Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

[Hejterska pętla czasu] — Wielki Tyłek Wielkiej Łuny cz.2

Postać: Bazyliszek

Miejsce: Igloo

Zdarzenie: Widziałem jak umiera sen czarownicy

Emocja: Trauma / Lęk

 

[Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci oraz zdarzeń jest przypadkowe i stanowi fikcję literacką.]

 

Hejterska pętla czasu — Wielki Tyłek Wielkiej Łuny cz.2

 

Data: koniec sierpnia 2144 rok

Miejsce: Transportowiec Kosmicznego Przedsiębiorstwa Wydobywczego Barbary Szczepanowskiej

 

Negocjacje handlowe Baśki z przemytnikiem Canulasem, zwanym przezeń złośliwie Wenfloniastym, jak zwykle przebiegały dość burzliwe. Jednak przez wzgląd na łączącą ich starą więź, po większych lub mniejszych bojach z reguły osiągali konsensus. Tak było i tym razem, gdy siedząc w kokpicie jej transportowca, ona delektowała się świeżo przypieczętowanym interesem, ćmiąc tubalną fajkę i pokasłując na przemian a on rozkoszował zarobkiem, popijając cudnie schłodzone Śląskie Piwo. Po zakończonych geszeftach oboje lubili umilać sobie czas luźno prowadzonymi pogaduchami.

— Ja nie chcę nic mówić Basiu, ale doszły mnie słuchy, że ten twój Ojgyn na dupy se lata…

— Nie wnerwiaj mnie, dobrze ci radzę! — odpowiedziała, pozornie tylko spokojnie zaciągając się kolejnym szlugiem.

— No cóż, jeśli cię to nie interesuje…?

Interesowało. Nie po to pomogła Ojgynowi w ucieczce z więzienia na Victorii**, żeby jej teraz takie numery wywijał. Jej – Baśce Szczepanowskiej, właścicielce Kosmicznego Przedsiębiorstwa Wydobywczego, która z narażeniem własnej reputacji i ku zgorszeniu otoczenia, wdała się z nim w burzliwy romans, wspierając go nie tylko swoim ognistym temperamentem ale i początkowo pokaźną sumą pieniędzy, dzięki którym mógł rozkręcić swój interes – i on teraz z nią tak próbował pogrywać?! Tymczasem Canulas, niczego nie przeczuwając, łaskawie podzielił się z nią kilkoma plotkami w tym temacie. Gdy skończył, ryknęła:

— Niedoczekanie! Ubiję jak psa, tego kutafona!

Następnie doskoczyła do przemytnika, któremu w ułamku sekundy spełzł z twarzy głupkowaty uśmiech i, zmrużywszy przebiegle oczy, wycedziła:

— Do XX wieku skacze, jakąś Wielką Dupę czy tam Łunę podrywać?! Skąd masz te informacje? Gadaj, bo ci…

— Dobra, spokojna twoja mać. — Przemytnik, który wyraźnie zaczynał się pocić, odstawił kufel i podniósł tyłek z fotela, aby dodać sobie nieco odwagi. — Zapłacisz, to powiem… — ni to żartem, ni to na poważnie, rzucił głosem bardziej drżącym, niżby zamierzał. Baśka zareagowała jednak błyskawicznie i nie dając mu żadnych szans, zadała cios kolanem tam, gdzie absolutnie żaden mężczyzna nie chciałby oberwać. Canulas skulił się i na powrót przysiadł, wydając z siebie zduszony jęk.

— Słuchaj Wenfloniasty! — Tymczasem dalej kontynuowała natarcie, przechodząc na chwilę od czynów do słów, czym nieco uspokoiła kołaczące w panice serce przemytnika. — Ty ze mną tak nie pogrywaj, dobrze ci radzę! Złe masz u mnie układy!?

— Wszystko ci powiem, tylko nie podchodź… — zduszony szybki szept zawisł w powietrzu, po czym omdlały Canulas osunął się na podłogę.

 

Kubeł zimnej wody wylany na łeb oraz okłady z lodu przyłożone w obolałym miejscu, szybko go ocuciły i pozwoliły jakoś przetrwać „przesłuchanie”. W związku z tym, informacje których jej udzielił były krótkie i rzeczowe. Baśka słuchała uważnie, zgrzytając zębami i jednocześnie przenikliwie wpatrując się w jego twarz.

— Słuchaj Wenfloniasty, dam ci sztabę złota i pomożesz uciec tym gówniarzom. No i of course, przyprowadzisz ich do mnie. Ponyal? — Przemytnik nerwowo przytakiwał głową. — Spotkam się też z tą… no, tą czarownicą od tuneli, z Olympusa***. Ale najsampierw… — tu zawiesiła na chwilę głos, pykając w zamyśleniu dymem ze swojej potężnej fajki — wyjaśnię coś sobie z Ojgynem…

 

Szybko wychodząc, a właściwie prawie wybiegając, Canulas obejrzał się jeszcze niepewnie, przysięgając sobie po stokroć w duchu, iż nigdy, przenigdy więcej, nie będzie próbował targować się z wściekłą z zazdrości kobietą. Trauma z tym związana, oraz ryzyko utraty życia lub w najlepszym przypadku nabawienia trwałego kalectwa, za cholerę nie były tego warte.

 

***

 

Data: koniec sierpnia 2144 rok [tuż po „przesłuchaniu” przemytnika przez Barbarę Szczepanowską]

Miejsce: Centrum Rozrywki na stacji okołomarsjańskiej Bradbury****

 

Twarde i groźne oblicze Ojgyna budziło uzasadniony lęk i respekt jednocześnie. Siejący niegdyś grozę pirat, dziś był wpływowym magnatem i właścicielem potężnego Centrum Rozrywki. Ten mocarnej budowy mężczyzna, siedział przeważnie w swoim rozległym biurze, upłynniając swój czas na prowadzeniu szemranych interesów lub wydając dyspozycje, czy też karcąc opornych pracowników. Tak było również i tym razem, gdy z impetem wkroczyła doń Baśka. W związku z jej przybyciem, natychmiast przystąpił do przepędzania wszystkich z pomieszczenia, żywiołowo rycząc swym tubalnym głosem, podczas gdy ona, pozornie spokojna czekała przy drzwiach, którymi w popłochu wylatywali wylęknieni tubylcy. Gdy zostali w końcu sami, twarz Ojgyna, wpatrzonego maślanymi oczami w Ukochaną, przyoblekł błogi uśmiech. Podkręcając masywną ręką gęstego wąsa, zagadnął doń namiętnie, acz… nieco niepewnie:

— Witom cie kociku. Co cie tu skludzo?

 

Kilka chwil później…

No! Takiego strzała dawno od niej nie dostał. Dość, że podnosząc z podłogi siebie i swój masywny fotel, Ojgyn ledwo utrzymywał się na nogach. Fotel zresztą też. Przyłożył rękę do sinego i opuchniętego teraz oka, rozmyślając jednocześnie, co też od niej usłyszał, zanim zobaczył ciemność i odleciał. Gdzieś w głębi obolałych teraz zwojów mózgowych, na granicy świadomości, kołatało mu złowróżbnie wypowiedziane zdanie – „Już ja ci dam podrywanie czarownic z tunelów czasoprzestrzennych!”. Jeśli to były słowa Jego Basi, a wszystko na to wskazywało, to doświadczenie oraz instynkt samozachowawczy podpowiadały mu, iż za żadne skarby nie należy ich lekceważyć.

 

***

 

Data: koniec sierpnia 2144 rok [niedługo po „przesłuchaniu” przemytnika i wizycie Barbary Szczepanowskiej u Ojgyna ]

Miejsce: Więzienie na planetoidzie Victoria

 

Wydostanie więźniów z Victorii nie było łatwe, zwłaszcza dla kogoś, kto chciał zaoszczędzić na łapówkach. A Canulas chciał. Chłopcy zareagowali bardzo entuzjastycznie na wieść, iż jakaś „Pani Basia” zasponsoruje im ucieczkę, w zamian za pewne informacje. Żaden nie widział w tym problemu, a wręcz przeciwnie. W euforii spowodowanej widmem wolności, przegadywali się jeden przez drugiego i dopiero twarde – „Zamknąć ryje!” – rzucone przez Canulasa, nieco ich przystopowało. Następnie przemytnik przystąpił do zapoznania się z umiejętnościami więźniów, w celu profesjonalnego rozpoznania zakresu dostępnych możliwości, mogących mieć zastosowanie w planowanej ucieczce. Przepytanie na tę okoliczność dwóch kumpli Vegi, niestety nie wniosło nic przydatnego. W związku z tym faktem, Canulasowi ręce nieco opadły, ale wziąwszy głęboki oddech, postanowił walczyć dalej.

— Dobra, tera ty Vega. Zastanów się, co umiesz.

— Wędkować, gwizdoć, pogować…

— Ja się pytam co umiesz, co by mogło pomóc w ucieczce?

— Aaaa… no, miołem staż w straży pożarnej, więc sporo umia, nie chwaląc się.

— Konkrety!

— Noo, łazić po ścianach…

— Jak spajder? — Na ułamek sekundy w oczach przemytnika zawitał błysk nadziei pomieszanej z niedowierzaniem.

— Nu, aż tak to ni, ale…

— Czyli też gówno umiesz.

— Może ta marsjańska czarownica by nom pomogła? — Nieco zbity z tropu Vega, nie dawał jednak za wygraną i wyrzucił z siebie nowy pomysł.

— Że, kto?

— No ta laska, Strażniczka znaczy, z tego marsjańskiego wulkanu, jak mu tam? Umie lotać w czasie. Takie czary mary. To może ona by coś mogła, ten tego…

Przemytnik już dalej nie słuchał. „Jednak bez łapówek się nie obejdzie” — stwierdził zrezygnowany w duchu i powlókł się zniechęcony w kierunku „budki strażników”, aby podjąć stosowne kroki w tym zakresie.

 

Najnowszy nabytek Canulasa, super szybki statek kosmiczny Bazyliszek, przemierzał próżnię międzyplanetarną na „pełnym gazie”. Zorganizowanie ucieczki nie było łatwe, ale dobrze wyrychtowany finansowo przez Baśkę, osiągnął w końcu swój cel i nawet, dosyć tak usatysfakcjonowany, ciął kosmicznym szlakiem, kierując się ku marsjańskiemu wulkanowi Olympus Mons.

 

***

 

Data: koniec sierpnia 2144 rok [niedługo po ucieczce Vegi i kumpli z więzienia na Victorii]

Miejsce: Kopuła w jaskini na zboczu Olympus Mons

 

Strażniczka, stopniowo wybudzająca się z pięknego, przesyconego rozkoszą snu, niechętnie pozwalała mu odlecieć w mglisty niebyt, aby wraz z otwarciem oczu, mógł ostatecznie odejść w niepamięć i umrzeć, ulatując na zawsze. Jednak musiała to uczynić. Ktoś się zbliżał. Drgające delikatną poświatą na powietrznym ekranie czujniki systemów namierzania, wyraźnie wskazywały kierunek, z którego nadlatywali intruzi. Komnata, wyżłobiona w centrum jaskini tuż nad Przejściem, miała konstrukcję przypominającą ziemskie igloo, skutecznie odgradzającą ją od wrogiej atmosfery Marsa, jednak nie była w pełni chroniona przed szperaczami nadlatujących pojazdów. Wielka Łuna podniosła się z posłania i czujnym wzrokiem powiodła po migotliwych wskaźnikach, gdy tymczasem szczelna budowla w kształcie kopuły, stopniowo wypełniała się delikatnym światłem. Przeciągnąwszy leniwie, wciąż rozespane jeszcze ciało, postanowiła zrobić sobie kawy i przygotować się na przybycie nieproszonych gości.

 

— To ty też się nazywosz Wielka Łuna? — Vega kręcił głową z niedowierzaniem, aż mu się kolorowy „kogut” na czubku głowy wyginał na boki. Strażniczka jednak nic nie odpowiedziała, lustrując go krytycznym wzrokiem, od stóp po czubek kolorowo ufryzowanej głowy. Vega nie pozostawał jej dłużny i nie mogąc doczekać się odpowiedzi, równie bezczelnie wlepiał w nią oczy. Po niedługiej chwili wypalił ponownie, tym razem z przekąsem: — Tamta na Ziemi jest dużo ładniejsza. — Ułamek sekundy później, niejako w odpowiedzi, dostał od niej strzała w pysk. I w zasadzie na tym zakończył on, ten swój zapoznawczy dialog z „Głupią Marsjańską Wielką Francą” – jak ją ostatecznie nazwał, tyle, że teraz już nieco przezorniej, bo w myślach.

 

Pani Barbara Szczepanowska rozmówiła się z marsjańską Strażniczką w dużo szerszym zakresie, solennie poprzysięgając jej pomoc w trzymaniu Ojgyna z dala od tej jaskini. Widząc zapalczywość i determinację, w głosie i wyrazie twarzy pani Szczepanowskiej, Wielka Łuna uznała, iż nie ma już powodów do obaw, iż kiedykolwiek jeszcze Pan Mech alias Ojgyn zaniepokoi ją swoją obecnością. Wypiwszy kawę i osiągnąwszy upragnione harmonijne porozumienie, każdy udał się w swoją stronę – Vega z kumplami wrócił do Spodka***** w 1994 roku, Canulas do szemranych interesów, a Baśka do skruszonego i wciąż rozkochanego w niej do szaleństwa, Ojgyna.

 

 

* Tupungato — Stratowulkan w Andach, na granicy argentyńsko–chilijskiej. Wysokość 5264 m n.p.m. Powstał w plejstocenie.

** Victoria — planetoida odkryta przez J.D.Hinda w 1850 roku. Ma 113 km średnicy i wydłużony kształt. Jeden obieg wokół Słońca zajmuje jej około 3 lata. Jest zaliczana do asteroid typu S.

*** Olympus Mons — wygasły wulkan tarczowy na Marsie. Uważany za najwyższą górę w Układzie Słonecznym.

**** Raymond Douglas Bradbury (1920–2012 r) — amerykański pisarz, należący do czołówki światowych twórców fantastyki. Autor m.in. „Kronik marsjańskich.”

***** Spodek — Hala widowiskowo–sportowa, w Katowicach przy Al. Wojciecha Korfantego 35.

 

[Dziękuję panu Jerzemu Strzeja za konsultację językową oraz czas poświęcony na przełożenie fragmentów tekstu na śląską gwarę.]

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Margerita 06.03.2018
    pięć ale Canulas dostał w klejnoty odważna z Baśki babka no i waleczna
  • Agnieszka Gu 06.03.2018
    Dzięki Marg, też tak myślę. Pozdrowionka :)
  • Bożena Joanna 06.03.2018
    Jak zawsze fantastyczne postacie, Baśka i Canulas. Z nimi biedny i trochę niewierny Ojgyn nie ma szans. Zawsze będzie przegrany, nie może zdradzać Baśki w cyber przestrzeni. Bardzo podobał mi się opis siedziby Wielkiej Łuny, czułam się jak w kinie, jakbym naprawdę widziała tę komnatę i migające czujniki. Niesamowity tekst! Pozdrowienia!
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Opis komnaty powstał głównie dzięki inspiracji Margerity, która obdarowała mnie tematyką w TW ;)
    Dziękuję, żeś się pochyliła nad tekstem :)) Pozdrawiam
  • Pasja 06.03.2018
    Świetne opisy i jakie barwne postacie. Jednak Baśka jest nie do pokonania. Radzi sobie świetnie ze stadem męskich osobników. Tylko dlaczego utrzymuje Ojgyna? Ta jedyna rzecz mi się nie podoba. Wybrnęłaś fajnie z tematem.
    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Założeniem było, iż Baśka wspomogła jedynie Ojgyna na początku jego "kariery", zaraz po ucieczce i to w zamian za udział w zyskach, ale jeśli tak to zrozumiałaś, co oznacza, że coś tam źle nie dopowiedziałam w tekście. Dziękuję, że zwróciłaś uwagę, bo mnie też by to się nie podobało.
    Pozdrawiam :))
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Coś tam delikatnie pozmieniałam w tekście, może teraz będzie czytelniejszy przekaz finansowania Ojgyna przez Basiencję ;)
  • Pasja 07.03.2018
    Agnieszka Gu no teraz może być. Rozkręciła mu interes i teraz niech wydaje na czarownice.
    Pozdrawiam
  • Kim 07.03.2018
    Agu nie czytam na razie -> obiecałam sobie, że najpierw Baśka. Także wrócę tu później :)))
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Spokojnie ;)
  • Canulas 07.03.2018
    "Jednak przez wzgląd na łączącą ich starą więź" - no ba.

    Baśka zareagowała jednak błyskawicznie i nie dając mu żadnych szans, zadała cios kolanem tam, gdzie absolutnie żaden mężczyzna nie chciałby oberwać. - eee, spakojna, no.

    Ok. Fajne to bardzo, ale jeszcze lepiej jak się jest na bieżąco z serią i zna smaczki oraz niuanse.
    Twarde babki w Twych realiach się jawią.
    Miodzio, A.Gu.
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Tia, dzięki żeś zajrzał :) Pazdrawliaju :)
  • Canulas 07.03.2018
    Agnieszka Gu - podlinkuj we wątku
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Canulas ?
  • Agnieszka Gu 07.03.2018
    Aaa już wiem, dobra..
  • Nachszon 11.03.2018
    Czytając nie mogłem się uwolnić od kojarzenia Canulasa z Hanem Solo:) No to sobie baby poczynają; tu w jaja jednemu, tam w pysk drugiemu. Gdzieś mam taki biznes, niefajna ta przyszłość. Fajniutko się czyta, jak zawsze. :)
  • Agnieszka Gu 11.03.2018
    Han Solo? Chyba żartujesz, poważnie? W jednej z części serii "Baśka", bohaterka tak go właśnie nazwała ;)) Jak widać, nie tylko tobie się z nim skojarzył :)) Ale ciekawy zbieg okoliczności :)
    Dzięki za komentarz i pozdrawiam :)
  • Canulas 11.03.2018
    Agnieszka Gu , oj tam. Canulla, to Canulla ;)
  • Ritha 12.03.2018
    „Już ja ci dam podrywanie czarownic z tunelów czasoprzestrzennych!” - cóż za agresywna kobieta z tej Barbary, pobiła wszystkich ;)

    "Wydostanie więźniów z Victorii nie było łatwe, zwłaszcza dla kogoś, kto chciał zaoszczędzić na łapówkach. A Canulas chciał" - haha, role obsadzasz brawurowo

    Dialog przemytnik Canulas vs Vega - świetny

    "Umie lotać w czasie" :D (puls za gwarę, beka)

    "Strażniczka, stopniowo wybudzająca się z pięknego, przesyconego rozkoszą snu, niechętnie pozwalała mu odlecieć w mglisty niebyt, aby wraz z otwarciem oczu, mógł ostatecznie odejść w niepamięć i umrzeć, ulatując na zawsze" - ładnie ujęte

    "wskazywały kierunek z którego nadlatywali" - przecinek przed "z którego"

    Super tekst, ie czytałam serii o Baśce, podobało się pomimo to. Vega ma potencjał. Dobrze prowadzisz narrację, zaciekawia.
    Gwiazdów pięć, pozdrawiam :)
  • Agnieszka Gu 12.03.2018
    Dzięki Ritha, żeś się pochyliła nad tekstem oraz za uwagi. Zaraz lecem poprawiać ;)) Pozdrowionka :))
  • Tanaris 14.03.2018
    "— Dobra, tera ty Vega. Zastanów się, co umiesz.
    — Wędkować, gwizdoć, pogować…" – rozwaliłaś system, dawka humoru i jedyne, co trzeba napisać – świetny tekst. Opisy jak dla mnie bomba, zdecydowanie działają na wyobraźnię i czytelnik od razu zostaje wrzucony na głęboką wodę, wprost do innego wymiaru, normalnie kocham. 5 ;D Czekam na kontynuację.
  • Agnieszka Gu 14.03.2018
    Witam,
    Dzięki Tanaris za dobre słowo ;) Cieszę się, ze ci się podoba. Pozdrawiam ;))
  • Szudracz 17.03.2018
    Przeplatanie się imion i nazwisk, oraz język jaki używasz podkreśla ostrość koloru tego opowiadania. :)
  • Agnieszka Gu 17.03.2018
    "Ostrość koloru: :) ładnie określone :) Dzięki i pozdrawiam :)
  • Canulas 17.03.2018
    A.Gu - A.Gu - losujta zestawa.
  • Elorence 18.03.2018
    Wow!
    Bardzo mi się podobało.
    Nie warto zadzierać z zazdrosną kobietą, bo to zawsze źle się kończy... Kiedy faceci wreszcie to pojmą? :D
    Używasz świetnego języka. Niby ładnie, "po polskiemu", a tu nagle "strzeliła w pysk" itp. No i Spodek, Śląskie Piwo - same plusy!
    Pozdrawiam :)
  • Agnieszka Gu 19.03.2018
    Oo i tutaj też podleciałaś. Niezmiernie mi miło :) Pozdrowionka
  • Adam T 31.05.2018
    W końcu jest pani Barbara w całej swej krasie ;) A mnie ciągle kołacze w głowie jej nucone dawno, dawno temu: "leże se i kwiczę se, łoo jee" (pewnie było inaczej, ale lecę z pamięci).
    Taka ciekawostka:
    Kosmiczne Przedsiębiorstwo Wydobywcze, w skrócie KPW. W moich stronach mówiło się kiedyś "ka pe wu" zamiast zwykłego "rozumiesz?"; takie moje wspominki z zmierzchłych czasów.
    Dużo tu "przemocy", najpierw Canulas dostaje w klejnoty, potem Ojgyn ląduje na deskach, i to wszystko z rąk jednej, kruchej zdawałoby się, istoty. W skali brutalności daję 7 na 10 ;) Dzieci nie powinny tego czytać ;))
    Oczywiście żart.
    Znowu samo się czytało.
    Pozdrawiaki ;)
  • Agnieszka Gu 31.05.2018
    Bardzo mi miło, że tu się kręcisz :) a jeszcze bardziej, że pamiętasz wątek z piosenką nuconą przez Basiencję ;))) KPW — a faktycznie ;)) Wiesz, że ja nie skojarzyłam. Też znam to powiedzenie :))
    Dzięki i pozdrowionka :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania