TW #13 – Tyłem naprzód

TW #13 – Tyłem naprzód

 

Postać: Wyprany

Zdarzenie: Wizyta dziwnych sekciarzy

Gatunek: Western, Groteska, Horror, zakończenie inspirowane opowijskim klasykiem

 

(Opowiadanie w ramach uniwersum Tępego Joe)

 

Drzwi do saloonu zawachlowały równomiernie. Długi cień padł na podłogę, tnąc izbę na pół. Przesuwał się po kolejnych sylwetkach skąpanych w gwarze mieszających się głosów. Kilka podejrzliwych spojrzeń zakrytych pozorną obojętnością, kuło go za kołnierzem. Oparł się o krawędź lady. Szklaneczka wypełniła się mahoniowym płynem i ściśnięta przez szorstkie palce, zawisła w powietrzu. Przyglądał się jej uważnie, delikatnie przechylając raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie odrywając się od tej czynności, spacerowym krokiem przechadzał się wzdłuż kolejnych stolików. Zbliżając się do zakrytej półmrokiem ściany, dobiegł go śpiew szczupłej dziewczyny, kołyszącej się na lichym podejście zbitym z krzywych desek. Na tle pianina próbowała zwrócić na siebie czyjąkolwiek uwagę. Gdy wreszcie się udało, posłała między wersami nieśmiały uśmiech nieznajomemu. Przez jedno mrugnięcie okiem odwzajemnił półgębkiem gest i odwracając się ponownie ku stolikom, znalazł swój cel. Tamten musiał go zauważyć już na początku, bo siedział jak kobra przyczajona do skoku. Ogorzała słońcem i gorzałą twarz pofałdowała się w karykaturalny sposób przypominając Bibendum’a. Tymczasem nieznajomy pociągnął dużego łyka i odłożył szklankę na talię kart grających obok pokerzystów. Był to gong zwiastujący pojedynek. Atmosfera zgęstniała. Bzycząca gdzieś mucha wyszła niespodziewanie na pierwszy plan. Krzyżujące się spojrzenia. Skrzydła drzwi zaskrzypiały kilka razy z rzędu, oznajmując ucieczkę co bardziej zlęknionych duszyczek. Reszta wstrzymywała oddech. Wywrócony stolik dał sygnał do rozpoczęcia. Zanim jeszcze zdążył opaść, wwierciły się w niego trzy kule, by ułamek sekundy później dopaść celu. Mężczyzna z rozlewającymi się po ciele ranami z niedowierzaniem patrzył na własny rewolwer, którego nie zdołał nawet skierować we właściwym kierunku. Padł na podłogę, czołgając się w stronę przeciwnika, znaczył krwawą linię demarkacyjną. Widownia poderwała się z siedzeń chwytając za butelki, krzesła i broń palną. Sąsiad zaczął okładać sąsiada, brat brata, tania dziwka niedawnego klienta - wszystko jedno. W chaosie rozgorzały dawne lub urojone urazy, a przy ich braku zawsze można wpierdolić komuś, bo jest dobra okazja. Przez balustradę na pietrze rzucano w szturmujących doniczkami, pacyfikując co bardziej agresywnych. Gdy już ostatni padali nieprzytomni, ścieląc sobą podłogę, bzyk muchy znów zdominował powietrze. Paradoksalnie dziewczyna na podeście wciąż stała w tym samym miejscu, z rozwartymi szeroko ustami obserwowała owada. Silne pacniecie dłoni ukróciło jego żywot, jak tylko usiadł na krześle.

— Teraz twoja kolej. Śpiewaj!

Rozdygotany z emocji głos zaintonował piosenkę.

 

— Gówno ci powiem, psi synu! — cedził, wypuszczając spomiędzy zębów bańki czerwonej śliny.

Silne ramiona wcisnęły go kolejny raz do balii.

— Zdechniesz, ale na pogrzebie będziesz przynajmniej ładnie pachniał. Nie dziękuj.

— Pierdol się! — zawrzeszczał po wypluciu mydlin.

— Hmmm, „Mydło z murzynem”. Przetestujemy?

Pomiędzy zęby wcisnął mu kostkę mydła. Zaciśnięta na ustach ręka, mimo męczącego dławienia i odruchów wymiotnych, zmusiła do połknięcia.

— Kurwa! Zapłacisz mi za…

— A jeszcze troszkę cię wypłukam, dobra?

Przytrzymany pod wodą dłuższą chwilę ledwie zipał.

— I co, będziesz gadał? Jakie to słowo-klucz? Nie chcesz gadać? Niech będzie, sam to rozszyfruję. Tylko mapkę zabiorę.

Końcówka noża wbiła mu się w ramię wycinając tatuaż.

 

Miesiąc później…

 

Pukanie. Joe ostrożnie otworzył.

— Dzień dobry!— zawołał serdecznie mężczyzna po drugiej stronie.

— Nie, dziękuję! — Zatrzasnął drzwi.

Pukanie się powtórzyło, ale bardziej natarczywie. Joe otworzył ponownie.

— Nie, nie, to nie tak, ja panu nie chce niczego sprz… — zimna lufa dotknęła mu czoła.

— Wypierdalaj w podskokach. Zrozumiano, czy mam ci przetłumaczyć inaczej?

— Niech pan pozwoli wyjaśnić — wtrąciła się kobieta trzymająca się dotychczas poza polem widzenia. Z szerokim uśmiechem wyglądała jak idiotka. Joe przeglądając się tej osobliwej parze, rozważył wszystko w myślach i opuścił broń.

— Macie dwadzieścia sekund na wyjaśnienia. Dwadzieścia… Dziewiętnaście…

— No więc tak, my porwaliśmy pana siostrę — zaczął mężczyzna.

— No to zapierdole!

— Nie, nie, niech pan poczeka! — zaapelowała kobieta.

— Ale chcemy ją oddać!

Joe zmrużył oczy.

— Siedemnaście… Szesnaście…

Parka wymieniła szybkie spojrzenia.

— Za godzinę ją odwiezie jeden z naszych ludzi.

— Piętnaście… Czternaście…

— Całą i zdrową.

— Trzynaście… Dwanaście...

— I dorzucimy skrzynkę whisky!

— Przekonaliście mnie. Macie szczęście, już lada dzień rozgryzł bym wasz szyfr i wbiłbym do waszej sekciarskiej kryjówki.

Kobieta prychnęła lekceważąco, nie przestając szczerzyć przyjaźnie zębów.

— Niech pan wybaczy, ale raczej wątpliwe — wytłumaczył mężczyzna. — Przez cały miesiąc pan nie wpadł, że to lekka wariacja szyfru Cezariańskiego. Straciliśmy już nadzieję, więc stąd nasza wizyta.

Joe pokręcił z niezadowoleniem nosem.

— Dobra, ale dlaczego ją oddajecie? Nie sprawdziła się? Nie nadaje się na ofiarę krwawego kultu?

— Ależ skąd! Świetnie się nadaje, tylko nasi członkowie wykazali się nadgorliwością w ostatnich tygodniach i porwali za dużo dziewic z okolicy.

Kobieta pokiwała potwierdzająco głową.

— I co z tego? — zdziwił się Joe.

— Widzi pan, my jesteśmy szanującą się sektą i tryb składania ofiar ściśle określa nam grafik. — Długi pasek papieru rozwinął się z ręki mężczyzny aż do ziemi. — Nasze ostatnie święto wymagało złożenia tylko pięciu ofiar i tyle też złożyliśmy. Pana siostra niestety się nie załapała. Następne wypada dopiero za dwa miesiące, a koszty utrzymania wciąż rosną.

— To mogliście ją zarżnąć od tak, wypędzić, rzucić psom na pożarcie…

— Ale…

— … sprzedać do burdelu…

— ...my…

— … oddać Indianom…

— … jesteśmy...

— ...przekonwertować na sekciarkę…

— … porządną sektą!

Zapanowała niezręczna cisza. Goście próbowali nadrabiać dobrą miną, ale z kiepskim skutkiem. Joe czuł się rozczarowany.

— Ale wiecie, że nie chodzi o to, żeby dorwać króliczka, tylko go gonić? — Pokiwali głowami. — I co teraz? Pozbawiliście mnie całej przyjemności z prowadzenia krwawej wendetty.

— I dlatego dostarczymy również skrzynkę whisky w ramach przeprosin.

— Tyle możemy dla pana zrobić.

— Dobra, trudno, dawajcie ją tutaj.

 

Kolejny miesiąc później…

 

— El! Hej, El! Przynieś butelkę! — Joe siedząc przed chałupą poczuł narastające pragnienie.

— El! Jesteś tam, do cholery!? — ponowił prośbę po dłuższej chwili.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, zaklął siarczyście pod nosem i wstając z taboretu, udał się do chałupy. Na wejściu poczuł, że coś jest nie tak. Wnętrze wciąż sprawiało wrażenie przyjemnego azylu przed popołudniowym upałem, ale w powietrzu zawisła tajemnicza groźba. W mroku rozświetlanym tylko kilkoma cienkimi snopami promieni przebijającymi się przez dziurawy dach, dotarł do spiżarni, gdzie znalazł skrzynkę z trunkami. Wyjął z niej ostatnia butelkę whisky od tych zdziwaczałych sekciarzy. Ze smutną refleksją o przemijaniu wszystkiego, co dobre, wyciągnął zębami korek. Pociągnął kilka łyków. Gdy skończył, wytarł usta rękawem i rozejrzał się dookoła.

„Musi być w kuchni, bo gdzie by indziej”– pomyślał. Ale tam jej też nie było. Usłyszał tylko drapanie.

— Cholerne szczury — wymamrotał pod nosem zmieniając nagle obiekt poszukiwań. Przechodząc od pomieszczenia do pomieszczenia, stukał w ściany, nasłuchując dowodu na obecność nieproszonych domowników. Dotarłszy do sypialni siostry, zatrzymał się w drzwiach.

— O, jesteś! Dlaczego nie odpowiadałaś?

Skrobanie nasiliło się, dobiegając od strony stojącej w kącie Elizabeth.

— Hej, El! To ty tak skrobiesz? El, odbiło ci? Odezwij się.

Joe poczuł narastający chłód bijący z wnętrza pomieszczenia. Martwa cisza wysunęła macki, owijając się na jego gardle.

Przez ciało Elizabeth przeszedł napinający mięśnie spazm. Jej głowa zaczęła się powoli obracać, mimo że tułów wciąż odwrócony był do ściany. Do drapania dołączył odgłos nadrywanych ścięgien. Przypominała zepsutą lalkę, której nadpobudliwe dziecko ukręciło łepek. Jej umazane fioletem oczy skupiły się na Joe.

— El… – wyszeptał z niedowierzaniem.

— Nazywam się Azazel – wycedziło coś z wnętrza zdeformowanego ciała.

— Ups.

 

Ciąg dalszy zapewne nie nastąpi…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • fanthomas 22.07.2019
    Western groteska i horror-teoretycznie lepiej być nie może
  • Ale że co? Kolejny, że już? Ja nawet nie zdążyłam pomyśleć co i jak... Ehhh
    PS. Podlece później...
  • Witamy nowy tekst! :)
  • Canulas 23.07.2019
    Najpierw wątpliwość:
    Od początku tekstu do pierwszego dialogu, a więc na dość małej przestrzeni tekstu, słowo "się" wyskakuje siedemnaście razy. To na tyle dużo, że łatwo zauważyć. Przynajmniej kilka zdań można przebudować.

    Tera już ochy i achy.

    "— Widzi pan, my jesteśmy szanującą się sektą i tryb składania ofiar ściśle określa nam grafik. — Długi pasek papieru rozwinął się z ręki mężczyzny aż do ziemi. — Nasze ostatnie święto wymagało złożenia tylko pięciu ofiar i tyle też złożyliśmy. Pana siostra niestety się nie załapała. Następne wypada dopiero za dwa miesiące, a koszty utrzymania wciąż rosną." - zajebistee.

    "Wyjął z niej ostatnia butelkę whisky od tych zdziwaczałych sekciarzy." - literówka

    No więc fajne, to bo przypomina kingowski Creepshow w luźnym wydaniu. Mamy tu trzy mini historie bardzo fajnie, że sobą powiązane. Luźne, nienadęte i z humorem. Jestem na tak.
  • Basileus 26.07.2019
    Dzięki, Can. Już mi się 1001 raz nie chce tego czytać w sprawie tych powtórzeń, ale pewnie masz racje.
    Pozdro :)
  • jesień2018 23.07.2019
    Dzień dobry, Basileo :)

    Najpierw kilka uwag.
    Na początku podmiotem jest cień, który w pewnym momencie zmienia się w człowieka. Wydaje mi się, że już spojrzenia dotyczyły człowieka, a z całą pewnością, to człowiek oparł się o krawędź lady.
    No tak, filmowa narracja, ujęcie po ujęciu. Całe opowiadanie przypomina film.
    "Kilka podejrzliwych spojrzeń zakrytych pozorną obojętnością, kuło go za kołnierzem". - coś tu przefajnowane, po pierwsze chyba "kłuło"? Po drugie, kompletnie nie mogę sobie tego wyobrazić.
    "Zbliżając się do zakrytej półmrokiem ściany, dobiegł go śpiew szczupłej dziewczyny" - Idąc do domu padał deszcz ;))) I druga sprawa - jak głośno tam było? Skoro śpiewu nie było słychać od razu po wejściu, musiał być tam straszny hałas, warto chyba to gdzieś zaznaczyć.
    "Ogorzała słońcem i gorzałą" - Albo zrobisz z "ogorzałej gorzałą" atut, albo zmień słowo.

    No tak, zastrzeżenia dotyczą głównie pierwszej części.
    Mam kłopot z połączeniem tych części. Przychodzi mi do głowy wyjaśnienie (z Joe jako głównym bohaterem), ale wydaje się niekonsekwentne. Jako osobne scenki, też niezbyt mi to gra. Zdradź, proszę, czego nie widzę.

    Ok, poza tym fajny tekst. BARDZO mi się podobała scenka z sekciarzami, którzy chcą oddać siostrę. Lekka, zabawna, bardzo udana.

    Pozdrowienia!
  • Basileus 26.07.2019
    Cześć Jesień.
    Warsztatu mi nie stykło zapewne na to, żeby poprowadzić ten tekst bez tych zgrzytów jakie zauważyłaś, ale koncepcja była taka( uwaga ponożej zdradzam elementy fabuły):

    Pierwsza cześć miała być westernem. Cień oczywiście to Joe, który jest wzorowany tytaj na Banderasa z początku filmu Desperados. Znalazł wtykę do sekciarzy w knajpie i się zaczęło. Tłum jak to często na westernowych komediach bywa zlapał okazje by sobie poużywać też.
    Następnia scena to jak Joe, który wciąż pozorowany na badassa, podtapia postrzelonego w knajpie, by wycoągnąć z njego inf.
    Z sekciarzami to już taka inspiracja Monty Pathonem głównie i pokazania już Joe z bardziej groteskowej strony.
    A ostatnia część to już niby horror z wyraźnym nawiązaniwm do tego co było wcześniej.
    Uff... To tyle. Mam nadzieję, że pomogłem naświetlić i rozwiać niejasności.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)
  • 00.00 26.07.2019
    Nie przepadam za westernami, ale w takim ujęciu zmieniam zdanie. :)
    Przeskoki sceniczne jak najbardziej pasują do tych wydarzeń. Szczególnie lot owada, zamrożenie obrazu z odwróceniem uwagi od panujacego chaosu.
    Dużo humorystycznych zwrotów.
  • Basileus 26.07.2019
    Dzięki Wielka Szu :)
  • Witam,

    "kuło go za kołnierzem." — kuło? kłuło?
    https://sjp.pwn.pl/szukaj/k%C5%82u%C5%82o.html

    "Szklaneczka wypełniła się mahoniowym płynem i ściśnięta przez szorstkie palce, zawisła w powietrzu." — ściśnięta szklanka... nieszczęśliwie mi to zabrzmiało, bo skoro ściśnięta - to pewnie pękła. Może lepiej pochwycona (?), trzymana (?),

    "Przyglądał się jej uważnie, delikatnie przechylając raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie odrywając się od tej czynności, spacerowym krokiem przechadzał się wzdłuż kolejnych stolików. Zbliżając się do zakrytej półmrokiem ściany, dobiegł go śpiew szczupłej dziewczyny, kołyszącej się na lichym podejście zbitym z krzywych desek." - się, się, się, się, się, się, się, się......

    "Bibendum’a" - szto eto? pytam z ciekawości...

    "Wywrócony stolik dał sygnał do rozpoczęcia." - ja się pytam: rozpoczęcia czego? bo to tak jakby urwane w pół zdanie.

    "Mężczyzna z rozlewającymi się po ciele ranami z niedowierzaniem patrzył na własny rewolwer, ..." - rany się rozlewały, czy krew z ran (?)

    "Padł na podłogę, czołgając się w stronę przeciwnika, znaczył krwawą linię demarkacyjną." - fajne z tą linią demarkacyjną, ale brak mi tu w zdaniu łącznika: "Padł na podłogę [i] czołgając się w stronę przeciwnika, znaczył krwawą linię demarkacyjną. "

    "W chaosie rozgorzały dawne lub urojone urazy, a przy ich braku zawsze można wpierdolić komuś, bo jest dobra okazja." - nie mam nic przeciw wulgaryzmom, ale w tym wypadku, gdzie wcześniej wszystko jest pisane z użyciem raczej delikatnego, kulturalnego słownictwa, tutaj mi się to gryzie.

    "Przez balustradę na pietrze rzucano w szturmujących doniczkami, pacyfikując co bardziej agresywnych." - piętrze - literówka, plus słowo "szturmujący" - nie jest chyba odpowiednio dobrane tutaj. Przecież tu nie było szturmu na lokal a bójka.

    "Silne pacniecie dłoni ukróciło jego żywot, jak tylko usiadł na krześle." - pacnięcie - literówka

    "wtrąciła się kobieta trzymająca się dotychczas poza polem widzenia. " - się, się... znów zbyt blisko siebie....

    "— Widzi pan, my jesteśmy szanującą się sektą i tryb składania ofiar ściśle określa nam grafik. — Długi pasek papieru rozwinął się z ręki mężczyzny aż do ziemi. — Nasze ostatnie święto wymagało złożenia tylko pięciu ofiar i tyle też złożyliśmy. Pana siostra niestety się nie załapała. Następne wypada dopiero za dwa miesiące, a koszty utrzymania wciąż rosną." - genialne :)) uśmiałam się setnie.

    Od dialogu odliczania "dwadzieścia, dziewiętnaście... jakby puściła ci jakaś blokada, i pisanie szło już z górki. Wrażenie ciężkości i lekkiej nieporadności słownej ustąpiło miejsca płynności. Tu jest już fajnie.

    "— ...przekonwertować na sekciarkę…" - taaaa, tutaj już bosko się czyta :))

    "W mroku rozświetlanym tylko kilkoma cienkimi snopami promieni przebijającymi się przez dziurawy dach, dotarł do spiżarni, gdzie znalazł skrzynkę z trunkami. " - ładnie skonstruowane, fajnie oddające klimat, zdanie. Podoba mnie się.

    Początek był nieco toporny, ale końcówka świetna :)
    Pozdrawiam :))
  • Ritha 29.07.2019
    Dzień dobry :)
    Gatunek brzmi zachęcająco :D
    „(Opowiadanie w ramach uniwersum Tępego Joe)” xD (nie pytam skąd czerpiesz inspiracje)

    „Oparł się o krawędź lady. Szklaneczka wypełniła się mahoniowym płynem i ściśnięta przez szorstkie palce, zawisła w powietrzu. Przyglądał się jej uważnie, delikatnie przechylając raz w jedną, raz w drugą stronę. Nie odrywając się od tej czynności, spacerowym krokiem przechadzał się wzdłuż kolejnych stolików. Zbliżając się do zakrytej półmrokiem ściany, dobiegł go śpiew szczupłej dziewczyny, kołyszącej się na lichym podejście zbitym z krzywych desek” – obadaj czy nie za gęsto występuje tutaj „się”

    „Tymczasem nieznajomy pociągnął dużego łyka i odłożył szklankę na talię kart grających obok pokerzystów” – to zdanie (na pierwszy rzut oka) sugeruje, że to karty grają a nie pokerzyści (wiem, niedorzeczne, ale tak mi się nasunęło po przeczytaniu)

    „Widownia poderwała się z siedzeń chwytając za butelki, krzesła i broń palną” :))) Lubię westerny. Trącające o groteskę także.

    „Sąsiad zaczął okładać sąsiada, brat brata, tania dziwka niedawnego klienta - wszystko jedno” – półpauza zamiast dywizu
    „Silne pacniecie dłoni ukróciło jego żywot” – pacnięcie*

    Świetne dialogi, jest energia, konsekwencja, pomimo – że tak powiem – odjechanej linii fabularnej.

    „— Widzi pan, my jesteśmy szanującą się sektą i tryb składania ofiar ściśle określa nam grafik. — Długi pasek papieru rozwinął się z ręki mężczyzny aż do ziemi. — Nasze ostatnie święto wymagało złożenia tylko pięciu ofiar i tyle też złożyliśmy. Pana siostra niestety się nie załapała. Następne wypada dopiero za dwa miesiące, a koszty utrzymania wciąż rosną” :DDD

    Bardzo fajnie Ci to wyszło, Basileo :)
  • jolka_ka 29.07.2019
    O, a to TW mi umknęło. Wrócę.
  • pkropka 30.07.2019
    Piękne opisy, luźny humor i niepokojąca końcówka. Super.
    Szczególnie ujęło mnie "Ups" :)
  • Ritha 18.10.2019
    Hejo, żyje Pan? Może jakiś dziennik z podróży? ;p
    ps. wciąż zazdroszczę San Lucido... :3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania