Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

TW#17 Najlepsza rzeźba

Postać: Ludek z mydła

Zdarzenie: Melina i domownicy

 

***

 

Pierwszy raz od miesięcy nie walczyła z chęcią zapalenia papierosa. „Wyrzuć je, niszczą płuca i życie” – zadzwonił w uszach widmowy głos ojca, kiedy wysypała na dłoń kilka fajek.

Gdyby nie zmarł półtora roku temu, powiedziałaby mu, że nie miał racji. Życie bowiem niszczymy sobie sami.

Zwinięta w kłębek na fotelu, obserwowała zapłakaną codzienność zza okna. Dym owijał szarością bladą twarz równie gęsto, co posępne myśli. Strzepywała popiół prosto na podłogę.

Dostrzegła go przypadkiem, kątem oka. Skierowała ku niemu wzrok, bo choć przysparzał bólu, swą obecnością przynosił także dziwaczne ukojenie. Sterczał tam, patrząc oczyma wypełnionymi uśpioną zachętą.

– Ach tak – Wróciła spojrzeniem na podwórze. – Wiesz, kiedy się przypomnieć. No cóż. Być może tak powinno być. Jesteś moim przyjacielem, a w końcu nie mogę dusić w sobie tego wiecznie, prawda? Tak, mam problem.

Obserwował uważnie napięte mięśnie, podwinięte, zgrabne łydki. Cierpliwie czekał. Słuchał.

Wzięła głęboki oddech. Siwy dym zawirował przy lekko wydętych ustach.

– Nie było tak, jak sobie wyobrażałam, wiesz? – zaczęła, wpatrzona w dal. – Nikt nie zginął, świat nie stanął w miejscu. Sądziłam, że kiedy to zrobię, ktoś wyskoczy zza ściany z pistoletem w dłoni i zacznie grozić, nie wiem, wrzeszczeć, żebym się otrząsnęła. A tu nic. Żadnych sprzeciwów, nawracania. Nic. I, już po wszystkim, to chyba ta cisza była najgorsza. Właśnie. Bo nikogo nie obchodziło, że się skurwiłam.

Potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Kiedy wreszcie wypłynęła ze wspomnienia do rzeczywistości, w szybę znów zabębniły krople deszczu.

– Ale od początku. Zaczęło się od jego śmierci. Nie myśl sobie, że padł, bo był słabeuszem. Walczył z tym dziadostwem lata, a potem zapadł w śpiączkę. Lekarze mówili, że więcej nie otworzy oczu. Skurczybyki przepowiedziały przyszłość – prychnęła pogardliwie. – Potem było gorzej. Miałam osiemnaście lat, przyjacielu. Z jednej strony to dużo, to już taka umowna dorosłość, ale z drugiej? Roznosiłam ulotki i sprzątałam, bo tyle można robić bez matury i żadnego porządnego fachu w rękach. Nie jestem jednym z tych szczęśliwych dzieciątek, co to mają jakieś ukryte zdolności. Jestem do bólu zwyczajna i trochę ładna, a w tym, w czym teraz siedzę, „trochę” to wystarczająco.

Jess poznałam w podstawówce. Nie gadałyśmy z osiem lat, ale rok temu zadzwoniła, żeby zapytać, czy nadal interesuje mnie rzemiosło. Wiesz, w wieku jedenastu lat wygrywałam szkolne konkursy artystyczne. Potrzebowała chyba kogoś na kształt grafika, prawdę mówiąc słabo słuchałam, bo byłam wtedy zrozpaczona całą sytuacją i pustym mieszkaniem, a ona świetnie ciągnęła za język, więc wyśpiewałam do słuchawki wszystko, co leżało mi na sercu. Powiedziała, że może pomóc, bo zna kogoś, kto szuka młodej dziewczyny na etat. Nie trudno ci chyba zgadnąć, co za wakat oferował pracodawca-wybawiciel.

Wtedy miałam jednak inne nadzieje, a Jess była bardzo w porządku, do niczego nie namawiała. Umówiła mnie na rozmowę, to wszystko. Przekonywały do tego kosztowne dodatki, które nosiła, skórzana torebka, jakieś naszyjniki. No było widać, że dziewczynie niczego nie brak, a i uśmiech miała niemały. Poszłam więc poznać tego Jake’a.

To, co można powiedzieć to to, że straszny z niego byk. Zobaczyłam typa pierwszy raz na w miarę neutralnym gruncie, w mieszkaniu Jess. Obserwował jak reaguję na wścibskie spojrzenia. Poza tym gadał głównie z nią. Nic nie rozumiałam.

– To twoja kandydatka? – spytał. Głos miał gruby i szorstki.

– Holly to dobra dziewczyna – Jessica wzruszyła ramionami. Przyrządzała drinki.

– Może zbyt dobra? – zasugerował Jake, wiercąc mi dziurę w oczodołach.

Blondynka machnęła ręką.

– Pamiętam, jak paliłyśmy razem po krzakach. Lubi eksperymenty.

Poprosiłam, aby przeszli do konkretów.

– Kasiora przednia – zaczął, bo w jego rozumieniu to pieniądz stanowił jedyny konkret. – Od tego, jak się sprawdzisz, zależy godzinowa stawka. Chcesz być kowalem swojego losu?

– Chcę spłacić długi ojca – bąknęłam, chociaż dla młodej dziewczyny propozycja wzięcia życia we własne ręce stanowiła łakomy kąsek.

– Super. Jess, wprowadź ją. Zaczyna od jutra – powiedział, po czym wyszedł, bo doskonale wyczuł, że motywacja, którą przedstawiłam, wystarczy do wrzucenia mnie w ten prostacki świat.

Czy miałam rozterki? Równie dobrze można zapytać: a czy jestem człowiekiem? Bałam się. Trzęsłam już podczas opisów Jess. Miała jednak ogromny dar przekonywania, ona i jej błyszczące kolczyki, rozumiesz. Poza tym – argumentacja. „Przecież nie będziesz robić tego do usranej śmierci, to tymczasowe rozwiązanie, szybko pomachasz z góry syfowi na dnie”. Tak to widziała. I miała dużo racji. Chyba nawet nie wiedziała jak wiele.

Uprawiałam wcześniej seks. Z miłości, tak sądzę. Miał na imię Johnny i jeździł skuterem. Chcieliśmy spróbować i wyszło dobrze, ale tamten pierwszy raz to zupełnie inna bajka.

Podjechałam pod wskazany adres rowerem. Powitał mnie zabity dechami bar. Już z miejsca pomyślałam, że to kawał odrażającego miejsca, a jednak weszłam do środka. Zastałam to, co typowo prezentują podobne spelunki: dużo żulków, trochę paniusiowatych kelnerek w krótkich spódniczkach. Pytałam później, czy nie mogę do nich dołączyć, ale nie było takiej możliwości. „Obsada zamknięta” – powiedział Jake. W rzeczywistości nie chciał stracić kolejnej naiwniaczki, bo niespełna miesiąc później zatrudnił nową, cycatą podawaczkę piwska.

Podeszła do mnie Jess (tamtego dnia razem odsiadywałyśmy „zmianę”) informując, że domownik czeka na górze. Dopiero po tygodniu zrozumiałam prawdziwe znaczenie tego słowa. Domownikami nazywano napalonych, stałych klientów.

Faktycznie, oczekiwał towarzystwa. Na oko czterdziestoletni, całkiem wysoki facet. Wcale nie nosił koszuli, nie trzymał pod pachą czarnej teczki z super-ważnymi, biznesowymi papierami i nie rzucał na prawo i lewo ordynarnymi tekstami. Przypominał typowego nauczyciela wuefu, który lata świetności kondycyjnej zostawił w tyle, ale wciąż trzymał się nieźle.

– To ty jesteś Shelma? – zapytał, a ja nie mogłam oprzeć się wrażeniu przemawiającej przez niego nieśmiałości.

Jess wspominała o konieczności posiadania pseudonimu. „Holly to zbyt popularne imię”, przekonywała, „potrzebujesz czegoś egzotycznego”. Wybrała „Shelmę”, bo akurat zamówiła wtedy curry i brzmiało według niej „po indyjsku”.

Skinęłam głową, kątem oka badając niewielkie pomieszczenie. Upchnęli tam niewiele. Podwójne łóżko, małą sofę, nocny stolik z lampką, kineskopowy telewizor z magnetowidem, zapewne do wspólnego oglądania „inspirujących” materiałów i obrzydliwy dywan z roślinnym wzorem.

Wykazując się większym obyciem w podobnych sytuacjach, mężczyzna zachęcająco przesunął się na krawędź materaca. Usiadłam obok.

– Chciałbym najpierw ręką, a potem klasycznie. W porządku? – Mówił opanowanym, raczej przyjaznym w odbiorze głosem.

Nie chcieliśmy znać ani swoich historii, ani prawdziwych imion. Zrobiłam, o co prosił, następnie przyjęłam zapłatę. Zaraz potem wyszedł. Tyle.

Mówiłam już, że oczekiwałam publicznego oburzenia, wytykania palcami, czy coś. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Rozbita bo rozbita, ale wróciłam do siebie, przeliczyłam banknoty i poszłam zrobić zakupy. Na kolację zamówiłam ulubioną pizzę. Następnego dnia normalnie przyszłam do roboty.

Długi, jakie spadły mi na głowę po śmierci ojca, spłaciłam wraz z odsetkami w niecałe pół roku. Żyłam wtedy raczej skromnie, ale głowa pozostawała lżejsza i nie bolała od natłoku problemów. Nie przyjaźniłyśmy się z Jessicą, ot, trochę pogaduszek, wymian codziennego narzekania. Poznałam resztę dziewczyn, ale i z nimi ograniczyłam kontakty, podobnie z Jake’m. Praca to praca, a pieniądze wpadały nieustannie. Tylko to mnie obchodziło.

Holly oderwała mętne ślepia od szyby. Powiodła spojrzeniem po swym słuchaczu, lustrując go uważnie od czubka głowy aż po nóżki. W międzyczasie zdążyła wypalić ze cztery papierosy, więc, czując drażniącą pustkę, sięgnęła po kolejny. Dym uspokajał ją, podobnie jak pszczołę.

– Tak zaczynałam – mruknęła, wypuszczając siwe, smoliste pasy nosem. – Wspominałam wcześniej, że mam problem i wiem, że o tym chciałbyś usłyszeć najbardziej. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Niewiele możesz z tym zrobić, ale wysłuchanie to już coś. A nikt nie słucha tak jak ty. Zaraz do tego przejdę.

Przez cały czas nie ruszył się z miejsca, lustrując Holly z takim samym zainteresowaniem i niesłabnącą cierpliwością, co na początku.

– Widzisz, klienci zwykle zachowywali wobec mnie podobną kulturę co ten pierwszy, który swoją drogą jakoś specjalnie mnie sobie upodobał. Robiliśmy swoje, a potem, czasem bez słowa, odchodziliśmy do swoich zajęć. Oni wracali do domu, ja przyjmowałam następną osobę i tak w kółko. Niestety nie zawsze wyglądało to tak kolorowo.

Pewnego dnia przyszedł Diesel. Nazwałam go tak, bo jeśli już gadał o czymkolwiek innym niż o seksie, to wyłącznie o samochodach. Silniki, hamulce, klocki, felgi – banialuki. Zażądał Jess, ale ona akurat była niedysponowana. Padło zatem na Shelmę.

Natychmiast po wejściu do pokoju obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem.

– Jakoś to będzie – mruknął, być może myśląc, że nie dosłyszałam.

Nie odzywał się, co rodziło skrępowanie, więc przywdziałam na usta wyćwiczony uśmiech i spytałam, co mogę dla niego zrobić.

– Pytanie, co ja mogę zrobić dla ciebie – odparł, szczerząc zęby.

Przyzwyczajona do tego typu odzywek, zachowałam spokój.

– Umiesz naśladować krowę? – zagadał z poważną miną, rażąco niepasującą do dziecinnego pytania.

Uniosłam brwi.

– No umiesz? – naciskał, więc rzuciłam krótko „tak”. – To pokaż.

Zamuczałam cicho.

– Odważniej!

Powtórzyłam dźwięk, zgodnie ze wskazówką. Czułam się idiotycznie.

– Fajno – ocenił, wycierając wierzchem dłoni zasmarkany nos. Podszedł, a ja zrozumiałam, że zdrowo pobalował. – To do dzieła. Pokaż wymiona.

Życzył sobie, bym naśladowała zwierzęta, i nie tylko. Nakręcały go słabe teatrzyki i pantomimy, opierane głównie na jego obserwacji odgrywanych przeze mnie kretyńskich wcieleń. Bywało w tym zawodzie i tak.

To Nauczyciel i Diesel gościli w grafiku Shelmy najczęściej. Płacili solidnie, a ja zamknęłam dziób, myśląc o przyszłości.

Holly rzuciła niedopałek na dywan. Patrzyła, jak rozżarzona końcówka pożera delikatne, szare włókna.

– Zastanawiasz się, po co o tym wspominam? – powiedziała, z twarzą przypominającą idealnie gładką maskę. – Bo widzisz, to sedno mojego problemu. Wpadłam w tarapaty, przyjacielu. Naprawdę. Wpadłam.

Dziewczyna dumała nad własnymi słowami. Nakryła dłonią podbrzusze.

– Jednak nie to jest najgorsze, wiesz? Gdyby należało przykładowo do Nauczyciela, wtedy… Dałabym radę, jakoś by to było. Ale nie mam żadnej gwarancji. Rozumiesz, co mówię? Jest taki nauczyciel wuefu, jest i taki Diesel. A to ogromna, ogromna różnica.

Wróciła wzrokiem do przyjaciela. Jej usta rozjaśnił nieoczekiwany uśmiech.

– Wiesz, kilka lat temu wierzyłam w to, że nam się uda. Że będziesz spełnionym marzeniem, że pociągniesz mnie ku górze i dzięki tobie wyjdę na ludzi.

Wstała. Podeszła do drewnianej komody i ostrożnie uniosła w dłoniach niewielki, różowawy przedmiot. Im dłużej na niego patrzyła, tym słabiej wstrzymywała łzy. Raz upiornie się uśmiechała, a raz wykrzywiała twarz w grymasie w zależności od tego, jak w danym momencie prosperowała walka z wzdrygającymi sercem emocjami.

– Byłeś moim pierwszym zwycięstwem, pamiętasz? – pociągnęła nosem. – Razem mogliśmy osiągnąć coś więcej. Wykańczałam cię tak pieczołowicie, kochałam to rzemiosło tak bardzo jak ojczulka, tak mocno zachęcał, żebym w to brnęła, wierzyła w siebie, a teraz… Co mam robić, przyjacielu? Odpowiesz mi?

Holly zagryzła wargi, oczekując w napięciu.

Wciąż milczał.

Nagle ryknęła wściekle i cisnęła przedmiotem w ścianę. W zetknięciu z niewzruszoną gładzią delikatna konstrukcja natychmiast rozleciała się na kawałki. Dziewczyna podbiegła do jej szczątek i zaczęła wdeptywać resztki w dywan. Gdy po ludku z mydła została już tylko różowa, rozgnieciona plama, opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach.

Odebrała sobie ostatniego przyjaciela, gotowego jej wysłuchać.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (22)

  • Witamy nowy tekst! :)
  • Cofftee 18.09.2019
    Witam też! :-)
  • kalaallisut 18.09.2019
    Smutne opko, smutna historia i smutny ten "ludek" do wysłuchania. Dobrze napisane i dobrze opisane tło. Czytało się lekko. Pozdrawiam!
  • Cofftee 18.09.2019
    Dziekuje, kala, tak mi pasował na smutne nuty ten zestaw. Pozdrowienia!
  • szopciuszek 18.09.2019
    Gratulacje, że udało Ci się napisać cos przygnębiającego z takiego zestawu. Ludka z mydła szkoda i dziewczyny szkoda.
    Myślałam że to będzie opowiadanie o jakimś zmutowanym megludku, którego misją jest mycie ludzi (bo postapo, promieniowanie). Tylko to mi przyszło do głowy, kiedy dawałam Ci ten zestaw, ale widać mam słabą wyobraźnię. ;)
    Sorki za dygresję.
    Pozdrawiam :)
  • Cofftee 18.09.2019
    Moje wstępne przewidywania też nigdy się nie sprawdzają, gdy daje komuś zestaw, także normalka ;-)
    Dzięki za odwiedziny, szopciuszku!
  • jesień2018 19.09.2019
    Ochhh PIĘKNIE to napisałaś!
    Miękko płynie opowieść, taka spokojna rzeka smutku.
    O nadziei, którą można utracić. O samotności.
    Podoba mi się, jak opisałaś Diesla, że nie był brutalem, który ją po prostu bił, że pozornie nie robił nic aż tak potwornego, ale w jakiś sposób naznaczał ją chyba na zawsze.
    I ten przyjaciel, symbol marzeń z czasów, kiedy życie wydawało się dobre i obiecywało wiele.
    Bardzo świadomie używasz słowa, nie przegadujesz. Każde zdanie jest ważne i każde coś znaczy.
    Opowiadanie ogromnie mi się podoba.
  • Cofftee 19.09.2019
    Dziękuję ślicznie za wizytę Jesieni :-) Jak zwykle doskonale odczytałaś opowieść, za co także ogromnie Ci dziękuję. Cieszę się, że doceniasz :-))
  • ania_marzycielka 21.09.2019
    Super napisane. Piękne opowiadanie ukazujące uczucia dziewczyny, jej ciężkie życie i to jak musiała sobie z nim radzić. Ten wątek z "ludkiem" jest wzruszający, bo przypominał jej zapewne o utraconych marzeniach i o tacie, który jej zmarł. Bardzo mi się spodobało, pozdrawiam:)
  • Cofftee 21.09.2019
    Dziękuję bardzo, pozdrowienia
  • krajew34 25.09.2019
    Naprawdę ciekawe, chyba jeden z nielicznych tekstów, przy których nie czułem potrzeby "stawania" i odpoczynku. Tylko jedno zdanie mi nie pasowało: – Może zbyt dobra? – zasugerował Jake, wiercąc mi dziurę w oczodołach.
    Trochę takie oderwane od tekstu, zamiast biednej dziewczyny widziałem kolesia palcami wwiercającymi się w oczy jego rozmówczyni. Wiem, jaki chciałaś zastosować zabieg, ale na wyobraźnie nic nie poradzę. Lepszy od poprzedniego, dość smutny.
  • Cofftee 25.09.2019
    Rzeczywiście, to zdanie do poprawki ;-P
    Dziękuję pięknie!
  • Ritha 26.09.2019
    Bardzo wciągająco, Cofftee, masz już taki sposób narracji, że mam wrażenie, że wszystko spod Twojej ręki, o czym byś nie pisała, będzie się przyjemnie czytało.
    Błędów nie wyłapałam.
    Pozdrówki :)
  • Cofftee 26.09.2019
    Łaaał, bez błędów choć raz! Sukces! xd
    Dziękuję, Ritha :-))
  • Agnieszka Gu 27.09.2019
    Witam,
    Fajny kawał porządnie napisanego opowiadania.
    Pozdrawiam :))
  • Cofftee 27.09.2019
    A miło, dziękuję pięknie!
    Pozdrowienia :-)
  • Anonim 29.09.2019
    Bardzo dobrze napisane, wciągające. To dobry tekst.
    Tyle że w tej tematyce ja oczekuję czegoś innego, odkąd dowiedziałem się, że ponad 80% prostytutek przyznaje się, że było wcześniej molestowanych seksualnie.

    Pozdrawiam.
  • Cofftee 29.09.2019
    Rozumiem, co masz na myśli.
    Niemniej dziękuję za poświęcony czas!
  • Anonim 29.09.2019
    * w anonimowych badaniach się do tego przyznają.
  • pkropka 29.09.2019
    Cześć Kawusiu :)
    "– Ach tak – Wróciła spojrzeniem na podwórze" - zgubiłaś kropkę.

    Przyznaję, zastanawiałam się czemu tak dokładnie opowiada historię, która zdaje się sięgać dość daleko w przeszłość, a nazywa go przyjacielem. I wszystko jasne.
    Smutne, nawet bardzo. Ale za razem piękne w tym smutku.
  • Cofftee 29.09.2019
    O, jednak gdzieś się wtrynil błąd. Dziękuję za czujne oko!
    Miło, że przeczytałaś, zawsze dobrze Cię tu widzieć. Dziękuję!
  • Cofftee, oto Twój zestaw:
    Postać: Dawny kolejarz
    Zdarzenie: Niewłaściwy smak krwi

    Gatunek (do wyboru): Punk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne
    Czas na pisanie: 13 października (niedziela) godz. 19.00

    Powodzenia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania