Kurwa, co, do cholery…?! – ryknął Marco i ruszył w jej stronę, lecz Blackie jak oparzony zerwał się z miejsca i zagrodził mu drogę.

– Co ty odpierdalasz? – syknął oprych, zupełnie zaskoczony postawą kolegi. – Jason przyjechał i czeka, a ty co? Randkę tu sobie urządzasz? I jeszcze dajesz dziwce nasze żarcie?! – rozdarł się, wskazując talerz.

– Daj mu Sandrę albo Polly, ona dzisiaj nie będzie pracować – rzekł spokojnie brunet, stojąc jak posąg między nim a Cassie.

Ta, kompletnie zagubiona, siedziała tylko ze spuszczoną głową, ze strachu usiłując zaczerpnąć chociaż trochę duszącego ją powietrza i modląc się, aby Marco zniknął.

– Młody, nie przeginaj, dobra? Jaką, kurwa Polly, jaką Sandrę? On tu przyjechał pobawić się z nową, nie z Sandrą. Odsuń się! – rozkazał coraz bardziej nabuzowany facet.

– Dzwoniłem do szefa – oznajmił chłodno Kris.

– Do szefa? Dzwoniłeś do szefa za jakąś kurwę? – Marco nie dowierzał. – I co, myślisz, że będzie zadowolony, że Leo w końcu ją zgarnął, a ty ją tu rozpieszczasz i nie dajesz pracować? To nie jest, kurwa, salon spa! A tak poza tym to co z tobą, do chuja, zakochałeś się?

– A co, nie mogę? Przecież jest piękna dziewczyną – odpalił złośliwie Kris, nadal zachowując stoicki, działający Marcowi na nerwy spokój.

Cassie wsłuchiwała się w kłótnię i głupiała coraz bardziej, aczkolwiek postawa bruneta rozpaliła w niej nutkę nadziei, nadziei na chociażby chwilę odpoczynku i spokoju.

– Tak? A ciekawe, co powie, jeśli dowie się, że dziewczynę, o którą tyle czasu się starał doprowadziliście do takiego stanu, że zaledwie po dwóch dniach wylądowała u doktorka? Bo jeśli damy ją dziś jakiemukolwiek klientowi, zwłaszcza Jasonowi, to tak będzie. Jeżeli tak, proszę bardzo, ale gwarantuję ci, że ona nie wytrzyma i trafi jak nie w najlepszym przypadku do Ślepego, to do piachu. Ooo tak, Anton na pewno będzie przeszczęśliwy, zwłaszcza, że jeszcze osobiście jej nie widział. Szef ma reputację, a to jest porządny lokal, z dziewczynami z klasą, nie z przydrożnymi kurwami, które prochami i napierdalaniem stawia się do pionu. Proszę bardzo, podepcz opinię Antona – rzekł Blackie, dumnie akcentując swoją wypowiedź.

Marco nagle zamilkł i po chwili, rzucając twarde: – dobra, kurwa, zobaczymy – odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając o ścianę otwartymi drzwiami. Kris od razu wyszedł za nim i za moment dziewczyna ponownie usłyszała podniesione głosy, aczkolwiek teraz nie zrozumiała już, o czym mówią. Poczuła się jeszcze gorzej, bała się, że to całe wstawiennictwo chłopaka wyjdzie jej tylko na niekorzyść. Spojrzała na rozbryzgany na dywanie napój – to tylko zwiększyło lęk.

– Poszedł – rzekł Kris, ukucnął przed brunetką i odkurzaczem samochodowym zaczął zbierać rozwaloną mazię. – Dobra, zaraz wyschnie, przecież nie będę tego zmywał – zaśmiał się, odkładając sprzęt na bok.

– Przepraszam – Cassie w końcu nie wytrzymała i uderzyła w płacz.

Natychmiast usiadł obok i objął dziewczynę.

– Nie płacz, nic się nie stało.

– Przepraszam – powtórzyła jękliwie rozdygotana; była pewna, że gdy tylko chłopak zniknie, pobiją ją do nieprzytomności, albo może nawet w końcu i zabiją.

– Uspokój się, przy mnie nic ci nie grozi. Oczywiście nie jestem w stanie być przy tobie cały czas, ale zrobię wszystko, żeby nie było tu cyrku. Marco i Leo to kompletni idioci i mimo że ich nie lubię, nie mogę im się do końca przeciwstawić, sama rozumiesz… Ale nie pozwolę, aby tłukli kobietę, zwłaszcza kobietę Antona. Leo, ten pusty kretyn już nie raz podpadł szefowi, ale że jest dobrym sutenerem, jest lojalny jak pies i zawsze załatwia najlepsze dziewczyny, Anton mu ufa i nadal go tu trzyma. Ja bym już dawno wykopał chuja na zbity pysk.

Cassie uważnie słuchała krzepiącej wypowiedzi młodego mężczyzny i zaczęło cisnąć jej się na usta tysiąc słów. Chciałaby poprosić o ratunek, o cokolwiek, co pomoże jej jakoś przetrwać w tym piekle, ale nadal się bała, nadal nie ufała chłopakowi. Naoglądała się już sporo filmów i wiedziała, że takiego miłego i łagodnego opryszka nawet najmniejsza błahostka w mig może wyprowadzić z równowagi i w sekundę zmienić go z anioła w diabła. No i jego monolog… był dość dziwny, bardzo podejrzany jak na funkcję, którą pełni.

– Hej, musisz coś zjeść – Kris ponowił próbę, po raz drugi podsuwając pod nos Cassandry talerz z rybą.

– Proszę cię, nie mogę – wydusiła.

– Musisz, chociaż trochę, inaczej ci nie pomogę i nadal będziesz czuć się jak ścierwo.

Dziewczyna w odpowiedzi kolejny raz spuściła głowę i w tym momencie Kris zerwał się z miejsca.

– Kurwa, to ja się staram jak mogę, żeby chociaż trochę postawić cię na nogi, a ty się tu buntujesz?! – zagrzmiał, machając talerzem przed nosem dziewczyny. – A pierdolę, zdechnij tu! – dodał, wściekle rzucając naczyniem o ścianę, po czym chwycił odkurzacz i szklankę, i ze słowami: – pierdolona księżniczka – wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania