TW#7 – Zagadka
Postać: Wysportowany, spokojny ludek
Miejsce: Wieżowiec w chmurach
Zdarzenie: Po trzeciej stronie lustra
Opowiadanie sensacyjno-awanturnicze
lub Pamiętnik, dziennik
Sterta dokumentów rosła z każdym dniem i z pewnością nie wróżyła nic dobrego. Dziś słońce postanowiło zajść szybciej, niż zapowiadali w prognozie pogody. A może to tylko efekt niespodziewanego zachmurzenia, ponieważ na niebie pojawiły się kłębiaste chmury zaraz przy czubkach wieżowców. Od samego rana panowała duchota, która ustąpiła dopiero wtedy, gdy pojawił się niespodziewany deszcz. Nagła szarość niejednych by przygnębiła, ale nie tego człowieka, który przeglądał papiery ze spokojem na twarzy. Od czasu do czasu marszczył czoło, ale nie trwało do długo, gdyż zaraz się uśmiechał, jakby wpadł na coś istotnego w prowadzonym śledztwie. Pokój przybrał nie lada ciemny odcień. Dodatkowo nikt wcześniej nie zadbał o dobre oświetlenie. Teraz przy biurku stała drobnych rozmiarów biała lampa, w której wmontowano trzy żarówki, ale działała tylko jedna. Każdy mógłby się zachwycić minimalizmem wokół sprzed dwóch tygodni temu, zanim nie zmienił się właściciel. Z odrazą mijano to wnętrze. Wcześniej natomiast lśniły wyeksponowane biurko i fotel, a na półkach znajdowały się poukładane książki wedle alfabetu. W rzeczywistości samo otwarcie drzwi graniczyło z cudem, klamka była niedokręcona i ciężko się otwierały. Dodatkowo pokój zagracony był pudłami i tylko sam właściciel wiedział czym jeszcze. Detektyw niewzruszony otoczeniem siedział na twardym fotelu, wrzynającym się w pośladki. Od tygodnia planował go wymienić, ale jak dotąd nie znalazł czasu. Jedynie, na co mógł sobie pozwolić, to przerwa na kolejną kawę. Nie liczył, która to już była. Łyżeczkę zanurzył w pojemniku, dotykając nią dna. Okazał się pusty.
"Cholera" – zaklinał pod nosem, zdając sobie przy tym sprawę, że koniec dawki kofeiny oznaczało tylko jedno: koniec pracy.
Zbyt zmęczony, aby dotrzeć do domu i wypocząć we własnym wygodnym łóżku, zamknął oczy i po minucie odpłynął w sen. Obudził się dopiero, gdy poczuł wstrząsy i wbijające się kobiece paznokcie w ramiona.
– Co jest? – wymamrotał.
– Wiesz, która godzina? – Wstrzymała oddech, brzydząc się zapachem potu i czegoś o wiele gorszego.
Spojrzał na zegarek, ale zanim tarcza nabrała wyrazistości, kobieta go wyręczyła.
– Dwudziesta trzecia. Czy do ciebie nic nie dociera? Nie wolno spać w biurze.
– Tak, tak – westchnął, przyłapany po raz setny na drzemce w pracy.
– No dobrze, wstawaj. – I na odchodne, dodała: – Otwórz w końcu to okno.
Uśmiechnął się i podrapał po długim zaroście. Dogonił ją, zanim wyszła z budynku:
– Anna – zawołał.
Odwróciła się dopiero za drugim wołaniem. Na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, następnie delikatnie podniosła brwi. Ostatecznie zajaśniały oczy, a kąciki ust odrobinę się podniosły. Delikatnie zwilżyła językiem usta. Wyprostowała się niczym struna i oczekiwała, co też miał do powiedzenia jej znajomy z czasów studenckich. Oboje byli skazani na siebie, pracując w tym samym biurowcu. Cisza stawała się coraz dłuższa. Detektyw w końcu wydusił:
– Dzięki za wszystko.
Te trzy słowa sprawiły, że został obdarowany po raz pierwszy promiennym rumieńcem, że aż sam poczuł gorąco na policzkach. Odchrząknął i szybko się odwrócił, na koniec dodając "do jutra". Wstąpił na stację benzynową, do jednego otwartego w tym mieście sklepu, nie zapominając o kupnie kawy i cygara. Dopiero wtedy zorientował się, że musiało wcześniej padać i to ostro, bo rzeka obok przebierała, zalewając łąkę. Na szczęście zatrzymała się tuż przed chodnikiem. Odpalił cygaro, a po chwili wypuścił dym z ust. Od razu poczuł się sto razy lepiej. Nie wyobrażał sobie życia bez tej trucizny. Zapach od razu przywoływał wspomnienia i słowa dziadka:
"Prawdziwy detektyw bez cygara jest marną podróbą, zapamiętaj mały".
Fala nagłych obrazów powodowała samotność i obcy mu ucisk w klatce piersiowej. Dawno temu postanowił, że będzie taki jak dziadek. Wprawdzie matce z początku się to nie podobało. Wiedziała doskonale, z jakim ryzykiem wiązał się ten zawód. Miała tylko ich. Mąż dawno postanowił opuścić to zapyziałe miejsce. Ostatni obraz matki to ten, jak pochylała głowę nad ciałem swego ojca, płakała jeszcze bardzo długo, aż trumna zniknęła w dole. Zanim opuścił dom, szumiało od pojawiających się w mediach i prasie nagłówkach niedowierzania, bo jak tak wielki człowiek mógł zginąć od postrzelenia? Najdziwniejszym aktem okazało się, że zamazano krwią lustro. Od razu chciał poprowadzić śledztwo, dopaść mordercę za wszelką cenę, ale odgórnie został odesłany do innej sprawy. Sprzeciwienie się wiązałoby się z natychmiastowym wywaleniem. A dopiero zaczynał pracę w tym fachu, nie mógł zrezygnować z marzeń i zawieść dziadka. Dlatego nikomu nic nie mówiąc, zaczął poszukiwania na własną rękę. Niemniej przypadek z lustrem już się nie pojawił. Zapomniał na chwilę o tej sprawie, chociaż nigdy tak naprawdę nie miał zamiaru jej zamykać.
*
Obudził się po południu. Zdezorientowany, miał nadzieję, że nic ważnego go nie ominęło. Wykonał szybki telefon i odetchnął dopiero wtedy, gdy powiedziano mu, żeby wziął jeden dzień wolnego. Nie był zadowolony, ale też się nie sprzeciwiał.
"Pewnie Anna maczała w tym palce" – pomyślał.
Poczuł ślinę na policzku. Postanowił wziąć szybki prysznic. Następnie wyszukał w szafie strój sportowy, butelkę napełnił kranówką i zanim wyszedł z domu, sprawdził wszystkie systemy przeciwwłamaniowe. Na siłowni przebywał do momentu, aż ręce i nogi w końcu się zbuntowały, domagając się odpoczynku. Jednakże przerwa okazała się krótka, bo dostał sms-a z nakazem pilnego przybycia do biura.
Przebiegł trzy przecznice i wbiegł na ostatnie piętro. Zdyszany nie czekał, aż unormuje się bicie serca. Energicznym ruchem otworzył drzwi. Zobaczył, że znajomi postanowili się sami rozgościć w jego pokoju. Zapach kawy odurzył zmysły. Odrobinę zakręciło mu się w głowie. Czekał cierpliwie, aż w końcu mężczyzna nieznacznie poruszył się w fotelu i grubym głosem zaczął:
– To już trzecie morderstwo w tym miesiącu...
– Chyba nie przebyliście tu tak długiej drogi, żeby powiedzieć coś oczywistego, co chyba każdy mieszkaniec w tej zaplutej dzielnicy wie co, panowie? – zapytał.
Obaj spojrzeli na siebie. Zdawał sobie sprawę, że coś próbowali przed nim ukryć. Zbyt się nie ekscytował, wziął głębszy oddech i wprost zapytał:
– Wiecie coś i boicie się mi o tym powiedzieć.
– Moris...
Usłyszawszy swoje nazwisko, wzdrygnął się. Niemniej to, co później zostało wypowiedziane, wstrząsnęło nim jeszcze bardziej. Nie potrafił ustać w miejscu. Wszyscy zawsze uważali go za spokojnego kolesia, który panował nad emocjami w każdej sytuacji. Oprócz jednej. Właśnie tej.
– Twoja matka nie żyje – dodał drugi, a jego rudawe włosy przybrały w słońcu odcień czerwieni. Stał przy oknie i ściskał mocno dłonie. – To nie wszystko. Identyczne morderstwo sprzed dziesięciu lat. Znów lustro. Wiesz, co mam na myśli.
Potwierdził kiwnięciem głowy. Nie chciał się załamać, nie przy tej dwójce.
– Dopadnę gnojka – zawarczał, plując przy tym na dywan. Od dawna nie czuł takiej złości. Na chwilę zapomniał, że ostatnia jego bliska osoba zmarła w tak okrutnych okolicznościach. Szybko przeszedł do pytań. – Jeden postrzał?
– Tak, w dodatku ta sama pozycja. Ciało skierowane w stronę lustra.
– Na co czekamy? Jedźmy tam.
– Moris, wiesz dobrze...
– W dupie mam procedury. Miejsce – krzyknął. – Gdzie?
– Trzecia dzielnica. Wieżowiec. Taras widokowy na dachu.
Nie musieli nic więcej mu mówić. Wybiegł z biura, nie czekając na kolegów.
*
Na miejscu zebrała się policja. Pokazał odznakę i przeszedł przez białą linię. Z początku nie chcieli go wpuścić, na szczęście pojawienie się Anny i jej wytłumaczenie, że przydzielono Morisa do tej sprawy, od razu rozwiało wątpliwości. Pokazała jakiś świstek papieru i mogli się oddalić. Na twarzy miał zdziwienie, jak tego dokonała.
– Oj, no co ty, to była łatwizna – zapewniła.
Nic nie powiedział, chociaż w głowie miał mnóstwo pytań. Na widok matki nie potrafił uronić żadnej łzy. Teraz czuł nienawiść. "Dopadnę szuję za wszelką cenę". Rozejrzał się wokół terenu. Krew już dawno zastygła na lustrze. Zgon ustalili na trzecią w nocy. Cały czas coś mu się wymykało. Nie mógł zrozumieć, po co mordercy było lustro i do czego miało to służyć. Za wszelką cenę musiał się dowiedzieć. Anna współczuła mu straty. Nic nie powiedział, gdyż myśli skupił na tym, aby dobrze wykonać swoją pracę. Dla jednych wydawałoby się to nieczułe, wręcz dziwne zachowanie, po tak wielkiej stracie, ale martwej kobiecie pomóc już nie mógł. Żałował jedynie rozstania, jakie miało miejsce kilka lat temu. Śmierć dziadka wstrząsnęła nimi na tyle, że w pewnych sprawach nie mogli się zrozumieć, cała ta sytuacja zaczęła ich dzielić, zamiast łączyć. Sam fakt, że Moris chciał rozpocząć naukę, obrzydzało matkę i dostawała większej depresji. Zamiast wesprzeć, wolał odejść i wiedział, że do końca życia będzie przez to dręczony.
Teraz przyglądał się otoczeniu i wychwycił ślady, których inni nie widzieli. Dopiero po chwili skojarzył fakty, jakby śmierć matki coś mu uzmysłowiła.
"Ślady na rękach i nogach oznaczające skrępowanie. Dodatkowo lustro akrylowe miało to do siebie, że było naprawdę wytrzymałe. Z pewnością nieźle się bawił, drań. Niemniej coś poszło nie tak. Jeden strzał okazał się niecelny. Nie byli sami".
Wiedział, że to był znak. Ktoś z pewnością chciał w ten sposób przekazać mu wiadomość, którą tylko on mógł rozczytać.
– Dlaczego morderca wybrał sobie na cel twoją rodzinę? I o co chodzi z godziną trzecią? – zapytała Anna, wpatrując się swymi zielonkawymi oczami w leżące ciało, które wkładali powoli do czarnego worka.
– Też bym chciał to wiedzieć – skłamał.
*
Wyczekał, aż służby się zwinęły, Annie powiedział, że posiedzi jeszcze przez chwilę. Zrozumiała, mądra kobieta, że potrzebował czasu, aby uporać się z myślami. Zaczaił się w cieniu budynku, jakby oczekując, że ten ktoś się zjawi. Dobijała trzecia nad ranem. W ogóle nie czuł zmęczenia, tylko rozprowadzającą się w oczekiwaniu adrenalina. Nagle usłyszał zbliżające się kroki. Z początku dość ciche, ale z czasem stawały się bardziej wyraźne. Wstrzymał oddech i wyczekiwał. Bezszelestnie minął dzielący ich dystans, znajdując się za plecami nieprzyjaciela i szeptem nakazał:
– Tylko spokojnie. Ręce do góry.
Szybki ruch obezwładniający sprawił, że mężczyzna jęknął. Gdy tylko został skuty w kajdanki, wypalił:
– To nieporozumienie. To nie ja! Zabije mnie.
– Żebym to ja nie był pierwszy, który strzeli ci w łeb.
– Kazał, abym ci przekazał wiadomość. Wiedział, że będziesz na niego czekać.
– Kim on jest? – Teraz dopiero zorientował się, że mężczyzna okazał się chłopakiem mającym nie więcej niż piętnaście lat. – Mów do cholery!
– Nie wiem, miał założoną maskę. – Wiercił się i zaczął łkać.
– Co jeszcze?
– Niski, tak tak. – Potrząsał głową. – Dostałem za to kasę – wypalił – aby ci to przekazać.
Moris spojrzał na kieszeń, z której wystawała kartka. Chwycił i przeczytał:
"Nie powstrzymasz mnie. Jesteś kolejny".
*
Chodził nerwowo i spoglądał w dal na brukowaną ulicę. Czuł się, jakby był cały czas obserwowany, osaczony. Ktoś go obserwował, a on nie mógł nic zrobić. Godzina trzecia wyznaczała czas zabójstw, tylko że nie był już tego taki pewien, czy czasem nie oznaczała czegoś więcej. Przeglądał papiery z zeszłych lat i te, które otrzymał jeszcze wczoraj. Zaczął wyszukiwać ponownie w internecie wszelkie informacje na temat luster. Zatrzymał się na haśle: "Lustra, czyli jak dobrze wykorzystać martwy punkt w odbiciu". Zobaczył skomplikowany schemat obrazów, tłumaczących to zjawisko.
"Martwa strefa" – pomyślał. Swoje spostrzeżenia przekazał Annie.
– Rozumiesz? Zdezorientowana osoba staje przed lustrem, w którym widzi tylko swoje oblicze. Nie wiem, jaki jest tego motyw. Niemniej lustro było jedno, a przynajmniej chciał, abyśmy tak myśleli. Trzy. Trzy lustra – wydyszał. I kontynuował: – Świadczą o tym ślady, których nikt nie rozumiał. Wykorzystuje martwą strefę, aby nikt go nie widział. Możliwe, że tym razem strzał pierwszy okazał się niecelny, bo matka obudziła się z transu i zrobiła kilka kroków w tył. To sprawiło, że źle obliczył dystans.
– Zaraz, więc po co zamazywał krwią lustra?
– Może dla satysfakcji. Jego znak rozpoznawczy.
– A godzina trzecia?
– Nie chodzi o godzinę, nawet jeśli wszystko sprowadza się do tego. Myślę, że chodzi tu o symbolikę. Szczególnie, jeśli ostatnia wiadomość brzmi, że kolej na mnie. Mam na myśli etapy życia – młodość, dojrzałość i starość. Nie wiem natomiast, czy jest to przypadek, czy nie, że wybrał akurat moją rodzinę, jednak możliwe, że dziadek coś odkrył i przez to został zamordowany.
– To co teraz? – zaniepokoiła się. – Jak go złapiemy?
– To proste, chce mnie. Ot cały plan. Zabawimy się w kotka i myszkę.
Komentarze (29)
To jedzim.
"Sterta dokumentów rosła z każdym dniem i z pewnością nie wróżyła nic dobrego. Tego dnia (...)" -
dniem/dnia powtórzenie
"Każdy mógłby się zachwycić minimalizmem wokół, ale tak około dwóch tygodni temu, zanim nie zmienił się właściciel. " - hm. "ale tak około" ? Raczej samo około, choć to i tak zgrzyta bo zdajesz się pisać trzecioosobową z wszechwiedzącym narratorem, a tu nagle w opisie narrator nie wie, kiedy zmienił się właściciel. Jak decydujesz się na jakąś narrację, to się tego trzymaj. A jak zmieniasz, to rób to wyraźnie, celowo, nie przypadkowo.
"Łyżeczką zanurzył w pojemnik (...)" - łyżeczkę zanurzył w pojemniku
"Zbyt zmęczony, aby odespać we własnym domu i wygodnym łóżku" - raczej chodziło by o to, że był zbyt zmęczony, by dotrzeć do domu, nie o to, że był zbyt zmęczony, by tam spać. Problemem był akt przemieszczenia się, nie samego spania.
" Obudził się dopiero, jak jego ciało poczuło wstrząsy(...)" - nie lepiej, że obudził się jak poczuł wstrząsy? Po co wspomnienie że 'jego ciało' poczuło wstrząsy? Dziwne.
"Podpalił cygaro i wciągnął dym." - cygarem się nie zaciąga. Poza tym nie jestem pewna, czy można je tak, o kupić na każdej stacji.
"Był osaczony, tego był pewien." - był/był powtórzenie
Dobra, trochę przyspieszyłam na końcu. Pomysł jest git. Nad stylem musisz pracować. Pisz, czytaj, pisz, czytaj. Jak najwięcej. Błędy masz wyżej wypisane. Warunki TW spełnione, więc zostawiam piąteczkę.
Pozdrawiam
"Pisz, czytaj, pisz, czytaj." Mądre słowa. ;D
Kurdę... Ciężko będzie być obiektywnym, lubię kryminały, zwłaszcza z jednym ludkiem-śledczym na czele, a tak właśnie zaczęłaś... Ych. Przekupna jestem :D
Czytam te opisy i przypomniało mi się "Wrócić na stare śmieci" i to za co lubię twój styl - umiesz pisać o życiu i piszesz dość lekko, czyta się przyjemnie, akcentujesz detale, ale nie zanudzasz, dawno Cię nie czytałam - widzę progres.
"Spojrzał na zegarek, ale zanim tarcza nabrała wyrazistości, kobieta go wyręczyła" - ładnie ujęte, ładnie, bo niestandardowo, lubię niestandardowo
"Odpalił cygaro, a po chwili wypuścił dym z ust. Od razu poczuł się sto razy lepiej. Nie wyobrażał sobie życia bez tej trucizny. Zapach od razu przywoływał wspomnienia i słowa dziadka:
"Prawdziwy detektyw bez cygara jest marną podróbą, zapamiętaj mały" - heh, noo, no jest coś w tym
"Najdziwniejszym aktem okazało się, że zamazano krwią lustro" - akcentuję, bo ciekawe
"Zapomniał na chwilę o tej sprawie, chociaż nigdy tak naprawdę nie miał zamiaru jej zamykać" - nie myślałaś napisać dłuższy kryminał?
"To nie wszystko. Identyczne morderstwo sprzed dziesięciu lat. Znów lustro. Wiesz, co mam na myśli" - czytałaś kiedyś coś Nesbo??? :)
"Usłyszawszy swoje nazwisko, wzdrygnął się. Niemniej to, co później zostało wypowiedziane, wstrząsnęło nim jeszcze bardziej" - to stopniowanie odczuć bohatera mi się widzi
"– Też bym chciał to wiedzieć – skłamał" - to jest przecudne, zapewnienie + "skłamał", cudo
"Chwycił i przeczytał:
"Nie powstrzymasz mnie. Jesteś kolejny" - intrygująco
I o martwym punkcie w lustrze - serio wykorzystałaś motywy solidnie, przyłożyłaś się, czuć
Wsparcie techniczne:
" Łyżeczkę zanurzył w pojemniku, stykając się z dnem. Okazało się puste" - chodzi o pojemnik, czyli "Okazał* się pusty", ponadto coś z tym "stykając sie z dnem" jest nie tak, może po prostu "Łyżeczkę zanurzył w pojemniku, dotykając dna", albo "dotykając nią dnia", albo coś takiego
""Cholera" – zaklinał pod nosem" a dwa wersy niżej "– Co jest? – wymamrotał pod nosem.", czyli 2x "pod nosem", zamień jedno na np. "szepnął"
"Obudził się dopiero, jak poczuł wstrząsy" - zamieniłabym "jak" na "gdy", ale to moja fanaberia, więc jak uważasz :)
"przyłapany po raz setny na tym, jak to zasypiał w pracy" - oczywiście to jest dobrze, ale według mnie ładniej by brzmiało "przyłapany po raz setny na drzemce w pracy", albo nawet " (...)w miejscu pracy", bo o tej porze już był w zasadzie po pracy
"Nie dał się wchodzić w szczegóły" - co?
"Mam na myśli etapy życia (młodość, dojrzałość i starość)" - nawias niepotrzebny według mnie, zapisałabym to po pauzie
Dobra, podsumuję. Śmierdzi mi Nesbo na kilometr :D i tera albo mam fiksację, bo ubóstwiam autora, albo była jakaś inspiracja, hm? Bardzo się wbiłaś w jeden z nurtów pisarskich, które aprobuję, oj kuźwa bardzo. Masz 5 tłustych gwiazd za kryminała.
Wiesz co... Ciebie to trza oszlifować, boś taki diamencik niepozorny. Ja bym z Ciebie więcej wycisnęła w przyszłości, bo masz potencjał, widze to od dawna. Tylko na razie próbujesz, pisałaś autobiograficznie, pisalaś fantasy, do poezji też masz ciągoty, teraz kryminał, hm... Ja bym Cię pchala w tę stronę, ale obiektywna nie jestem, bo fantasy mnie aż tak nie rajcuje. Ty se pomyśl, moja Droga, i pisz więcej!
Pozdrawiam, milo spędziłam czas przy lekturze :)
Ps. Jak będziesz miała czas, możesz losować na następne tw (dreszcz mnie przechodzi jak to piszę, nie mam pół zdania na to tw, aaaa)
Dowiem się brutalnej prawdy. Grrr...
I nie wiem, czy powinnam się cieszyć, czy też nie, skoro piszesz, że "zalatuje Nesbo". ;D
Fiksacja - rodzaj obłędu polegającego na skupianiu się na jednaj myśli lub zachowaniu. :D
Aż sobie to skopiowałam, bejb ;) Taa, mam fiksacje na pisanie, ale to miejsce koreańskie, kurdę... No nic, nie poddam się tak łatwo :)
"– Niski, tak tak – potrząsał głową. – Dostałem za to kasę" - Potrząsnął z wielkiej.
""Lustra, czyli jak dobrze wykorzystać martwy punkt w odbiciu." " - fajne, ale kropeczka za cudzysłów.
Ok, mało znam Twoje teksty, więc nie mam odniesienia. Błędy już ogarneliście i git.
Popracować musisz czasem nad szykiem w zdaniu i wypieprzeniem zbytnich dookreśleń, ale tylko tyle.
Zamysł zajebisty, poprowadzony sprawnie i fabularnie ciekawie. Długie to, to, wiec się solidnie musiałaś napieprzyć -wow.
Tematycznie bez zarzutu. Nic dodać, nic ujać.
Bardzo git, Tanaris.
Na początek kilka drobiazgów:
"Każdy mógłby się zachwycić minimalizmem wokół sprzed dwóch tygodni temu, zanim nie zmienił się właściciel." - nie rozumiem tego zdania.
"Zdyszany nie czekał, aż jego bicie serca się unormuje. Energicznym ruchem otworzył drzwi. Zobaczył, że znajomi postanowili się sami rozgościć w jego pokoju. Zapach kawy odurzył jego zmysły. " - myślę, że tu spokojnie można opuścić choć z jedno "jego", bo trochę gęsto od tego. Można je wyrzucić np. z pierwszego zdania i ostatniego zmieniając je na "Zapach kawy odurzał zmysły".
Opowiadanko fajnie, lekko się czyta. Jest przyjemne w odbiorze i rozbudza ciekawość.
Przerwałaś w najlepszym momencie :) Planujesz cd?
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam cieplutko
Podobało mi się wszystko :) Bardzo się napracowałaś, bo to wyjątkowo długie TW.
Pozdrawiam :))
Jestem ciekawa jak poszło Ci z zestawem ode mnie, więc lecę zobaczyć :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania