Tryptyk

Inedita

 

„Nie trzeba, by matnia w wilgoci gniła, gdy skrzydła

na palcach rozpięte z słońca czerpią swe zdrowie”

Jerzy Hulewicz Kratery

 

wiele lat temu mieszkała tu zbieraczka wszystkiego

co kiczowate, tandetne, babcine. pchlicielka,

wygrzebywaczka z kubłów, stała bywalczyni bazarów.

 

zostawiła po sobie całe hektary rupieci, upchniętych

na stosunkowo małej przestrzeni, byleczeglin

(potornadowy design!).

 

dach połamał się, pokruszył, wyłysiał

(odpadłe fale eternitu zarastają pokrzywami na ziemi).

czernieją krokwie. pełne wilgoci, przebibelocone

wnętrza robią przygnębiające wrażenie.

 

duszno tu i lepko, aż paruje zieleń.

pośród kłaków wyprutej gąbki, trocin szumujących z ran,

leży skorupa na skorupie. trupki lalek

rzucone na zwłoki łóżka, dywanów, foteli.

 

kisną lale, pańcie-porcelańcie. butwieją falbanki.

rozetki w oczach, na alabastrowych buźkach.

 

w narożnym regale spuchło stado książek. każdej

przybyło objętości. wziąć taką, zacząć czytać

— to jakby brodzić po bookradłach.

 

płowieją ledwie widoczne kolory. nawet szarość

staje się wyblakła. spastelowiał kurz.

 

talerze ze stateczkami na ścianach, pokrywające się

pajęczynami marynistyczne kufle, szklanki,

filiżanusie w (malowane ręcznie i na odpiernicz) zygzaki.

 

cisza przerywana mysim chrobotem. arietty skrzeczące

z połamanych winyli, zardzewiała igła adaptera

kłująca powietrze. obraz słabo się wczytuje.

rozpikseloza ery głęboko przedinternetowej: bałagan

powoli pochłaniany przez niespieszną,

wręcz leniwą, powódź.

 

nieedytowany utwór. zawarty w nim krzyk. głęboko

ukryta w spokoju, statyczności, w nasiąkaniu wodą,

równie wielka, co pokraczna poetyka.

 

jest sączona, spada wraz z deszczem, wkapuje,

pochmurna, ale kompletnie denostalgiczna

etiuda. wcieka film, rzecz jasna — czarno-biały.

 

paprotki, szerokoramienny żyrandol, z którego

sterczą zakurzone banie. złamana ciupaga,

pamiątka z (teraz dobre!) Radomska.

niszczone rekwizyty. pleśń na partyturze.

 

z miesiąca na miesiąc

przekaz staje się wyraźniejszy

 

Prawdziwe frajerstwo

 

myślenie klauzurowe, wiernopoddańczość

regułom, dress code'owi, wplecenie się w sieć

mód, powinności, powieszenie się na jednej z

cienkich, niby pajęczyny, niewidzialnych linek,

 

wreszcie: naiwne poczucie wspólnoty, wypłakiwanie się

w próżnię, że szlachetność, że idealizm,

rozpaczliwe próby nadawania sensu, odczytywanie

mgielnych proroctw, kamiennych filozofii,

 

to walka z kruszącymi się trybami wiatraków,

cerowanie brezentowych śmigieł,

smarowanie zatartego silnika. śliną.

zastępowanie towotu własną krwią.

 

kto to zrozumie — ten i tak straci.

ale pół grosza, jedną ósmą drachmy mniej, niż inni.

 

Mordowanie jest trendy

 

tekst wizyjny

 

wiem, że w tytule jest zawarta teza, z którą

raczej się nie zgadzasz. ale spójrz: nie istnieje nic

odpornego na rozpad. poddawane mu są wszystkie

komórki, wewnętrzne wille, pałace z wiszącymi

niemal do podłogi żyrandolami,

jakie w sobie nosimy. i smolne szopy,

źródła, deski, wraki parowców, cementy, czapki,

zielone, trzynogie krzesło.

 

a dzieje się ta tragedyja, w przydrożnym pokoju,

izdebce wymurowanej przy krawędzi szosy.

mkną gwiazdosploty, zderzają się słońca,

jeden wymiar zahacza o drugi, czas wlewa się

w inny, mniej wyczuwalny,

a my — spokojnie nasiąkamy spalinami.

 

zrutyniali balangowicze podrygują w rytm

electro disco. bezpląsy, tusze pobudzane prądem,

skurcze mięśni na laboratoryjnym stole.

 

nie ma kierownika, naczelnego patologa.

sami wymyśliliśmy wielkiego kata.

 

istnieje tylko karzeł z wykrzywioną gębulą,

raz za razem rzucający szydliwym tekstem

o nadziei, spalaniu, bezcelowości wszelkich starań.

 

przeglądamy albumy klasowe.

mój jest nieco bestiaryjny. robię za stado

potworów, udaję głowonogi, kraboidów,

centaury bez grzyw. na zielonym krześle

dumnie cherli się pan pokurcz.

głaszczemy go językami. prosimy o zmiłowanie.

 

wzniosłe uczucia, miłość, patriotyzmy, szlachetność

— to naklejki na obudowie pralki.

 

osiemnastokołowe ciężarówki mkną po szosie.

bełta się w bębnisku, sparzone, krwawe.

 

kto ma świadomość, że nie jest niczym więcej,

niż płonącym zdjęciem,

spieranym nadrukiem na t-shircie

— ten wygrał. talon na

gandharwę i oksalon — żartuje karypel.

Następne częściTryptyk

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Karypel to jak czytam to samo co kardupel. Oksalon to także nowe słowo dla mnie. Do textu jeszcze wrócę później.
    Pozdrawiam ?
  • Florian Konrad dwa lata temu
    raczej to samo. pozdro.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Cytat z Hulewicza (nigdy o nim nie słyszałem) cudny i zachęcający do poznania jego autora.
    Byleczeglin, tego nie rozumiem, a może rozumiem. Przyznam, że nie podobają mi się "bookradła". Prawdziwe frajerstwo, zaiste. A teza w tytule textu wizyjnego jak najbardziej zgodliwa, a sam text... No wspaniały. Każde zdanie wypadałoby skomentować, to jest gęste niesłychanie. Gratuluję !!
    Pozdrawiam ?
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Dziękuję. Tu należy zaznaczyć, że to nie ten Hulewicz-piosenkarz, że mowa o innym, żyjącym o wiele wcześniej :) i mającym inne imię :) byleczegliny- neologizm, od byle czego.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad
    Tak, znalazłem właściwego Hulewicza ?
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Pobóg Welebor Dodam, że czytałem go dla smaczków wyławianych z monstrualnego patosu.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad : O, coś chyba dla mnie! Monstrualny patos brzmi bardzo ciekawie.
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Pobóg Welebor o, to szczególnie polecam powieść pana Ciompy Adama:Duże litery. Chichrałem się z przesadzonych fraz :) i powieści ojca Kamila Baczyńskiego. bo był też literatem
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad dziękuję. Uwielbiam przesadę ?
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Pobóg Welebor ja czasami też. wszystkie w/w książki czytałem męcząc się - ze skanów w serwisie Polona
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad ja się przymierzam do Enejdy w przekładzie drugiego Kochanowskiego z XVI wieku. Oryginalne wydanie jest w necie ?.
    Edek mnie zachęcił. Całego może nie, ale początek sam kiedyś przekładać próbowałem. Ciekaw jestem jak cholera. I tam jeszcze są ß i inne fajności... Czemuż ja tego nie stosowałem? Aż mi się gęba cieszy żeby to dać gdzieś ?
    Pozdrawiam ?
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Pobóg Welebor jest pełno dawnych, nieprzełożonych na polski tekstów, np hinduistyczne święte księgi
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Florian Konrad W sanskrycie?
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Były takie księgi wspomniane w "Kiwonach". Redaktor omnibus nie znał jak się nazywają, ale nazajutrz się dowiedział. A w latach 20-30 tych XX wieku nie było internetu.
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Edek_Kabel_Ozzie chyba tak.... można by przekładać np z tłumaczeń z angielskiego....
  • Florian Konrad dwa lata temu
    pełno tego jest... https://pl.wikipedia.org/wiki/Kategoria:Święte_pisma_hinduizmu
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad po mojej sprzed paru lat kretyńskiej, ze względu na moją słabą pamięć, próbie opanowania chińszczyzny, dałem sobie spokój z językami, poza angielskim dla przekładu Roberta Howarda...
  • Florian Konrad dwa lata temu
    Pobóg Welebor to i tak lepiej , jak ja... bo potrafię tylko parę słów po angielsku, no nie wiem...np God, cumshot, eyeliner, love... a poważnie - nie przekładałem nigdy niczego na poważnie
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Pobóg Welebor A uczyłeś się pinyin czy od razu wskoczyłeś na "kanji" ?
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Chiński ma cztery odmiany samogłosek - opadająca, wznosząca, opadająco- wznosząca, stała i dlatego nie jest łatwo:)
  • Pucio dwa lata temu
    Edek_Kabel_Ozzie Abbi, na co ci kolejne konto.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Edek_Kabel_Ozzie
    Studiowałem koreanistykę trzy lata, tam mieliśmy znaki, więc od razu. Tak wymowa jest trudna. A ja jeszcze uczyłem się obu wersji znaków, tradycyjnej i uproszczonej. Na koreanistyce mieliśmy tradycyjną.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Florian Konrad fajne te słowa, komponują się ?
  • słone paluszki dwa lata temu
    Pucio
    Przyganiał kocioł garnkowi.
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Pobóg Welebor Na koreanistyce chiński? Fajnie. Koreański to hangul. Fajne pismo wymyślone od podstaw, apriori wpisywane w czterokratkowy kwadrat. Niby jeden znak, a stanowi całe słowo. Kiedyś chciałem ogarnąć, ale nie wyszło.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Edek_Kabel_Ozzie oni mają też system pisma mieszany, gdzie słowa pochodzenia chińskiego zapisuje się za pomocą hanja – kanji. Mieliśmy podstawowy zestaw 1000 znaków. Tak, hangul, albo jak ja mówię: hanguł (?), jest extra. Nawet drukowano nim przed Gutenbergiem.
  • Edek_Kabel_Ozzie dwa lata temu
    Pobóg Welebor Nie wiedziałem tego. Ciekawe. Czyli podobnie jak w japońskim. A dobrze szprechasz po koreańsku? Pytam z ciekawości, bo jak czytałem nie wiadomo co to za rodzina językowa.
  • Pobóg Welebor dwa lata temu
    Edek_Kabel_Ozzie
    Nie, to było już sporo lat temu i zapomniało się... Zresztą nie byłem za dobry w mówieniu nigdy. Wolałem czytać. Za mało się też przykładałem, pisanie znaków i hangułu było moim hobby ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania