TW - Wygrana - Paradise #1

Kto: Gruby Dresiarz

Gdzie: Jadalnia

Co: Wielka Wygrana

W tekście został użyty utwór Shawna Jamesa - Through the Valley

 

**********

 

Dawniej wołali na niego "Chudy". Nie do końca się to zgadzało z jego kondycją. Był dość grubym chłopcem. Tłustym, niskim dzieciakiem. Lubował przebywać w grupie znanej w tamtych czasach jako "Dresy". Była to dość charakterystyczna zgraja. Ubrani zawsze w luźne spodnie i bluzy z trzema paskami na rękawach. Oprócz tego wiecznie zbuntowani, przeciw wszystkiemu i wszystkim, chętni do chuligaństwa i wszczynania bójek, propagując wartości których sami nie rozumieli do końca.

Ale to było kiedyś. Idąc po popękanym asfalcie, w tych samych granatowych spodniach i brudnej, czerwonej bluzie z paskami, rozmyślał. Spuszczona głowa i pusty wyraz twarzy nie opuszczały go ostatnio w ogóle.

"Ile to już minęło? Nawet nie pamiętam. Nie liczę. Nie przywróci to niedocenianych dni, które kiedyś miałem. Nie tylko ja zaniedbywałem życie, ale to mnie nie usprawiedliwia. Reszta świata tak samo pędziła. Goniła za pieniędzmi, elektroniką, drogimi rzeczami, pychą i zabawami, nie zwracając uwagi na to, co mają dookoła. Co mogli mieć. Każdy chciał być kimś. Stać się ważnym, cenionym i szanowanym, nie ważne za jaką cenę."

Mężczyzna uronił łzę, która powoli spłynęła po policzku, ginąc w gęstwinie brody.

"Sami ściągnęliśmy na siebie ten los. Głód, wojny, choroby, globalne ocieplenie. Czy ktoś wiedział do czego prowadzi ta droga? Każdy. Co z tym zrobiliśmy? Nic. Jak zawsze nic. Obarczaliśmy się nawzajem za nieszczęścia. Krzywdziliśmy słowami bliźnich, Boga, nie patrząc na swoje dłonie, które także przyczyniały się do upadku wszystkiego. Wirus dopadł wszystkich. Zabijał silnych i słabych, młodych i starych, kobiety i mężczyzn."

Kolejna krystaliczna łza wydostała się z oka postaci, odbierając część nadziei, której miał już niewiele.

"Dookoła panował chaos. Jaki był początek, taki i nastał koniec. Od chaosu się zaczęło i na nim się skończyło. Ludzie ginęli co chwilę. Wszystko płonęło, powiększały się zamieszki. Niektórzy z depresji lub popadając w obłęd, postanawiali zginąć na swój sposób. Skakali z wieżowców lub się wieszali. Krzyki panujące wtedy na ulicach do dziś krążą w mojej głowie. Aż nagle wszystko ucichło. Słychać było jedynie mój oddech i świst wiatru między alejkami. Nie została żadna żywa osoba. Żadna prócz mnie. Ja ocalałem, a inni nie. Dlaczego? Czemu akurat ja przeżyłem? Moja wielka wygrana. Czy na pewno? Żyć w tym świecie znaczy wygrać? To czemu tylko mi przydarzyło się to szczęście? Nie lepiej zginąć? Umieranie to prosta rzecz. Po prostu kończysz, nie żyjesz. Ale widzieć ludzi, którzy wokół ciebie umierają, kiedy ty nadal tu jesteś i nic ci nie jest, to najtrudniejsze. A może to jest moje piekło? Za niegodziwość jaką reprezentowałem, Bóg skazał mnie na los pustelnika."

Przetarł czoło z potu i podniósł wyżej głowę. Skwar był niemiłosierny. Pusta przestrzeń i Słońce w zenicie to nie było najlepsze połączenie. Na szczęście w oddali dostrzegalne były jakieś budynki.

"Z tego co pamiętam, kiedyś nie byłem religijny. Nie czytałem Pisma Świętego. W ogóle nie istniała dla mnie jakakolwiek literatura. Ciężko powiedzieć od kiedy czytam. Wiem natomiast, że jedynie dzięki książkom, w tym i Biblii, nie postradałem jeszcze rozumu. Chociaż czuję, że to także niedługo przestanie działać. Brak ludzi i zwierząt daje we znaki coraz mocniej i mocniej. Ile jeszcze pociągnę? Myślałem, że wiem co to uczucie tęsknoty. Myliłem się. Staczam się coraz bardziej. Skwar doprowadza mnie do szaleństwa. Muszę dojść do tego miasteczka. Trzeba znaleźć jedzenie. Trzy dni bez pożywienia to dość długo."

Mężczyzna szedł i w końcu dotarł do celu. Nie był zdziwiony tym co zastał. Spodziewał się tego, iż zastanie spalone budynki, tak jak wszędzie indziej. Chciał ruszyć dalej, gdy nagle jego oczom ukazał się sporej wielkości obiekt. Nie spłonął. Był w miarę dobrym stanie. Nad wejściem wisiał napis "SZKOŁA". Samotnik coś poczuł. Nie była to nadzieja. Raczej pewna niepewność. Bez zastanowienia wszedł do środka, otwierając szklane drzwi porośnięte mchem. Przed nim ciągnął się długi korytarz pełen kurzu i brudu. Po bokach, na ścianach wisiały dziesiątki rysunków i malowideł. Mężczyzna zrozumiał, że to zapewne był budynek dla dzieci chodzących co najwyżej do podstawówki. Idąc powoli, rozglądał się na pomieszczenia znajdujące się co jakiś czas. Za każdymi otwartymi szeroko drzwiami panował taki sam nieład. Przy przedostatnim pokoju stanął na chwilę i spojrzał dokładnie co w nim jest. Różnił się od reszty. Nie znajdowały się w nim ławki czy tablica. Stało tam kilka regałów, z ustawionymi na nich miśkami. Pluszaki te były różnej wielkości, wyglądu i koloru, a każdy z nich się szeroko uśmiechał. Na środku klasy stały niewielkie, niebieskie krzesełeczka ustawione w okrąg. Obok jednego z nich leżała gitara. Po całej sali mieszały się ze sobą jasne, radosne kolory. Miejsce było przeznaczone do zabawy w czasie przerwy. Kolejna cząstka wiary uleciała z postaci, gdy oglądając wszystkie te dziecięce rzeczy, przypomniał sobie o szkielecie dorosłej osoby który wisiał z pętlą na szyi, powieszony o żyrandol, w tym właśnie pomieszczeniu. Odwrócił w końcu wzrok i oddalił się. Stał przed ostatnim miejscem. Fart chwilowo wrócił do bohatera, gdyż była to jadalnia, całkiem dużych rozmiarów, gdzie mogłoby znajdować się coś do jedzenia. Ominął ławki i wszedł na zaplecze, w którym gotowane były kiedyś posiłki. Czuł smród. Stęchliznę. Mimo to przetrząsał metalowe szuflady i szafki. Garnki brzęczały od uderzeń o podłogę. Nic nie mógł znaleźć. Wchodząc za następny róg, dowiedział się, skąd dochodzi ten zapach. Leżał tam martwy pies. Czym prędzej zasłonił ręką twarz i przyjrzał się. Dostrzegł, że zwierzę leży obok metalowej szafki, na której jest wiele śladów pazurów. Otworzył więc ją. Była tam puszka z mięsem. Zadowolony grubasek chwycił konserwę i oddalił się na kilka kroków, aż w końcu usiadł na tyłku i zaczął otwierać zdobycz. Nagle usłyszał ciche tuptanie. Podniósł głowę i zobaczył to. Maleńki, brązowy kundelek stał już przed nim, skamląc i spoglądając tymi maleńkimi, czarnymi, iskrzącymi się oczkami na postać. Mężczyźnie popłynęły łzy radości i zaczął podśmiechiwać pod nosem. Otworzył do końca puszkę i oddał połowę czworonogowi z uśmiechem. Oboje zjedli równie szybko swoją porcję. W tamtym momencie już tylko jedna myśl krążyła po głowie człowieka.

"Już wiem co to znaczy zwyciężyć, wygrać. Oto moja wielka wygrana. Razem dokonamy wszystkiego, dbając o siebie nawzajem. Nie mogę się poddać. Nie teraz. Będę walczyć do końca."

Po krótkim czasie wstał, biorąc malca w ręce i udał się w drogę powrotną. Musiał odpocząć, ale zapach martwego psa był nie do zniesienia. Wychodząc z jadalni, wszedł do pomieszczenia z zabawkami. Chwycił gitarę i klapnął pod ścianą. Wypuścił swojego kompana by mógł pobiegać, a sam zaczął grać i cicho śpiewać:

 

Kroczę aleją cienia śmierci

A zła się nie ulęknę, bo jestem ślepy na to wszystko

I mój umysł i ma broń, one dodają mi odwagi

Ponieważ wiem, że zabiję mych wrogów, gdy nadejdą

 

Niewątpliwie dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia

I osiądę na tej ziemi po wsze czasy

Spójrz, chodzę nad spokojne wody, one odnawiają mą duszę

Ale nie mogę kroczyć po ścieżce prawości, bowiem jestem plugawy

 

Otóż napotkałem człowieka na szczycie wzgórza

Zwał on siebie zbawcą ludzkiej rasy

Rzekł, że przybył, by zbawić świat od zagłady i bólu

Lecz odparłem: "Jak możesz uratować świat przed nim samym?"

 

Bo kroczę aleją cienia śmierci

A zła się nie ulęknę, ponieważ jestem ślepy

Och, i ja chodzę nad spokojne wody, one odnawiają mą duszę

Lecz wiem, że gdy umrę, ma dusza zostanie przeklęta

 

- Wygrałem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Margerita 28.01.2018
    pięć podoba mi się
  • Lancelot 28.01.2018
    Dziękuję
  • Agnieszka Gu 28.01.2018
    No to jestem,
    drobiazgi:
    "Dawniej wołali na niego chudy." - zastanawiam się, czy "chudy" to jednak z dużej nie powinno być, w takim kontekście.
    " Pusta przestrzeń i słońce w zenicie to nie była najlepsza para." - Słońce, w takim kontekście, też zdaje mi się z dużej (bo to: nazwa gwiazdy), para - pora literówka
    "Wiem natomiast, że jedynie dzięki książką," - książkom - l.mnoga
    Podobało mi się. Wspominając pierwsze twoje teksty, w moim odczuciu tu widać postęp. Ładnie napisane (choć z punktu widzenia naszej obecnej wiedzy, bez zwierząt - ptaków, owadów, ryb itd. zawalą się ekosystemy, a więc - nasz bohater z kundelkiem, raczej chyba za długo nie przetrwają).
    Pozdrawiam :)
  • Lancelot 28.01.2018
    Literówki poprawione. Cieszę się że się spodobało. Dzięki za odwiedziny :)
  • Canulas 28.01.2018
    Umieranie to prosta rzecz. Po prostu kończysz, nie żyjesz. - Podoba mi się prosta informacyjność bijąca z tego fragmentu.
    Calkiem spoko to poszło.
  • Lancelot 28.01.2018
    Dziena :D
  • Pan Buczybór 28.01.2018
    Ha! Dużo wycisnąłeś z narzuconego tematu. No, ciekawy tekst. Spojrzenia z "Jestem Legendą" jak najbardziej na miejscu; nawet pies jest. Bardzo spoko tekst. Pozdro
  • Lancelot 28.01.2018
    Dzięki.Tak z Jestem Legendą, no coś w ten deseń jeśli chodzi o klimat starałem się zrobić
  • Ritha 29.01.2018
    Widać, że się przyłożyłes do tematu i nawet filozoficznie pociągnąłaś. Podzieleniem się z pieseczkiem posiłkiem to coś, czy zawsze można mnie kupić. Samozaparcie w końcówce mocno wyczuwalne. 5 :)
  • Ritha 29.01.2018
    Podzielenie*
  • Lancelot 29.01.2018
    Dobrze wiedzieć co do piesków ;) dzięki za odwiedziny :)
  • Szudracz 29.01.2018
    W jednym fragmencie zadziałało, jak wbita struna w mózg. Poruszyło mnie, chociaż może nie powinno. 5
  • Lancelot 29.01.2018
    Doceniam, że tekst trafił do ciebie. Dziękuję
  • Elorence 15.02.2018
    Pies - najlepszy przyjaciel człowieka. Nie wiem, czy dziś to dobra pora, abym rozważała słuszność umierania, więc pominę tę kwestię.
    Podobało mi się, bardzo :)
    Pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania