TW #10 Galaretki
Postać: Hurtownik galaretek
Zdarzenie: Czuły punkt
Weszła i siedzi. Od pół godziny. Mamusia ma bardzo miłe sąsiadki, tak mi zawsze mówi. Zapraszają się na kawę i ciasto i rozmawiają o nieważnych rzeczach. Nawet nie wiem, o czym dokładnie. I jedzą ciasto. Nie mogę na to patrzeć, bo od razu wyobrażam sobie szorstkość na języku, szorowanie o podniebienie, okruszki w całej buzi, i już robi mi się niedobrze.
Otwieram lodówkę. Są. Na najwyższej półce kolorowe i słodkie. Galaretkowa tęcza, sernik na zimno z galaretką z truskawkami, galaretka z owocami. Niżej te, które jem na obiad i kolację: zimne nóżki, kurczak w galarecie z warzywami, ryba w galarecie. Trochę jestem głodny, biorę tę z owocami. Mają witaminy. Potrzebuję witamin, tak mówi mamusia, a kapsułek nie łykam, stają mi w gardle i chcą mnie udusić.
Miseczka w dłoni jest przyjemnie chłodna. Galaretka w środku błyszczy obiecująco. Jej powierzchnia jest doskonała, nie ma żadnego błędu, równa i śliska, ulega lekko pod naporem palca, ale się nie poddaje, wystarczy, że cofnę palec i znowu jest doskonale gładka. Zaraz poczuję zimną słodycz na języku, ogrzeje ją temperatura mojego ciała, 37 stopni, całe usta równomiernie wypełnią się smakiem. Galaretka stanie się częścią mnie, tak jak jest częścią świata. Dziecko rodzi się w galaretce, i jajko małej rybki to też galaretka. Z galaretki powstaje wszelkie życie. Człowiek ma oczy z galaretki, w morzu pływają meduzy, które są galaretką, i owoce liczi to też jest galaretka. Uda mamusi wyglądają jak galaretka, kiedy siedzi w krótkich spodenkach i rozpłaszcza je na krześle. Nikt nie rozumie, że bez galaretki nie byłoby świata. Nikt, oprócz mnie.
Ostrożnie odkrawam łyżeczką kawałek. Podchodzę cicho do dużego pokoju. Mamusia czasami rozmawia o mnie i często się martwi. No i proszę, znowu to samo:
– Ale jak ty to sobie wyobrażasz, Krysiu? Że będzie tak na tobie wisiał do końca życia? A co, jak umrzesz?
Mamusia nie odpowiada, więc sąsiadka znowu mówi:
- Musi się czymś zająć, rozumiesz? Zacząć na siebie zarabiać, usamodzielnić się jakoś. Ale jak ma to zrobić, skoro go wspierasz w tej śmiesznej fascynacji?
– Nie wiem… naprawdę nie wiem… cały czas o tym myślę…
– Tak się nie uda, uwierz mi. – Sąsiadka mówi takim tonem, że mamusia natychmiast milknie. Nie potrafi nie wierzyć ludziom, jak tak mówią. Wierzy chwilę, ale potem zwykle przestaje. – Musisz mu to wybić z głowy, kochana. Na twoim miejscu przestałabym kupować te galaretki…
– Sam je kupuje… – Mamusia odzywa się nieśmiało.
– Za czyje pieniądze? Hę? To jest bardzo proste. Dajesz mu listę, kupuje tylko to, co zapiszesz. Wraca z galaretką – odsyłasz go do sklepu, żeby oddał. Wszystko jest kwestią konsekwencji.
– A jeśli nie będzie chciał jeść? Tak jak wtedy, kiedy był malutki? Pokażę ci zdjęcia… O, widzisz, tu ma trzy latka, nóżki jak patyczki. Nie miał siły biegać.
– Sama się posłuchaj, Kryśka. To było, jak był MALUTKI. Czy teraz jest nadal malutki? Prawie trzydziestoletni chłop? No ja cię przepraszam, ale chyba w tym wieku powinien już pewne rzeczy rozumieć.
– Wiem, Jadziu, wiem…
– Wiesz, ale nic nie robisz. A chłopak duży, silny, całkiem przystojny. Wcale nie taki głupi, jak się wydaje. Przepraszam cię bardzo, wiesz, co mam na myśli.
Głupi Maciuś, głupi, odejdź, debilu. Nie chcę tak myśleć, idźcie sobie, już dawno nie chodzę do szkoły, nie muszę was słuchać. Galaretowy król! Odsuń się, ty nie grasz z nami. Maciek, Maciek, zdejmij gacie!
– Mógłby iść wreszcie do pracy, w magazynie ciężkie rzeczy spokojnie może nosić. – ciągnie sąsiadka. – Albo nie wiem, w ochronie pracować, da radę, myślisz, że nie da? U Darka w biurowcu akurat szukali, mogę zapytać.
Serce mi bije mocno i czekam, co powie mamusia.
– Naprawdę myślisz, że powinnam mu zabronić robienia galaretek?
– Oczywiście, kochana. Raz na zawsze.
Nie wytrzymuję, wchodzę. Obie podskakują przestraszone.
– Nie zabierajcie galaretek!
– Kochanie, tylko rozmawiamy…
– Nie zabierajcie galaretek, nie zabierajcie, nie zabierajcie! Albo nie wytrzymam!!! Przestańcie tak mówić!!!
– Już, oczywiście, tak tylko się zastanawiałyśmy… Jadziu, umówimy się niedługo, dobrze? – Mamusia nie lubi, jak krzyczę. Najbardziej nie lubi, jak krzyczę na innych ludzi. Na nią trochę mogę, bo ją kocham i ona mnie.
***
Patrzy przez okno. Widzi swojego syna, którego wysłała na zakupy. Idzie z sąsiadką – niepokojący widok. Pewnie Jadźka patrzyła przez wizjer i specjalnie wyszła, żeby porozmawiać z nim sam na sam. Ostatnio, kiedy była w odwiedzinach, skończyło się to awanturą. Podejrzewa, że Maciek za wszelką cenę będzie chciał przekonać sąsiadkę do galaretek, a ona wybić mu je z głowy. Boi się, że syn zacznie krzyczeć na ulicy.
Specjaliści mówią co innego, sąsiadki co innego, a ona pamięta zły czas w życiu syna i ten stabilny stan, w którym jest teraz, ją zadowala. Cieszy ją uśmiech Maćka, jego kuchenne eksperymenty (i co z tego, że dotyczą jedynie galaretek, wychodzą mu znakomicie), cieszy, że nie wraca codziennie roztrzęsiony i z płaczem, bo znowu ktoś go zwyzywał albo pobił. Że ataki szału prawie się już nie zdarzają. Najbliższe otoczenie już go zna i toleruje, z innymi się nie spotyka. Jak miałby iść do pracy wśród ludzi? Krystyna nie wyobraża sobie tego.
Maciek długo nie wraca. Sąsiadki też nie widać. Gdzieś w brzuchu Krystyny zaczyna kiełkować lęk. Wybiega z domu i idzie do sklepu. Nie ma ich tam. Nawet nie dotarli. Gdzie więc są?
Wraca do domu. Siada na łóżku i czeka. Mija kolejne pół godziny. Dzwoni do Jadzi, ale ta nie odbiera. Jak bardzo żałuje, że nie zmusiła Maćka do używania telefonu komórkowego. Może faktycznie trzeba spróbować choć trochę otworzyć go na świat.
Mijają cztery godziny. Krystyna bierze telefon, zastanawia się, do kogo może zadzwonić i przytłacza ją myśl, że nie ma osoby, która mogłaby jej teraz pomóc.
Wreszcie słyszy, że drzwi się otwierają. Wchodzi Maciek. Ma na spodniach źdźbło trawy.
– Gdzie jest pani Jadzia? – Krystyna już jest w przedpokoju. Patrzy na syna z niepokojem. - Widziałem, jak z nią szedłeś.
– Ona nie rozumiała.
– Czego nie rozumiała, synku?
– Nie rozumiała, ale ja jej udowodnię.
Teraz Krystyna zauważa reklamówkę w jego dłoni. Pełną świeżego mięsa. Na dnie krew, kapie na podłogę, ciężkie, gęste krople. Kap. Kap.
Nogi się pod nią uginają.
– Co to jest, Maciek?
– To na galaretkę, mamusiu. Pani Jadzia nie wierzyła… udowodnię jej…
– Co jej udowodnisz? – pyta szeptem.
– Galaretka jest najlepsza. Najlepsza ze wszystkiego. Nie można zabraniać galaretek…
Dzwonek do drzwi. Krystyna wie, co będzie, jak wstanie i otworzy drzwi. Zobaczy policję. Jeśli teraz nie jest pewna, za chwilę będzie. Siedzi i nie może się ruszyć.
– Mamusiu, ktoś dzwoni.
Musi wstać. Musi wstać, podejść do drzwi i przekręcić zasuwę. I zmierzyć się ze wszystkim, co wydarzy się później. Patrzy na Maćka. Chłopak jest niespokojny, czeka. Krew kapie na podłogę. Krystyna wstaje, podchodzi do drzwi, przekręca zasuwę…
– Dzień dobry, Krysiu, co ty, ducha zobaczyłaś? – pyta sąsiadka Jadzia patrząc na nią zdziwiona.
– To ty.
– No ja, a kto? Przyniosłam foremki dla Maćka. Specjalnie do siostry przez całe miasto jechałam.
Wchodzi, siada ciężko na taborecie, kładzie gdzieś całe mnóstwo foremek do galaretki.
– Mój kuzyn właśnie świniaka zarżnął. Akurat szłam z twoim synem, jak zadzwonił i młody się uparł, że z takiego świeżego wyjdzie najlepsza galaretka na świecie, więc zabrałam go na wieś. Podobno jak spróbuję, sama się przekonam. Pomyślałam, pomogę chłopakowi, czemu nie.
– Jeśli będą najlepsze, to otworzę hurtownię.
– Nie hurtownię, tylko dla baru mojej siostry byś robił. Już się zgodziła – tłumaczy Krystynie. – Trzeba by tylko załatwić wszystkie formalności.
Krystyna nic nie mówi, patrzy tylko na oboje. Sąsiadka uśmiecha się, lubi, kiedy jej jest na wierzchu.
– Mówiłam ci, że przyda mu się robota.
Komentarze (43)
Dzięki, Jolka, bardzo się cieszę!
(I z tej ogólniejszej obserwacji też!)
Pozdrowienia:)
fajnie naprowadzasz celownik na bohatera -wyjawiasz jaki jest. świetnie czujesz suspens. przewidywałem, co prawda, że nic się strasznego nie wydarzy, ale to dlatego, że czytałem trochę już Twoich prac. gdyby to pisała Ritha - spodziewałbym się najgorszego :)
a widziałaś film "Mama" - nie dawno leciał w telewizji - wstrząsający.
P.S.
po Twoim poście o Pantofelku Bursy, kupiłem jego książkę. faktycznie chyba nie zabił ciotki. bo ciotka na końcu powieści wraca z sanatorium i pomaga mu wyrzucić z wanny korpus.. mocno to zagmatwane ale dobre. jakoś czuję Bursę każdym nerwem.
ZDRAVIA :)
Muszę Was kiedyś zaskoczyć :-D
Dzięki wielkie za dobre słowo, Sensol:)
Filmu nie widziałam, nawet nie mam telewizora, może gdzieś w necie znajdę.
A Bursa... no widzisz:) Podejrzewam, że sam do końca nie znał odpowiedzi, trochę dla draki napisał. Może mu się nudziło, jak bohaterowi;)
Zdrowia też!:)
Super, jesień!
Mnie zakończenie zaskoczyło, ale to pewnie dlatego, że ostatnio sporo myślałam o Twoim Eksperymencie. :p
ja też myślałem, że stało się coś najgorszego, choć przyznam, że moja myśl była następująca: oj, cos za słabo na to naprowadziłaś. Ale z takim zakończeniem jest dobrze. Podobało mi się. Choć ktoś powyżej miał rację, że zbyt dużo krótkich zdań.
Znalazłem 2 błędy:
Galaretkowa tęcza, sernik na zimno z galaretką z truskawami, galaretka z owocami.
literówka.
Mijają cztery godzin
literówka.
Pozdrawiam.
Uśmiechnąłem się. Dziś pierwszy raz :-) Dzienks
Pozdrowionka xddd
Pozdr XD
Pozdrawiam.
M.
Oks, czytam (zostawiłam sobie Ciebie na koniec :P)
Ja pierniczę, zaczytałam się, jak tu… galaretkowo! :D
„– Mógłby iść wreszcie do pracy, w magazynie ciężkie rzeczy spokojnie może nosić. – ciągnie sąsiadka” – bez kropci
„Mamusia nie lubi, jak krzyczę. Najbardziej nie lubi, jak krzyczę na innych ludzi. Na nią trochę mogę, bo ją kocham i ona mnie” – cudne
Ja pierniczę, myślałam, ze będzie galaretka z Jadzi! :D
Coraz bardziej lubię Twój styl pisania. Bardzo mi się podobało.
No nic. Przewrotny tekst. Od momentu, w którym poznajemy wiek delikwenta mocno creepy.
Świetnie poprowadzone jego myślowtręty. Bardzo naturalnie i klumatycznie.
Tekst podobny do "Moje stare dziecko" - Adelajdy.
Chyba Twój styl coraz bardziej mi siada
Dowódca plemienia
Upadek królestwa
Gatunek (do wyboru): horror lub list
Pod kątem antologii możliwe też pochodne horroru
Piszemy do niedzieli 21. lipca, godz.19.00.
Powodzenia :)
Podoba mi się, że tak szczegółowo piszesz o swoich wrażeniach, to dla mnie bardzo ciekawe.
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania