TW #14 - Szukając
Postać: Seksowna bibliotekarka
Zdarzenie: Ostry zakręt
~opowiadanie drogi~
Wbrew pozorom mało ludzi zastanawia się nad ulotnością życia, jego beznadziejnością. Wolą się zatracać w codzienności, zapominać o tym, co ważne i ważniejsze. Jest to przecież najłatwiejsza z dróg; nie wymaga takiego poświęcenia, bólu. Po co w ogóle o tym myśleć? Czemu w jakimś masochistycznym akcie rozmyślania człowiek ma pozbawiać się przyjemności? Trudno znaleźć odpowiedź, ale wygląda na to, że właśnie ci ludzie jej szukają. Tracy McGriffin, była bibliotekarka, jest jedną z nich. Nie zdążyła się niestety wpisać na oficjalną listę łowców sensu życia, ale nie ma to zbyt wielkiego znaczenia – tak naprawdę liczy się tylko to, co ona uważa za słuszne. Taka tam ideologia wymyślona gdzieś na postoju podczas wcale niemetaforycznej drogi, w którą niedawno wyruszyła. Po co? Bóg jeden wie. A nie, ona przecież nie wierzy...
— Może postawić ci drinka, mała?
Pierwsze, co zwróciło jej uwagę to szczerbaty uśmiech. Dopiero potem zerknęła wyżej na ociężałe, zapijaczone oczy i głębokie bruzdy na czole. Stały bywalec przydrożnego baru, jak udało jej się wywnioskować po szybkiej analizie dość oczywistego wizerunku.
Stanie było widocznie niezręczne, więc mężczyzna usiadł na stołku obok, oparł łokcie o blat. Przez chwilę milczeli, Tracy nie była chętna do prowadzenia rozmowy. Czekała tylko na drinka, nie miała czasu ani chęci by poznawać lokalną faunę. Facet zaś wydawał się być zahipnotyzowany jej pięknem. Była to tylko krótka chwila, migawka na filmie, ale zdążył się napatrzyć.
— Nie, dzięki — odrzekła w końcu chłodno, już nawet nie spojrzała w jego stronę.
Nie wyglądał jej na gościa, który łatwo odpuszcza, szczególnie, gdy już wypatrzy "mięsko", ale tym razem chyba jej się poszczęściło. Mężczyzna niechętnie i ślamazarnie wstał, przeszedł gdzieś w głąb lokalu, zapewne by posiedzieć ze swoimi. Wyglądał spokojnie, ale jego brzydko opalona twarz zdawała się wyrażać konsternację, jakkolwiek dziwne by to się nie zdawało. Tracy jednak się tym za bardzo nie przejęła, w końcu zdążyła się przyzwyczaić do kontaktu z różnymi osobnikami w trakcie swojej kariery zawodowej. Poprawiła włosy, oplotła jeden z kosmyków wokół palca, spojrzała ukradkiem za siebie, patrzyła jak tamten facet odchodził, choć ledwie go było widać wśród tych wszystkich ludzi, którzy z jakiegoś powodu przechodzili z miejsca na miejsce. W końcu barmanka podsunęła jej drinka – Białego Ruska, klasykę gatunku. Chwyciła kieliszek, wypiła dość szybko. Nie chciała zostawać tu zbyt długo. Miała jeszcze trochę kilometrów do przejechania, okolica też nie wyglądała na zbyt przyjazną. Taka tułaczka do zawsze ryzyko. Nie można za długo zostawać w jednym miejscu. Świat jest w końcu niebezpieczny – nigdy nie wiadomo, kiedy cię zdradzi.
Na parkingu już czekał czerwony ford mustang, który w tym ostrym, pustynnym słońcu błyszczał niczym drogocenny rubin. Szła pewnie, miała już trochę dość tutejszego powietrza. Jednak los nie chciał, by tak szybko znikła. Pięciu czarnuchów w bandanach, dwóch z kijami, jeden trzymał nożyce ogrodnicze. Wyglądali dość śmiesznie, jak parodia prawdziwych gangusów, ale jednak kręcili się wokół auta jak ćmy. Przejeżdżali spoconymi łapskami po karoserii, ze zniecierpliwieniem przedeptywali po popękanym betonie. Tracy nie przestraszyła się zbytnio, jednak zwolniła kroku. Miała tylko torebkę i seksapil – ryzyko mogło się okazać zbyt duże. Jako kobieta wykształcona, znaczy oczytana i rozsądna chciała wybadać sytuację, spróbować znaleźć inne wyjście. Dzwonienie na policję nie wchodziło w grę — po pierwsze za długo, po drugie nie o taką sprawiedliwość nic nie robiła.
— Przejmujemy furę, kurwa! — zagadał w końcu jeden z nich, najwyższy, jak się jej wydawało, łamanym slangiem, niebrzmiącym specjalnie przekonująco.
Tracy podeszła bliżej, przyjrzała się groźnym złodziejom, każdemu z osobna zdążyła spojrzeć w oczy. Westchnęła ciężko, na pewno ją usłyszeli.
— Idźcie sobie — powiedziała chłodno.
Zawrzało.
Piątka czarnuchów momentalnie do niej doskoczyła. Zaczęli skakać jak małpy, wymachiwać prowizorycznym orężem, rzucać bluzgami bez najmniejszego sensu. Tracy przemknęła obok nich, nawet nie mrugnęła. Rozwścieczyło ich to jeszcze bardziej, ruszyli za nią; aż do samego końca podskakiwali wokół mustanga. W końcu odpaliła silnik, zasunęła przezornie szybę. Odsunęli się szybko, usłyszała brzdęk blachy, pewnie jeden z nich w akcie desperacji uderzył kijem w karoserię. Tak jak się spodziewała – gangsterska gadka była tylko na pokaz. Wyglądało na to, że jednak w tych stronach nie było prawdziwych mężczyzn, albo przynajmniej wszystkim, których spotkała poobcinali jaja. Tak czy siak mknęła już pustą, rozgrzaną drogą, mając przed sobą perspektywę dotarcia do jakiegoś nowego miejsca. Mapy zostawiła w mieszkaniu – tutaj liczyła się tylko wędrówka, poszukiwanie sensu, kontemplacja nad ulotnością życia i takie tam. W końcu zasunęła szybę, wystawiła zadziornie łokieć za okno, by zasmakował trochę wolności amerykańskich dróg.
Po pewnym czasie zauważyła jednak, że droga się rozwidla. Dość niespodziewane, wręcz niepokojące zjawisko. Cały czas jechała przed siebie, unikała nieoczywistych wyborów, lecz teraz musiała zdecydować – gdzie zaprowadzi ją los. Wybrała jednak coś o wiele bardziej nielogicznego i bezsensownego. Ostry zakręt, który spostrzegła dosłownie w ostatniej chwili. Hamulec ręczny, drift na pustej drodze; skręciła niczym zawodowy kierowca rajdowy.
Wyglądało na to, że to był najprawdziwszy ostry zakręt w jej pogmatwanym życiu. Niby nic ciekawego, ale Tracy musiała dużo zapracować by dojść do tego punktu. Albo wcale nie musiała. Bóg wie. A nie, Boga nie ma, jest tylko los, no tak. Tak czy siak zmieniła bieg, jechała dalej i tyle. Chyba na tym polega egzystencja. Nic specjalnego aż do momentu obrócenia w proch. Tak to może już wyglądać, gdy jest się jednym z wielu. Albo się nie dobiera zawodu do wyglądu.
***
— Na pewno chce pani zostać bibliotekarką?
— Tak, a w czym problem?
Rekruter dokładnie obejrzał kandydatkę. Wydatne piersi, proste, czarne włosy, nogi, choć schowane pod biurkiem, długie i zgrabne...
Komentarze (15)
Albo wygląd a zachowania, wygląd a zawód.... coś w tym jest niepokojącego.
Hm:) Ciekawe. Można się zderzyć z narratorską oceną nie tylko bibliotekarki. Mimo paru potknięć stylistycznych, tekst wciąga swoją filozofią. Dooobre!
Pozdrawiam.
"Czemu w jakimś masochistycznym akcie rozmyślania człowiek ma pozbawiać się przyjemności?" - fajne pytanie w opisywanym wcześniej kontekście.
"Dzwonienie na policję nie wchodziło w grę — po pierwsze za długo, po drugie nie o taką sprawiedliwość nic nie robiła." - nie o taką sprawiedliwość nic nie robiła? Nie rozumiem o co ci tu chodziło?
"Cały czas jechała przed siebie, unikała nieoczywistych wyborów,..." - ładnie napisane :)
Więc tak, jak ona wsiada do tego samochodu, jak oni tak skakali wokół? Że jej nie szturchneli czy coś.
Przyrozwidleniu dróg pomyślałam, że brakło ci pomysłu ale na końcu stwierdzam, że chyba rozumiem, jakaidea ci przyswiecała - idea codziennego egzystencjalizmu zmieszana z pozorami wolnych wyborów. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Opowiadanie napisane jest ciekawie, choć jest kilka potknięć, cały czas na coś czekałam...
Nieźle wyszło :)
Pozdrawiam
"Niby nic ciekawego, ale Tracy musiała dużo zapracować by dojść do tego punktu. Albo wcale nie musiała. Bóg wie. A nie, Boga nie ma, jest tylko los, no tak." - to ładne <3
Przypominamy o obdarowywaniu zestawami – jutro o godz. 20.00.
Pozdrawiamy :)
Postać: Zmyślony przyjaciel-morderca
Zdarzenie: Wszystko się zmieniło
Gatunek (do wyboru): Punk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
Czas na pisanie: 13 października (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania