Poprzednie częścitrzy może nawet cztery dni

trzy grainy - dyptyk

Medway przyklejenie brzegowe

 

po zmroku żądlą wyrojone nad Kentem lotniska

zaczyna parzyć jutrzejsze słońce

usypiam nietaktowne tykania zegara

w nocy ubędzie morza

 

podwórkowiec

 

za oknem z deszczu i mroku otrząsa się tamaryszek

po segmencie ogrodzenia przeszła łaska

i wyczekuje brzemienna puchatość drapieżna

księżyc szpera za ostatnią modlitwą

 

i sieje przez kolimator z okien

na dzieci jak wyłożone w paśniku

i śpiącą czujnie kobietę

rzucając moje życie przez dwa sny

na błony naburchane poduszki

 

Wajłak

 

przedostatni raz przełamaliśmy się lodem

i moją topniejącą paczką papierosów

przy stoliku w palarni na budowie w Anglii

z lepszymi widokami na przyszłość

swoje ostatnie Westy anegdotczyk

oddał dużej rybie wypuszczonej z haka na tarło

 

od wypadku żyje według nowych prawideł

na nieodżałowaną wygodę i ciepło gumofilców

nieprzydatne protezom w dylatacji nogawek jeansów

i z pomnożonym początkowym kapitałem piegów Maryni

ciągnie na brzegu Witki okonie nawet jeszcze sznurówki

tak samo jak on niepalące młode tamtego węgorza

Następne częścitrzy okna

Średnia ocena: 1.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania