TW #13 Straceniec

Postać: Botanik-eksperymentator

Zdarzenie: Zakłócanie miru domowego

 

PRZYJACIEL I KAT.

 

Powolny rozkład końskiej padliny z początku był dla niego punktem odniesienia dla bezsensownych przemyśleń na temat przemijania. Gdyby nie uparte ptaszysko drapieżne co rano umilające egzystencję natarczywymi atakami prawdopodobnie jego umysł by zgnił w gęstym smogu filozoficznej zadumy. Tego ranka było podobnie. Czarny zwiastun bólu szybował nad bezkresem ugoru przez godzinę, zanim w pełni przekonał się, że facet był całkowicie wybudzony. Bezszelestnie zapikował z niewymuszoną gracją, zadając pierwszy cios tego dnia. Najstarsze rany zdążyły się już załatać ropną wydzieliną. Teraz nasuwało się pospolite pytanie: Co będzie katem ostatecznym? Ptaszysko czy cholerstwo pochłaniające jego organizm od środka? Nawet on nie umiał na to odpowiedzieć. Zresztą nawet specjalnie nie chciał. Powolny bieg słońca po widnokręgu i przyjaciel padlina pochłaniał większość czasu. Tak. Na rozmowach spędzał godziny. Rano zawsze zostawiał kilkadziesiąt minut na okiełznanie bólu po ataku czarnego kata. Przesiąknięte bólem krzyki, spazmatyczny śmiech szaleńca i nagle cisza. Powracał do normalności. Względnej normalności.

Przynajmniej tutaj mógł zażyć nieco spokoju. Nadal przeszytego bólem, ale ten ból był ceną spokoju. Płacił, więc wymagał. Kilka chwil niezmąconego odpoczynku, daleko od domu. Domu, który istniał w jego umyśle, jako pomyłka, największa ze wszystkich. Zostawił za sobą cały ból, wszystko co złe i kaleczące razem z ludźmi, teoretycznie jego najbliższymi. Poczerniałe o fałszywych uśmiechów twarze widział przed sobą jakby tam stały. Słomiany strach na wróble z guzikami zamiast oczu i puklem blond włosów na głowie, a obok niego dwie małe kukiełki, niewinne jak kwaśny deszcz. Jedna zapałka żeby spalić to wspomnienie.

Dłoni, nie czuł od.... od kiedy stracił możność poruszania palcami. Zaciśnięta pętla drutu skutecznie tamowało przepływ krwi. Niegdyś ciepłe i czułe, teraz posiniałe dłonie były już bardziej częścią uwięzi niż jego ciała. Dwa długie na kilka metrów, napięte druty kończył się na czubkach dwóch słupów energetycznych. Betonowe stwory niczym dozgonnie oddana straż pilnowały wychudzonego nieudacznika klęczącego między nimi. Napięte liny wymuszały trzymanie rąk w nienaturalnej krzyżowej pozie.

— Pochyl i ty głowę przyjacielu. Daj znak, że tu jesteś — wyszeptał w stronę leżącego obok truchła konia. Zwierzę w połowie stoczone przez robaki, wydzielało smród, który ludziom mieszał w głowie. Był skuteczniejszy niż najlepsza mieszanka rozweselająca. Człowiek z początku wdychał i rzygał. Później wdychał i nucił pieśni o pięknie żywota.

Nie potrafił umrzeć. Wewnątrz jego ciało nie miało prawa funkcjonować, a jednak ktoś bardzo chciał podarować akurat jemu cudowny dar cholernego szczęścia. Nie pamiętał, ile już minęło. Rok? Może pięć? A co za różnica? Czekał i czekał. Przeklęte zakażenie już dawno powinno zeżreć każdą komórkę w jego organizmie.

— Chciałbym być na twoim miejscu — rozmarzył się.

Latający kat nadal nie chciał zaatakować. Ponownie pikował z wiadomym zamiarem, ale tuż nad celem odbijał i wyrównywał lot, udając się na czubek jednego ze słupów. Tam wyniośle dźwięczał pospolity ptasi krzyk wielkości. Mężczyzna poczuł wtedy przypływ głupiej odwagi. Podniósł głowę i zapatrzony w kłębiaste masy chmur siarczyście wyrecytował balladę zawiści. Ptaszysko ucichło. Przez chwilę jedynie gapiło się z góry na przepełnionego nadzieją głupca.

— Ile musiało minąć, by ponownie rozbudził w sobie to coś? — zdało się słyszeć z oddali.

On też to usłyszał. Nawet chciał odpowiedzieć. Szybko ułożył w głowie zgrabną formułkę, równie ckliwą i naiwną.

— Pytasz o drogę czy litujesz się nade mną? — spytał wpierw.

Mógł się tego spodziewać. W odpowiedzi otrzymał kolejne godziny ciszy.

 

PRELUDIUM DO TAŃCA ZWARIOWANEJ OBIETNICY.

 

Szykował się do tego chyba ze dwie godziny. Ćwiczył głos i co najważniejsze za wszelką cenę próbował pobudzić zwiotczałe mięśnie nóg do wysiłku. Wstał. O własnych siłach wstał. Delikatnie bez pośpiechu podniósł je na przemian. Udało się.

— Widziałeś przyjacielu? Potrafię to zrobić. Uda mi się. Tym razem się uśmiechniesz. — Truchło z ogólną obojętnością przyglądało się. Z ogołoconej z mięsa czaszki trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje. Ale on je widział. Widział delikatny uśmiech. Stonowany. Pełny nadziei, że potrafi to. Preludium było najważniejsze dla niego. Miało zainteresować widza. Porwać jego umysł i opleść emocjonalną siecią ekspresji.

Zaczął powoli. Najpierw delikatny przykuc potem lewa noga do góry i prawa. Napięte do granic druty nie pozwalały na swobodę ruchów. Jednak były tak skonstruowane, żeby pozwalać mu wstawać i klęczeć cały czas zachowując napięcie. Ale on się nie zrażał. Widział jak przyjaciel wierzy w to. I on też w to wierzył. Nieważne, że to zmyślona wiara. Ona pchała go dalej i dalej. Kiedyś, w tamtych czasach tak samo pchała go jego pasja. Piękne chwile teraz z trudem obrazował z tego, co pozostało w pamięci. Wynalazł nowe życie. Właściwie był to jedynie nowy gatunek rośliny, ale on wolał poszerzyć horyzont. Nazwał to nową egzystencją, kiedy po nieprzespanych nocach, chwilach ostatecznego zwątpienia w końcu dokonał dzieła życia. Tylko, że to dzieło okazało się jego przekleństwem, gwoździem do trumny. Nie mógł dostrzec wady, skazy w tym co stworzył, bo poświęcił na to wszystko.

— Oto człowiek zewsząd wolny. Druty z uwięzi pękają. Czarny kat zdycha w krwawej łaźni potępienia — powtarzał, pochłonięty przez czarną stronę nadziei.

 

CHWAŁA SZCZĘŚLIWYM, KTÓRZY PORZUCILI NADZIEJĘ.

 

Kolejny wieczór nadchodził w obuwiu z brudu resztek dnia. Pierwsze wyjce z ciemnego boru za pagórkami oznajmiały to bezbłędnie. Przyjaciel i on w ogólnym zamyśleniu czekali. Na co? Może na niespodziewaną wizytę, a może po prostu nie umieli znaleźć tego pierwszego zdania.

— Tyle wszystkiego do rozumienia. A tylko nas dwoje, żeby to ogarnąć — wywnioskował.

Wieczorne niebo skłaniało raczej do samotnej medytacji aniżeli głośnej rozmowy. Przyjaciel wiedział to najlepiej. A mężczyzna uczył się od niego tej wręcz nadludzkiej mentalności. Tego całkowitego wyłączenia. Czasami nawet myślał, że on nie żyje. Ale wtedy by się nie uśmiechał. Jedno wykluczało drugie.

Zobaczył na początku tylko parę migających kropek gdzieś w oddali. Nie wiedział dokładnie, co to jest. Ale słyszał dziwne powarkiwanie w ciemnej czeluści. Ich natężenie wzrastało, a świecące plamki powoli przeradzał się w kryształowe ślepia. Czworonożne zwierzę. Nigdy takiego nie widział. Czarne niczym czarny kat. Obserwowało mężczyznę, obchodziło kilka razy, nieustannie warcząc. Facet ponownie poczuł przypływ odwagi. Po raz kolejny jego myśli wypełniła nadzieja. Tak samo zdradliwa i płonna jak zawsze. Tym razem się jej nie poddał. Dlaczego? Nie musiał nic udowadniać, ale czuł, że to idealne wyjście. Zwierzę na początku wgryzło się w lewą nogę ćwiartując ją od kolana w dół. Smak dziwnej, wodnistej krwi początkowo zniechęcił do dalszego ataku, ale tylko nam moment. Kolejny soczysty kawał mięsa ćwiartowany był w dziki szczękach. Mężczyzna drżał, ale nie z lęku. Czuł, że umiera. W końcu dostał przepustkę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (31)

  • Witamy nowy tekst! :)
  • JamCi 01.08.2019
    Przyjdę jutro z tańca. Bardzo chętnie. Bo dziś wisz. Styki przegrzane.
  • JamCi 01.08.2019
    Rańca
  • marok 01.08.2019
    Tańca też może być
  • JamCi 01.08.2019
    marok z tańca w takim razie przyjdę :-)
  • Canulas 01.08.2019
    "Gdyby nie uparte ptaszysko drapieżne co rano umilające egzystencję natarczywymi atakami prawdopodobnie jego umysł by zgnił w gęstym smogu filozoficznej zadumy." - jakbym kupował kiełbasy długie jak te zdanie, raczej bym nie głodowął.
    A tak poza tym, czysto napisane technicznie, ale lekko mułowate. Znów mężczyzna, znów tajemniczy on. Jak się zżyć?
    No i jakoś, ekhm, znajome ;)
  • marok 02.08.2019
    Zawsze mówisz mi o zżyciu. A czy trzeba zawsze się zżywać? Może przyszedłeś nieco uprzedzony i dlatego. Spodziewałeś się co będzie. Nie wiem.
  • Canulas 02.08.2019
    marok, nie nie zawsze trzeba. Czasem idzie odprysk, gdzie fabularna są oknem na tekst. Ale mówiłem Ci już, że w mojej ocenie zasługujesz na każdą porcję przemyśleń, więc wpisuję takie, jakie w danej chwili mam. Mogę się mylić. Bardzo możliwe.
    Jednak pierwsze primo - bohater.
    Drugie - problemy świata (kłody) lub antagonista
    Trzecie - zderzenie pierwszego z drugim.

    Nie wiem. Może wykreuj se w ćwiczeniu 10 postaci. Tak bez świata i wydarzeń.
  • marok 02.08.2019
    Te postacie mnie pogrążają zawsze. Niby wszystko git, ale niem a postaci i wszystko na nic. Jakoś mi nie idzie te budowanie. Ile to już razy próbowałem, potem porzucałem bo wyglądało że źle. Mam jeszcze trochę czasu, spróbuję, a co będzie to nwm. Żeby jakieś chociaż 5/10 było. Na dobry początek.
  • Canulas 02.08.2019
    marok, e tam. Można budować też bez, ale czasem warto oprzeć i na. No nie wiem. Se dywaguję w ramach wolności słowa
  • marok 02.08.2019
    Canulas, z tą wolnością to też tak 5/10, ale to mniejsza. Zrobię coś i zobaczę czy mam iść w tę stronę. To trzeba, tak jak dla mnie na kilka tekstów. W każdym co innego, potem zobaczyć, wziąć najlepsze i zlepić
  • Canulas 02.08.2019
    marok, nie przegrasz, bo serio walczysz o warsztat. Wątpliwości i komplikacje są tego wszystkiego składowymi. WIem, że brzmi to jak świetlicowy kołczing, ale no. Poważnie. Nie kładziesz frankfurterkowego kindybałka na rozwój, tylko szukasz, drążysz i kombinujesz. Do Dumbeledorfa trochę ci brakuje, ale coś tam czarujesz.
  • marok 02.08.2019
    Canulas Dumbeledorfa to ja nie chcę. Nie dość że umorł chłop, to jeszcze na własne życzenie. Ić pan z takim czarodziejem :)
  • jolka_ka 02.08.2019
    Pewnie to zabrzmi trochę jak hipokryzja, bo sama robię podobnie, ale dla mnie nieco gęsto. W sensie w każdym zdaniu, no może prawie w każdym, są jakieś zawiłe metafory. I o ile to dodaje smaku, jeśli jest wyważone, to nawarstwianie daje nieco odwrotny efekt.

    Smutne. Nieco straszne, ale bardziej smutne. Chyba już o koniu coś pisałeś, ale wtedy nie doczytałam, bo było dla mnie zbyt brutalnie. Tu jest okej. Podobają mi się niektóre wyimki. Jak np.
    "poczerniałe od uśmiechów twarze" albo "w odpowiedzi otrzymał kolejne godziny ciszy" i wiele innych. Brakuje mi tylko bohatera w tym wszystkim. Jest on, ale kto? Na plus jest dialogi, te wszystkie poszarpane myśli są super. Trochę przypomina to pisanie Canulasa gdzieniegdzie (nie uznawaj tego za negatywne porównania, tylko za pochwałę), w tych poetyckich momentach.
    Pozdrawiam!
  • marok 02.08.2019
    Kryzys bohatera którego nie ma. No mam z tym problem spory. Wyznaczyłem już sobie za cel to unormować do chociaż poprawnego poziomu na start. A i z tymi metaforami, zdarza mi sie przesadzić. To pewnie przez zbyt dużo energii do wylądowania. Musze na zmęczeniu pisać, wtedy nie przedobrzę :)
  • jolka_ka 02.08.2019
    marok Jakbyś się znała na budowaniu postaci jakoś mocno, to bym Ci pomogła przy jakimś opku, ale to też moja średnia strona, bo raz wyjdzie lepiej, raz gorzej.
  • jolka_ka 02.08.2019
    Jakbym
  • Ritha 02.08.2019
    Mi natomiast to opku siadło fest. Moze lubie pustynno-sępi klimat, widze tego latającego ptaka i truchło konia i gdzieś tam tez bohatera (no może faktycznie nie na pierwszym planie, bo na pierwszym jest ptak), no i jest to dla mnie bardzo klimatyczne.
    "Kolejny wieczór nadchodził w obuwiu z brudu resztek dnia" - to piękne
  • Ritha 02.08.2019
    Boże jaki koment z dupy, sory, ale budzę dopiero umysła.
  • marok 02.08.2019
    Ritha, od ciebie to i tak dostałem dużo :)
  • JamCi 02.08.2019
    Mi bardzo, chociaż wisz. Mja opinia nie je fachowa, bo ja się na tym nie znam. Ja wim co mi to robi. Mi pasi ta tajemniczość, A bohater jest i nie ma pozornie, bo jak patrzeć na niego jak na część rzeczywistości, z którą jest zlany, to nagle staje się jasny i klarowny. A on jest jakby głosem i myślą.
    Dla mnie jak czytałam, to smutne bardzo. Samo zakonczenie tylko nie. Paradoksalniie.
    O widzę, że ktoś tak samo. Smutek wali.
    Wieczór w obuwiu z resztek dnia mnie rozwalił. Ja to se chyba wlezę jjeszcze parrę razy, bo tu jest więcej dla mnie.
    Lubię takie klimaty człowieka zanuurzonego w siebie, zanurzonego w świecie i dalej w niewiadomej.
  • marok 02.08.2019
    Dzięki bardzo. Ostatnio za dużo smutku nie miałem, więc teraz jest :)
  • JamCi 02.08.2019
    marok czasem musi być. Człowiek nie może się tylko uśmiechać jak prosię w deszcz. Czasem musi być smutny. Czasem musi plakać. Ja też :-)
  • JamCi 02.08.2019
    cyferka oczywwista.
  • pkropka 02.08.2019
    Dla mnie mega.
    Wybacz lakoniczny komentarz, ale jeszcze trawię Twój tekst. Zrobił na mnie duże wrażenie (akurat trafiłeś w emocje i opisy które lubię)
  • marok 02.08.2019
    A to się cieszę. Dzięki :)
  • Dzień dobry!
    Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – dziś o godz. 20.00.
    Pozdrawiamy :)
  • Marok, oto Twój zestaw:
    Postać: Pąsowy rycerz
    Zdarzenie: Ptaki ucichły

    Gatunek (do wyboru): Opowiadanie przygodowe/drogi lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 18 sierpnia (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)
  • Karawan 05.08.2019
    Zawitałem dziś do Zbrojowni - najlepsze prace dyplomowe PWSP Gdańsk, a tam... wypisz wymaluj prace Marokowe. Znaczy dobrze będzie Panie M :) - jak nie w pisaniu to w rysowaniu, a jak wisz trenin miszcza czyni!! :)
  • marok 05.08.2019
    Może mi podwędzili złodziejaszki. A nawet grosza za to nie dali :)
  • Agnieszka Gu 05.08.2019
    Hej,
    Ło panie, dziwne rzeczy się tu dzejom.
    Ale ja lubię takie mroczne, tajemnicze klimaciory ;)
    Niezłe to, choć chwilami się gubiłam w tym "mroku", ale ... niezłe.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania