TW # 04 Serenissima
Temat: rozmowa o pracę
Postać: napalony impotent
Pod podanym mu przez przyjaciela i protektora adresem znalazł niewielki, elegancki, ale też nierzucający się w oczy, ulokowany bezpośrednio nad jednym z kanałów domek. Znajdująca się zapewne na tyłach i ukryta przed wzrokiem gapiów przystań umożliwiała jego tajemniczym mieszkańcom zachowanie dyskrecji. Tego rodzaju zalety potrafił docenić. Zebrał, oczywiście, dostępne informacje, ale dowiedział się niewiele. Tylko tyle, że posesję wynajęto kilka tygodni temu jakiejś tajemniczej, najprawdopodobniej wysoko postawionej osobistości, która wolała pozostać w cieniu. To również potrafił zrozumieć, podobnie jak i to, że spotkanie wyznaczono po zmroku. Wenecja szczyciła się wprawdzie tytułem „Najjaśniejszej Republiki”, nie oznaczało to jednak, iż jej uliczki oświetlano w sposób do tego miana odpowiedni. Uderzył w drzwi ciężką, mosiężną kołatką.
Odrzwia otwarły się niemal natychmiast, najwidoczniej oczekiwano jego wizyty. Pozbawiony jakichkolwiek wyróżniających się cech służący, którego twarzy przypadkowy gość zapewne nie potrafiłby po kilku dniach rozpoznać, przyjął płaszcz i bez słowa zaprowadził przybysza do gabinetu.
— Zechce pan spocząć, messer Giacomo. Może wina?
Pomimo wygłoszenia uprzejmych słów, równie nijako wyglądający mężczyzna w średnim nie raczył wstać zza masywnego biurka. Nie czekał też na zgodę gościa lecz skinieniem ręki polecił słudze podać trunek. Przynajmniej wino okazało się bardziej niż przyzwoite. W świetle świec mógł ocenić rubinową barwę, pozostałe zmysły poinformowały o bogatym bukiecie oraz wytrawnym, lekko owocowy posmaku. Skinął z uznaniem głową, wstępna ocena gospodarzy wydawała się prawidłowa, chociaż nie liczył oczywiście na to, że rozmawia z ową wysoko postawioną osobistością, która miała jakoby potrzebować jego wielorakich i specyficznych talentów.
— Otrzymaliśmy na pana temat bardzo dobre rekomendacje, messer Giacomo. Pański przyjaciel, messer Matteo, zapewnił nas, że jest pan w stanie zaspokoić nasze potrzeby. To znaczy, zaspokoić życzenia mojego pana, za co jest on gotowy hojnie się odwdzięczyć.
— Słyszę to z prawdziwą przyjemnością i chętnie oddam się na usługi tego dostojnego oraz wspaniałomyślnego wielmoży.
— Messer Giacomo, podający się za szlachcica. W rzeczywistości urodzony przed trzydziestu laty syn Giovanny Farussi, córki szewca, znanej bardziej pod pseudonimem Zanetta, aktorki. Ojcem miał być rzekomo hrabia Giovanni G..., pomińmy zresztą nazwisko, bo to przecież nieprawda. Przyjmijmy raczej, że zacna Zanetta pozostała w tym wypadku wierna swojemu mężowi, Gaetano, również aktorowi.
Drgnął. Dużo o nim wiedzieli, ale to także nie mogło dziwić, skoro zamierzali skorzystać z jego szczególnych talentów, a signor Matteo zapewnił, że chodzi o bardzo poważnego zleceniodawcę, któremu z pewnością nie zależałoby na żadnym głośnym skandalu. Oczywiście, nie popełnił tego błędu, by pytać o to, w jaki sposób rozmówca taką wiedzę zebrał. Dawano mu po prostu do zrozumienia, że wstępuje na służbę u naprawdę wpływowej i mającej długie ręce persony.
— Messer, doceniam, że zadał pan sobie tyle trudu, ale z pewnością nie zostałem zaproszony po to, aby roztrząsać koleje losu mojej skromnej osoby.
— I tu się pan myli, messer Giacomo. Na początek chciałbym bowiem porozmawiać właśnie o panu. Nie przypadkiem zwróciliśmy bowiem uwagę na pańskie talenty. Otóż wiemy, że spotyka się pan z pewną uroczą mniszką z klasztoru San Angelo, która to prawdziwie anielska dziewczyna zdaje się darzyć pana szczerym uczuciem. Rodzina zamknęła ją za kratami, ale nie zniszczyło to jej miłości, a pan znalazł sposób, by nawet w takich okolicznościach okazać damie gorliwą atencję. Tak gorliwą, że nieszczęsna zmuszona została spędzić płód.
Drgnął po raz kolejny. Czyżby został wciągnięty w przemyślną pułapkę zastawioną przez urzędników Inkwizycji? Ale w takim wypadku nie zadawano by sobie przecież tyle trudu, niepotrzebna byłaby dyskrecja i przede wszystkim nie częstowano by wybornym winem, bo instytucja ta słynęła ze skąpstwa. I przecież w Serenissimie Inkwizycja podlegała państwu, oficjalnie zwalczać miała herezję oraz nieobyczajność, ale tak naprawdę ścigała konspiratorów zagrażających władzy i ustalonemu porządkowi. Jego drobny romans z mniszką nie stanowił żadnego zagrożenia, a weneckie klasztory od dawna traktowano bardziej jak świątynie Amora, niż miejsca surowej pokuty.
Rozmówca zauważył zaniepokojenie gościa, dopiero po chwili postanowił jednak rozwiać jego obawy.
— Ta mniszka, signorina Caterina, nazwisko pominę, to prawdziwa piękność. Obiecał jej pan małżeństwo, na co jednak nie zgadza się rodzina. A dziewczyna ukoiła już swój żal nie tylko w pańskich ramionach, co sama panu wyznała, messer Giacomo.
Raz jeszcze nie potrafił powstrzymać nerwowego drgnięcia. O wszystkich innych sprawach mogli się dowiedzieć, jeżeli posiadali odpowiednie kontakty i nie poskąpili złota, ale to?
— I tu dochodzimy do właściwego celu naszej rozmowy. Urocza Caterina urozmaica sobie nudę życia klasztornego, o ile można nazwać je nudnym w tym wspaniałym mieście, towarzystwem innej mniszki, niejakiej Marii, równie pięknej, ale odrobinę starszej i bardziej doświadczonej. Zrozumie pan, oczywiście, że i jej nazwisko pominę.
— Jak najbardziej. Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego akurat z tego powodu zostałem tutaj zaproszony – zdecydował się wreszcie zadać jakieś pytanie.
— Otóż mój pan również korzysta z wdzięków tejże Marii, od czasu do czasu. Posiada wystarczające wpływy, by mury klasztoru nie stanowiły żadnej przeszkody, a nawet dodawały całej sprawie odrobiny pikanterii. A pikanteria właśnie jest tym, czego mój pan pożąda najbardziej.
— Jaka w tym wszystkim moja rola?
— Nie domyślił się pan jeszcze, messer Giacomo? Otóż Maria wspomniała mojemu panu o swojej uroczej, młodszej kochance oraz o łączących was dwoje uczuciach. Może już nie tak wzniosłych, jak niegdyś, ale przecież nadal żywych. A także o niezrównanych talentach, które wykazuje pan jakoby w służbie Amora oraz pięknych dam. Takie umiejętności nie mogą się zmarnować. Mój pan chciałby przekonać się o prawdziwości tych opinii.
— Czyli myślicie o wspólnej schadzce?
— O wielu schadzkach, jeżeli mój pan będzie zadowolony. On... nie planuje przyłączać się za każdym razem. Prawdę mówiąc, zamierza częściej przyglądać się z ukrycia waszym igraszkom we troje. Pojawi się osobiście, o ile zdołacie go odpowiednio pobudzić, a to nie jest zadaniem łatwym, jeżeli wie pan, messer Giacomo, co mam na myśli. Tym bardziej, że urocza Caterina powinna pozostać tymczasem nieświadoma jego dyskretnej obecności.
— Chyba zaczynam rozumieć.
— Mój pan potrafi okazać hojność, jak już mówiłem. Na początek oferuje dwieście cekinów, potem umówimy się na nowo, w zależności od tego, czy i w jakim stopniu okaże się zadowolony. Dodatkowo pokryje koszty wina i kolacji. Tutaj również nie zamierza skąpić.
— Zdążyłem się już o tym przekonać, messer. — Uniósł kielich z resztką trunku. — Gdzie mielibyśmy się spotykać?
— Najczęściej tutaj, a od czasu do czasu w klasztorze San Angelo. To kwestia dodatkowej pikanterii, jak już wspominałem.
— Rozumiem.
— Ufam, że potrafi pan wszystko zorganizować. W razie potrzeby możemy służyć dyskretną pomocą, ale mój pan wolałby uniknąć zbyt otwartego zaangażowania. W grę wchodzą poważne względy państwowe.
— Rozumiem — powtórzył.
Kaprysy wielkich panów potrafiły okazać się bardzo dziwne, a dla obrotnego człowieka bez grosza przy duszy stanowiły zarazem żyłę złota. Tutaj wyczuwał prawdziwą kopalnię, godną zamorskich posiadłości króla Hiszpanii.
— Liczymy na dłuższą i udaną współpracę, messer Giacomo. — Rozmówca wstał zza biurka i osobiście tym razem napełnił kielichy. — Proszę przygotować wszystko na najbliższą środę. Wiemy, gdzie można pana znaleźć.
Opróżnił naczynie, nie bez nadziei, że podczas planowanej schadzki podany zostanie trunek równie wyborny. Wszak urodę kobiet tak niedościgłych jak Caterina oraz jej przyjaciółka, na którą także zdążył już zwrócić uwagę podczas niedzielnych wizyt w rozmównicy, należało smakować z klasą. Do tego dwieście cekinów. To rozwiązałoby jego obecne problemy z gotówką. Na początek... Byle tylko ten wielki pan nie okazał się kompletnym nieudacznikiem. Nie wątpił jednak, że w towarzystwie Cateriny i Marii zdoła pobudzić najbardziej nawet wysuszoną łodygę.
***
— Dobrze się spisałeś, Pietro. Obiecujący, młody człowiek. — Otyły, ubrany z dyskretnym przepychem mężczyzna w zaawansowanym wieku średnim wszedł do gabinetu przez ukryte drzwi.
— Jestem pewien, że zaspokoi wszelkie życzenia Waszej Eminencji. Posiada bardzo dobre referencje.
— Tylko bez żadnych tytułów, zależy mi na dyskrecji.
— Oczywiście, doskonale to rozumiem. Pamiętajmy jednak, panie, że to Wenecja. Tutaj na wiele spraw spogląda się inaczej.
— Mimo wszystko, minister panującego nam najmiłościwiej króla Ludwika mógłby nie przyjąć zbyt dobrze tego, że wybrany przezeń pełnomocny ambasador tegoż króla przy władzach Serenissimy wdał się w podobną aferę. Wenecja nie znaczy już wprawdzie tyle, co niegdyś, ale skandale nam niepotrzebne.
— Oczywiście, panie. Dołożę wszelkich starań. Wynajęta gondola, bez żadnych herbów, sami pewni ludzie.
— Jak najmniej ludzi, Pietro. Jak najmniej. A tak swoją drogą, przypomnij mi, jak nazywa się ten młody człowiek? Skoro ostatecznie nie uważasz go za syna hrabiego?
— A, to niejaki Giacomo Casanova, Wasza Dostojność.
Komentarze (35)
Co do stylu, to albo piszę podobnie do kogoś innego, albo może natknęłaś się na jakieś inne moje opowiastki, które zamieszczam tu i ówdzie na necie.
Pozdrawiam
Też pozdrawiam
W ogóle to w tytule dobrze by było napisać TW #04, ale to już jak uważasz.
Wsparcie techniczne:
„Pod podanym przez przyjaciela i protektora adresem znalazł niewielki, elegancki, ale też nie rzucający się w oczy” – nierzucający*
„Tylko tyle, że posesję wynajęto kilka tygodni temu jakiejś tajemniczej, wysoko najprawdopodobniej postawionej osobistości, która wolała pozostać w cieniu” – a jakby zamienić miejscami „wysoko najprawdopodobniej”, brzmiałoby jakoś tak płynniej (według mnie):
„Tylko tyle, że posesję wynajęto kilka tygodni temu jakiejś tajemniczej, najprawdopodobniej wysoko postawionej osobistości, która wolała pozostać w cieniu” (luźna sugestia)
„Nie czekał też na zgodę gościa[,] lecz skinieniem ręki polecił słudze podać trunek”
„- Mój pan potrafi okazać hojność, jak już mówiłem. Na początek oferuje 200 cekinów, potem umówimy się na nowo” – 200 zapisałabym słownie
„W razie potrzeby, możemy służyć dyskretną pomocą” – przecinek wydaje mi się zbędny
„Do tego dwieście cekinów. To rozwiązałoby jego obecne problemy z gotówką” – o widzisz, tu już masz słownie – dwieście – i jest git :)
„- A, to niejaki Giacomo Casanowa, Wasza Dostojność” – zdaje się, że przez v – Casanova*
Zabawny motyw z powtarzaniem o pomijaniu nazwiska, bardzo fajny. No ładna służba u pana :D Bardzo przyjemna narracja, dopracowany dialog no i końcówka – zaskoczyła mnie! :D Pomimo, że Wenecja i imię itp., można się było domyślić, ale ja się nie domyśliłam. Ponadto świetny pomysł na wykorzystanie zestawu. Bardzo dobry start z TW, Nefer.
Zostawiam gwiazdy, pozdrawiam :)
Co do oznaczenia tekstu, to uczestnicząc w zabawie pierwszy raz, wzorowałem się na kilku innych Autorach oraz oznaczeniach ich opowiadań. Też dodałem już odpowiednie symbole.
Służba istotnie ciekawa. Jak już wspomniałem, historia jest w ogólnych zarysach autentyczna, Casanova opisał ją w swoich pamiętnikach, po czterdziestu latach, ale realia i postacie wydają się zgadzać z rzeczywistością. Unikał jednak często podawania nazwisk swoich partnerek (tutaj zwłaszcza obydwu mniszek - i w sumie chwała mu za to), poszedłem więc w jego ślady :-). Tym bardziej, że tożsamości jednej z nich (ukrytej pod inicjałami M.M.) pomimo usilnych dociekań do dziś nie udało się odkryć. Dałem jej imię Maria, zgodnie z niektórymi sugestiami badaczy dziejów Casanovy.
Przyznam, że ucieszyłaś mnie stwierdzeniem, iż zaskoczyła Cię puenta. Lubię splatać intrygi z przygotowanymi zwrotami akcji, które jednak potrafią właśnie zaskoczyć.
Ogólnie dzięki za dobre słowo i wpis.
Noo cóż, skill widać. Co tu pisać. Poprowadzone bardzo ładnie i z polotem. Zero tanich sztuczek. Bardzo dobry tekst. Świetnie oddane realia i klimat.
Przeczytałam jednym tchem i jeszcze mi mało. <3
Bardzo sprawnie poprowadzone opowiadanie.
Koniec mnie zaskoczył - w dwójnasób. Po pierwsze, że mowa o Casanovie, a jeśli tak, i tu mamy po drugie - to zawsze miałam wrażenie, iż to Casanova dyktował wszystkim wokół warunki, a tu zong :)
Pozdrawiam
Pozdrox :)
Postać: Niepokojąca moralna propozycja
Zdarzenie: Prosty zbierać makulatury
Gatunek (do wyboru): Punk (wszystkie odmiany) lub Opowiadanie przygodowe/drogi
Czas na pisanie: 7 kwietnia (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
:)
Na szybko:
"Pod podanym przez przyjaciela i protektora adresem znalazł niewielki, elegancki, ale też nie rzucający się w oczy" - nierzucający*
I zamień dywizy w dialogach - na pauzy — (alt + 0151)
Wesołych Świąt i majówki również Tobie :)
Pozdrawiamy
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania