TW #19 hip i z mostu hop, na dno

TW # 19 hip i z mostu hop, na dno

Postać: Największy poeta

Zdarzenie: Stanowcza dezaprobata

Gatunek: ?

 

Jeśli stopa to grzech a werbel wybaczenie, niech śmiało uderzy i wydobędzie z podziemi mego wstydu wdzięczność. Debiutancka płyta wyniosła mnie na piedestał. Prawda - byłem wtedy inny. Niepokorny, dziki. Jak Balboa sprzed pierwszego lania, nieskalany. Sława i chwała nie są dla każdego. Wchodzą w człowieka nagle i czynią go pajacem. Druty w kończynach - śmiechu warta marioneta. Sztywność większa niż azjatyckiego pala. Gdy dla dobrego ziomala stajesz się bucem - możesz bez żalu podstawić łeb pod klamkę hejtera. Świat tylko zyska.

Ostatni mój krążek nie odniósł sukcesu. Co więcej, został zbesztany przez samego Elektrapera. Elektraper napisał, że spuścić w kiblu to mało. I: śmierć największego rap-poety.

Łapałem doła, jak pani lekkich tira. W końcu złapałem. Pojechałem do Rosji radzieckiej. Tej w umyśle. Łaziłem po ośce bez celu, waliłem bronka za bronkiem, głównie tego z puchy. Potem wypłacałem chleby znajomym, co zrodziło złe owoce, bo przyszli silniejsi (znajomi tych znajomych) i wystrzelili mnie na orbitę.

W poszukiwaniu inspiracji, chciałem opuścić miasto, i uderzyć w tereny wiejskie. Potrzebowałem spokoju, urlopu od wymiany ognia z krytykami. Przewietrzyć beret - priorytet. Wyłączyłem telefon, zabrałem dyktafon, zeszyt i cztery niebieskie długopisy. HWDP, jakby co.

Do Raciborówkowic zawiózł mnie Bogdan, mój dil. Wysadził na rozstaju dróg, pod krzyżem. Tkwiłem w centrum prowincji, niczym widły w gnoju. Na szczęście, kuzyn Andrzej szybko zgarnął mnie, ruchem sprawnego zbieracza. Grzybka siup do kosza. Atawizm kurwa mać.

W kuchni - a był to wrzesień - wódka, sernik, maniurka Jędrka bananowymi usty wieczór zdobiąca, z jamnika prawilne nuty: Molesta, Hemp Gru, WWO. Gorąco, swojsko jakoś. Padło pytanie: jak tam nasz największy poeta? Niezręczność zapadła. Iglasta, cera ceglasta. Wyłożyłem im kawę na ławę. Że Elektraper udupił album, że porażka, że dobra sława dobiegła właśnie końca. Kuzyn z laską zatroskani, w smutku. Poszła gorzałka w ruch, aby strącić niezręczność. Pierdol to Marcinku, rzekł stukając w kielona i pogłośnił, bo wszedł "Jeszcze będzie czas". Ryknęliśmy na całe gardła: cannabis, whisky, ananas, jeszcze będzie czas, by odpoczywać! Gorąc, rumień. Ciacho, popita, alko i zalewany robak typu ksiądz, bo czarna żałoba. Bredziłem bez sensu i zaliczyłem glebę. Zgona też.

Nazajutrz, leczenie kaca, przywoływanie utraconej glorii: ukryta, zamaskowana autoagresja. Informacja: Andrzej, Andrzej, ja na spacer idę. Jego błogosławieństwo, w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Miasto odsunięte, odtwarzane w pamięci - nęciło, kusiło. Przybierało kształt smogowej, niewyraźnej bryły, co majaczyła grą czerni z brudną bielą, grą chaotyczną, trudną. Głos miasta - narastający poliszept, kakofonia i dysonans rdzawego krzyku. Skrzypienie ciężkiego sprzętu; tramwaj, czy czołg. Wsio ryba. Zapach - spalina, którą oddycha wiosna, używkowy terror. Tęsknota. Wieś nie zachwycała. Zamiast chłonąć walory kolorów, mazowiecką równinę zagęszczałem betonowym lasem. Durne to.

Szedłem nieuczęszczaną szosą, w głowie sztosy różne: pierwszy blant, pocałunek z Elą na moście, rapowe zajawki, pierwszy hajs, duży hajs, palony hajs. Seksy, sklepy, klipy, koks i całkowita ślepota spowodowana cugiem. Kontakty, kontra kontrakty. Odbita palma, sodowe tsunami niszczące wszystko. Na zgliszczach dawnego ja, ktoś wzniósł twora, podobnego do bezrefleksyjnego amatora tanich uciech. Kto. Kto stworzył owego chuja? Nowy ja nie zauważał osiedlowej braci. Pech. Duma to zachłyst zbiorowym wyobrażeniem o tobie samym. Zachłyśnięty, przerastasz wspomniane wyobrażenie, jak balon wypełniony helem robisz za gorzką autoparodię, ale lecisz dalej, przecież nic nie widzisz. Dlatego dystans. Z odległości widać całość. Dlatego prowincja, prolife, sto pro, bro. Włączyłem dyktafon, nawijałem pod znakiem drogowym, z przekazem podprogowym: muczenie krów, ryczenie na życzenie, wieś. Skręciłem w polną dróżkę, rosa, mokre moro. W końcu, wkurwiony wyłączyłem nagrywanie. Nie szło. Usiadłem w zaroślach, głaz za taboret robił. Reminiscencja: buczenie koncertowe, fucki i nieludzkie gesty. Śmierć światła gwiazdy. Wyobraźnia płatała figle: widziałem siebie martwego, zabitego podczas koncertu. Bang w klubie. Cóż.

Ujrzałem ślimaka. Wolno szedł ślimaczek ten. Bardzo wolno. Ślimak, ślimak, wystaw rogi, dam ci sera na pierogi. Ślimaczy śluz - znajomy ślad. Poślad.

Powolność.

Minęła godzina a on nie zrobił dwóch centów. Ziewnąłem. No ruszaj się, wołałem. Zrobił przerwę. Ruszał tymi oczami i badał sytuację. Może nastukany?

Ślimakowatość ogarniała powoli, skutecznie, podstępnie. Decyzja: chrzanić, zostaję tu.

Zasnąłem w krzakach, tuląc do serca ślimaka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Witamy nowy tekst!
    Oraz przypominamy o linku w stosownym wąteczku:)
  • JamCi 18.10.2019
    Ooooo... :-) rano wrócę.
  • nimfetka 18.10.2019
    O Rzeszów, bardzo dobry tekst. Sposób prowadzenia narracji idealnie wpisuje się w kreację klimatu jaki Ci przydzielono. A słownictwo rewelacyjne. Tekst naprawdę porządnie wykonany. Tylko tu zjadłeś: "Łaziłem po ośce bez celu"
    Świetny tekst.
  • nimfetka 18.10.2019
    aaargh powtórzenia, nie myślę już
  • jagodolas 19.10.2019
    Generalnie dzięki. Za wskqzanie błędów też. Chociaż tam miało być ośka, czyli dobrze
  • Mane Tekel Fares 19.10.2019
    Świetnie napisany, sugestywny obrazek. Mam nadzieję, że historia rozrośnie się.
  • jagodolas 19.10.2019
    Dzięki Mane. Jak będę miał pomysły to moze i rozrośnie to
  • JamCi 19.10.2019
    Znowu inny. Ty jesteś jak kameleon w tym, co piszesz. Piszesz o obcym mi świecie, z którym się mijam a nawet omijam. Ale tekst ciekawy, takie wprowadzenie mnie w inny świat słowami, które mnie bardziej nęcą niż on sam.
    Tylko nie zgnieć koleżki przez sen. Robię Wam daszek z pięciu gwiazdek.
  • jagodolas 19.10.2019
    JamCi dzięki za daszek. Ślimak poszedł sobie.
  • Ritha 19.10.2019
    Zaznaczam i przycwałuję tu niebawem :)
  • Lamb 19.10.2019
    ''przycwałuję'' <3
    I pozdrawiam i też do Ciebie przycwałuje
  • Ritha 19.10.2019
    Lamb :)))

    Jagodolasie, otóż przycwałowałam niniejszym i w lakoniczne słowa komentarz ubiorę, gdyż działam z komórczaka w chwili obecnej, do rzeczy zatem! Tekst bardzo w Twoim stylu (chyba po przeczytaniu kilku z Twojej serii już wyczaiłam deczko styl jagodolasowy). Słownictwo z polotem, jest klimat i taka, hm... swojskość.
    Jestem na tak, proszę Pana :)
  • jagodolas 19.10.2019
    Ritha dzięki za cwał godny i sprawiedliwy. Cieszę się ja
  • Pasja 19.10.2019
    Kawał historii i dobrego rapu wyłania się spod tekstu. Codzienność i bolesny poród gwiazdy, rap-poety. Skurcze i powikłania zawsze idą w parze w poszczególnych okresach, od powijaka do osiągnięcia pełnoletności, osiągnięcia szczytu. Tylko trzeba uważać, aby zbyt szybko nie spaść. Cienka granica dzieli sukces i porażkę. Nie isnieje ekspert w dziedzinie "histerii", więc bohater boryka się z coraz to boleśniejszymi skurczami wnętrza i stanowczą dezaprobatą.
    Jest moc i jest energia, tylko trzeba znaleźć ten moment by pozostawić niepokój i lęk . Są kilowaty i dobrze ugryziony temat zestawu.
    Dobra jazda bez prawa jazdy tormelinos.
    Pozdrawiam
  • jagodolas 19.10.2019
    Dzięki bardzo. Ażem musiał luknąć co to to tormelinos:)
  • Lamb 19.10.2019
    Byłam. Wspaniałe wcielenie się w postać rapera, Ty kameleonie, dobry naśladowco. Czytałam na głos, bo i chłopakowi, więc miałeś dwóch czytelników, i że zabawne i udane uznaliśmy oboje. Z wylosowanego zestawu wywiązałeś się ''git'', ale i wywinąłeś się sprawnie, z poety robiąc parodię poety trochę, robiąc to, co chcesz. Cenię to, jak i myślę, że miałeś ochotę na coś. Mojemu Patusowi Artyście też tekst przypasował, i pytał czy Ty jesteś trochę taki Seba, ale wytłumczyłam, iż nie, tylko niesamowicie się wcielasz.
  • jagodolas 19.10.2019
    Dzięki za czyt. Poezji szczerze mówiąc nie czytam, więc nie wiem o niej nic. W sensie jak ma wyglądać, itd. Jeden w mojej ostatniej pracy, jak paliliśmy to powiedział, że wyglądam jak dres. Ale to generalnie jego opinia :)
  • Jagodolasie, zmień kategorię na Trening Wyobraźni :)
  • Adelajda 22.10.2019
    Czytając początek tekstu myślałam, że w ogóle mi nie podejdzie, ale końcówka zmieniła moje zdanie. Naprawdę dobrze napisane, specyficzne zdania, klimat. Z tymi ślimakami to coś jest na rzeczy, bo też swego czasu lubiłam je wplatać w moje twory.
    Pozdrówki.
  • jagodolas 22.10.2019
    Ja tego tekstu nie lubię, dlatego w ogóle mnie nie dziwi, że na początku nie podchodził. A ślimaki są super. Takie flegmatyczne jak nieeeeeeeeeeeewieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeem. Pozdr!
  • pkropka 26.10.2019
    Żonglujesz słowami mając nad nimi pełną kontrolę. Podziwiam :)
    Fajnie być ślimakiem. Wtedy życie nie ucieka.
  • jagodolas 27.10.2019
    Dzięki!!
  • szopciuszek 27.10.2019
    Hm, dobre. Jakby siedziało się naszemu ziomeczkowi w głowie. Czuć i poetą i hip hopem. ;)
  • jagodolas 27.10.2019
    Mesi!
  • jagodolas 27.10.2019
    Mersi
  • Canulas 28.10.2019
    Noo dobre jak zwykle, choć raczej nie Twój najlepszy, Kreacja zacna. Historia również udana.
  • jagodolas 28.10.2019
    Dzięki Canulas bardzo i pozdrówki/a
  • Witam,
    Początek taki trochę, no nie podszedł mi zbytnio. I nie mówię o technicznych aspektach (bo napisane dobrze) ale fabularnie mi się to jakoś tak dłużyło... Nie umiałam wczuć się, czy tam załapać klimatu. Potem było coraz lepiej, koniec fajny, zamknął całość, nadał sens.
    Opko pozwala wleźć do głowy i odbyć drogę usianą rozmaitymi meandrami.
    Podsumowując, jest niezłe, a momentami (pod koniec) naprawdę fajne.
    Pozdrawiam
  • jagodolas 28.10.2019
    No.właśnie ja nie lubię textu tegoż a że miałem napisać toma napisał właśne.tak. dzięki za odbior

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania