Tullamore Dew
Dawno prozy jako takiej nie było, więc przepraszam jeśli jakość tego tekstu odbiega od poprzednich. Potrzebuję kilku prób, żeby wdrożyć się na nowo w prozę. :)
Miłego czytania!
Ciemne, brudne uliczki roiły się od tysięcy szczurów. Miało to swoje plusy – nie leżały w nich zastępy bezdomnych. Detektyw James Stone szedł przez jeden z takich zaułków na spotkanie z mężczyzną ubranym w szary płaszcz, którego twarz była skryta w cieniu roztaczanym przez rondo kapelusza. Stone odgarnął spadające na czoło włosy i wyrzucił papierosa, stając przed człowiekiem.
- Załatwione? – zapytał ten cichym, drapiącym głosem.
- Tak – odparł Stone równie cicho. Zdziwił się, jak nieswojo brzmiał jego własny głos.
- Pan Filiani dziękuje i jest wdzięczny. – Mężczyzna podał detektywowi brudną, szczelnie zaklejoną kopertę.
- No ja myślę, że jest. Nikt inny by nie spreparował dowodów. Tyle, na ile się umawialiśmy?
- Dziesięć tysięcy. Gotówką.
James Stone nie powiedział już ani słowa. Odwrócił się od ubranego w płaszcz mężczyzny i ruszył z powrotem do samochodu. Szczury znów uciekały przed jego krokami, kiedy wyciągnął papierosa i zapalił go, łamiąc przy tym dwie zapałki. Kiedy zamknął za sobą drzwi mercedesa, odetchnął. Nienawidził takich miejsc, szczególnie, gdy były połączone z członkami mafii przynoszącymi łapówki. Zanim odpalił samochód, sięgnął do skrytki i wyciągnął z niej butelkę Danielsa. Pociągnął duży łyk i zaprawiwszy go papierosem, otworzył kopertę, którą dostał. Wewnątrz, wedle umowy, znajdował się spory plik banknotów. Wszystkie były setkami.
Droga do baru minęła spokojnie. Już wcześniej wyłączył radio policyjne, żeby nikt z centrali go nie niepokoił. Spędzał w nim każdy wieczór i gdyby stało się coś naprawdę poważnego, wiedzieli, gdzie mają go szukać. Usiadł przy zwyczajowym dla siebie stoliku w cieniu, w głębi sali. Poza nim w pomieszczeniu znajdowały się dwie osoby topiące swoje smutki w alkoholu. ,,Czas do nich dołączyć” – pomyślał, po czym do stojącej obok kelnerki rzucił tylko:
- Tullamore Dew proszę. Jak zawsze.
- Naturalnie, panie Stone. Czy coś do jedzenia?
- Nie jadam po północy, dziękuję.
- Spać też pan nie śpi. Przyjeżdża pan tutaj każdego dnia, wypija kilka butelek whisky, zasypia na stole, a rano wstaje, zamawia jeszcze szklankę i wychodzi do pracy.
- Po prostu proszę przynieść zamówienie.
Kiedy kelnerka odeszła, zapalił kolejnego papierosa. Właśnie kończył trzecią paczkę tego dnia. Zdawał sobie sprawę, że nie jest to najzdrowszy nałóg, ale pomagał mu się rozluźnić, a gdy pracuje się na dwa fronty, to okazji do stresu jest wiele. Poza tym miał lepsze sposoby na niszczenie sobie zdrowia.
Kiedy dostał butelkę zamówionego whisky, ze szklanką, zaczekał chwilę, aż kelnerka się oddali i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki woreczek z kokainą. Nie bał się, że pracownicy zadzwonią po policję, w końcu sam był gliną, ale chciał uniknąć gadania, które i tak nic by nie wniosło. Z portfela wyciągnął kartę kredytową i banknot dolarowy, po czym zażył pierwszą kreskę. Natychmiast poczuł, jak jego mózg zaczyna pracować szybciej. Jak otwiera się na nowe doświadczenia. Całość popił szklanką whisky.
Po kilku porcjach obydwu specyfików i kolejnych dwóch papierosach wreszcie był gotowy. Sięgnął do jednej z kieszeni i wyciągnął z niej pomięte, stare zdjęcie. Przedstawiało Amy, jego żonę, stojącą w ogrodzie pełnym kwitnących kwiatów. Taką ją widział po raz ostatni i taką chciał zapamiętać. Kilka minut po zrobieniu tego zdjęcia pijany kierowca wjechał w dziewczynę, która nosiła ich wspólne dziecko.
Ten kierowca wyszedł z więzienia po dziesięciu latach odsiadki. Pięć lat temu. Stone pamiętał chwilę, kiedy zapukał do drzwi jego mieszkania. Kolejnych kilkunastu nie potrafił sobie przypomnieć na trzeźwo. Krew. Krzyki. Błaganie. A na końcu cisza i szum w skroniach. Po powrocie do pustego domu przez kilka godzin nie mógł zmyć z siebie krwi, która pochlapała całe jego ubranie.
Odłożył na moment zdjęcie, po czym wziął kolejną kreskę. Ręce zaczęły mu się trzęść, kiedy targnięty głębokim szlochem, znów spojrzał na uśmiechniętą twarz Amy. Nie potrafił sobie wybaczyć jej śmierci. Nie potrafił zapomnieć i ułożyć sobie życia z kimś innym. Zdawał sobie sprawę z tego, jak głęboko się stoczył, ale tylko takie życie pozwalało mu się nie powiesić. No i nie miał nic do stracenia, dzięki czemu był najlepszy w tym, co robił.
Gdy skończyła się kokaina, a na stole pojawiła się już trzecia butelka whisky, poczuł, jak opada z sił. Położył głowę na blacie, czując nadchodzącą, zbawienną nieświadomość.
Dzień jak co dzień.
Komentarze (16)
Wyszło rewelacyjnie, klimat, jak dym papierosowy unosił się w powietrzu : ) 5
,,Kiedy zamknął za sobą drzwi mercedesa (przecinek) odetchnął";
,,Zanim odpalił samochód (przecinek) sięgnął do skrytki";
,,zaprawiwszy go papierosem (przecinek) otworzył kopertę";
,,Poza nim w pomieszczeniu znajdowały się dwie osoby, topiące swoje smutki w alkoholu" ten przecinek jest niepotrzebny moim zdaniem;
,,Naturalnie (przecinek) panie Stone" - tu jest bezpośredni zwrot kelnerki do Stone'a;
,,Kiedy kelnerka odeszła (przecinek) zapalił kolejnego papierosa";
,,gdy pracuje się na dwa fronty (przecinek) to okazji do stresu jest wiele";
,,był najlepszy w tym (przecinek) co robił";
,,Gdy skończyła się kokaina, a na stole pojawiła się już trzecia butelka whisky (przecinek) poczuł, jak opada z sił";
,,Położył głowę na stole (przecinek) czując nadchodzącą, zbawienną nieświadomość". 5:)
Fragment mi się podobał, chociaż jestem chyba niepoprawnie empatyczna i chciałabym mu pomóc ._.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania