Tyran

Żyłam najpiękniejszym życiem jakie mogłam sobie kiedykolwiek wyśnić, miałam cudownego kochanego mężczyznę, tak myśleli wszyscy dookoła mnie, żyli złudzeniem, karmieni kłamstwami przez mojego partnera, nie mogę uciec, nie mam gdzie, nie miałam nic byłam jego cieniem.

Czasem brakuje mi samej siebie, gdybym wtedy pomyślała, zmieniłabym wszystko, z perspektywy czasu być może nawet nie spojrzałabym na niego, unikałabym jak ognia, przez pożar który spustoszył moje życie.

 

Jestem piękną nastolatką, długie kasztanowe włosy, piwne duże oczy okalane długimi rzęsami, wiecznie uśmiechnięta, widząca świat przez pryzmat różowych okularów.

Spotkałam go w parku, rysował przechodniów, posiadał ogromny talent do opisywania ludzkich emocji przelewając je na papier, bądź płótno, pochłonięty swoją pracą nie zwrócił na mnie w pierwszej chwili uwagę, chciałam zagadać, przestraszona jednak że wyrwę go z transu, ukradkiem podziwiałam każdą kreskę tworzącą przez ołówek kierowany jego dłonią.

Gdy spojrzał mi w oczy, zobaczyłam ten znajomy blask, większość mężczyzn była zaskoczona moim pięknem, on też nie pozostawał obojętny.

 

Na pierwszą randkę zabrał mnie do restauracji, witając bukietem trzydziestu róż, spokojna kolacja zakończyła się w clubie, po kilku drinkach byłam śmielsza by opowiadać o sobie, i o szczęśliwym dzieciństwie, jednak przyszły mąż nie opowiadał zbyt dużo o sobie, słuchał mnie z zaciekawieniem.

Ze spotkania na spotkania stawaliśmy się sobie bliżsi, zakochana w tym ekscytującym chłopaku, zapomniałam o rodzinie, znajomych oddałam się całą sobą w związek, był czuły i opiekuńczy, zmienił się gdy zaczęliśmy mieszkać ze sobą, ciągłe awantury, ciągłe przepychanki aż w końcu, pierwszy policzek, przeprosił mnie zaraz, za każdym razem przepraszał.

 

Wybuch stawał się nie kontrolowany, rozmowa z listonoszem wzburzała jego emocjami, rzucił mnie na łóżko zerwał ze mnie sukienkę odkrywając moje ciało, wiłam się i krzyczałam by mnie puścił, ale nie chciał tego słyszeć, dłonie uniósł nad moją głowę złapał w żelazny uścisk, drugą ręką zerwał bieliznę, nie miałam siły się wyrywać ani krzyczeć, poddałam się temu, z każdym pchnięciem zaciskał palce na mojej szyi, chciałam by skończył, czułam się brudna, zeszmacona i z poczuciem winy, że rozmowa z kolegą z pracy który odwiózł mnie do domu wywołała kłótnie w naszym życiu, byłam winna, on nas utrzymywał, dokładał do ogniska domowego, a ja byłam nikim, zawsze byłam nikim, i nikim pozostanę.

 

Po tym dniu zostały ślady, sińce na szyi i udach, nie pozwalał chodzić mi w odkrywających ciało ubraniach, miałam maskować ślady po jego wojażach, nosiłam golfy z długimi spódnicami. Latem starał się nie odreagowywać w inny sposób, cierpiała na tym moja dusza mścił się psychicznie, dawał do jedzenia suchary i szklankę wody do popicia, głodził mnie, wmawiał że jest idealny, to ze mną jest problem, jestem zepsuta on stara się mnie naprawić, za każde zbliżenie się do kuchni lub lodówki bił mnie po dłoniach, na nich nic nie było nic widać, wśród znajomych był uroczym kochającym troszczącym się chłopakiem, wszystkie koleżanki zazdrościły mi związku, rodzice gratulowali cieszyli się moim szczęściem, nie wiedząc że nie jestem szczęśliwa, w naszym popapranym związku on był pogodnym tyranem, ja była sługą.

 

I o to jestem, ubrana w białą suknie, stojącą przed wejściem do kościoła, on stoi naprzeciwko ołtarza, serce chce bym uciekała, ale nie mogę, nie mam dokąd, wszystkich przekonał do siebie, kochali go wszyscy z wyjątkiem mnie.

- Tak się cieszę, z radością przyjmę go jako syna - pocałował mnie w policzek, ojciec, spłynęły mi łzy - widać że się ogromnie kochacie, mam nadzieje że stworzycie idealne małżeństwo a wasze dzieci, tak się cieszę na tę myśl - powiedział, ja nawet nie chciałam myśleć o dzieciach, ich życie mogło być gorsze od mojego.

Tej nocy też wziął mnie siłą, twierdził że każdy związek należy skonsumować, od tego jestem i nie obchodzi go że mam gorsze dni, byłam jego własnością.

 

Kilka lat później, tego pamietnego dnia, przyszedł nachlany do domu jak świnia, wszędzie czuć było odór wódki, złapał mnie za pośladki i przyciągnął do siebie, odepchnęłam go i to był mój błąd, uderzył mnie w twarz, upadłam na podłogę w kuchni, rzucił mną na stół, przewróciłam wazon, na blacie stał stojak z nożami, załzawiona i w szaleństwie wymierzyłam w jego kierunku ostrze, zaśmiał się lekceważąco wbiłam go w jego serce, upadł patrząc na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy, powieliłam cios jeszcze trzy razy, umazana w jego krwi, odrzuciłam przedmiot.

 

Spojrzałam na siebie, i odetchnęłam z ulgą, już go nie ma, odszedł, dał mi spokój, jestem wolna, nie będzie gwałtów, tortur, był zazdrosnym katem, przez całe życie mścił się za moje powodzenia wśród płci przeciwnej, teraz znikł z mojego życia raz na zawsze.

 

Zaczęłam się śmiać, śmiać przez łzy szczęścia.

 

Orchid.Solma

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Manchot 06.06.2019
    Mam wrażenie, jak gdyby ze środka został wyrwany znaczny fragment tekstu. Tytułowy Tyran jest początkowo taki miły, romantyczny aż do drastycznego obrotu o 180 stopni, gdzie nagle zamienia się w potwora. Nie ma postępującej zmiany, tylko "nie ma tyrana, jest tyran", co trochę w mojej opinii jakościowo wychodzi na szkodę całemu tekstowi.
  • Orchid.Solma 07.06.2019
    Dziękuję za twoje zdanie. Czasem życie zmienia się jak za pstryknieciem światła nie wiadomo kiedy znajdujemy się na samym dnie.
  • Something 07.06.2019
    Historia jakich wiele. Czuć inspiracje książką "Za zamkniętymi drzwiami". Przynajmniej takie mam wrażenie. Jakościowo, całkiem dobrze napisane opowiadanie. Niestety, to o czym kolega powyżej napisał, rzeczywiście ma wpływ. Niemniej, krótko, bez większych błędów. Solidnie.
  • Orchid.Solma 07.06.2019
    Dziękuję za opinię, mam nadzieję że podolalam ????
  • Canulas 07.06.2019
    Masz problemy natury niezgodności czasu narracyjnego

    "Żyłam najpiękniejszym życiem jakie mogłam sobie kiedykolwiek wyśnić, miała cudownego kochanego partnera, miałam wszystko" - żyłam, czyja ja. I miała, czyli ona.

    Tak samo tu:
    "Jestem piękną nastolatką, długie kasztanowe włosy otulały moje plecy, piwne duże oczy okalane długimi rzęsami" - jestem piękną i otulały moje.
    Albo jestem piękną, otulają moje. Albo byłam.
    Tak samo kwestia synonimów i zbytnich dookreśleń. Słowo partner pojawia się dość często, kłania się synonim. Z kolei jeśli idzie o dookreślanie, to nadużywasz słowa "moja". Żadna z tych chorób nie jest śmiertelna, ale razem zabijają pacjenta.
  • Orchid.Solma 07.06.2019
    Dziękuję za kom i radę, czasem myślę że moje opowiadania same się bronią, rzeczywistość staje się inna i niestety trzeba nanieść pewne poprawki.
  • Canulas 07.06.2019
    Orchid.Solma, na drodze ku rozwijaniu talentu poprawki są nieodzowne. Robisz Ty, robię ja i każdy, kto nie uważa siebie za ósmy cud świata
  • Orchid.Solma 07.06.2019
    Canulas racja nie wiem skąd się wzięła moja pasja do pisania nienawidziłam polskiego i jeszcze te wypracowania dramat, a teraz ... heh muszę to wypracować
  • Robert. M 20.07.2019
    Ulala! Dziewczyno, ciężki temat wzięłaś na warsztat, podziwiam. Nie wiem, jak przedstawia się ilość procentowa takich związków w Polsce, w których kobieta przeżywa katusze w czterech ścianach, ale dobrze, że o nich nie zapomniałaś. Pewnie nie będziesz zadowolona z kilku kwestii, jakie napisałem stając Ci niejako okoniem, ale taki już jestem. Zawsze znajdę sobie furtkę by coś wrzucić, poszukać miedzy słowami i pofilozofować. Dobra, przeczytaj i spróbuj wytłumaczyć w ostateczności bij, czym popadnie.

    Po pierwszym akapicie, pewnie większość z nas mogłaby odsunąć się od matrycy komputera, położyć się w ciszy i zatopić we własnych myślach o swoich przypuszczeniach, co do znajomych, sąsiadów itp. Przynajmniej ja tak mogę zrobić i uderzając się w pierś napisać, że tak sobie wyobrażam pożycie, co niektórych osób. Gdy widzę jak w niedzielę idą pod rączkę to stwierdzam, że u nich panuje sielanka, rozmowy o wszystkim, świetlane plany itp.: Tak, to tylko taka chwila, a co dzieje się w tygodniu za zamkniętymi drzwiami ich posesji, metrażu? Tylko oni wiedzą. Masz rację, kamuflujemy się, stwarzamy pozory, kłaniamy, kurtuazyjnie zagadamy, ale czy tacy sami jesteśmy dla domowników?

    „Czasem brakuje mi samej siebie” – piękne zdanie. A dla mnie czytelnika to także wskazówka, wręcz drogowskaz, co ta dziewczyna straciła, mianowicie tożsamość. Powolutku, krok po kroku jej wymarzony uciszał jej pragnienia. Pewnie na początku taktownie, z czasem spojrzeniem, aż wreszcie przemocą, najbardziej przekonującym z argumentów. Im więcej się bała tym bardziej zamykała się w sobie, by w końcu chcieć tylko spokoju, położyć się i przespać kilka godzin.

    W dalszej części Twej pracy mamy już delikatnie ujmując tłamszenie, poniżanie, które ma uzmysłowić, że ma szczęście, że jemu w ogóle chce się starać dla niej, poprawiać jej błędy. To ciekawy wybieg, stawia czytającego obok pokrzywdzonej, czuje się hipokryzję, którą dla dobitności podkreślasz dwulicowością, gdy przyjmuje pozę partnera zatroskanego o swój skarb.

    Chyba każdy z nas słyszał, czytał, czy oglądał wypowiedzi kobiet po takim związku. Zdarza się, że są to dziewczyny, które przed tym wszystkim były pełne życia, mobilne, kreatywne. I wystarczyło kilka lat, by stały się wrakami, bojącymi się podjąć decyzję. Tkwią w tym wszystkim czekając na cud, bo one same już nic nie zrobią dla siebie, chcą tylko przetrwać, przemknąć przez dzień, byle nie dać powodów do rzucania w nią słów, przedmiotów.

    Ty zakończyłaś ten proceder zostawiając mnie z uczuciem niedosytu. Dla mnie to rozwiązanie połowiczne, by nie rzec drastyczne dla poczucia sprawiedliwości. Zabijając tego …(tu wstaw sobie epitet ) do końca swoich dni będzie musiała żyć z tym czynem. Została sama z nocnymi wizjami, jeśli ma kruchą osobowość, - w co nie wątpię, -będzie miała momenty zwątpienia, czy nie mogła temu zapobiec odchodząc w porę itp.: Jak dla mnie to raczej zasmuciłaś, a na pewno nie są ukontentowane te panie, które znają to z autopsji. Ukarałaś na następne lata i nie umiem sobie wyobrazić ją w nowym związku, w którym odetnie się od tego zdarzenia.

    Choć jakby tak prześledzić losy wielu ludzi, czy życie w ogóle jest nośnikiem szczęśliwych zakończeń? Więc może i taki wręcz obłąkańczy śmiech, jako zwieńczenie jest tym czymś, co każe nam się głębiej nad tym opowiadaniem zastanowić. A może taki był Twój zamysł, nie chciałaś powielać podobnych sekwencji i stąd taki koniec? To już tylko Ty wiesz i całe szczęście, bo ja czytający mogę sobie pokombinować w prawo w lewo, co też autorce chodziło po głowie.

    Jestem tylko zdezorientowany środkową wstawką o ślubie. Wyraźnie sugerujesz, że …ona ( nie doczytałem się imienia) ma już wyrobiony pogląd, co do jego wartości partnerskich, wie, co to za człowiek. Mało tego, nie kocha go. Hello!!! O co chodzi? Coś ma na nią? Zastraszył? Masochistka?

    Co ją powstrzymuje, by odwołać ślub, aż tak była zahukana, by iść w tą patologię. Bez urazy, ale tego nie kupuję, coś tu nie pasuje, nawet, jeśli mieszkali ze sobą. Sama napisałaś, że wystraszyła się na słowa ojca o dzieciach. Pewnie pragnie być matką, ale z nim nie chce potomka, więc jak może czuć się kiedyś spełniona, skoro na dzień dobry skacze z mostu?
  • Orchid.Solma 21.07.2019
    Dzień doberek,
    Już tłumaczę.
    Najpierw środek opowiadania.
    Czasem jest tak (tak mi się wydaje) że pozwalasz sobie na chwilowe szczęście, radosne chwile rzucają cień na te brutalne i pełne odrazy.
    Nie napisałam o tym ale ta kobieta żyje właśnie takimi chwilami, ciesz się przy znajomych, miłość wisi w powietrzu, jest szczęśliwa, ale podświadomie wie, to tylko kamuflaż, pozory dla otoczenia, i zapewne nie każdego dnia zdarzają się awantury.
    Ślub jest swego rodzaju paradoksem, ona kocha go ale nie kocha, chce być jego ale chce uciec, nienawidzi go ale równocześnie uważa go za życiowego przewodnika, na wzmiankę o dzieciach, jest dojrzała chce posiadać rodzinę ale nie chce jej.
    Jej decyzje są sprzeczne, sama nie wie czego chce, przez jego wpływ na nią nie umie sama podejmować decyzji, zapętla się w niej koło, którego nie umie odciąć, poczucie winy wywołane latami słów o jej nieudolności, sprawiają że jest bezradna, splątana łańcuchami samokrytyki.
    Do zakończenia.
    Działamy pod wpływem impulsu, nie myśląc o konsekwencjach, broniła się a jedyne co chwyciła w dłoń był nóż, w emocjach, rozpaczy dźgnęła go kilka razy, nie myśląc o niczym.
    Jasne że za chwile zaleje się prawdziwymi łzami rozpaczy i będzie żałowała swoich czynów, nie będzie umiała poradzić sobie z prozą normalnego życia, będzie tęskniła, może popełni samobójstwo przez pustkę w sercu, albo trafi do więzienia, po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w sądach, wyciąganie brudów jej codziennego życia.
    Możliwe także że nie dopuści myśli że jej mąż był tyranem i będzie go broniła.
    Różne są scenariusze, ja nie chciałam o nich pisać, z przyczyn naturalnych, nie czułam potrzeby.
    Pisząc zakończenia stwierdziłam że każdy tyran zasługuje na najgorsza kare, umierania powolnego w torturach albo doświadczenia czegoś gorszego.
    Pozdr

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania