pół żywy - półżywy lub na wpół żywy.
Pickup - po co z dużej?
Chłoptasiu, chłopcze, kelnerku. — wyliczyła, lecz już jakby przystępniejszym głosem. — Z takiej dupereli robić dym. - jak dyskusja z kimś, kto wypadł z tylnego siedzenia, prawie.
Tyle. Bez rozpierdolu. Kontynuujesz swoje 500 dni na miłość, widzę, uparcie. Dobrze, dobrze. Dobrze.
— Poobcinałeś ludziom części ciała — rzuciła, łapiąc w dwa palce swe własne, drobne ucho. — Rozumiem, bójka czy coś, ale... kurwa. Ty ciągle żyjesz w komiksie. -heh
A KONIEC, NIECH CIĘ, CANU... - zabiłeś Rose?! Normalnie jesteś zbój! - heh.
a co do mnie, to nie mam siły na pisanie ostatnio. Walczę o każde zdani, żeby to miało ręce i nogi. Brak czasu i luzu totalny.
Pozdrówka
Kobieta o imieniu Ana cierpliwie słuchała, jego chaotycznej opowieści to co widział i zapamiętał w głowie. Polip nie omieszkał też poinformować, że pająk go ugryzł 7 razy. Jest Rosjaninem chlip, chlip moja biedna Thelma nie żyje niech ja dostanę tego w swoje ręce. Pięć
Muszę przyznać, że Wiwat to prawdziwy romantyk, dziwie się, że Rose tego nie docenia... albo raczej nie doceniała.
Dobrze, że 500 przeczytałam, teraz wszystko jest bardziej zrozumiałe. No teraz czekam na wieści gdzie ta Thelma.
Pozdrawiam :)
No jest, jest. To z jednej strony trochę lipa, że tekst się nie umie obronić bez znajomości nawiązań, ale w zgodzie z duchem fabuły musiałem pójść w tę stronę.
Pozdrówka
Zawsze u babci jest ciekawie. Ale strasznie pokiereszowałeś ludzi, a przede wszystkim kobietę. Niedobry.
Bardzo dobre stwierdzenie o życiu w komiksie.
Złotowłosa Thelma na pewno wróci. Teraz przebywa poza granicami. W Polsce.
Pozdrawiam
Myślę, że jak najbardziej godziwe podpiąć TW pod serię, dwie pieczenia na jednym ogniu, choć na dłuższą metę istnieje obawa, że zaczniesz naginać fabułę pod coraz to nowe zestawy i wiesz (to nie zarzut, ino obawa na przyszłość, wolność twórcza, te sprawy, kumasz). Więc ostrożnie.
„Samotne świty zawsze kojarzą się z raną” – podtytuły warte podkreślenia, jeszcze człek nie zacznie czytać, a już daje do myślenia
No i pierwszy akapit też zaczynasz rozmyśleniami, refleksjami, wiadomo, że lubię.
„Skakał od wydarzeń do wydarzeń, za nic mając poszanowanie dla chronologii czy fabularnej spójności” - dobrze, naturalność przede wszystkim
„Strzelał do niej niczym półżywy farmer, którego otaczające zewsząd korporacje zepchnęły na ostatni jard ziemi, pozbawiając dosłownie wszystkiego” – i porównańko, git
„Fajki, szminkę i komplet surowic zawsze noszę przy sobie” – już ją lubię
„— Już siedem razy ukąsił mnie groźny pająk (...) — Ale nie strzelam jeszcze siecią” – hahahaha :D
„Ostatni bastion rozsądku zakwitł” – cudne
„— Odłóż!
Stuknęła mocniej, otaksowując mężczyznę zawadiackim wzrokiem.
— Odłóż jej nogę!” – hahaha, no pięknie
„Niezbyt delikatnie rzuciła kość na łóżko, oblizując przy tym popękane wargi. Polip stał przed nią, dyszał i czekał, będąc trzy szybsze wdechy od rozpieprzenia jej łba” – ładnie napisane, hm, Ana jest zastanawiająca, czemu go drażni? No nic, dowiemy się.
„W tym samym czasie, kiedy nabierała solidną porcję powietrza, zdezelowany pickup w kolorze rdzawego piachu zaparkował po drugiej stronie ulicy, wypuszczając na żer trójkę młodych ludzi” – i to mi się widzi, od strony budowania sceny (przeskoku w dwa miejsca na raz), a sam zwrot „wypuszczając na żer trójkę młodych ludzi” miodzio
„Piętrowy, drewniany dom obleczony kurzem i ciemnowłosa głowa niebywale wścibskiej właścicielki w parterowym, prostokątnym oknie” – i tu obrazowo + „Własne klucze” klamruje opis elegancko
„Tym razem nie trzasnął drzwiami, dając dowód temu, że niektóre ssaki zdolne są do nauki” – Wiwacik taaaki mądry :>
„— Pięknie, kurwa. Kupiłaś se ciuchy i drewnianego staruszka. Jechaliśmy, było wszystko ok i nagle foch, jakby ci się Papież zesrał w samochodzie” – Wiwacik taaaki dowcipny :>
„— Poobcinałeś ludziom części ciała” – Wiwacik taaaki odważny :>
„Stanął do niej profilem, opróżniając bezceremonialnie pęcherz.” - rzekłabym, że Wiwacik taaaki sexy, ale wyjdę na nienormalną :/
I jeszcze ją przedrzeźnia :D Zawsze lubie jak ktoś kogoś przedrzeźnia, muszę wypróbować na Karlu.
„Przystanęła przed drzwiami. Klucz wsadzony, choć jeszcze nieprzekręcony. Głowa babci nadal beztrosko w oknie” – ta głowa babci robi robotę :D Wsadzony/nieprzekręcony klucz też jest gites. (Ps. Ja nie wiem jak Ty to robisz, ja jak pcham fabułę, to mi kwiecistość języka spada, nie umiem ogarnąć tego i tego naraz, se przyuważ kiedy, jak mój bohater siedzi i myśli, to ja wtedy ohohoho popisy, kurwa, na lodowisku, a jak coś się dzieje, albo cza pogaworzyć, to przestawia mi się na normalny język. A Pan Canulardo ogarnia i to i to. Bene i zazdro ;)
„Klucz, który, sądząc po nagromadzeniu w powietrzu złej energii, raczej nieprędko znowu pogrzebie w zamku” :D Cóż, tak to jest, na początku były seksy pośród wijących się węży, a tera ona się czepia, że komuś ucho obciął. Ja bym sie na pewno nie czepiała! Phi.
„Pół drogi ci tłumaczyłem, że te stworzonka mają dla mnie sentyment. Że dzięki takiemu jednemu w ogóle na ciebie trafiłem” – Wiwacik taaaki wrażliwy :>
„Wprost pod ulewny deszcz kul” – CO?!?!
Biedna Rose, dobrze utkane, że po kłótni, zaboli jeszcze bardziej.
„Asysta jęków i sapnięć pokropiona ciężko stawianymi krokami pochłonęła całą ich uwagę” – takich fajnych to masz dużo, to juz sobie dałam siana w pewnym momencie z wyciaganiem
Tera kwiatuszki.
„czy sięgniecie dna” – sięgnięcie*
„W końcu dotarł do miejsca, gdzie nie miał co dopowiedzieć” – dziwnie mi zabrzmiało, może po prostu „...gdzie nie miał już nic do dodania”, obadaj
„To tyle – pomyślał Polip. – Tak” – Ty, a te kreski tu ją ciut krótsze, tak ma być? Jak to jest?
„ni rękawiczki na dłoni biorąc do ręki największą. — Tak wyglądają.
(...) Uniosła dłoń w wiadomym geście” – może się czepiam, ale dość blisko dłoni/dłoń
„Alexander, Fiodor, Polipczuk” – obadaj zasadność przecinków, rozumiem, że robiła pauzę po każdym imieniu, ale estetycznie deczko zgrzyta w ocko
„Szkoda po prostu słów. — dodała” – kropcia out
„kelnerku. — wyliczyła” – tu też
„zaklął szeptem, choć raczej instynktownie, niż miałoby to nie dolecieć do staruszki” – niezbyt rozumiem to zdanie
„że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami” – 2x „to”, może by wywalił drugie i zostawił „pokazuję, czego....” (?)
„spróbował wprost, mając nadzieje” – nadzieję*
„dwiewczynkę-ducha” – dziewczynkę*-ducha
Ok, obie sceny urwałeś w momentach kluczowych. czekam na dalszy ciąg. Cóż mogę rzec, i językowo, i fabularnie poziom utrzymujesz, jest super.
Wiwacik będzie smutny, jak zrobią Rose kuku ;) No nic, wyczekuję dalszych części.
Pozdro :)
"Desperacja, bycie postawionym pod ścianą czy sięgniecie dna, mają jedną wspólną cechę. Kiedy wiesz, że nie może być gorzej, większość krępujących cię na co dzień, społecznych kajdan – puszcza." - zacząłeś z grubej rury. Trafne. Aż nadto.
"— Mogę podsumować?
— A pokaleczy mnie to?" - świetne.
"Ty ciągle żyjesz w komiksie." - to również.
"Czy nie widzisz, że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami? " - łoj, piękne, romantyczne wręcz, w ogóle ta ich zadziorność fajna i tak dalej, ale me serce bliżej Polipa;)
„Wprost pod ulewny deszcz kul”- że niby ją ubiłeś? E, nie wierzę.
Te "przeskoki" w różne miejsca są fajne. Ciekawy zabieg, udany.
Oki. No, bardzo dobra ta seria póki co. Za Thelmą mi się tęskni:(
Taaa, odniesę się tylko do błędów, bo nie umiem jakoś do komentów się odnosić.
Tera kwiatuszki.
„czy sięgniecie dna” – sięgnięcie* - taaa
„W końcu dotarł do miejsca, gdzie nie miał co dopowiedzieć” – dziwnie mi zabrzmiało, może po prostu „...gdzie nie miał już nic do dodania”, obadaj - zgadzam się
„To tyle – pomyślał Polip. – Tak” – Ty, a te kreski tu ją ciut krótsze, tak ma być? Jak to jest? - taaa, mają tak być, bo jest pomyślał. Myśli zapisuję krótszymi.
„ni rękawiczki na dłoni biorąc do ręki największą. — Tak wyglądają.
(...) Uniosła dłoń w wiadomym geście” – może się czepiam, ale dość blisko dłoni/dłoń - zmieniłem na rękę w drugim
„Alexander, Fiodor, Polipczuk” – obadaj zasadność przecinków, rozumiem, że robiła pauzę po każdym imieniu, ale estetycznie deczko zgrzyta w ocko - racja. Przecinki poszły w piździec.
„Szkoda po prostu słów. — dodała” – kropcia out - nie ma już
„kelnerku. — wyliczyła” – tu też - tu nie znalazłem błędu. O co cho?
„zaklął szeptem, choć raczej instynktownie, niż miałoby to nie dolecieć do staruszki” – niezbyt rozumiem to zdanie - że jego szept nic nie dał, bo staruszka i tak słyszała. Nie chciał na początku przy niej kląć. DOdałem słowo "uszu".
„że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami” – 2x „to”, może by wywalił drugie i zostawił „pokazuję, czego....” (?) - wywalone
„kelnerku. — wyliczyła” – tu też - tu nie znalazłem błędu. O co cho? - o kropkę, po myslniku jest z malej
Jeej, wiekszosc zasadna, czyly przydalam sie do czyszczenia bledziorkow, fajnie :)
Pozdro
,,W końcu dotarł do miejsca, gdzie nie miałnic '' - miał nic
,,Gdzieś niżej doleciał kolejny, pojedynczy dźwięk.'' - skądś niżej
,,ale dla Thelmy dopierdoliłby każdej'' - i tak trzymać :)
Zaczynając pisać to opowiadanie pewnie nawet przez myśl ci nie przeszło, że głównym jego bohaterem stanie się Thelma, a tu psikus i teraz już o tym wiedząc, musisz o niej więcej i więcej. A mnie w to graj :)
Rose to jakiś ma chwiejny humorek :)
dałam 5 :)
Pozdrawiam :)
Rose nie żyje?
O MATKO! Dobra, nie przepadam za Wiwatem, ale teraz mu w jakiś sposób współczuje. Chociaż... mógł być bardziej odpowiedzialnym mężczyzną i zapewnić Rose normalne życie. Ale skoro on jest popieprzony, to jedyne co może oferować, to popieprzone życie.
Biedna Rose.
Miałam zawał i dalej mam, bo nie wiem, czy Polip jest w niebezpieczeństwie. No dobra, pewnie coś mu grozi, bo tamte opasłe szczury pewnie uciekły. Zostawiły Anę i teraz nie wiem, czy ona jest przynętą czy może jej nienawidzili, czy o cholerę chodzi. Jezu, jak mi go jest szkoda!
Mój ulubieniec, a ktoś chce mu zrobić krzywdę.
Jak Ana w ogóle mogła tak bezcześcić kości kochanej Delmy? Aż dziw, że Polip nie strzelił jej w łeb. No dobra, lubię tę laskę, ale przegięła. Po całości.
Czekam na ciąg dalszy! A tak naprawdę, lecę dalej, bo została mi jeszcze jedna część do całkowitego nadrobienia :)
Fajne jest to jak sobie sama roztłumaczasz. Żywiołowy auto-dialog, level hard ;) Masz wątpliwość, ale se ją prostujesz (lub nie). No i uczuciowość do postaci. Naprawdę super.
To chyba wciąga jeszcze bardziej niż 500. Naprawdę, są tu takie soczyste kawałki, że ach i ech. I w ogóle Cię Can nie lubię, bo miałam tego nie zaczynać czytać, póki nie skończę czytać książki. No ale...
Reasumując, jest super :-)
Komentarze (37)
Pickup - po co z dużej?
Chłoptasiu, chłopcze, kelnerku. — wyliczyła, lecz już jakby przystępniejszym głosem. — Z takiej dupereli robić dym. - jak dyskusja z kimś, kto wypadł z tylnego siedzenia, prawie.
Tyle. Bez rozpierdolu. Kontynuujesz swoje 500 dni na miłość, widzę, uparcie. Dobrze, dobrze. Dobrze.
Pięknie.
A KONIEC, NIECH CIĘ, CANU... - zabiłeś Rose?! Normalnie jesteś zbój! - heh.
a co do mnie, to nie mam siły na pisanie ostatnio. Walczę o każde zdani, żeby to miało ręce i nogi. Brak czasu i luzu totalny.
Pozdrówka
WIerzę, że cieżko. Oby się odblokowało.
Pozdroxix.
Dzienks :)
Dobrze, że 500 przeczytałam, teraz wszystko jest bardziej zrozumiałe. No teraz czekam na wieści gdzie ta Thelma.
Pozdrawiam :)
Pozdrówka
Bardzo dobre stwierdzenie o życiu w komiksie.
Złotowłosa Thelma na pewno wróci. Teraz przebywa poza granicami. W Polsce.
Pozdrawiam
„Samotne świty zawsze kojarzą się z raną” – podtytuły warte podkreślenia, jeszcze człek nie zacznie czytać, a już daje do myślenia
No i pierwszy akapit też zaczynasz rozmyśleniami, refleksjami, wiadomo, że lubię.
„Skakał od wydarzeń do wydarzeń, za nic mając poszanowanie dla chronologii czy fabularnej spójności” - dobrze, naturalność przede wszystkim
„Strzelał do niej niczym półżywy farmer, którego otaczające zewsząd korporacje zepchnęły na ostatni jard ziemi, pozbawiając dosłownie wszystkiego” – i porównańko, git
„Fajki, szminkę i komplet surowic zawsze noszę przy sobie” – już ją lubię
„— Już siedem razy ukąsił mnie groźny pająk (...) — Ale nie strzelam jeszcze siecią” – hahahaha :D
„Ostatni bastion rozsądku zakwitł” – cudne
„— Odłóż!
Stuknęła mocniej, otaksowując mężczyznę zawadiackim wzrokiem.
— Odłóż jej nogę!” – hahaha, no pięknie
„Niezbyt delikatnie rzuciła kość na łóżko, oblizując przy tym popękane wargi. Polip stał przed nią, dyszał i czekał, będąc trzy szybsze wdechy od rozpieprzenia jej łba” – ładnie napisane, hm, Ana jest zastanawiająca, czemu go drażni? No nic, dowiemy się.
„W tym samym czasie, kiedy nabierała solidną porcję powietrza, zdezelowany pickup w kolorze rdzawego piachu zaparkował po drugiej stronie ulicy, wypuszczając na żer trójkę młodych ludzi” – i to mi się widzi, od strony budowania sceny (przeskoku w dwa miejsca na raz), a sam zwrot „wypuszczając na żer trójkę młodych ludzi” miodzio
„Piętrowy, drewniany dom obleczony kurzem i ciemnowłosa głowa niebywale wścibskiej właścicielki w parterowym, prostokątnym oknie” – i tu obrazowo + „Własne klucze” klamruje opis elegancko
„Tym razem nie trzasnął drzwiami, dając dowód temu, że niektóre ssaki zdolne są do nauki” – Wiwacik taaaki mądry :>
„— Pięknie, kurwa. Kupiłaś se ciuchy i drewnianego staruszka. Jechaliśmy, było wszystko ok i nagle foch, jakby ci się Papież zesrał w samochodzie” – Wiwacik taaaki dowcipny :>
„— Poobcinałeś ludziom części ciała” – Wiwacik taaaki odważny :>
„Stanął do niej profilem, opróżniając bezceremonialnie pęcherz.” - rzekłabym, że Wiwacik taaaki sexy, ale wyjdę na nienormalną :/
I jeszcze ją przedrzeźnia :D Zawsze lubie jak ktoś kogoś przedrzeźnia, muszę wypróbować na Karlu.
„Przystanęła przed drzwiami. Klucz wsadzony, choć jeszcze nieprzekręcony. Głowa babci nadal beztrosko w oknie” – ta głowa babci robi robotę :D Wsadzony/nieprzekręcony klucz też jest gites. (Ps. Ja nie wiem jak Ty to robisz, ja jak pcham fabułę, to mi kwiecistość języka spada, nie umiem ogarnąć tego i tego naraz, se przyuważ kiedy, jak mój bohater siedzi i myśli, to ja wtedy ohohoho popisy, kurwa, na lodowisku, a jak coś się dzieje, albo cza pogaworzyć, to przestawia mi się na normalny język. A Pan Canulardo ogarnia i to i to. Bene i zazdro ;)
„Klucz, który, sądząc po nagromadzeniu w powietrzu złej energii, raczej nieprędko znowu pogrzebie w zamku” :D Cóż, tak to jest, na początku były seksy pośród wijących się węży, a tera ona się czepia, że komuś ucho obciął. Ja bym sie na pewno nie czepiała! Phi.
„Pół drogi ci tłumaczyłem, że te stworzonka mają dla mnie sentyment. Że dzięki takiemu jednemu w ogóle na ciebie trafiłem” – Wiwacik taaaki wrażliwy :>
„Wprost pod ulewny deszcz kul” – CO?!?!
Biedna Rose, dobrze utkane, że po kłótni, zaboli jeszcze bardziej.
„Asysta jęków i sapnięć pokropiona ciężko stawianymi krokami pochłonęła całą ich uwagę” – takich fajnych to masz dużo, to juz sobie dałam siana w pewnym momencie z wyciaganiem
Tera kwiatuszki.
„czy sięgniecie dna” – sięgnięcie*
„W końcu dotarł do miejsca, gdzie nie miał co dopowiedzieć” – dziwnie mi zabrzmiało, może po prostu „...gdzie nie miał już nic do dodania”, obadaj
„To tyle – pomyślał Polip. – Tak” – Ty, a te kreski tu ją ciut krótsze, tak ma być? Jak to jest?
„ni rękawiczki na dłoni biorąc do ręki największą. — Tak wyglądają.
(...) Uniosła dłoń w wiadomym geście” – może się czepiam, ale dość blisko dłoni/dłoń
„Alexander, Fiodor, Polipczuk” – obadaj zasadność przecinków, rozumiem, że robiła pauzę po każdym imieniu, ale estetycznie deczko zgrzyta w ocko
„Szkoda po prostu słów. — dodała” – kropcia out
„kelnerku. — wyliczyła” – tu też
„zaklął szeptem, choć raczej instynktownie, niż miałoby to nie dolecieć do staruszki” – niezbyt rozumiem to zdanie
„że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami” – 2x „to”, może by wywalił drugie i zostawił „pokazuję, czego....” (?)
„spróbował wprost, mając nadzieje” – nadzieję*
„dwiewczynkę-ducha” – dziewczynkę*-ducha
Ok, obie sceny urwałeś w momentach kluczowych. czekam na dalszy ciąg. Cóż mogę rzec, i językowo, i fabularnie poziom utrzymujesz, jest super.
Wiwacik będzie smutny, jak zrobią Rose kuku ;) No nic, wyczekuję dalszych części.
Pozdro :)
"— Mogę podsumować?
— A pokaleczy mnie to?" - świetne.
"Ty ciągle żyjesz w komiksie." - to również.
"Czy nie widzisz, że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami? " - łoj, piękne, romantyczne wręcz, w ogóle ta ich zadziorność fajna i tak dalej, ale me serce bliżej Polipa;)
„Wprost pod ulewny deszcz kul”- że niby ją ubiłeś? E, nie wierzę.
Te "przeskoki" w różne miejsca są fajne. Ciekawy zabieg, udany.
Oki. No, bardzo dobra ta seria póki co. Za Thelmą mi się tęskni:(
Tera kwiatuszki.
„czy sięgniecie dna” – sięgnięcie* - taaa
„W końcu dotarł do miejsca, gdzie nie miał co dopowiedzieć” – dziwnie mi zabrzmiało, może po prostu „...gdzie nie miał już nic do dodania”, obadaj - zgadzam się
„To tyle – pomyślał Polip. – Tak” – Ty, a te kreski tu ją ciut krótsze, tak ma być? Jak to jest? - taaa, mają tak być, bo jest pomyślał. Myśli zapisuję krótszymi.
„ni rękawiczki na dłoni biorąc do ręki największą. — Tak wyglądają.
(...) Uniosła dłoń w wiadomym geście” – może się czepiam, ale dość blisko dłoni/dłoń - zmieniłem na rękę w drugim
„Alexander, Fiodor, Polipczuk” – obadaj zasadność przecinków, rozumiem, że robiła pauzę po każdym imieniu, ale estetycznie deczko zgrzyta w ocko - racja. Przecinki poszły w piździec.
„Szkoda po prostu słów. — dodała” – kropcia out - nie ma już
„kelnerku. — wyliczyła” – tu też - tu nie znalazłem błędu. O co cho?
„zaklął szeptem, choć raczej instynktownie, niż miałoby to nie dolecieć do staruszki” – niezbyt rozumiem to zdanie - że jego szept nic nie dał, bo staruszka i tak słyszała. Nie chciał na początku przy niej kląć. DOdałem słowo "uszu".
„że ja to robię dla ciebie? Że w ten sposób pokazuję to, czego za bardzo nie umiem wyrazić słowami” – 2x „to”, może by wywalił drugie i zostawił „pokazuję, czego....” (?) - wywalone
„spróbował wprost, mając nadzieje” – nadzieję* - taa
„dwiewczynkę-ducha” – dziewczynkę*-ducha - taa
Dziękuję bardzo. Już je piknie
Pozdrox
Jeej, wiekszosc zasadna, czyly przydalam sie do czyszczenia bledziorkow, fajnie :)
Pozdro
Ech
,,Gdzieś niżej doleciał kolejny, pojedynczy dźwięk.'' - skądś niżej
,,ale dla Thelmy dopierdoliłby każdej'' - i tak trzymać :)
Zaczynając pisać to opowiadanie pewnie nawet przez myśl ci nie przeszło, że głównym jego bohaterem stanie się Thelma, a tu psikus i teraz już o tym wiedząc, musisz o niej więcej i więcej. A mnie w to graj :)
Rose to jakiś ma chwiejny humorek :)
dałam 5 :)
Pozdrawiam :)
Pozdroxix.
Dzięki za wizytę
Nooo, tu się dzieje... tam się rozkręcało, czaiło a tu...
"Wyszła.
Wprost pod ulewny deszcz kul." — piękne, niemal majestatyczny ci ten opis wyszedł ;)))
Kur...! Co zrobiłeś Rose?!
Lecę dalej ... ;)) To plus czytania z opóźnieniem... Jest następna część i nie trza czekać :D
O MATKO! Dobra, nie przepadam za Wiwatem, ale teraz mu w jakiś sposób współczuje. Chociaż... mógł być bardziej odpowiedzialnym mężczyzną i zapewnić Rose normalne życie. Ale skoro on jest popieprzony, to jedyne co może oferować, to popieprzone życie.
Biedna Rose.
Miałam zawał i dalej mam, bo nie wiem, czy Polip jest w niebezpieczeństwie. No dobra, pewnie coś mu grozi, bo tamte opasłe szczury pewnie uciekły. Zostawiły Anę i teraz nie wiem, czy ona jest przynętą czy może jej nienawidzili, czy o cholerę chodzi. Jezu, jak mi go jest szkoda!
Mój ulubieniec, a ktoś chce mu zrobić krzywdę.
Jak Ana w ogóle mogła tak bezcześcić kości kochanej Delmy? Aż dziw, że Polip nie strzelił jej w łeb. No dobra, lubię tę laskę, ale przegięła. Po całości.
Czekam na ciąg dalszy! A tak naprawdę, lecę dalej, bo została mi jeszcze jedna część do całkowitego nadrobienia :)
Reasumując, jest super :-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania