„— Niech mnie chuj opluje ptasim jadem. Pięć.” Tak się zastanawiam skąd Ty to bierzesz, takie teksty są „zanieczyszczone” geniuszem :) Masz tu tego wiecej.
Szczerze to chciałem podejrzeć parę muków u Ciebie i dopiąłem swego, a to co zacytowałem i to czego nie, to bonus super exta dla mnie :)
Opowiadanie jako takie wciągające i rokujące na przyszłość.
Profesorskie wydanie, jak to u Cana :)
Miałam zacząć dzień od reperacji Cmyka, ale nie mogłam wytrzymać i zaczęłam od czytusiania. Jak widzę napis prolog u Ciebie, to mam wrażenie, że właśnie zachodzi słońce i zaczyna się dłuuuga noc, a z nor wychodzą skorpiony i słychać stukot tych ich kleszczy czy co one tam mają.
Dobra, bez żartów tera. Pierwszy akapit – dwa wnioski. Czuć risercz, brawo. Drugi – jest szorstko – tak, bardzo git, poprawny winien być język, a nie przepływ myśli. Te nieokiełznane smakują najlepiej.
Kopiowanie musiałabym podzielić na co najmniej trzy kategorie:
1) kategoria: :D, typu „wyglądasz, jakby wysrała cię w biegu indiańska szamanka, skarbie”
2) mięcho, wnętrzności i krew, typu „że mięsna papka źle strawionego żarcia ślizga się coraz bardziej po bebechach, szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron”
3) autor przestał się pierdolić, idzie na całość, typu „że na kadłubie tej poćwiatrowanej siksy może zjeść nawet kanapkę od Wendy's czy Taco Bueno. O tak. A na jej piździe postawić butelkę Fanty. Właśnie oznajmiał kurduplowi, gdzie może umieścić kukurydzianą sałatkę”
Ech. Dodałabym jeszcze ze dwie kategorie i podejrzewam, że cały tekst można by elegancko pociachać. Skupię się więc na tych najlepszych fragmentach jednak i refleksjach. To ułatwi sprawę :>
„ćwierć galonowa mineralna podskoczyła z siedemdziesięciu pięciu centów do dwóch i pół dolara” – no właśnie... Pamięta, skurczybyk. Też napisałam w ostatnim Cmyku pół galona! Byłam z tego taaaaaaka dumna, że aż z radości przeoczyłam metry.
„a za przyniesienie do siedziby radia zdjęcia sfotografowanych chmur można było otrzymać szmelcowaty wiatraczek” :D
„wypalające skórę promienie słońca przestały zajmować piedestał w hierarchii jego problemów” – cudne
„Ten wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, sprawdził, czy działa, odwrócił się i dostał w skroń najprawdziwszym pierdolonym tomahawkiem” – no pięknie + tomahawk (!)
„Kobieta pracowała u państwa Coenów co prawda dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra” – hahaha, kolejne cudne
„Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku” – ja pierdolę, to już poziom mistrz, kategoria: niepodważalnie zacne, niestandardowe porównanie; uwielbiam takie
„Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca” – tu rozkminy, elegancko zawoalowane, też w gusta me trafia jak w masło nóż
„puzzli kobiecego mięsa” – dobre zestawienie słów, nie spotkałam się z takim ( + kategoria mięsna:D)
Czytam i czytam i jeszcze raz powtórzę – brawo za risercz, nazwy teksańskich hast-foodowych knajp, hiszpańskie zwroty, nawet nazwa chipsów, dopracowane fest
„W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno” – haha, to jest takie felietonowe wręcz, z rubryki - o lokalnych artystach. („zakończona” mi się deczko gryzie, może „ograniczona”? ale to tylko taka pół-refleksja, po prostu coś przestrzennego w mojej głowie ma krawędzie, granice, itp, ale nie koniec, bo za górami nadal jest przestrzeń, tylko inna/nie ukazana na obrazku, ale to mój schiz)
Kurde. Masz te opisy zajebiste. Płynne, długie zdania. Wszystko elegancko rysuje się we łbie. A nie tak jak u mnie – zdaniowa sieczkarnia. Aż mi się motywacja lekko odpala znów. Śnieżący telewizorek z dupą w hoteliku z dwoma gburami w recepcji to już w ogóle mistrzostwo świata. Jak bzycząca i mrugająca lampa na betonowym parkingu podziemnym z żółto-czarnymi pasami w tle. Tak samo ten telewizorek śnieżący.
Albo to:
Przybysz uniósł dłoń w międzynarodowym znaku mówiącym, że "nie ma takiej potrzeby" – to jest tak fajnie życiowe, prosty gest, niuans, wychwycony, git
Ok, wątpliwości zebrałam do kupy. Ogólnie to chciałabym coś doradzić, ale żeś tak wymuskał, że trudno znaleźć cokolwiek. Mam takie ino małe maluteńkie cuś:
"na szybko" – ten cudzysłów powinien inaczej wyglądać, o tak: „na szybko”
Tam jeszcze parę razy on się powtarza, no nie wiem, ale ja bym używała tego „......”
po pierwszym "dzień dobry." - kropka poza nawias
Oczywiście tylko, "jakby co" - nie wiem czy ten przecinek do końca potrzebny, hm...
„dziecięcej ligi bejsbolu” – tu rozumiem, że chciałeś w ten sposób pisać bejsbol
„spojrzała w kieunku” – w kierunku*
„napoczęte czipsy” – tu jak z tym bejsbolem, nie „chipsy”? Rozumiem teraz, że to zamysł, jak dżinsy nie jeansy. Ja napisałabym dżinsy, ale nie napisałabym czipsy ino chipsy. Nie wiem czemu. Obadaj, olej, cokolwiek
„Jebli” – nie „jedli*” czasem? ;)
„Cheap potwierdził i rozlał. Jebli” – tera zgłupiałam...
Ej powypisywałam te błędy, ale to takie ćwierć-błedy w większości wynikające jedynie z chęci bycia pomocną i patrzenia przez pryzmat własnych językowych schizów.
Końcówkę już wiemy, ale roztłumaczać i spojlerować ludkom nie będę :D
Dawaj dalej, nie obchodzi mnie, ma być tego dużo, często i po bandzie :p Klimat jest zajebisty, powtórzę – taki jak u Tiebia lubię najbardziej, nawet bardziej niż brudne noir, bo to jest jednak początek serii, czegoś dużego, opisy przednie, Korzonek i Lew to nawet więcej niż pincet mil w tyle za poziomem z dziś. Dobre. Tyle panie Canie na ten moment. Dałeś radę. Jest zajebiście. Dalszej weny życzę :)
" Też napisałam w ostatnim Cmyku pół galona! Byłam z tego taaaaaaka dumna, że aż z radości przeoczyłam metry." - hahaha hahaha. O Jezu. Cudnie. :)
"na szybko" – ten cudzysłów powinien inaczej wyglądać, o tak: „na szybko”
Tam jeszcze parę razy on się powtarza, no nie wiem, ale ja bym używała tego „......” - ale ja nie umiem. Nie wiem jak się je robi :(
Racja z czipsami i bejsbolem. Zresztą bejsbol poprawiłem... ale nie zapisało.
Dziękuję bardzo. Wszystko obadam już w domostwie będąc. Albo na przerwie. Pozdro
Mi ten cudzysłów robi się tylko w wordzie, jak piszę w pracy, w innych plikach tekstowych nie, więc rozumiem problem. Można go zrobić syntetycznie kopiując (masz praktyke z ź), albo wrzucić te fragmenty w ortograf i czasem podśwetli i zmieni. Spoko, fajno, ide reperować też. Baju
Komentatorski hipokryta co sam pisze refleksje sprzedawane na metry jak w sklepie tekstylnym. Siadlo, siadlo. Czekakam na te serie dlugo, nie zawiodlam siem. Ciao
Czyżby Thelma wróciła?
Takie pierwsze skojarzenie, ale u mnie wywołało uśmiech :)
Dobry początek, smaczki zdaniowe były i to pyszne i klimat trochę kryminalno horrorowy - super.
Piąteczkę wstawiłam, pozdrawiam :)
Analizowałem czy przejdzie ten labrys, bo mam na niego wytłumaczenie, ale padnie ono kiedyś, może już nie być potrzebne, przez pryzmat niepamiętania samego pytania. Zobaczę. Po dłuższej części, może zmienię.
Taki ok, ale to pory zdarzają się różne.
"Typek po wymiotach powinien miec smak rzygów w ryju, tak zaznaczam jeno." - zapewne miał, jednak zostawiam pole pod domysł.
""usłyszał mrożący kał w dupie krzyk." - hm" - hmm
"tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody. " czy jebane jest tu potrzebne?" - sam nie wiem. Być może trochę wyskoczyłem z butów narracji na sekundę. Pomyślę.
No jak spoko, to git spoko, że spoko. (może i trochę jak Hank)
Zakładam, że też nie doświadczyłeś mrożenia krwi, a jednak jest to na tyle utarte, że idzie za tym odpowiedni ciąg skojarzeniowy. To jest po prostu mniej utarte :)
Canulas doświadczyłem juz mrożenia krwi w żyłach.
Generalnie zaś kału nie ma w dupie, no chyba, że wstrzymujesz, a tego nie napisałeś. Można, owszem, z ciśnienia czy strachu się posrać, ale to ekstremalne przypadki.
Tak myślę.
Nareszcie załapałam się na początek serii:) No zapowiada się ciekawie. Twój styl pisania jest inspirujący i widzę jak wiele mogłabym jeszcze wycisnąć, ze swoich tekstów gdyby dłużej przy nich podłubać. Opisy wymiatają.
"czy choćby starej kanapy, z którą można by podzielić się nagromadzonym w tym ukropie potem." – super, obrazowo obleśne w eleganckim stylu
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody" – czasem maluję i rysuję, ten opis trafia do mnie nad wyraz dogłębnie :p
Dziękuję CI serdecznie. Wiem, że jest ciepło i można robić 200 innych rzeczy ;) W każdym razie, to dalsze losy po serii "Pięćset Mil". Gdybyś kiedyś miała chęć, to tamto jest zbieżne, ale nie są na tyle powiazane, że trzeba. A ścinek z tego świata to jeszce TW 5 - Wilczy Bilet.
Przepraszam z góry za chamską reklamę. Pozdro ;)
O to dobrze wiedzieć, chętnie zajrzę w wolnej chwili. Tu u mnie dopiero wiosna się zaczyna... Ale dziś na termometrze wskoczyło 8 stopni... więc w słońcu może dojdzie do szalonych 15 haha.
A reklama wcale nie chamska, niektórych rzeczy tu nie czytam, bo jestem "młodym" użytkownikiem i nie daje rady nadrobić wszystkich serii, które wydają się ciekawe.Także reklama mile widziana
No proszę, co my tutaj mamy!:) Cieszę się ogromnie, że jeszcze jakieś "mile" do przebycia zostały!:)
Nic nowego chyba nie napiszę. Obrazowo, barwnie, z polotem, humorem i tak dalej. Generalnie - super.
O porównaniach stosowanych przez Ciebie pewnie będą krążyć legendy:D
No chociażby to: " wyglądasz, jakby wysrała cię w biegu indiańska szamanka, skarbie. ":)
"... szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron." - powiedzenie "zesraj się, a nie daj" nabrało nowego...wymiaru:)
Sporo można tutaj przekopiować, ale po co.
Lubię zaczynać czytać serie, jak już są skończone, albo przynajmniej mam zapas, no, ale jak już zaczęłam, to liczę, że czas pomiędzy kolejnymi, będzie krótszy niż lata świetlne:)
Gwiazdki i inne ochy, achy zostawiam. Do następnego:)
A! Ta "cela" Twoja... Mniam.
No proszę, proszę. Dzięki serdeczne. Mam parcie na tę serię i widzę ją jako wielką. Niestety mój zamysł jest wprost proporcjonalny do kurczącego się z każdym dniem czasu, Będę więc się starał - zobaczymy.
Jak zwykle, serdeczne dzięki, miss Blanku. Nooo," Cela" jest ok, choć trzon emocjonalny jużdla mnie nieco pokryty warstwą kurzu.
Pozdrowix serdecznix
"Zakasłał w chustę, czując, że mięsna papka źle strawionego żarcia ślizga się coraz bardziej po bebechach, szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron." — kilka pierwszy zdań i już wiem, że to napisał Canulas ;))
"Następnie odkaszlnął, spiął zwieracz i upewniwszy się, że nic mu znikąd nie cieknie, dodał, że na kadłubie tej poćwiatrowanej siksy może zjeść nawet kanapkę od Wendy's czy Taco Bueno. " — no twój klimat jak byk! ;)) poćwiartowanej — literówka mi się zdaje
Kunsztownie spisałeś to dzieło. Słownictwo wyborne, opis akcji, emocje, punkty zaczepienia — świetnie rozmieszczone.
Zresztą, sam wiesz ;)) Pozdrowionka
"Zakasłał w chustę, czując, że mięsna papka źle strawionego żarcia ślizga się coraz bardziej po bebechach, szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron." — kilka pierwszy zdań i już wiem, że to napisał Canulas ;))" - jest uśmiech na końcu, więc to chyba dobrze.
Literówkę już duszę.
Tak, A.Gu, to początek bardzo długiej drogi.
Dzienks
Canulas
"— kilka pierwszy zdań i już wiem, że to napisał Canulas ;))" — objaśniam szczegółowo, aby cię upewnic co do moich intencji — nie miałam na myśli poruszanej tematyki, jako takiej, ale sposobu w jakiś to opisał. "Normalny" człowiek napisałby to mniej więcej tak: "Zakaszlał, co spowodowało że w poczuł mdłości i już sam nie wiedział, czy chce zwymiotować czy się zesrać." czy tam coś w ten deseń ;) A jak żeś ty to napisał? No ja? Ano... po mistrzowsku, w wyczuciem i gracją (że się tak wyrażę ;))
Agnieszka Gu - nie no, droczę się, bo lubię czerwoną kulkę (kropkę?), kiedy nowy komentarz jest. mam nadzieję, ze wychwyciłaś nawiązania do "Pięćset", bo sam już nie wiem czy je ukryułem jak tzreba, czy nie za głęboko ;)
Canulas Jakie znów nawiązanie... ? Omamiło mnie i skupiłam się na technikaliach genialnych, zupełnie pomijając njuanse — niech to mię (jak zwykłeś mawiać) usprawiedliwi nieco...
Korzonek ma zapas dwóch do przodu, ale to, co tu - to dla mnie priorytet. Widzę w tym luźnym zbiorku potencjał na 300 -400 stron. To mój chwilowy Everest ;)
Can ja nie wybiegam aż tak. Może się uda coś z tej mojej zrobić ale nie mam przekonania całkowitego. Zresztą nie mam takiego doświadczenia jak ty czy inni to i seria będzie o wiele krótsza.
Szudracz - raczej nie kupisz. Chyba że się zderzę na rowerze z jadącym z naprzeciwka wydawcą. Jak Ci społecznie oporny i nawet "przypośledzony" we interakcjach wszelakich. Się nie zanosi ;)
Uczta dla ducha bardzo wykwintna. Serwujesz świetnymi opisami i nie szczypiesz się w pipy. Garbarnia cudowna i jak wiele ma znaczeń, podstawki pod butelki też. Sam projekt i wbicie się w temat jest pod twoją modłę. I tu nie ma to, czy tamto. Jest jeden Mistrz w tej materii.
Can
Odruchowo wcisnęła twarz w piersi i najciszej, na ile tylko pozwalała klocowatość jej korpulentnego ciała, szurnęła dupą, chcąc znaleźć się jak najdalej od zafrasowanego nad czymś jegomościa. - a potem puenta - no kur - uśmiech pełną gębą
Wtedy usłyszał mrożący kał w dupie krzyk. - a to co?- hehe, dobre
Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową jakość przybytku, przynajmniej pod kątem sanitarnym. -wracasz do swego wywrotowego świata.
— Motel nie ma nazwy — odparł siedzący. — Była, ale słońce nam dopierdoliło i się zmyła. - noż kur...! hehe
Niestety nie łapię, czego to dotyczy. Pomyślałam o hehe, milach, ale coś mi nie pasuje, a ponadto, chyba nie wszystko Twoje przeczytałam, więć jeżeli to kontinuum to gadaj, czego dotyczy, ale to już! - hehe
siedziała teraz na zardzewiałych, przeciwpożarowych schodach paląc taniego szluga i biadoląc nad swym cholernym losem. -> siedziała teraz na zardzewiałych, przeciwpożarowych schodach, paląc taniego szluga i biadoląc nad swym cholernym losem.
Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku miała stuprocentową pewność, że przedmiot, który dosłownie wysadził czaszkę niewysokiego, ubranego w jasne szorty do kolan i białą koszulkę, mężczyzny był tomahawkiem. -> Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku, miała stuprocentową pewność, że przedmiot, który dosłownie wysadził czaszkę niewysokiego, ubranego w jasne szorty do kolan i białą koszulkę mężczyzny, był tomahawkiem.
Nie tradycyjną siekierą, rzeźnickim półkolistym toporem, czy dwuostrzowym labrysem, tylko właśnie indiańskim tomahawkiem ->
Nie tradycyjną siekierą, rzeźnickim półkolistym toporem czy dwuostrzowym labrysem, tylko właśnie indiańskim tomahawkiem. (Kropkę zjadłeś)
Kobieta pracowała u państwa Coenów co prawda dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra. -> Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra.
Żadnego nastrajającego klimatycznie przedsionka, holu z automatem pożerającym drobne, czy choćby starej kanapy, -> Żadnego nastrajającego klimatycznie przedsionka, holu z automatem pożerającym drobne czy choćby starej kanapy,
nie od samej ilości wypitego alkoholu, a dużo prędzej, tempa jego spożycia -> nie od samej ilości wypitego alkoholu, a, dużo prędzej, tempa jego spożycia
Tworzymy tu zgrany kolektyw. Liczę na Twe wizyty, acz oczywiście nie mam zamiaru Cię nawoływać. Bydziesz wolniejszy i z zapasem nudy na plecach - serdecznie zapraszam
Staram się znajdować czasami czas i to szczerze dla Ciebie xD Poprawianie Twoich tworów jest po prostu przyjemne, aż mnie duma napełnia, że mogę do nich dołożyć cegiełkę. No ale mam do sierpnia napisania 2 godzinny scenariusz (tłumaczenie), więc muszę się też tym zajmować, a czasu brak! Jednak postaram się przynajmniej 1 raz w tygodniu wpaść!
Dzienks, man. Ja wątpię, żebym jeden w tyg wsstawiał. Zobaczymy. Jakbyś nie mial materiału do obróbki, to serią przed tą, ale z tego świta, jest 500mil.
Pozderro
Zaczne stąd, bo czemu by nie? ;) Na początek drobiażdżki:
"...jak najdalej od zafrasowanego nad czymś jegomościa..." - jesteś pewien, że "nad czymś", a nie "czymś"? Na mój nos "zafradowanego czymś".
"...by zaufać w bezprzyczynowy ascetyzm..." - na mój zakatarzony dziś bezlitośnie nochal, ufa się czemuś/komuś, nie w coś/kogoś. Więc jeśli "by zaufać", to "bezprzyczynowemu ascetyzmowi".
"Jebli" - czy Ty coś tu publikowałeś pod innym nickiem. Gdzieś to "jebli" już widziałem. Chyba że to było gdzieś u Ciebie.
Ech, dawno nic Twojego nie czytałem, a tu widzę naprawdę misterną robotę. Zdania dopracowane, doszlifowane, opowieść snuje się nieprędko, ale już są dwie zagwozdki, zahaczonka małe, które każą czym prędzej gonić do kolejnej częsci, ale to już nie dziś. Choć, nie powiem, bardzo ciekawie się robi. Jezykiem też posługujesz się bardzo giętkim, co dodaje kolorytu całości i buduje klimat dodatkowo.
Bardzo, bardzo.
Pozdrawiak ;)
Dziękuję bardzo za wiwisekcję. Zawsze po Twych najazdach tekst był trochę bardziej dopracowany.
"Jebli" mi się strasznie uwidziało, choć geneza nie wyszła ode mnie.
Przychylam się do "zafrasowania" i poprawię. Jednak co do drugiego zarzutu, mam wątpliwości. Tylko, że opiszę je później, bo już wychodzę.
Ps. Ta seria jest dla mnie ważna, liczę na nią, jednak niestety jest też dość mocno połączona z serią 500mil.
Czytając odtąd wiele rzeczy może się wydać niejasnych.
Tak to cholera utkałem, że demony tamtych wydarzeń wciąż są tu obecne.
Pozdoxix
Dobra. Już trzy razy kasowałam swój komentarz pod tym tekstem, ale w końcu podjęłam decyzję, że czas wziąć dupę w troki. Nie będę się skupiała na interpunkcji, bo chcę wyssać z treści tyle, ile mogę. Jak chcesz korektę interpunkcyjną, to mnie szturchnij, zrobi się i to, ale w osobnym podejściu.
No to lecim.
Ach....
No i tak, wiem, nie czytałam 500 ple ple ple. Trudno, chcę przeczytać choć tę jedną część, rurę nadrobię, masz moje koreańskie słowo, kurwa. No.
"I wtedy kobieta bezwarunkowo krzyknęła." - trochę nie rozumiem tu celu zastosowania słowa 'bezwarunkowo'. Jak to jakaś głębia poetycka, to się ode mnie odbiła. Najchętniej bym to słowo wyjebała, ale pewnie miałeś na to zdanie zamysł i nie chcę się wpierdzielać.
Kurde, Can. Niektóre z tych zdań są, jak dla mnie, naprawdę ciężkie. W sensie muszę się baaardzo mocno koncertować, by zrozumień ich sens. Niekiedy czytam je po dwa razy. Ciężkie to momentami. Np. to:
"Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra."
Rozbiega się to zdanie. Ta końcówka taka z dupy, bo po drodze sprzedajesz szereg informacji, nad którymi czytelnik musi się zastanowić, by je zrozumieć (przynajmniej ja muszę) a potem jeszcze dowalasz końcówkę, która tyczy się początku i wszystko się miesza no i kurwa ciężko.
Ogólnie rozumiem, że w narracji można nie dawać bezpośredniego przekazu, świetny zabieg, dodaje barwności, sama bardzo często tak robię, tylko że, kurwa, ty nie dajesz bezpośredniego przekazu niemal cały czas. Albo raczej 80% zdań narratora to nie jest bezpośredni przekaz. Dla kogoś takiego jak ja, kto chce przeczytać i jakoś tam przepłynąć, ten tekst, bez 150% skupienia jest niemożliwy do przeczytania. Ma to swoje plusy i minusy, oczywiście. Są ludzie, którzy lubią taki styl. Jest niepowtarzalny, bo łatwiej jest przekazać coś bezpośrednio, niż rzucić jakimś zmyślnym porównaniem czy metaforą. Ale, kurwa. Niech to będzie 60% tekstu a nie 80%. Nie wiem, pewnie pierdolę, pewnie psioczę i zaraz wszyscy na mnie naskoczą, ale spójrz choć na Stiviego. Tam znajdziesz może 40-60%, w zależności od książki. Nie mówię tego, by hejcić. Wyrażam jedynie swoje odczucia. Powiedz, co o tym myślisz, a ja kończę dygresję i czytam dalej. Jestem na III.
"Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca." - no, kurwa. I to jest normalna narracja. To rozumiem i elegancjo chłonę bez pękających żyłek czy innych anomalii.
"Do robotniczego hotelu o zbyt wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. " - zbyt wypłowiałej...? Zbyt wypłowiałej, by co? Albo po prostu wypłowiałej, albo daj tu jakieś porównanie. To coś w stylu 'Kobieta o zbyt opalonej skórze'. No... kurwa... no nie.
Dobra, wycofuję się z 80%. Dam 70. :P
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody." - hehe, zajebiste.
"Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową(..)" - zmień minus na półpauzę
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką." - w odniesieniu do wcześniejszego zdania o pieczątkach, trochę zagmatwane to zdanie. Jakby na początku był ten fragment w którym podmiotem domyślnym są pieczątki, a wspomnienie o grubasie i zdawkowym 'sorry' byłoby dalej, miałoby to więcej sensu.
"Pierwszy wsunął rękę pod nieszczęśliwie heblowaną ladę, (...)" - Nieszczęśliwie heblowaną...? Deski też są nieszczęśliwie stropowe? Nie, nie kupuje tej przydawki.
"Po chwili usunął je, ukazując w miazdze poszatkowanej ręki pozostałość podobnego znaku." - to jakieś dziwne. Miazga trochę zbyt dobitna jak dla mnie. Jakby to faktycznie była miazga, to sory, typ nic by w niej nie ujrzał poza czerwoną breją.
No, to chyba tyle ode mnie. Parę razy jeszcze podczas czytania się zgubiłam, po chwili wracając na właściwy trakt.
Pozdrówka.
"I wtedy kobieta bezwarunkowo krzyknęła." - trochę nie rozumiem tu celu zastosowania słowa 'bezwarunkowo'. Jak to jakaś głębia poetycka, to się ode mnie odbiła. Najchętniej bym to słowo wyjebała, ale pewnie miałeś na to zdanie zamysł i nie chcę się wpierdzielać." - bezwarunkowo jest tu zamysłem na opisanie krzyku przez pryzmat zaskoczenia. Czy to ma sens lub dlaczego nie - nie wiem. Nikt mnie nie postawił z tym pod ścianą, bym musiał o ttym jakoś szerzej rozmyślać. No ale teraz porozmyślam.
Kurde, Can. Niektóre z tych zdań są, jak dla mnie, naprawdę ciężkie. W sensie muszę się baaardzo mocno koncertować, by zrozumień ich sens. Niekiedy czytam je po dwa razy. Ciężkie to momentami. Np. to:
"Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra.
Rozbiega się to zdanie. Ta końcówka taka z dupy, bo po drodze sprzedajesz szereg informacji, nad którymi czytelnik musi się zastanowić, by je zrozumieć (przynajmniej ja muszę) a potem jeszcze dowalasz końcówkę, która tyczy się początku i wszystko się miesza no i kurwa ciężko." - tu chwilowo również nie wiem, co powiedzieć. Ponownie muszę pomyśleć. Jakl tak dalej pójdzie, to tylko tym Ci odpiszę.
Ogólnie rozumiem, że w narracji można nie dawać bezpośredniego przekazu, świetny zabieg, dodaje barwności, sama bardzo często tak robię, tylko że, kurwa, ty nie dajesz bezpośredniego przekazu niemal cały czas. Albo raczej 80% zdań narratora to nie jest bezpośredni przekaz. Dla kogoś takiego jak ja, kto chce przeczytać i jakoś tam przepłynąć, ten tekst, bez 150% skupienia jest niemożliwy do przeczytania. Ma to swoje plusy i minusy, oczywiście. Są ludzie, którzy lubią taki styl. Jest niepowtarzalny, bo łatwiej jest przekazać coś bezpośrednio, niż rzucić jakimś zmyślnym porównaniem czy metaforą. Ale, kurwa. Niech to będzie 60% tekstu a nie 80%. Nie wiem, pewnie pierdolę, pewnie psioczę i zaraz wszyscy na mnie naskoczą, ale spójrz choć na Stiviego. Tam znajdziesz może 40-60%, w zależności od książki. Nie mówię tego, by hejcić. Wyrażam jedynie swoje odczucia. Powiedz, co o tym myślisz, a ja kończę dygresję i czytam dalej. Jestem na III." - co o tym myślę? Na pewno trochę i racja. Piszę dość gęsto, być może zbyt dla siebie, zbyt w myśl swej wizji, ale nie wiem. Chodzi o to, że ponownie pierwszy raz (przynajmniej pod tą serią) spotykam sie z zarzutem o zbytnie gmatwanie, czy łapanie zbyt wielu srok. A skoro do tej pory takich sygnałó nie miałem, logiczne, że nie myślałem o tym. Teraz jednak na pewno będę. Czy wpłynie to jakoś na korektę stylu. Nie wiem. Na razie to pierwszy, choć rzeczowy, sygnał. Zakładam, że powtarzalność tego typu zarzutów w końcu zostanie przekłuta na jakieś zmiany. W każdym razie: zawsze lepiej o czymś takim wiedzieć, niż nie wiedzieć, zatem dziękuję.
"Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca." - no, kurwa. I to jest normalna narracja. To rozumiem i elegancjo chłonę bez pękających żyłek czy innych anomalii. - no taa, Był kij, spodziewana i marchewa.
"Do robotniczego hotelu o zbyt wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. " - zbyt wypłowiałej...? Zbyt wypłowiałej, by co? Albo po prostu wypłowiałej, albo daj tu jakieś porównanie. To coś w stylu 'Kobieta o zbyt opalonej skórze'. No... kurwa... no nie." - faktycznie, może wywalę zbyt lub przerobię. Tu może coś być na rzeczy.
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody." - hehe, zajebiste." - a tu z kolei sam nie wiem czy zapis "jebane gówno" jest zasadny. No ale póki co jest tak.
"Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową(..)" - zmień minus na półpauzę" - myślałem, że ogarnąłem już półpauzy. Widocznie coś jeszcze się nie udało.
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką." - w odniesieniu do wcześniejszego zdania o pieczątkach, trochę zagmatwane to zdanie. Jakby na początku był ten fragment w którym podmiotem domyślnym są pieczątki, a wspomnienie o grubasie i zdawkowym 'sorry' byłoby dalej, miałoby to więcej sensu." - to se musze na spokojnie obadać w tekście, majac więcej przestrzeni, bo chwilowo nie rozumiem do końca zarzutu.
"Pierwszy wsunął rękę pod nieszczęśliwie heblowaną ladę, (...)" - Nieszczęśliwie heblowaną...? Deski też są nieszczęśliwie stropowe? Nie, nie kupuje tej przydawki." - Tak, tu zgoda. Trafny osąd. Nieszczęśliwie raczej wypadnie.
"Po chwili usunął je, ukazując w miazdze poszatkowanej ręki pozostałość podobnego znaku." - to jakieś dziwne. Miazga trochę zbyt dobitna jak dla mnie. Jakby to faktycznie była miazga, to sory, typ nic by w niej nie ujrzał poza czerwoną breją." - dobry atak na detal. Również prawdopodobne,m że znajdę inne, mniej kłopotliwe słowo.
No i tyle z odbicia piłeczki. Pochylę się pewnie nad zmianami w przeciągu najbliższej godziny. Dziękuję pięknie za przeczytanie i szczere refleksje, Kim.
Pozdrówka.
Canulas
Co się tyczy wspomnianego:
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką."
Przytoczę większy kawałek, bo faktycznie mętnie to pokazałam.
"Drugi gbur też miał podobną pieczątkę na wewnętrznej stronie przedramienia, tylko poza okalającym ją laurowym wieńcem widniały jeszcze trzy gwiazdki. Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką."
Chodzi o zestawienie drugiego zdania z pierwszym. W końcówce drugiego zdania ( "(...) ale ten wskazal na nie ręką) podmiotem są pieczątki na ręce (z tego, co zrozumiałam?). Jest to trochę niejasne, bo w ów zdaniu podmiotów jest kilka (2), plus dochodzi jeszcze kwestia w nawiasie, która również wprowadza zamęt i do tego jeszcze ma podmiot domyślny. Generalnie jest rozpierdol i ja się na tym zdaniu zajebałam kompletnie, mimo, że czytałam je chyba z 6 razy.
''I to na tyle wielką, że znów był gotów zmierzyć się z widokiem poszatkowanej panny. Tylko tym razem nie przez sekundową migawkę, ale normalnie, jak facet.'' - Urzekające :).
''Do robotniczego hotelu o wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. '' - O wypłowiałej od słońca nazwie. Bardzo ładnie ujęte.
''W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody.'' - :))) Fajne, zabawne, ale: w zamysle artysty?
Doczłapałam się, wreszcie!
Intrygująca część. Trochę mi przykro, że nie ma nikogo ze starej ekipy, ale zaraz lecę dalej, bo wiem, że gdzieś tam Delma jest i już nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania, bo ta dziewczynka jest cudowna!
No i Polip. Mam ogromną nadzieję, że i jego tam znajdę :)
Dialogi genialne - cały czas jestem tego zdania. Uśmiałam się.
Czy Komandor to Polip?
Świetnie zarysowane obrazy. Jednak na chwilę obecną czuję się jakbym była na głębokiej wodzie, więc powoli będę sobie płynęła do brzegu. Niektóre zwroty naprawdę powalają (większość została zacytowana, więc ja już nie będę wyciągać).
Bardzo dopracowany odcinek. Wpadłam na chwilę, bo byłam ciekawa.
Pozdrawiam :-)
Si, si. Wszystko się wolno, ale jednak, rozjaśnia. Powiem Ci, że nie wszyscy od razu poskładali co jest co, ale Ty jesteś świeżo po tamtym, więc masz łatwiej. To się dopiero pisze, i to tak, hmmm... ciężko ;)
Dzienks, Adelajdo.
Mile zaskoczenie.
Komentarze (103)
Szczerze to chciałem podejrzeć parę muków u Ciebie i dopiąłem swego, a to co zacytowałem i to czego nie, to bonus super exta dla mnie :)
Opowiadanie jako takie wciągające i rokujące na przyszłość.
Profesorskie wydanie, jak to u Cana :)
Dobra, bez żartów tera. Pierwszy akapit – dwa wnioski. Czuć risercz, brawo. Drugi – jest szorstko – tak, bardzo git, poprawny winien być język, a nie przepływ myśli. Te nieokiełznane smakują najlepiej.
Kopiowanie musiałabym podzielić na co najmniej trzy kategorie:
1) kategoria: :D, typu „wyglądasz, jakby wysrała cię w biegu indiańska szamanka, skarbie”
2) mięcho, wnętrzności i krew, typu „że mięsna papka źle strawionego żarcia ślizga się coraz bardziej po bebechach, szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron”
3) autor przestał się pierdolić, idzie na całość, typu „że na kadłubie tej poćwiatrowanej siksy może zjeść nawet kanapkę od Wendy's czy Taco Bueno. O tak. A na jej piździe postawić butelkę Fanty. Właśnie oznajmiał kurduplowi, gdzie może umieścić kukurydzianą sałatkę”
Ech. Dodałabym jeszcze ze dwie kategorie i podejrzewam, że cały tekst można by elegancko pociachać. Skupię się więc na tych najlepszych fragmentach jednak i refleksjach. To ułatwi sprawę :>
„ćwierć galonowa mineralna podskoczyła z siedemdziesięciu pięciu centów do dwóch i pół dolara” – no właśnie... Pamięta, skurczybyk. Też napisałam w ostatnim Cmyku pół galona! Byłam z tego taaaaaaka dumna, że aż z radości przeoczyłam metry.
„a za przyniesienie do siedziby radia zdjęcia sfotografowanych chmur można było otrzymać szmelcowaty wiatraczek” :D
„wypalające skórę promienie słońca przestały zajmować piedestał w hierarchii jego problemów” – cudne
„Ten wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, sprawdził, czy działa, odwrócił się i dostał w skroń najprawdziwszym pierdolonym tomahawkiem” – no pięknie + tomahawk (!)
„Kobieta pracowała u państwa Coenów co prawda dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra” – hahaha, kolejne cudne
„Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku” – ja pierdolę, to już poziom mistrz, kategoria: niepodważalnie zacne, niestandardowe porównanie; uwielbiam takie
„Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca” – tu rozkminy, elegancko zawoalowane, też w gusta me trafia jak w masło nóż
„puzzli kobiecego mięsa” – dobre zestawienie słów, nie spotkałam się z takim ( + kategoria mięsna:D)
Czytam i czytam i jeszcze raz powtórzę – brawo za risercz, nazwy teksańskich hast-foodowych knajp, hiszpańskie zwroty, nawet nazwa chipsów, dopracowane fest
„W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno” – haha, to jest takie felietonowe wręcz, z rubryki - o lokalnych artystach. („zakończona” mi się deczko gryzie, może „ograniczona”? ale to tylko taka pół-refleksja, po prostu coś przestrzennego w mojej głowie ma krawędzie, granice, itp, ale nie koniec, bo za górami nadal jest przestrzeń, tylko inna/nie ukazana na obrazku, ale to mój schiz)
Kurde. Masz te opisy zajebiste. Płynne, długie zdania. Wszystko elegancko rysuje się we łbie. A nie tak jak u mnie – zdaniowa sieczkarnia. Aż mi się motywacja lekko odpala znów. Śnieżący telewizorek z dupą w hoteliku z dwoma gburami w recepcji to już w ogóle mistrzostwo świata. Jak bzycząca i mrugająca lampa na betonowym parkingu podziemnym z żółto-czarnymi pasami w tle. Tak samo ten telewizorek śnieżący.
Albo to:
Przybysz uniósł dłoń w międzynarodowym znaku mówiącym, że "nie ma takiej potrzeby" – to jest tak fajnie życiowe, prosty gest, niuans, wychwycony, git
Ok, wątpliwości zebrałam do kupy. Ogólnie to chciałabym coś doradzić, ale żeś tak wymuskał, że trudno znaleźć cokolwiek. Mam takie ino małe maluteńkie cuś:
"na szybko" – ten cudzysłów powinien inaczej wyglądać, o tak: „na szybko”
Tam jeszcze parę razy on się powtarza, no nie wiem, ale ja bym używała tego „......”
po pierwszym "dzień dobry." - kropka poza nawias
Oczywiście tylko, "jakby co" - nie wiem czy ten przecinek do końca potrzebny, hm...
„dziecięcej ligi bejsbolu” – tu rozumiem, że chciałeś w ten sposób pisać bejsbol
„spojrzała w kieunku” – w kierunku*
„napoczęte czipsy” – tu jak z tym bejsbolem, nie „chipsy”? Rozumiem teraz, że to zamysł, jak dżinsy nie jeansy. Ja napisałabym dżinsy, ale nie napisałabym czipsy ino chipsy. Nie wiem czemu. Obadaj, olej, cokolwiek
„Jebli” – nie „jedli*” czasem? ;)
„Cheap potwierdził i rozlał. Jebli” – tera zgłupiałam...
Ej powypisywałam te błędy, ale to takie ćwierć-błedy w większości wynikające jedynie z chęci bycia pomocną i patrzenia przez pryzmat własnych językowych schizów.
Końcówkę już wiemy, ale roztłumaczać i spojlerować ludkom nie będę :D
Dawaj dalej, nie obchodzi mnie, ma być tego dużo, często i po bandzie :p Klimat jest zajebisty, powtórzę – taki jak u Tiebia lubię najbardziej, nawet bardziej niż brudne noir, bo to jest jednak początek serii, czegoś dużego, opisy przednie, Korzonek i Lew to nawet więcej niż pincet mil w tyle za poziomem z dziś. Dobre. Tyle panie Canie na ten moment. Dałeś radę. Jest zajebiście. Dalszej weny życzę :)
"na szybko" – ten cudzysłów powinien inaczej wyglądać, o tak: „na szybko”
Tam jeszcze parę razy on się powtarza, no nie wiem, ale ja bym używała tego „......” - ale ja nie umiem. Nie wiem jak się je robi :(
Racja z czipsami i bejsbolem. Zresztą bejsbol poprawiłem... ale nie zapisało.
Dziękuję bardzo. Wszystko obadam już w domostwie będąc. Albo na przerwie. Pozdro
Ciao
Nie no zartuje ;)
Takie pierwsze skojarzenie, ale u mnie wywołało uśmiech :)
Dobry początek, smaczki zdaniowe były i to pyszne i klimat trochę kryminalno horrorowy - super.
Piąteczkę wstawiłam, pozdrawiam :)
Miło, że jesteś.
Dzięki.
Typek po wymiotach powinien miec smak rzygów w ryju, tak zaznaczam jeno.
"usłyszał mrożący kał w dupie krzyk." - hm
"tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody. " czy jebane jest tu potrzebne?
Komandor, jak Hank. Ogólnie spoko. Pisz dalszy ciąg.
Taki ok, ale to pory zdarzają się różne.
"Typek po wymiotach powinien miec smak rzygów w ryju, tak zaznaczam jeno." - zapewne miał, jednak zostawiam pole pod domysł.
""usłyszał mrożący kał w dupie krzyk." - hm" - hmm
"tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody. " czy jebane jest tu potrzebne?" - sam nie wiem. Być może trochę wyskoczyłem z butów narracji na sekundę. Pomyślę.
No jak spoko, to git spoko, że spoko. (może i trochę jak Hank)
Pozdrox.
Generalnie zaś kału nie ma w dupie, no chyba, że wstrzymujesz, a tego nie napisałeś. Można, owszem, z ciśnienia czy strachu się posrać, ale to ekstremalne przypadki.
Tak myślę.
Z riserczu wyszło mi, że najbardziej logiczne tego typu, ale istnieje możliwość, że jestem w tym kwestiach niedoinformowany, więc każdą radę obadam :)
"czy choćby starej kanapy, z którą można by podzielić się nagromadzonym w tym ukropie potem." – super, obrazowo obleśne w eleganckim stylu
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody" – czasem maluję i rysuję, ten opis trafia do mnie nad wyraz dogłębnie :p
Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej :) -- 5
Przepraszam z góry za chamską reklamę. Pozdro ;)
A reklama wcale nie chamska, niektórych rzeczy tu nie czytam, bo jestem "młodym" użytkownikiem i nie daje rady nadrobić wszystkich serii, które wydają się ciekawe.Także reklama mile widziana
Nic nowego chyba nie napiszę. Obrazowo, barwnie, z polotem, humorem i tak dalej. Generalnie - super.
O porównaniach stosowanych przez Ciebie pewnie będą krążyć legendy:D
No chociażby to: " wyglądasz, jakby wysrała cię w biegu indiańska szamanka, skarbie. ":)
"... szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron." - powiedzenie "zesraj się, a nie daj" nabrało nowego...wymiaru:)
Sporo można tutaj przekopiować, ale po co.
Lubię zaczynać czytać serie, jak już są skończone, albo przynajmniej mam zapas, no, ale jak już zaczęłam, to liczę, że czas pomiędzy kolejnymi, będzie krótszy niż lata świetlne:)
Gwiazdki i inne ochy, achy zostawiam. Do następnego:)
A! Ta "cela" Twoja... Mniam.
Jak zwykle, serdeczne dzięki, miss Blanku. Nooo," Cela" jest ok, choć trzon emocjonalny jużdla mnie nieco pokryty warstwą kurzu.
Pozdrowix serdecznix
"Zakasłał w chustę, czując, że mięsna papka źle strawionego żarcia ślizga się coraz bardziej po bebechach, szukając ujścia. I to naprawdę obojętną ze stron." — kilka pierwszy zdań i już wiem, że to napisał Canulas ;))
"Następnie odkaszlnął, spiął zwieracz i upewniwszy się, że nic mu znikąd nie cieknie, dodał, że na kadłubie tej poćwiatrowanej siksy może zjeść nawet kanapkę od Wendy's czy Taco Bueno. " — no twój klimat jak byk! ;)) poćwiartowanej — literówka mi się zdaje
Kunsztownie spisałeś to dzieło. Słownictwo wyborne, opis akcji, emocje, punkty zaczepienia — świetnie rozmieszczone.
Zresztą, sam wiesz ;)) Pozdrowionka
Literówkę już duszę.
Tak, A.Gu, to początek bardzo długiej drogi.
Dzienks
"— kilka pierwszy zdań i już wiem, że to napisał Canulas ;))" — objaśniam szczegółowo, aby cię upewnic co do moich intencji — nie miałam na myśli poruszanej tematyki, jako takiej, ale sposobu w jakiś to opisał. "Normalny" człowiek napisałby to mniej więcej tak: "Zakaszlał, co spowodowało że w poczuł mdłości i już sam nie wiedział, czy chce zwymiotować czy się zesrać." czy tam coś w ten deseń ;) A jak żeś ty to napisał? No ja? Ano... po mistrzowsku, w wyczuciem i gracją (że się tak wyrażę ;))
Mi pasuje.
Can
puzzli kobiecego mięsa”...więcej układanki i delicji.
Pozdrawiam
Dzięki, że wpadłaś.
Pozdro.
od teraz się mnie nie pozbędziesz i będę wpadała na każdą część i uważam, że powinieneś wydać książkę
Wtedy usłyszał mrożący kał w dupie krzyk. - a to co?- hehe, dobre
Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową jakość przybytku, przynajmniej pod kątem sanitarnym. -wracasz do swego wywrotowego świata.
— Motel nie ma nazwy — odparł siedzący. — Była, ale słońce nam dopierdoliło i się zmyła. - noż kur...! hehe
Niestety nie łapię, czego to dotyczy. Pomyślałam o hehe, milach, ale coś mi nie pasuje, a ponadto, chyba nie wszystko Twoje przeczytałam, więć jeżeli to kontinuum to gadaj, czego dotyczy, ale to już! - hehe
Dzięki, Fell
Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku miała stuprocentową pewność, że przedmiot, który dosłownie wysadził czaszkę niewysokiego, ubranego w jasne szorty do kolan i białą koszulkę, mężczyzny był tomahawkiem. -> Maria Estera, pomimo tsunamicznej fali kiełkującego w niej z każdą chwilą szoku, miała stuprocentową pewność, że przedmiot, który dosłownie wysadził czaszkę niewysokiego, ubranego w jasne szorty do kolan i białą koszulkę mężczyzny, był tomahawkiem.
Nie tradycyjną siekierą, rzeźnickim półkolistym toporem, czy dwuostrzowym labrysem, tylko właśnie indiańskim tomahawkiem ->
Nie tradycyjną siekierą, rzeźnickim półkolistym toporem czy dwuostrzowym labrysem, tylko właśnie indiańskim tomahawkiem. (Kropkę zjadłeś)
Kobieta pracowała u państwa Coenów co prawda dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra. -> Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra.
Żadnego nastrajającego klimatycznie przedsionka, holu z automatem pożerającym drobne, czy choćby starej kanapy, -> Żadnego nastrajającego klimatycznie przedsionka, holu z automatem pożerającym drobne czy choćby starej kanapy,
nie od samej ilości wypitego alkoholu, a dużo prędzej, tempa jego spożycia -> nie od samej ilości wypitego alkoholu, a, dużo prędzej, tempa jego spożycia
No co mam Ci napisać? Zajebiste i tyle!
Pozderro
Te prometo esto!
"...jak najdalej od zafrasowanego nad czymś jegomościa..." - jesteś pewien, że "nad czymś", a nie "czymś"? Na mój nos "zafradowanego czymś".
"...by zaufać w bezprzyczynowy ascetyzm..." - na mój zakatarzony dziś bezlitośnie nochal, ufa się czemuś/komuś, nie w coś/kogoś. Więc jeśli "by zaufać", to "bezprzyczynowemu ascetyzmowi".
"Jebli" - czy Ty coś tu publikowałeś pod innym nickiem. Gdzieś to "jebli" już widziałem. Chyba że to było gdzieś u Ciebie.
Ech, dawno nic Twojego nie czytałem, a tu widzę naprawdę misterną robotę. Zdania dopracowane, doszlifowane, opowieść snuje się nieprędko, ale już są dwie zagwozdki, zahaczonka małe, które każą czym prędzej gonić do kolejnej częsci, ale to już nie dziś. Choć, nie powiem, bardzo ciekawie się robi. Jezykiem też posługujesz się bardzo giętkim, co dodaje kolorytu całości i buduje klimat dodatkowo.
Bardzo, bardzo.
Pozdrawiak ;)
"Jebli" mi się strasznie uwidziało, choć geneza nie wyszła ode mnie.
Przychylam się do "zafrasowania" i poprawię. Jednak co do drugiego zarzutu, mam wątpliwości. Tylko, że opiszę je później, bo już wychodzę.
Ps. Ta seria jest dla mnie ważna, liczę na nią, jednak niestety jest też dość mocno połączona z serią 500mil.
Czytając odtąd wiele rzeczy może się wydać niejasnych.
Tak to cholera utkałem, że demony tamtych wydarzeń wciąż są tu obecne.
Pozdoxix
No to lecim.
Ach....
No i tak, wiem, nie czytałam 500 ple ple ple. Trudno, chcę przeczytać choć tę jedną część, rurę nadrobię, masz moje koreańskie słowo, kurwa. No.
"I wtedy kobieta bezwarunkowo krzyknęła." - trochę nie rozumiem tu celu zastosowania słowa 'bezwarunkowo'. Jak to jakaś głębia poetycka, to się ode mnie odbiła. Najchętniej bym to słowo wyjebała, ale pewnie miałeś na to zdanie zamysł i nie chcę się wpierdzielać.
Kurde, Can. Niektóre z tych zdań są, jak dla mnie, naprawdę ciężkie. W sensie muszę się baaardzo mocno koncertować, by zrozumień ich sens. Niekiedy czytam je po dwa razy. Ciężkie to momentami. Np. to:
"Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra."
Rozbiega się to zdanie. Ta końcówka taka z dupy, bo po drodze sprzedajesz szereg informacji, nad którymi czytelnik musi się zastanowić, by je zrozumieć (przynajmniej ja muszę) a potem jeszcze dowalasz końcówkę, która tyczy się początku i wszystko się miesza no i kurwa ciężko.
Ogólnie rozumiem, że w narracji można nie dawać bezpośredniego przekazu, świetny zabieg, dodaje barwności, sama bardzo często tak robię, tylko że, kurwa, ty nie dajesz bezpośredniego przekazu niemal cały czas. Albo raczej 80% zdań narratora to nie jest bezpośredni przekaz. Dla kogoś takiego jak ja, kto chce przeczytać i jakoś tam przepłynąć, ten tekst, bez 150% skupienia jest niemożliwy do przeczytania. Ma to swoje plusy i minusy, oczywiście. Są ludzie, którzy lubią taki styl. Jest niepowtarzalny, bo łatwiej jest przekazać coś bezpośrednio, niż rzucić jakimś zmyślnym porównaniem czy metaforą. Ale, kurwa. Niech to będzie 60% tekstu a nie 80%. Nie wiem, pewnie pierdolę, pewnie psioczę i zaraz wszyscy na mnie naskoczą, ale spójrz choć na Stiviego. Tam znajdziesz może 40-60%, w zależności od książki. Nie mówię tego, by hejcić. Wyrażam jedynie swoje odczucia. Powiedz, co o tym myślisz, a ja kończę dygresję i czytam dalej. Jestem na III.
"Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca." - no, kurwa. I to jest normalna narracja. To rozumiem i elegancjo chłonę bez pękających żyłek czy innych anomalii.
"Do robotniczego hotelu o zbyt wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. " - zbyt wypłowiałej...? Zbyt wypłowiałej, by co? Albo po prostu wypłowiałej, albo daj tu jakieś porównanie. To coś w stylu 'Kobieta o zbyt opalonej skórze'. No... kurwa... no nie.
Dobra, wycofuję się z 80%. Dam 70. :P
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody." - hehe, zajebiste.
"Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową(..)" - zmień minus na półpauzę
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką." - w odniesieniu do wcześniejszego zdania o pieczątkach, trochę zagmatwane to zdanie. Jakby na początku był ten fragment w którym podmiotem domyślnym są pieczątki, a wspomnienie o grubasie i zdawkowym 'sorry' byłoby dalej, miałoby to więcej sensu.
"Pierwszy wsunął rękę pod nieszczęśliwie heblowaną ladę, (...)" - Nieszczęśliwie heblowaną...? Deski też są nieszczęśliwie stropowe? Nie, nie kupuje tej przydawki.
"Po chwili usunął je, ukazując w miazdze poszatkowanej ręki pozostałość podobnego znaku." - to jakieś dziwne. Miazga trochę zbyt dobitna jak dla mnie. Jakby to faktycznie była miazga, to sory, typ nic by w niej nie ujrzał poza czerwoną breją.
No, to chyba tyle ode mnie. Parę razy jeszcze podczas czytania się zgubiłam, po chwili wracając na właściwy trakt.
Pozdrówka.
Gdzie się da, postaram się odnieść.
Więc:
"I wtedy kobieta bezwarunkowo krzyknęła." - trochę nie rozumiem tu celu zastosowania słowa 'bezwarunkowo'. Jak to jakaś głębia poetycka, to się ode mnie odbiła. Najchętniej bym to słowo wyjebała, ale pewnie miałeś na to zdanie zamysł i nie chcę się wpierdzielać." - bezwarunkowo jest tu zamysłem na opisanie krzyku przez pryzmat zaskoczenia. Czy to ma sens lub dlaczego nie - nie wiem. Nikt mnie nie postawił z tym pod ścianą, bym musiał o ttym jakoś szerzej rozmyślać. No ale teraz porozmyślam.
Kurde, Can. Niektóre z tych zdań są, jak dla mnie, naprawdę ciężkie. W sensie muszę się baaardzo mocno koncertować, by zrozumień ich sens. Niekiedy czytam je po dwa razy. Ciężkie to momentami. Np. to:
"Kobieta pracowała u państwa Coenów, co prawda, dopiero miesiąc, ale jak syczał jej w ucho właściciel, najczęściej zresztą podczas piłowania Estery od tyłu na borsuczych, niewyprawionych skórach, dobrze jej z oczu patrzy, a w duszy gra.
Rozbiega się to zdanie. Ta końcówka taka z dupy, bo po drodze sprzedajesz szereg informacji, nad którymi czytelnik musi się zastanowić, by je zrozumieć (przynajmniej ja muszę) a potem jeszcze dowalasz końcówkę, która tyczy się początku i wszystko się miesza no i kurwa ciężko." - tu chwilowo również nie wiem, co powiedzieć. Ponownie muszę pomyśleć. Jakl tak dalej pójdzie, to tylko tym Ci odpiszę.
Ogólnie rozumiem, że w narracji można nie dawać bezpośredniego przekazu, świetny zabieg, dodaje barwności, sama bardzo często tak robię, tylko że, kurwa, ty nie dajesz bezpośredniego przekazu niemal cały czas. Albo raczej 80% zdań narratora to nie jest bezpośredni przekaz. Dla kogoś takiego jak ja, kto chce przeczytać i jakoś tam przepłynąć, ten tekst, bez 150% skupienia jest niemożliwy do przeczytania. Ma to swoje plusy i minusy, oczywiście. Są ludzie, którzy lubią taki styl. Jest niepowtarzalny, bo łatwiej jest przekazać coś bezpośrednio, niż rzucić jakimś zmyślnym porównaniem czy metaforą. Ale, kurwa. Niech to będzie 60% tekstu a nie 80%. Nie wiem, pewnie pierdolę, pewnie psioczę i zaraz wszyscy na mnie naskoczą, ale spójrz choć na Stiviego. Tam znajdziesz może 40-60%, w zależności od książki. Nie mówię tego, by hejcić. Wyrażam jedynie swoje odczucia. Powiedz, co o tym myślisz, a ja kończę dygresję i czytam dalej. Jestem na III." - co o tym myślę? Na pewno trochę i racja. Piszę dość gęsto, być może zbyt dla siebie, zbyt w myśl swej wizji, ale nie wiem. Chodzi o to, że ponownie pierwszy raz (przynajmniej pod tą serią) spotykam sie z zarzutem o zbytnie gmatwanie, czy łapanie zbyt wielu srok. A skoro do tej pory takich sygnałó nie miałem, logiczne, że nie myślałem o tym. Teraz jednak na pewno będę. Czy wpłynie to jakoś na korektę stylu. Nie wiem. Na razie to pierwszy, choć rzeczowy, sygnał. Zakładam, że powtarzalność tego typu zarzutów w końcu zostanie przekłuta na jakieś zmiany. W każdym razie: zawsze lepiej o czymś takim wiedzieć, niż nie wiedzieć, zatem dziękuję.
"Heintz doskonale zdawał sobie sprawę, że okraszenie miejsca zbrodni wymiocinami jest źle widziane i, mimo że nie spodziewał się za ten skądinąd oczyszczający akt namacalnej kary, czuł pewien rodzaj przykrego zażenowania. Słabości, która nie powinna mieć miejsca." - no, kurwa. I to jest normalna narracja. To rozumiem i elegancjo chłonę bez pękających żyłek czy innych anomalii. - no taa, Był kij, spodziewana i marchewa.
"Do robotniczego hotelu o zbyt wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. " - zbyt wypłowiałej...? Zbyt wypłowiałej, by co? Albo po prostu wypłowiałej, albo daj tu jakieś porównanie. To coś w stylu 'Kobieta o zbyt opalonej skórze'. No... kurwa... no nie." - faktycznie, może wywalę zbyt lub przerobię. Tu może coś być na rzeczy.
"W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody." - hehe, zajebiste." - a tu z kolei sam nie wiem czy zapis "jebane gówno" jest zasadny. No ale póki co jest tak.
"Obrysowany prostokątem kurzu zapowiadał ćwierć-gwiazdkową(..)" - zmień minus na półpauzę" - myślałem, że ogarnąłem już półpauzy. Widocznie coś jeszcze się nie udało.
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką." - w odniesieniu do wcześniejszego zdania o pieczątkach, trochę zagmatwane to zdanie. Jakby na początku był ten fragment w którym podmiotem domyślnym są pieczątki, a wspomnienie o grubasie i zdawkowym 'sorry' byłoby dalej, miałoby to więcej sensu." - to se musze na spokojnie obadać w tekście, majac więcej przestrzeni, bo chwilowo nie rozumiem do końca zarzutu.
"Pierwszy wsunął rękę pod nieszczęśliwie heblowaną ladę, (...)" - Nieszczęśliwie heblowaną...? Deski też są nieszczęśliwie stropowe? Nie, nie kupuje tej przydawki." - Tak, tu zgoda. Trafny osąd. Nieszczęśliwie raczej wypadnie.
"Po chwili usunął je, ukazując w miazdze poszatkowanej ręki pozostałość podobnego znaku." - to jakieś dziwne. Miazga trochę zbyt dobitna jak dla mnie. Jakby to faktycznie była miazga, to sory, typ nic by w niej nie ujrzał poza czerwoną breją." - dobry atak na detal. Również prawdopodobne,m że znajdę inne, mniej kłopotliwe słowo.
No i tyle z odbicia piłeczki. Pochylę się pewnie nad zmianami w przeciągu najbliższej godziny. Dziękuję pięknie za przeczytanie i szczere refleksje, Kim.
Pozdrówka.
Co się tyczy wspomnianego:
"Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką."
Przytoczę większy kawałek, bo faktycznie mętnie to pokazałam.
"Drugi gbur też miał podobną pieczątkę na wewnętrznej stronie przedramienia, tylko poza okalającym ją laurowym wieńcem widniały jeszcze trzy gwiazdki. Rzucił zdawkowe "sorry", próbując minąć (zajść i zacząć dusić) stojącego, ale ten wskazał na nie ręką."
Chodzi o zestawienie drugiego zdania z pierwszym. W końcówce drugiego zdania ( "(...) ale ten wskazal na nie ręką) podmiotem są pieczątki na ręce (z tego, co zrozumiałam?). Jest to trochę niejasne, bo w ów zdaniu podmiotów jest kilka (2), plus dochodzi jeszcze kwestia w nawiasie, która również wprowadza zamęt i do tego jeszcze ma podmiot domyślny. Generalnie jest rozpierdol i ja się na tym zdaniu zajebałam kompletnie, mimo, że czytałam je chyba z 6 razy.
Dziękuję.
''I to na tyle wielką, że znów był gotów zmierzyć się z widokiem poszatkowanej panny. Tylko tym razem nie przez sekundową migawkę, ale normalnie, jak facet.'' - Urzekające :).
''Do robotniczego hotelu o wypłowiałej od słońca nazwie wchodziło się bezpośrednio z ulicy. '' - O wypłowiałej od słońca nazwie. Bardzo ładnie ujęte.
''W domyśle artysty zapewne miał przedstawiać preryjną przestrzeń zakończoną górami na horyzoncie, a tak naprawdę przedstawiał jebane gówno, niewarte trzech łyków wody.'' - :))) Fajne, zabawne, ale: w zamysle artysty?
Intrygujące. Zobaczymy zara, co dalej.
A w ogóle to kurde. Noo, nie spodziewałem się.
Intrygująca część. Trochę mi przykro, że nie ma nikogo ze starej ekipy, ale zaraz lecę dalej, bo wiem, że gdzieś tam Delma jest i już nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania, bo ta dziewczynka jest cudowna!
No i Polip. Mam ogromną nadzieję, że i jego tam znajdę :)
Dialogi genialne - cały czas jestem tego zdania. Uśmiałam się.
Lecę dalej, Can!
Świetnie zarysowane obrazy. Jednak na chwilę obecną czuję się jakbym była na głębokiej wodzie, więc powoli będę sobie płynęła do brzegu. Niektóre zwroty naprawdę powalają (większość została zacytowana, więc ja już nie będę wyciągać).
Bardzo dopracowany odcinek. Wpadłam na chwilę, bo byłam ciekawa.
Pozdrawiam :-)
Dzienks, Adelajdo.
Mile zaskoczenie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania