TW 10 i 12 Ze śniegu
Zdarzenie: Spowiedź mordercy /Kupno domu
Postać: Złe dzieci / Przedszkolanka
Gatunek: List
(Ja wiem, że ten tekst to badziewie straszne i w ogóle, no ale póki co lepiej nie umiem)
Drogi Em
Po co tracić tusz, na chwilę tak ulotne, jak "dziś". Może warto czasami wrócić do tego, czego już żadna siła ludzka i ta nieludzka nie zmieni?
Powspominamy?
Widziałam cię ostatnio na ławce w parku. Karmiłeś kaczki czerstwą skórką chleba. Wiesz, co sobie wtedy pomyślałam? Że jesteś stary, taki suchy, wywietrzały z życia.
Ach, powinnam to napisać na samym początku, no cóż, nie mam czasu, aby zaczynać od nowa… Proszę cię, tym razem, załóż okulary. Wiem, piszesz, że ich nie potrzebujesz, ale uwierz mi, bez nich już gówno widzisz. Teraz się pewnie za nimi rozglądasz. Myślę, że leżą na tym małym stoliku, obok twojego łóżka, tam z lewej strony, zaraz przy kubku z kawą, którą parzysz każdego ranka.
zapukała do okien
cisza
twarz otula koc
przyszyty uśmiech
uschnięte skrzydła motyla
sól pod butami
zostało puste miejsce
i kamień
na śniegu
Pamiętasz ten wiersz? Napisałam go w Wigilię, zaraz po tym, jak zjedliśmy czerwony barszcz. Spałeś. Ja nie mogłam. Po cichu wyszłam z naszej sypialni, usiadłam przy oknie i patrzyłam jak pada śnieg. Nocą wydawał się taki czysty, kontrastował z ciemnym obsypanym gwiazdami niebem. Było cicho, miasto tak jak ty, już spało.
Nie pamiętam skąd wzięłam kartkę, chyba wyrwałam ją z twojego notesu. Po prostu musiałam to napisać, przegonić słowa z mojej głowy. Wypluć je.
Powiedziałeś, że nie rozumiesz, bo nie znasz się na poezji. Ja też się, kurwa, nie znam, nie jestem żadną pisarką. Ten list piszę oparta łokciami o parapet, piję tanie wino, nie patrzę na to czy zdanie brzmi, czy nie brzmi poprawnie. Mam to w dupie. Nie widzę błędów, ty też ich nie widzisz. Jesteś tak samo głupi (i ślepy, jeśli nie założyłeś tych okularów) jak ja.
Byłam przedszkolanką a ty hydraulikiem. Zimą, woda zamarzła i wywaliło rury. Przyszedłeś do mnie, naprawiłeś co trzeba, a potem zostałeś jeszcze na chwilę. Zjadłeś talerz cynamonowych ciasteczek i wypiłeś kubek gorącej kawy. Rozmawialiśmy, było miło. Gdybym wtedy wiedziała jak to wszystko się potoczy, gdybym wiedziała… nie wpuściłbym cię do mojego domu.
Miałam dwadzieścia jeden lat. Chciałam pokazać rodzinie, że potrafię zadbać sama o siebie. Spakowałam się w mały plecak, wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy: dokumenty, zaoszczędzone pieniądze, trochę ubrań, i wyjechałam. Kupiłam dom. Mały, drewniany z niewielką działką, na której planowałam założyć ogródek. Raz już próbowałam, ale wszystkie kwiaty szybko uschły.
Okolica była spokojna. Sąsiedzi wyjątkowo mili. To miał być nowy rozdział, inny, lepszy od poprzednich. Jak wiesz, nigdy mi się nie układało. Opowiadałam ci o tym, że zawsze było takie "coś" albo taki "ktoś" co sprawiało, że moje życie, nie było dobre. Ale wtedy w tamtym domu, wszystko miało być lepsze. Kurwa… i wtedy poznałam ciebie. "Kogoś".
Wiersz napisałam szczerze ale ty go nie zrozumiałeś. Nie wiedziałeś kogo oznacza. To było o nas, i o niej. Może ją pamiętasz? Mała dziewczynka z grzywką opadającą na ciemne oczy. Jesteś zdziwiony, że o niej wspominam? Wiem, że ty nie chcesz o tym pisać. Przez te wszystkie lata milczeliśmy. Wymienialiśmy się tylko tymi naiwnymi listami, w których opisywaliśmy jak minął nam kolejny nudny dzień. Dawno temu prosiłeś mnie żeby sobie odpuściła, zakopała to wspomnienie, razem z narzędziem zbrodni. I już nigdy do tego nie wracała. Ale wiesz co? Już nie mogę, tłumiłam ten ból… zbyt długo. Byłam ci posłuszna…. zbyt długo. Chcę o niej napisać. Tu w tym liście. Em, przecież nie możemy jej nie pamiętać.
Chloe była moją uczennicą. Polubiłam ją. Przypominała mi dawną mnie. Kiedyś też taka byłam, zanim cię poznałam, zanim wszedłeś do mojego domu. Ludzie mnie lubili, uważali za dobrego człowieka. Może dlatego właśnie dostałam pracę w przedszkolu? Matka poleciła mnie swojej znajomej, która miała tam kontakty. Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną, spodobałam się.
Chloe była pięciolatką z "Chrabąszczy". Opiekowałam się tą grupą przez dwa lata. Zżyłam się z tymi dzieciakami, przecież wiesz, jak łatwo przywiązuję się do ludzi. Jej matka była biedna, nie miała stałej pracy, ojciec odszedł dawno temu z inną. Mała opowiadała mi, że jej tatuś ma już nową córkę i to nią się teraz opiekuje. Często płakała, po cichu, schowana w drewnianym domku. Z czasem przestała bawić się z innymi dziećmi. Nie uśmiechała się już. Było mi jej szkoda, może dlatego, że i mnie ktoś porzucił przed laty, może widziałam w jej oczach tą małą bezbronną dziewczynkę, którą kiedyś byłam ja? Nie wiem, Em po prostu się do niej przywiązałam.
Ta noc. Ten wypadek. Ona była na rowerze, my jechaliśmy samochodem. Piliśmy, w radiu leciały kolędy. Em, uderzyliśmy w nią. Pamiętam ostry błysk świateł i ten straszny pisk opon. Czasami budzę się w nocy, zlana potem, widzę jej twarz, jest blada jak śnieg. Patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami, wyciąga rękę a ja ją odtrącam. Za każdym razem.
Mówiłeś, że to nic, że nikt się nie dowie. Ulica była pusta. Tylko my i półżywa ona. Trzymałeś mnie w objęciach, nie chciałeś do niej puścić. Em, dlaczego jej nie pomogliśmy?
Mówiłeś do mnie Lari. Nie lubiłam tego, kurwa, naprawdę. Ale ciebie to nie obchodziło, ważne, że tobie się podobało. Jesteś egoistą, wiesz? Zrozumiałam to po tych wszystkich latach. Po dwudziestu pięciu pierdolonych latach. Zależało ci tylko na sobie, w dupie miałeś mnie, nas. Wszystko, co mówiłeś, czym mnie karmiłeś, było kłamstwem. Pieprzeniem.
Tamte święta. Na pewno je pamiętasz. Wiedziałeś jak bardzo kocham Boże Narodzenie. Kupiłam nam wtedy te "brzydkie" wełniane swetry z podobizną bałwana. Przywiesiłam w naszej sypialni girlandę, którą ozdobiłam brokatowymi bombkami, zrobiłam też stroik z makaronu, naiwnie czekając na prezenty pod choinką. Pamiętam to, jak dziś, tę wyprawę na farmę. Wybrałam największą, tą najpiękniejszą. Ty nie chciałeś żywego drzewka, ale wiedziałeś, że nie zdołasz mnie namówić na nic innego - sztuczne gałęzie nie pachną świętami. Choinka ustrojona była czerwonymi kokardkami, kolorowymi światełkami i burzą angielskich włosów. Była najpiękniejszym świątecznym drzewkiem… ale nie dla Ciebie. Śmiałeś się. Mówiłeś, że jestem niegrzeczna i w tym roku Mikołaj nic mi nie przyniesie, że wystraszy się takiej przebranej choinki i nie zostawi mi nawet rózgi, którą nocą wkłada do świątecznej skarpety każdemu łobuzowi.
Dałeś mi pluszowego misia. Pamiętasz? Wciąż go mam. Nawet teraz trzymam go w objęciach. Kilka razy odpadło mu oko, przyszłam je. Chociaż dobrze wiesz, że nigdy nie umiałam. Teraz dużo szyję. Czasami tylko ukłuję się igłą, ale to nic. To tak jakby ugryzł Cię komar, taki bardzo spragniony. Krew wysycha, rana się goi. Igły razem z nitkami leżą koło mojego łóżka, są zawsze przy mnie. Wiesz, co jeszcze mu przyszłam? Tatuaż, zrobiłam go z koronkowej tasiemki. Nie jest tak idealny, jak był twój, chociaż… na swój sposób jest. Zakochałam się w tym tatuażu, był piękny, tak jak ty. Tak byłeś piękny. Teraz jesteś stary, ale kiedyś… Do dziś pamiętam twoje zielone jak nasze świąteczne drzewko oczy. Było w nich wszystko, czego tak bardzo wtedy pragnęłam. Zamykając swoje, widziałam tylko twoją twarz. Tak bardzo wszedłeś mi w krew. Em… wszystko dla ciebie porzuciłam, a ty dla mnie nie zrezygnowałeś z niczego.
Sądziłam, że jestem dobra, że to ty jesteś tym złym. Tym "kimś" który odarł mnie z niewinnej białej sukienki, zeszmacił. Długo tak myślałam, ale w sumie… jestem tak samo zła, jak i ty. Oboje jesteśmy.
Ta krew. Dużo krwi. Nie sądziłam, że w tak małej, chudej dziewczynce może jej być aż tyle. Było mi niedobrze. Chyba wtedy zemdlałam, bo dalej nic już nie pamiętam. Ocknęłam się dopiero w drodze powrotnej. Ty kierowałeś, byłeś taki spokojny. Jakbyśmy nic nie zrobili, nikogo nie potrącił, jakby nic. Miałam jej krew na rękach. Powiedziałeś, że pomożesz mi się umyć. Wyciągnąłeś mokre chusteczki i wytarłeś mi dłonie. Wróciliśmy do domu. Podzieliliśmy się opłatkiem, zjedliśmy kolacje. Czerwony barszcz, który dzień wcześniej ugotowałam, z przepisu mojej koleżanki. Chyba byłam wtedy w szoku. Jak mogłam cokolwiek jeść? Porzuciliśmy ją, zostawiliśmy samą w krwi, którą to my rozlaliśmy. Musiało mi coś być. To nie byłam ja, ja nie zabijam.
Byłam w ciąży. Pomyślałam, że to zostawię na koniec. Od dwóch miesięcy źle się czułam, ale myślałam, że to ze stresu, z przemęczenia. Postanowiłam zrobić test. I pojawiły się, cudowne dwie kreski. Może gdybyśmy byli normalną parą, ta wiadomość by mnie ucieszyła. Ale… my nie byliśmy. Zrobiłam kolejny - wynik pozytywny. Nie chciałam tego dziecka. Przez nas Chloe jest niepełnosprawna. Porusza się na wózku. Tamtej nocy pozbawiliśmy ją dzieciństwa, a wraz z tym zabraliśmy jej uśmiech. Em, ja po prostu bałam się urodzić to dziecko. Bałam się, że kiedyś jakaś nawalona dziewczyna czy nawalona chłopak, zajęci sobą, nie spostrzegą bawiącego się na ulicy dziecka.
Przecież ta ciąża nie mogła być dobra. Oboje jesteśmy potworami, to dziecko pewnie też by nim było. Ale nie mogłam go tak po prostu usunąć. Po tym wszystkim zaczęłam bać się ludzi. A raczej ich wzroku. Miałam wrażenie, że już wszyscy wiedzą co zrobiłam, że widzą tą krew na moich rękach. Wymiotowałam tak często, że w końcu zwymiotowałam nasze dziecko. Nie mogłam iść do lekarza, zadawałby te niewygodne pytania a ja musiałbym na nie odpowiadać. Już dawno z nikim nie rozmawiałam. Naprawdę nie pamiętam swojego głosu. Siedzę w ciszy, i patrzę jak pada śnieg. Nie czuję już bólu, biorę jakieś pigułki. Nawet nie pytam się co to, po prostu je połykam. Może kiedyś uda mi się przedawkować? Chociaż... i tak nie zostało mi już wiele czasu. Mój świat kończy się tu, w tym pokoju.
Wesołych Świąt, Em. Oby te, były lepsze od wszystkich naszych.
Czekam na ciebie w piekle.
Twoja Lari.
Komentarze (29)
No i bardzo obrazowy... może za bardzo, bo chwilami strasznie bolał.
Masz tam jakieś literówki, popraw w wolnej chwili.
Pozdrawiam.
I nie pisz takich rzeczy na wstępie, proszę Cię. Nie odbieraj wartości swoim tekstom.
A to jest dobry tekst!
Choć zacznę od drobiazgów do poprawy.
Poniżej masz niepotrzebne przecinki, i chyba jest ich więcej w tekście, ale zobacz zasadę:
"Karmiłeś kaczki, czerstwą skórką chleba."
"Dawno temu, prosiłeś mnie żeby sobie odpuściła"
W sumie to nie pamiętam jaka to zasada;) Ale nie wymieniasz, nie masz dwóch orzeczeń, nie masz wtrącenia. A może teraz po prostu widzisz, ze melodia nie przewiduje przecinka:)
"tą wyprawę na farmę" - wyprawĘ, więc tę
Większa wątpliwość: sugerujesz w tekście, że dziewczynka zginęła
"zakopała to wspomnienie, razem z narzędziem zbrodni".
"nie byłam ja, ja nie zabijam".
I w ogóle jest takie wrażenie. Może to by było lepsze, niż ten wózek...?
I jeszcze z ogólniejszych spraw: odszedł tata Chloe, ale ona dopiero po pewnym czasie wycofała się z życia i z zabaw. Wydaje mi się, że zwykle jest odwrotnie: dziecko najpierw jest w szoku, a potem się jakoś tam przystosowuje. I dlaczego pięciolatka jeździła sama na rowerze w nocy? Chyba warto to wcześniej podprowadzić (zaniedbująca matka, rower jako jedyne źródło radości, cokolwiek).
To tyle marudzenia:)
Opowiadanie podobało mi się, bardzo! Świetnie się czytało. To przez to, jak piszesz, przez to, że w chodzisz w świat, który tworzysz, rozglądasz się, widzisz te wszystkie detale, które sprawiają, że jest żywy, prawdziwy. Jako czytelnik zanurzam się w nim razem z bohaterami, opisy bardzo działają na moją wyobraźnię. Na przykład
"Że jesteś stary, taki suchy, wywietrzały z życia".
"Myślę, że leżą na tym małym stoliku, obok twojego łóżka, tam z lewej strony, zaraz przy kubku z kawą, którą parzysz każdego ranka." (och, jak czuć, że ona go bardzo kochała).
"Kilka razy odpadło mu oko, przyszłam je. Chociaż dobrze wiesz, że nigdy nie umiałam."
"Powiedziałeś, że pomożesz mi się umyć. Wyciągnąłeś mokre chusteczki i wytarłeś mi dłonie".
Przez to też tekst jest mocny. Naprawdę bolesny i gorzki.
Cieszę się, że napisałaś i mogłam przeczytać.
Pozdrowienia!
Ech, nie wiem czy wróciłam, na razie jest to hm.. wątpliwe. No ale… tak, chciałabym, już wrócić, do regularnego publikowania tak jak to było kiedyś :3
Oj oj z tym wstępem, niech se na razie będzie ;)
Ogólnie dużo ciekawych spostrzeżeń.
Zgadzam się z tym, że powinnam wyjaśnić co ona na tym rowerze tam robiła, może napisze,że po prostu uciekła z domu. Hmm pomyślę. Co do taty Chloe to ja sobie pomyślałam tak, że ona na początku nie przyjmuje do siebie tej myśli, że ojciec ich zostawił. Niby nie było go w domu ale wciąż miała nadzieję. Dopiero po jakimś czasie, uświadamia sobie, że jednak odszedł na zawsze. No i stąd taka a nie inna kolejność. Rozumiem też tą sugestie co do kwestii wypadku. Ale na razie chyba zostawię tak jak jest. Ogólnie to muszę jeszcze pomyśleć nad tym opowiadaniem. Jest tutaj w czym grzebać, ale to jak trochę poleży. Przecinarki ogarnę, też! ;)
No i to chyba tyle tłumaczenia. Jesień bardzo bardzo Ci dziękuję, bo Twoje wskazówki jak zawsze - cenne. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało naprawdę. Kurcze, Ty jak dowalisz tym swoim komentarzem to ja się zawsze uśmiecham. Pozdrawiam serdecznie!
Ps : Muszę ruszyć tyłek i przypełznąć też do Ciebie i innych pod teksty. A pisze se to tu bym se to do łba wbiła, że czas się ogarnąć.
Podobało mi się, choć kilka zdań bym wyrzuciła. To co punktowała jesień bardzo zgrabne. O wytrzeźwieniu z życia np. I to siedzenie przy szybie, patrząc na śnieg. Piękne.
Nie bardzo rozumiem zdanie zwymiotowałam własne dziecko. W sensie, że poronila, tak? Ale na jakiej zasadzie? Coś mi tu się nie klei.
Oceniam na 4+. Nie pamiętam lepszego Twojego tekstu, a ten jest bardzo dobry. Nie powinnaś zaburzać jednak odbioru już ją starcie, pisząc, że to słabe. Jesli Ty w siebie nie wierzysz, to dlaczego ktoś miałby? :)
Ja tak właśnie zrozumiałam: że poroniła. Wyobraziłam sobie te skurcze podczas wymiotowania, te emocje, i złożyło mi się to w całość, tak intuicyjnie bardziej.
Wiem chyba o jakie zdania Ci chodzi. Jest tutaj parę takich, które muszę przemeblować albo w ogóle wyrzucić. I tak tutaj chodziło o poronienie, o coś takiego jak pisze Jesień. Ale rozumiem, że być może nie ujełam tego zbyt dobrze. Z wulgaryzmami mogłam faktycznie ciut przegiąć. Ach co do tego wstępu, to… no tak to widzę właśnie. Ostatnio to się czuję jakbym miała dziurę w głowie, jakoś nie mam polotu na pisanie. Chociaż ten tekst pisało mi się nawet dobrze, trzasnęłam go w dwa dni co raczej mi się nie zdarza. Ale z publikacją się cały czas wstrzymywałam, oj tam zresztą, w końcu coś dodałam więc po bólu. Będę jeszcze se to opko zmieniać. Dziękuję Ci pięknie za miłe słowa, bardzo mnie one cieszą.
Pozdrówka! :)
Nie jest ''emocjonalnie suchy''→ chociaż może gdyby było ciutkę→ retrospekcji dialogowej - sam nie wiem, czy by zyskał?
Ten wpleciony wiersz pasuje.
Zamykając swoje, widziałam tylko (twoją) twarz. - ogonek.
Pozdrawiam:)→5
Pozdrówka!
"Chloe była pięciolatką z "Chrabąszczy" . Opiekowałam się tą grupą przez 2 lata." - bliżej kropka i no... moze lepiej: dwa lata?
"ztuczne gałęzie nie pachną świętami." - pięknie ujęte.
Noo, zdecydowanie Twoje najlepsze i to tak z pół długości przed innymi. Przypomina teksty Jesieni.
Ładnie żąglujesz. Zaczynasz wplatać małe elementy poetyckiej prozy. Ślicznie skomponowana i pełna historia.
„Zdarzenie : Spowiedź mordercy /Kupno domu
Postać : Złe dzieci / Przedszkolanka
Gatunek : List” – spacje przed dwukropkami niepotrzebne (brawa za sprytne nadrabianie zaległości :))
„(Ja wiem, że ten tekst to badziewie straszne i w ogóle, no ale póki co lepiej nie umiem)” xD Oj, Mia, Mia. Trochę wiary we własne możliwości.
Hm…. Czytam i czytam i… albo nic. Zostawię sobie na koniec refleksje.
„Miałam dwadzieścia jeden lat. Chciałam pokazać rodzinie, że potrafię zadbać sama o siebie. Spakowałam się w mały plecak, wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy: dokumenty, zaoszczędzone pieniądze, trochę ubrań, i wyjechałam. Kupiłam dom” – domu kosztują, hm, sporo. Wydaje mi się, że z zaoszczędzonych w wieku 21 lat pieniędzy, raczej trudno tak z marszu zakupu dokonać takowego. Ale! Ale mogę się mylić.
Ok, więc tak, są takie momenty w tym opowiadaniu (liście), że wydaje mi się on taki cholernie ludzki, taki prawdziwy, niewymuskany i autentyczny. Np. tutaj:
„Powiedziałeś, że nie rozumiesz, bo nie znasz się na poezji. Ja też się, kurwa, nie znam, nie jestem żadną pisarką. Ten list piszę oparta łokciami o parapet, piję tanie wino, nie patrzę na to czy zdanie brzmi, czy nie brzmi poprawnie. Mam to w dupie. Nie widzę błędów, ty też ich nie widzisz. Jesteś tak samo głupi (i ślepy, jeśli nie założyłeś tych okularów) jak ja”
Potem podkręcasz atmosferę. Np. tutaj:
„Mówiłeś, że to nic, że nikt się nie dowie. Ulica była pusta. Tylko my i półżywa ona. Trzymałeś mnie w objęciach, nie chciałeś do niej puścić. Em, dlaczego jej nie pomogliśmy?”
Narracja nadal spójna.
„To tak jakby ugryzł cię komar” – z racji, ze lis – Cię* z dużej
„Miałam jej krew na rękach. Powiedziałeś, że pomożesz mi się umyć. Wyciągnąłeś mokre chusteczki i wytarłeś mi dłonie. Wróciliśmy do domu. Podzieliliśmy się opłatkiem, zjedliśmy kolacje” – lubię taki rodzaj grozy
Końcówka jest IDEALNA.
Mia, więc tera te myśli, które towarzyszyły i nieomal od początku, a z pewnością do końca. To Twoje najlepsze, najbardziej autentyczne, najbardziej przerażające i najlepiej skonstruowane opowiadanie.
Dziękuję, zostawiam gwiazdy, ślę pozdrowienia :)
Hmm czy moje najlepsze… lubię to opowiadanie, dobrze mi się je pisało ale no szału ni ma. Jeszcze coś porobię z tym opkiem. No i cieszę się bardzo, że Ci się podobało.
Pozdrówka! :)
Trzymaj tak dalej ;)
No i pięknie zrealizowałaś oba zestawy.
Fajnie, że się wciągnęłaś :)
Pozdrówka! :)
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Faceci w Czerni: Prawdziwa historia
Zdarzenie: Miejsce, w którym nie było zasięgu
Gatunek (do wyboru): Opowiadanie przygodowe/drogi lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 18 sierpnia (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Fajnie to wykombinowałaś :)
Pozdrawiam
Pozdrówka! :)
treningwyobrazni@gmail.com
Postać: Głowa wystająca z piasku
Zdarzenie: Złote zęby vs recykling
Gatunek (do wyboru): Komedia/Groteska/Makabreska lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 1 września (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania