Towarzystwo nastoletnich zołz - Prolog

Dziesięć lat wcześniej

 

Ogromniasta torba zsuwała się z ramienia Chloe za każdym razem ilekroć próbowała się zgarbić. Przynajmniej w taki sposób mogła zmusić swój kręgosłup to trzymania się prosto. Nigdy nie była zatwardziałą zwolenniczką chodzenia z połkniętą linijką - głównie dlatego, że nienawidziła swojego dużego biustu, który w taki sposób jeszcze bardziej się wyróżniał.

— Błagam cię Chloe, chociaż przez ten jeden dzień bądź miła. – Penny trzasnęła drzwiczkami na tyle mocno, że odgłos dygoczącej blachy rozszedł się po całej długości korytarza, tym samym zwracając wzrok pojedynczych uczniów w ich stronę. — Chcę poznać jakiś ludzi w liceum. Zaprzyjaźnić się z kimś i nie być już taką zakompleksioną dziewuchą jak w starej szkole. — Spojrzała na Banks wzrokiem pełnym nadziei, ale również niepokoju.

Przyjaźń z Chloe nigdy nie należała do łatwych. Od samego początku musiała radzić sobie z byciem cieniem „tej ładniejszej, bogatszej, inteligentniejszej” – nie dlatego, że jej przyjaciółka za taką się uważała, ale dlatego, że ludzie tak właśnie ją postrzegali. Penny zawsze była dodatkiem – kimś, kto bezsprzecznie kojarzył się z Banks, ale nigdy niczym ponadto. Szczególnie, gdy charakter Chloe dawał się zapamiętać lepiej niż Penelope Sorokins w całej swojej okazałości.

— Dobrze – odpowiedziała blondynka z nieco udawanym spokojem. — Postaram się z całych sił, abyśmy kogoś dzisiaj poznały, okay? — Wyjęła z torby rozpiskę planu zajęć i bardzo szczegółowo się z nim zapoznała. — Nasza pierwsza lekcja to francuski. Zapewne będzie dużo dziewczyn, więc to idealne miejsce na poznanie wielu nowych koleżanek. Proponuję więc, abyśmy poszły do sali i zapolowały na jakieś ofiary.

— Nie musisz być przy tym taka cyniczna. – Sorokins przewróciła oczami i podążyła w stronę drzwi opatrzonych francuską flagą.

Znały się odkąd skończyły sześć lat, a wychodzenie na zewnątrz bez opieki dorosłych stało się czymś równie naturalnym, co codzienna nauka jazdy na rowerze. Mieszkały niemal obok siebie – przynajmniej do czasu, aż tata Chloe nie dostał awansu i nie kupił domu w dzielnicy dla klasy wyższej. Dorastały więc razem – siedząc w jednej ławce, spędzając razem przerwy śniadaniowe, bawiąc się na podwórku całymi popołudniami, aż wreszcie wybierając te same licealne zajęcia. I mimo tak bardzo odmiennych charakterów zawsze potrafiły znaleźć wspólny język. Przynajmniej do teraz.

Chloe w pewnym momencie się zmieniła – już nie interesowały ją typowe nastoletnie rozrywki, nie miała ochoty przesiadywać w parku przez cały dzień i dłubać słonecznik, obgadując przechodzących ludzi. Coraz częściej wspominała o przyszłości, o planach dotyczących studiów, o oczekiwaniach ojca inżyniera i o własnych ambicjach.

A Penny chciała tylko się bawić – być jedną z tych szalonych dziewczyn, o których wszyscy mówią bez końca, przebierać w zaproszeniach na imprezy licealistów, być obiektem plotek młodszych uczennic, rozkochiwać w sobie chłopaków z drużyny, być w końcu kimś.

— No to z kim chcesz się zaprzyjaźnić, hm? – Chloe rozejrzała się po sali pełnej licealistek i zwróciła wzrok ku swojej przyjaciółce.

Penny nawet nie zdążyła otworzyć ust, gdy ktoś po prostu wbił się w jej plecy z zawrotną prędkością. Nagły ból zaburzył na chwilę jej zdolność postrzegania rzeczywistości i spowodował, że runęła na ziemię niczym świeżo ścięty konar – powodując przy tym niemniejszy hałas. Rzuciła cichym przekleństwem i chwyciła się za tył głowy, na którym wyrastał już niemały guz.

— Matko, przepraszam! – Ktoś rzucił się na kolana i ze szczerym przejęciem zaczął przyglądać się jej twarzy. — Wszystko w porządku?

Dopiero po chwili dostrzegła kim jest zatroskana postać – niska, szczupła blondynka z grzywką zaczesaną na bok. Wyglądała jakby znalazła się w tej szkole przez pomyłkę, bo chyba tylko ślepy dałby jej więcej niż piętnaście lat. Przypominała jedną z tych wzorowych uczennic, które chodzą na wszystkie dodatkowe zajęcia, a na koniec otrzymują dyplom z wyróżnieniem. Nie była więc potencjalnym celem Sorokins, ale mimo to coś podpowiadało jej, że to perfekcyjne pierwsze wrażenie może być bardzo złudne.

— Jest okay – powiedziała niezbyt przekonująco, a potem powoli podniosła się z ziemi. — Masz mocne pierwsze wejście – zażartowała, a blondynka uśmiechnęła się szeroko, pokazując wszystkim dwa rzędy srebrnych drutów na zębach.

— Jestem Sara. I jeszcze raz bardzo przepraszam.

— Nic się nie stało. Nazywam się Penelope, ale mów do mnie Penny. – Wykrzywiła usta w delikatny łuk. — A to jest Chloe.

Banks tylko skinęła głową. Nie wyczuwała dobrych intencji ze strony Sary. Nigdy przecież nie przepadała za takimi idealnymi dziewczętami z sąsiedztwa, które jedynie na pierwszy rzut oka wydawały się porządne i ułożone, skrywając pod spódnicą wiele brudnych historyjek, w których odgrywały niechlubne główne role. Ugryzła się jednak w język, mając w pamięci prośbę swojej przyjaciółki. Co nie było najlepszym posunięciem patrząc przez pryzmat czasu.

— Pójdę zająć nam miejsce – zakomunikowała niczym robot. Czasami sama łapała się na tym, że przesadzała z bezpłciowością w swoim głosie.

— Zajmij też dla Sary.

Chciała puścić tę uwagę mimo uszu, ale nikt nie uwierzyłby, że po prostu nie usłyszała Penny. Więc pognała do wielkiego, okrągłego stołu przy którym coraz szybciej zapełniały się miejsca. Zupełnie bez namysłu zajęła trzy pierwsze krzesła, które napatoczyły się na jej drodze. Nigdy nie uwierzyłaby, że tak beznadziejnie banalny gest zmieni w jej życiu niemal wszystko.

— Cześć. – Usłyszała cienki głos.

Odwróciła głowę w prawą stronę i niemal natychmiast natrafiła na twarz z wyrysowanym uśmiechem. Szczupła, zgrabna brunetka wlepiała w nią wzrok na tyle dziwnie, że wystarczyło kilka sekund aby Chloe poczuła się niekomfortowo.

— Cześć – odpowiedziała nieco niepewnie.

— Jestem Zoe.

— Wolne? – Ciemnoskóra dziewczyna zajęła ostatnie miejsce przy stole nie zwracając uwagi na innych chętnych. — Przerwałam wam? – Dopiero po chwili zorientowała się, że jej nowe towarzyszki ze sobą rozmawiały.

Chloe zaczęła czuć się nieswojo. Nie przywykła do takiej otwartości i wszechobecnej swobody. Wcześniej nie przejmowała się szczególnie szkolnymi kontaktami. Liceum było o wiele bardziej skomplikowane w swojej wielowątkowości.

— W zasadzie to nie. – Zoe postanowiła zabrać głos. – Dopiero się przedstawiałam.

— W takim razie moje imię to Olive. – Dziewczyna oparła łokcie o blat i przybliżyła się nieznacznie do Banks. — Miło mi was poznać.

Liceum Bauforda jeszcze wtedy nie wiedziało, że w momencie kiedy pulchna blondynka siedząca przy stole obok zwróciła wzrok w stronę Chloe i zapragnęła być kimś takim jak właśnie ona, wydarzyło się coś niezwykłego – to krótkie spojrzenie zmieniło życie całej szóstki. I chociaż tamtego dnia nawet nie podejrzewały, że ich losy złączą się niemal w jedność, przyszłość została już dla nich zaplanowana. I nie do końca malowała się w kolorowych barwach.

Witajcie w świecie dorosłych, Zołzy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania