Trzynaście zdań
Najpierw się martwiła, że święta będą ciepłe i nie ubierze mnie w futerko, a później się cieszyła, że właściwie dobrze, po co ten śnieg za szybko, a nowe buty sznurowane i do kolan i tak może mi założyć, i zawsze to coś ładnego. Szłyśmy długą i prostą drogą, razem z innymi, a było nas coraz więcej, bo z domów przy drodze wychodzili następni, niektórzy z dziećmi.
Za bramą pachniało piachem, woskiem i jedliną, a wszystko rozgrzane było ogniem. Szeroka droga rozdzielała się na kilka mniejszych. Ludzie za bramą byli ciemniejsi, szli wolniej, a ich długie, zimowe palta pachniały naftaliną. Dziwnie mi było w nowych butach, trochę obco. Pociemniali ludzie zatrzymywali się i rozmawiali, całowali na powitanie i pożegnanie, szukali mogił prababci, której imię jeszcze pamiętali i pradziadka, którego nie, podpalali knoty w glinianych miseczkach i odmawiali po cichu modlitwy. Później udawali się ze zmęczonymi dziećmi do jakiejś Aldonki, która mieszkała na górce obok cmentarza i spotykali się z rodziną.
Babcia mówiła, żeby kobiety też piły po całym, to wódka szybciej się skończy i dziadek się nie schla, jak ostatnio, i zamiast śpiewać całą noc miłosne serenady – pójdzie spać. Dzieci w ciasnym pokoiku z wielkim łóżkiem grały w ciuciubabkę, przewracając się na spiętrzoną i przykrytą różową narzutą pościel. Aż któregoś roku dzieci stają się starsze i jest z nimi dziwna Irenka cała w koralach i pierścionkach, i mówi, że powróży im z kart, i powie, co wypisał im los na dłoniach. Ale ja byłam ciągle za mała i miałam na obu dłoniach za dużo linii, żeby mogła wybrać z nich drogę.
I kiedy będę dorosła, i pokażę otwartą dłoń odpowiedniemu człowiekowi, on też tylko pokręci głową i się zmartwi.
Komentarze (20)
„...i dziadek nie schla się, jak ostatnio...” — wytykano mi, że stawiam „się” po czasowniku, jak w rosyjskim. Dlatego zmieniłbym na:
„...i dziadek się nie schla, jak ostatnio...”
Ale i tak jest tutaj dobry klimat i nastrój. Szkoda, że tylko 13 zdań, ale oszczędność to wielka cnota :)
"Się" przestawię.
Trzynaście zdań. I taka historia: Tekst zatytułowałam kiedyś "Dwanaście zdań". tyle mi wyszło, po przeliczeniu i pomyślałam, że to fajny tytuł. Dziś zdania policzyłam raz jeszcze, przed wklejeniem. I okazało się, że jest ich trzynaście. Tytuł zmieniłam, ale też szybko powiedziałam sobie, że trzynastka jest dla mnie szczęśliwa.
Pozdrawiam
Dobry tekst!
Pozdrowienia!
Aż któregoś roku dzieci stają się starsze i jest z nimi dziwna Irenka cała w koralach i pierścionkach, i mówi, że powróży im z kart, i powie, co wypisał im los na dłoniach. Ale ja byłam
Zaburza to kompozycję.
Poza tym bardzo ładny obrazek, znów nostalgiczne wspomnienie, jak to kiedyś było.Zdarzenie, którego prawie nikt już nie pamięta, jego uczestnicy mogą już w większości nie żyć. Też mam kilka takich obrazków w głowie i niestety, prócz gospodyni, nie jestem w stanie odtworzyć choćby imion obecnych tam wtedy osób. A obawiam się, że nikt poza mną już tego nie pamięta.
Co do wróżb to w sumie przyszłość bardzo łatwo przewidzieć - wystarczy spodziewać się najgorszego :)
Odnośnie do tych czasów. Miałam pomysł, żeby przejść od beztroskiej ciuciubabki do tej "dziwnej Irenki", przeskakując kilka lat: "Aż któregoś roku...". I miał być kolejny przeskok - już do dorosłości, troszkę "wizyjny":
"I kiedy będę dorosła, i pokażę otwartą dłoń odpowiedniemu człowiekowi...". Tu miało sie coś przez te karty i chiromancję "zakręcić magicznie". Szkoda, ze Ci się nie spodobało.
Bajkopisarzu, w Twoim domu z dzieciństwa była gospodyni? To musiał być niezwykły dom. Jak miała na imię? Dla mnie to ciekawe. Możesz napisać?
Co do gospodyni to i tak i nie. Mieszkaliśmy w kamienicy, którą zawiadywała taka starsza pani Kazimiera. Jakie tam były stosunki własności to ja nie umiem powiedzieć, ale to nie była kamienica całkiem państwowa, a może była całkiem prywatna? Nie wiem. W każdym razie owa pani Kazimiera była odpowiedzialna za dbanie o porządek, za różne zapasowe klucze do komórek, piwnic, za podwórko, bramę i tak dalej. Mieszkała na pierwszym piętrze. A jak wyprawiała imieniny to schodzili się i lokatorzy i jacyś ludzie z zewnątrz, pewnie jej znajomi czy rodzina. Jedne takie imieniny pamiętam, o nich właśnie wspomniałem wcześniej.
A jak byś sam to rozwiązał?
Kazimiera. Zapytałam o imię gospodyni, bo chciałam, tak trochę orientacyjnie, umieścić Twoje dzieciństwo w czasie. Ale to niełatwe. Kazimiera to nie jest obecnie popularne imię żeńskie, mimo powrotu do tradycyjnych, polskich imion. W latach czterdziestych ubiegłego wieku mogło być jednak uważane za "nowoczesne". Tak to sobie wyobrażam. (Kazimiera jest imieniem dosyć twardym, ja bym tak nie nazwała swojej córki. Mało brakowało, żeby nazywała się Franciszka. We Franciszce widziałam urok, wesołość).
Ale - wracam do meritum.
Kazimiera jest już zapewne leciwa. Jednak, skoro dla dziecka osoba starsza mogła być czterdziestolatką, a w przypadku starszego pokolenia, sześćdziesięciolatki były energiczne jak czterdziestolatki, nie potrafię umieścić Twojego dzieciństwa w czasie zbyt dokładnie:) Zresztą, dzieciństwo, to też okres dla każdego człowieka trochę inny.
Dzięki za odpowiedź!
Możliwe więc, że pani Kazimiera używała swego drugiego imienia. Tego nie wiem. Jednak sądzę, że urodziła się przed wojną - pisałem, ze wspomnienie, które mam o owych imieninach jest mgliste ;)
A! I pani Kazimiera na pewno już nie żyje, zaś odnowiona kamienica stoi do dziś i wygląda dość dobrze. Ogrodzona jest jednak płotem, i ma kratę w bramie więc nie mogę wejść i zwiedzić "starych kątów", na czym zresztą jakoś szczególnie mi nie zależy :)
Mój ojciec miał na imię Kazimierz, urodził się w pierwszym roku wojny, na wsi. Później, w dorosłym życiu miał dwóch przyjaciół, też Kazików, byli w podobnym wieku, lecz byli z urodzenia "miastowi".
Zapewne ten fakt wywołał moją dróżkę myślową o popularności tego imienia w tamtych, wojennych i powojennych czasach.
Aż można poczuć ową atmosferę i to ciepłe powietrze. No i tytuł ciekawy.
Bo każdy ma w życiu, swoją ilość zdań ''do przeczytania"
Pozdrawiam:)↔5
Dziś to nadrabiam :)
No więc? Co my tu mamy? Ano, mamy dziewczynkę z dużą ilością niewykształconych do końca linii papilarnych. Ewidentnie, dziewczynka jest wyznawczynią filozofii Hegla i podobnie jak on, wie, że nikt, żadna wróżka ani cyganka, nie może przewidzieć, co się z nią stanie w przyszłości, czy będzie szczęśliwa, czy nie, dopóki owe linie nie dotrą do kresu swych dni, czyli, do końca nie wypełnią się swoją treścią, tak, jak absolutny duch, którym jest. Jej duch, jak sowa wyleci na polowanie dopiero o zmierzchu, i wtedy to dowie się tak naprawdę kim lub czym się stał, a raczej był :)
Co poza tym? Poza tym już nic nie ma :) Tzn. widzę wyraźnie, że dziewczynka lubi i zna starożytnych, ponieważ wszystkie jej drogi prowadzą na cmentarz :) Z dużym prawdopodobieństwem można więc stwierdzić, że jest wyznania rzymsko-katolickiego :) Nie wierzy w żadne przepowiednie, czary mary i temu podobne historie, które wskazywałyby na luterańską predestynację, że cała jej przyszłość jest gdzieś w gwiazdach zapisana, itp. Zakłada więc na siebie wolną wolę, otula się nią jak futrem, i z nią wędruje przez świat, czując przy okazji, że coś z tą wolną wolą jest nie tak, skoro nad wszystkim, jak u starożytnych, krąży widmo losu, konieczności, do której za cholerę nie może wpasować swojej wolności. Hegel też sobie z nią za bardzo nie radził, gdyż pisał, że wolna wola, o tyle jest wolna, o ile chce samej siebie, skąd wiedzie już prosta droga do Nietzschego i jego „woli mocy”. Wybaczam mu, ponieważ nie znał jeszcze mojego poematu, pt. „jestem wolnością konieczną”, w którym to wyjaśniam, iż wolna wola jest fikcją, podobnie jaką do niedawna w fizyce był eter, a wolność nie zasadza się na żadnej wolnej woli, tylko na możliwości działania dzięki najrozmaitszym prawom, poczynając od fizycznych, a kończąc na duchowych.
:))))))))
No, mniej więcej tyle udało mi się wyczytać z Twojego tekstu superowego :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania