Poprzednie częściTryptyk

Tryptyk

"Zrzeczeniowo"

 

abdykujemy w ciszy, bez blasku i fanfar.

schodzi z nas paskudne śnidło. jestem bezczelny,

rozbudziłem się i pragnę. namiętnie, aż pod spód.

mam ochotę przesuwać dłońmi po tym,

co lepkie i czyste.

 

poranek jest brzydki.

jęzory ognia próbują schłostać niebo.

wolno palący się słomoplastikon.

 

łapy w kieszonki – i fru w Dręczpospolitą!

oddalać się od nas samych (przeżery sięgają

drugiego dna, minus piątego poziomu), stwarzać

na nowo (wiem, że tego nie potrzebujemy,

jednak trzeba się czymś zająć).

 

obejmuję cię. bliskość, bezpośredniość. otucha.

wątłe skrzydełka ledwie mogące unieść ciało

dorosłego człowieka.

 

złączyliśmy się tak głęboko,

że nie da się nas rozdzielić

nawet przy pomocy cyrklowego ostrza.

niech nikt nawet nie próbuje!

 

śmiejemy się z mijanych krain. zaistnieliśmy

chwilowo, na wariackich papierach, w paskudnym

stanie sub conditione, wiecznie niepewni co do

własnej obecności. mówisz imię swojego byłego

– i z ust wypływa wielokolorowa czerń.

 

perforacje. kruszący się monolit. coraz głębiej.

rozdwojony świat stał się jednością.

spieka się z sykiem, paruje!

 

przerzucamy z rąk do rąk ten specyficzny meteoryt.

aua! parzy i ciągnie od niego siarką. coraz mniej nas.

coraz ciemniej wokoło.

 

"Wątpić w istnienie"

 

ależ oczywiście, że jesteś! świadczą o tym głęboko

odciśnięte w piasku ślady pazurzastych stóp,

linie papilarne zatopione w bursztynie,

rysy wyżłobione niespokojnymi skrzydłami.

 

wiesz, zagnieździły się u mnie lisy.

pod dobudówką stodoły burawa sucz wykopała

jamę. narodziła, opiekuje się. często wychodzą

na spacer, na żer, intruzi. cała rodzinka

szaro-rudych psideł.

 

jeśli, na co się zanosi, pójdę na mord

z bosakiem, z naprawdę solidną siekierą

uzbrojony po zęby, gotowy na krwawy bój, hi, hi!,

jeżeli zaryzykuję pogryzienie przez wściekliźniane pyski

...

(tu dopisać parę zdań o karze śmierci

i głębokiej niezgodzie na nią)

 

ukrywasz się w tunelach wydrążonych pod

przezroczystym wieżowcem. boję się o nim myśleć,

by nie runął na łeb, na szyję (fatalny fundament

z chmur, ściany z czystego światła).

 

"Zarodyzm"

 

kiełkują w wodzie. blada łodyżka dotyka drugiej.

pękające łupinki. co z nich wyrośnie?

– zastanawiam się przechylając emaliowany kubek.

 

mrzonki, od których zielenieje woda,

przezroczystość zasnuwająca się

wyjątkowo lepkim rzęsiwem.

 

a tu – patrz! – dzionek, w którym nie musowo

pisać "Lekcja", "Temat", godziny – wolne od szkoły.

jest lato i możesz robić co ze chcesz,

wesoło przekraczać granice przyzwoitości

 

znów mam kilka lat i siedzę w wyschniętej kałuży

na polnej drodze, rozcieram w dłoniach

płatki suchego błota.

 

i z powrotem – w nurt! wizyjki ocierają się

o ksenofobię. nienawidzę każdego, kto

z innego rodzaju cieczy!

 

wiesz, czym jest zasychanie, kto śmie się lęgnąć

w tak nieprzyjaznej przestrzeni?

formy tak różne od nas: konserwatyści,

zapalczywe ścierwa, cementowcy bez choćby

śladowego poczucia humoru.

 

nigdy nie przestanę podlewać.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Yaro rok temu
    Większość wierszy czy piosenek czytam jako przepowiednie bo to co piszemy wcześniej czy później się sprawdza. Wystarczy czytać między wierszami Twoje wiersze są bogate o taką wiedzę, której poświęcam uwagę lubię czytać znaki. Pozdrawiam serdecznie R.:)
  • Dziękuję, pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że się spodobało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania