TW 02 Pośmiertna z syna duma

TW 02

Nigdy

 

skacowany ksiądz

sala sekcyjna

panika/niepokój

bez kontaktu

 

( Okej spóźniona o niezliczoną ilość czasu, ale jestem! Czytających uprzedzam, że błędy interpunkcyjne na pewno będą w oczy koleć, zredaguję to jeszcze jak już siądę kiedyś do pisania nie musząc wstać do pracy za 4 godziny. Za resztę uwag jestem wdzięczna oraz zobowiązana)

 

POŚMIERTNA Z SYNA DUMA

 

„Jeżdżę rowerem bo na inny środek transportu mnie nie stać. Zostań księdzem mówili, będzie fajnie mówili. Matka pokój jej duszy, była taka szczęśliwa, a ojciec chyba nawet nie wybrał się do monopolowego „U Ryśka” po raz drugi w ciągu wieczoru jak to miał w zwyczaju, gdy oznajmiłem, że drogi życiowe prowadzą mnie prosto do seminarium. Duma i chluba ulicy oraz pobliskiej parafii, taki był ze mnie gość. Trochę się pouczyłem o tym Bogu, trochę jak gadać z pacjentami tego przybytku, trochę czegoś innego. Jestem pewien, że uczono nas tam czegoś pożytecznego, ale czego? Cóż, na to pytanie jak na wiele innych nie umiem odpowiedzieć.

 

Wiecie jak to bywa, studia jak studia, raz na wozie raz pod wozem, raz na panience raz panienka na tobie, albo trzy panienki i dmuchany osiołek, który z zazdrością przypatrywał się nam z rogu pokoju. A może po prostu byłem pod tak zniewalającym wpływem różnorodnej gamy środków odurzających, że tylko mi się wydawało, że ten osioł tam był? Proszę was, kto normalny zapraszał by gumową zabawkę do pokoju kiedy trzy napalone panienki chcą z Tobą wrócić w beztroskie czasy prehistoryczne gdzie liczyło się jedynie kto jak dużą ma maczugę i jak sprawnie nią macha? Racja, to musiały być narkotyki.

Z roku na rok poszerzając moją wiedzę w zakresie hedonizmu poczułem, że czegoś mi brak. Jakaś nieduża, ale niezwykle uwierająca część mnie pragnęła czynić co innego.

-Czego ja się grzecznie pytam?- i tak zapytywałem tej części – Czegóż głupia ode mnie oczekujesz? Mamy przecież wszystko. Nie ciążą nam rodzinne żale, że nam się w życiu nie układa, koledzy taty spod sklepu „U Ryśka” z uszanowaniem ściągają z głów przetarte kaszkiety, ksiądz profesor Mariusz K. ma dobre dojścia jeśli chodzi o kolorowe kartoniki i wiele innych substancji potrzebnych do połączenia się z bogiem w cudownym absolucie, fart bycia człowiekiem grzesznym lecz zbawionym. Kurde, księdza chyba święty Piotr wpuści do raju co?- no nic nie chciała odpowiedzieć ta część więc począłem ją ignorować.

 

Dwa lata później po ukończeniu studiów i innych święceń zostałem księdzem i poczułem, że coś jest nie w porządku. Niepokojąca świadomość, że coś, ale nie masz pojęcia co, swędzi i łaskocze pod skórą, wpełza przez wszystkie ciemne otwory ciała by z uciechą poobgryzać mięście, stawy i dostać się do jelit powodując częste i silne biegunki na tle nerwowym. Mniej więcej wtedy zerwałem kontakt z rodziną i postarałem się o przeniesienie do parafii na drugim końcu mojego pięknego kraju. Koniec, nada, nie ma, bez odbioru. Tylko matuli było mi żal, taka była dumna.

 

Ocknąłem się po około ośmiu miesiącach, akurat gdy słuchałem spowiedzi kobiety, którą mogę opisać jako „z tyłu liceum z przodu muzeum” żałującej mocno faktu, że nigdy nie dała swojemu mężowi w drugą dziurkę, a kochankowi dała, ale tylko w tę. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że mniej więcej w momencie kiedy ona uprawiała cudzołóstwo i radowała się z radości i beztroski jaką niesie ze sobą seks analny jej mąż umarł. Oddał ostatnie tchnienie w ramionach kochanki, która pozwalała mu czasami na drugą bramkę. Dylemat spowiedniczki jawił się jako czysto matematyczny: czy jeżeli ona dawała jemu w jedną a innemu w drugą, ale jednocześnie oczywiście czuła jakieś wyrzuty sumienia, a do tego jest jej niezmiernie źle z racji śmierci małżonka to czy Bóg potępi ją na zawsze jeśli wyklepie pięćdziesiąt różaniców i pójdzie strzelić tej szmacie w odbyt minimalnie dwa razy? Nie pamiętam co odpowiedziałem pobożnej parafiance, ale na pewno nie były to słowa powszechnie w naszej kulturze uważane za stosowne ponieważ mnie wylali. Ta, z bycia księdzem też można zostać zwolnionym, nie tak dosłownie oczywiście, wciąż obowiązywały mnie przysięgi składane przed majestatem bożym i takie tam, ale nikt mnie już zbytnio nie chciał.

 

Muszę Wam się przyznać, że trochę wtedy spanikowałem, życie zaczęło się wokół mnie kurczyć, moja skóra w, którą obleczone było ciało zdała się być zbyt małym i śmiesznym kostiumem do tego gryzącym jak stary wełniany sweter pachnący kulkami na mole z ikei. Byłem na dnie i wstyd mi było wołać do kogokolwiek.

Gdy po miesiącu wypowiedzenia od wystawienia mej osobie złej opinii parafia mogła mnie wyrzucić na bruk, postanowiłem działać.

Ogoliłem głowę i brwi na zero, jak popatrzyłem w lustro to sam się przestraszyłem, gdyby ktoś opisywał mnie w książce to zabieg literacki „jego twarz wyglądałą tak, że rodzona matka by nie poznała” byłby na miejscu. Chciałem być kimś innym, to banalne, bo kto kiedyś tego nie pragnął? Ja poszedłem o krok dalej i to zrobiłem. Mimo iż porzuciłem kapłaństwo (a może ono mnie) palec boży mnie nie opuścił. Udało mi się zorganizować kontakt z Zenkiem z mojej niegdyś ulicy na której byli tacy dumni z księdza, przejąłem bez problemu lewe dokumenty jakiegoś łysego „gitfumfla co w celi kopyrtnął” oraz załatwiłem transport mojego roweru, którym niegdyś zwykłem dojeżdzać na seminaria. Błękitny składak z łuszczącą się miejscami farbą stary, ale jary. Znalazłem nową pracę, w miejscu gdzie nikt mnie nie znał, gdzie nikt się z mną nie liczył, część mnie w końcu umilkła, a zważając na charakter mojej pracy mam nadzieję iż umilkła na wieki wieków amen.”

 

Tak przemawiał wciąż ksiądz chociaż od lat niepraktykujący do rzędu sterylnych metalowych szuflad. Miał odrobinę sine dłonie, mimo iż snując opowieść dla grupy starał się gestykulować. Nie pomogło to jednak na wszechogarniający chłód tego pomieszczenia. Czasami którąś z szuflad otwierał, a wtedy z delikatnym skrzypieniem wyjeżdżała z niej para sinych stóp z bilecikiem przytwierdzonym u kciuka stopy. Lubił te stopy pogłaskać, czasami klepnął, aż w kolanko, uspokajało go to. Potem delikatnie wsuwał z powrotem i pieczołowicie zamykał. Podobała mu się ta praca, już nawet nie pamiętał ile minęło lat, na pewno sporo bo przecież robił jakieś długie i wymagające studia po tym jak kościół nim wzgardził. Coś medycznego. Było miło i spokojnie. Krojąc, wyjmując, ważąc, czasami zatykając nos przy szczególnie cuchnącym nieboszczyku żył pełnią życia. Jadł wiśniowe lizaki, używał rękawiczek nielateksowych bo na lateks miał uczulenie. Był kompletnie kimś innym. Jeździł błękitnym składakiem i słuchał zgrzytu łańcucha z niemałą przyjemnością.

- Zostań księdzem mówili- nabył zwyczaj rozmawiania z pacjentami prosektorium.

– Będzie fajnie mówili - miał wrażenie, że sala sekcyjna odpowiada mu echem.

- Właściwie to nie jest najgorzej - mówił - Kiepsko bywało tylko kiedy przyjeżdżał pacjent z tak zwanym rigor mortis albo w slangu sztwyniak i trzeba było z innymi patologami grać w kości kto będzie kości łamać, ale poza tym sielanka! - szeptał uspokajającym głosem delikatnie rozcinając leżące na stole sekcyjnym ciało - Miałem w życiu klika zawirowań, ale teraz jest dobrze, mam nadzieję, że jesteś ze mnie dumna mamo - klatka piersiowa martwej matki uniosła się w ostatnim martwym tchnieniu, w medycynie opisanym przez doktora Duncana jako oddech gdzie martwe ciało oddaje duszę. Człowiek traci wtedy około 21 gram.

Ksiądz jednak nie miał tej wiedzy i to krókie westchniecie uznał za tak. Była z niego dumna.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Hej :)
    Jestem po lekturze i raczej zaznaczam tylko obecność niż powiem coś mądrego. Tak więc, tekst zmusza do zastanowienia, to powinienem napisać na końcu, chyba :)
    Czyta się dość lekko mimo ciężkiego tematu, więc jak najbardziej jestem za.
    Pzdr
  • nigdy 16.08.2018
    Hej dzięki! Teraz ja idę pobuszować u Ciebie :)
  • Ritha 16.08.2018
    Gites, zara będzie czytane, a póki co link do wątku: http://www.opowi.pl/forum/trening-wyobrazni-linki-do-prac-w1016/ i zmień kategorię na Trening Wyobraźni ;)
  • Ritha 16.08.2018
    Po pierwsze – brawo za walkę! Spóźnione, ale jest :)

    „( Okej spóźniona o niezliczoną” – wiem, że wstęp, ale spacja po nawiasie zbędna
    „Jeżdżę rowerem bo na inny środek transportu mnie nie stać” – przecinek przed „bo”
    „Zostań księdzem mówili, będzie fajnie mówili” – to „mówili” jedno i drugie powinny być oddzielone jakoś, przecinkami albo myślnikami
    „Matka pokój jej duszy” – tu też, przecinek po „matka”, „pokój jej duszy” to wtrącenie

    Ok, nie mogę przeczytać dwóch zdań, żeby mi się coś nie rzuciło, nie potrafię tak czytać, ja rozumiem, ze 4 h snu, ale przeczesać ortografem to pięć minut roboty.
    Niniejszym przestaję grzebać, nie chcę mi się, skoro samej autorce się nie chciało :P Skupię się na treści.

    „czegoś innego. Jestem pewien, że uczono nas tam czegoś pożytecznego” – 2 x „czegoś” (co nieco jeszcze wypunktuję)
    „-Czego ja się grzecznie pytam?- i tak” – kurde, Nigdy, muszę Cię opitolić, już pal licho, że kreseczki krótkie, ale spacje wokół nich muszą być. Muszą.
    A potem raz masz myślniki (długie), raz dywizy (krótkie). Nie mogę się skupić na treści przez to. Gość chce zostać księdzem, zabawia się z panienkami w akademiku, a z rogu pokoju spoziera dmuchany osioł. A wszystko to tonie w błędnej interpunkcji. Na razie 3, obroń się treścią, czytam dalej.

    „Ocknąłem się po około ośmiu miesiącach, akurat gdy słuchałem spowiedzi kobiety, którą mogę opisać jako „z tyłu liceum z przodu muzeum” żałującej mocno faktu, że nigdy nie dała swojemu mężowi w drugą dziurkę, a kochankowi dała, ale tylko w tę” – ej, lubię zgrabnie wplecione seksualne tematy, mogą być mocno porąbane, brutalne (sceny gwałtu), tudzież zabawne czy romantiko, ale tutaj dobór słów spowodował efekt „blee”

    „Muszę Wam się przyznać, że trochę wtedy spanikowałem, życie zaczęło się wokół mnie kurczyć, moja skóra w, którą obleczone było ciało zdała się być zbyt małym i śmiesznym kostiumem do tego gryzącym jak stary wełniany sweter pachnący kulkami na mole z ikei. Byłem na dnie i wstyd mi było wołać do kogokolwiek” – tu ładnie, choć nie przepadam za aż tak bezpośrednimi zwrotami do czytelnika per „Wam” w tekstach, które nie są felietonami, tylko opowiadają jakąś historię, ale ok

    No i mniej więcej od tego momentu jest lepiej, jakoś tak żwawiej.
    Znalazłem nową pracę, w miejscu gdzie nikt mnie nie znał, gdzie nikt się z mną nie liczył, część mnie w końcu umilkła, a zważając na charakter mojej pracy mam nadzieję iż umilkła na wieki wieków amen.” – cudzysłów się zamyka, ale się wcześniej nie otworzył

    Raz opisujesz to wszystko z narracją w pierwszej osobie, raz w trzeciej. To mi też zgrzyta.

    „Podobała mu się ta praca, już nawet nie pamiętał ile minęło lat, na pewno sporo bo przecież robił jakieś długie i wymagające studia po tym jak kościół nim wzgardził. Coś medycznego. Było miło i spokojnie. Krojąc, wyjmując, ważąc, czasami zatykając nos przy szczególnie cuchnącym nieboszczyku żył pełnią życia. Jadł wiśniowe lizaki, używał rękawiczek nielateksowych bo na lateks miał uczulenie. Był kompletnie kimś innym. Jeździł błękitnym składakiem i słuchał zgrzytu łańcucha z niemałą przyjemnością” – tu całkiem git

    „Człowiek traci wtedy około 21 gram” – liczebnik zapisałabym słownie

    „i to krókie westchniecie uznał za tak” – krótkie*

    Reasumując – dobrze wykorzystane motywy zestawu, choć horroru mało; lekkość pisania – to duży plus; ogrom (głównie interpunkcyjnych) literówek, przez co tekst jawi się jako niedbały.
    3+, dam czwóreczkę za walkę
    Pozdrawiam :)
  • nigdy 16.08.2018
    Dzięki za wnikliwą analizę, wgryzę się jeszcze w temat interpunkcji, wiem, że mam z tym tragiczny problem...
    O i myślniki też poprawię, bardzo dawno nie pisałam niczego co miałoby dialogi i się głowiłam czy dać tę spację czy nie dać tej spacji, skończyło się chyba na tym, ze czasem jest czasem ni ma :D

    A w kwestii wytłumaczenia pomieszanej narracji, ponad połowa wzięta jest w cudzysłów i używane są zwroty typu "Wam" ponieważ przy końcu (opisie sali sekcyjnej) ma się okazać, ze ksiądż po prostu opowiadał swoją historię truposzom, aczkolwiek nie wiem czy dobrz mi się ten zabieg udał, chyba w tym jeszcze pogrzebię, nie mniej dzięki za wizytę! :)
  • Aisak 16.08.2018
    Nie chcę tego czytać :(
    Sam tytuł mnie przeraża :(
    Uciekam!
    Uciekam!
    Uciekam!
  • nigdy 16.08.2018
    Nie jest takie straszne no :<
  • Aisak 16.08.2018
    nigdy to zmień tytuł.
    Mam syna!
    nie chcę tego czytać!
  • nigdy 16.08.2018
    Aisak to możesz czytać śmiało: mały spoiler: nie ma tam żadnego uśmierconego syna :D
  • Canulas 16.08.2018
    No więc tak pokrótce:
    Może najpierw z tych mniej przyjemnych rzeczy.
    1.) ból zęba
    2.) zabawka

    1.)
    - dziwny zapis dialogów (brak odstępu po myślniku i ogólnie dziwny
    - zwroty typu (Was, Tobie, Wam) niepotrzebnie z wielkiej litery (taką formę grzecznościową stosuje się w mailu lub pamiętniku)
    - czasem nadmiar personalnych dookreśleń, kiedy z samego kontekstu wiadomo, o co kaman.
    - ogólny pierdolnik narracyjny z racji tego, że łapiesz jakiś myślowy nurt i nim fruniesz odbijając się od głównej osi narracyjnej.

    2.) jest to, co najważniejsze,czyli: budulec, rdzeń (jak zwał, tak zwał) - wszelkie rzeczy wyżej to kwestia wprawy, odkopania zasad i ogólnie "rozpisania', budulec-rdzeeń się po prostu ma, a wyhodować go ciężko.
    - czasem trafi Ci się perełkowy zapis, czyli, jeśli Ci sie trafia, możesz zrobić z tego codzienność.
    - jakkolwiek trochę to rozpierdolone - jest historia. To ważne!

    Słowem - widzę to jako czwóreczkę i tyle zostawiam.
    Walcz.
  • nigdy 16.08.2018
    Dzięki dzięki, jeszcze z ringu zabawek nie mam zamiaru zabierać. Pozdro :)
  • Elorence 22.08.2018
    Parę błędów, ale widzę, że inni już dali wskazówki, więc zostawię ten aspekt w spokoju.
    Ogólnie mi się podobało :)
    Fajnie, że się nie poddałaś i podjęłaś się napisania TW. Nie miałaś zbyt łatwego zestawu.
    Piąteczka i pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania