Układanka
Miałem tylko jedno zadanie, poukładać drewno najlepiej jak potrafię, w taki sposób, żeby powstała ściana, pamiętając przy tym, aby nie zwaliło mi się na głowę. Podszedłem, więc do sterty surowca. Były tam najróżniejsze kawałki. Od cienkich, podłużnych i krótkich, po naprawdę spore kloce.
Zacząłem zastanawiać się jakie kawałki będą odpowiednie jako podstawa. Myślałem, myślałem i w końcu mnie oświeciło.
- Przecież najlepsze na początek będą te największe i solidne - powiedziałem do siebie.
Brałem, więc takie i układałem pierwszą warstwę. Gdy skończyłem, spojrzałem na rezultat swojej pracy.
- Wygląda dobrze - rzekłem z aprobatą. - Pora zabrać się za następną.
Jak do tej pory niewiele się zmieniło. Nadal potrzebowałem, sporych fragmentów, gdyż pierwsze kilka warstw musi być wytrzymałych.
Nie mogłem zapomnieć jednak o drobnych kawałkach. Wciskałem je w szczeliny pomiędzy te duże. Następnie ułożyłem z nich nawet dwie warstwy. Pomyślałem, że to dobry pomysł. Ściana nabierała wysokości, a wraz z tym musiałem coraz dokładniej dobierać drewno, aby pasowało do siebie, oraz abym mógł je lepiej i sprawniej ułożyć. Przebierałem więc w stercie, szukając tych, które według mnie będą odpowiednie.
Ogólnie układanie szło mi całkiem nieźle, lecz niestety były i takie momenty, gdy ściana się waliła. Musiałem wtedy dwie, czy trzy warstwy układać na nowo. Powodem, dla którego tak się działo, była słabość konstrukcji. Dlatego przy poprawkach używałem solidniejszych kawałków i układałem je z większą ostrożnością, aby tym razem konstrukcja była mocniejsza.
- Powolutku, powolutku, aby nie popełnić znów tego samego błędu - powtarzałem.
Podziałało. Ściana robiła się jeszcze wyższa, aż w końcu doszedłem do momentu, w którym nie mogłem ułożyć następnej warstwy. Po prostu już wyżej nie sięgałem.
- Szkoda, że nie mam drabiny. Byłoby łatwiej. Z drugiej strony bez niej ułożenie naprawdę wysokiej ściany daje nie lada satysfakcję - mówiłem sam do siebie. - Skoro dalej nie dam rady, to w takim razie koniec układania - rzekłem.
Odszedłem parę kroków od ściany i zacząłem podziwiać swoje dzieło.
- Cóż, jest wysoka. Co prawda widywałem wyższe, ale w końcu nie miałem drabiny. Mimo jej braku ściana jest imponująca. Jeszcze tylko sprawdzę, czy się nie zawali - powiedziałem.
Podszedłem do niej z powrotem i oparłem się o nią całym ciężarem. Nie przewróciła się.
- Jest solidna - skwitowałem.
Nawet teraz po upływie sporej ilości czasu, gdy ściana drewna została już prawie całkowicie wypalona w piecu, jestem dumny. Dumny z tego, iż udało mi się taką ułożyć własnymi rękami. Za każdym razem, gdy ktoś mnie pyta jak tego dokonałem, opowiadam o tym z przyjemnością i podniesioną głową.
Co prawda wymagało to sporych nakładów pracy i wysiłku. Nie obyło się bez problemów. Mimo tego mogę powiedzieć, że efekt końcowy był tego wart.
Shogun
Komentarze (19)
Pewny może do końca nie był, ale sprawdzić czy robota jest dobrze wykonana musiał ;).
"Skoro dalej nie dam raty", - rady
"Podszedłem do niej z powrotem i opałem" - oparłem
Ale do rzeczy. Nie wiem do końca o czym jest ta przypowieść? Albo masz to w głowie tylko nie napisałeś, albo nie napisałeś, bo miałeś inny cel żeby napisać to co napisałeś ?
albo
"Ucz się i pracuj, a garb ci sam wyrośnie"
No, jest nad czym podumać?
Dziękuję za odwiedziny ;).
A gdy się wszystko wali, to trza od nowa. Chyba dobrze, że nie miał drabiny. Mogłaby się zawalić znowu.
Co za dużo, to niezdrowo. Aczkolwiek z końca wynika, że prawdziwym sensem ściany, było jej spalenie i oddanie ciepła.
Ale można inaczej rozumieć. Za szybko wytłumaczyłeś. Lepiej dać ludziom pomyśleć:)↔Pozdrawiam:)→4+
Pozdrawiam i dziękuję za czwóreczkę z plusem ;).
Pozdrawiam ;D
Jak zwykle dziękuję za komentarz i miłe słowo.
Pozdrawiam ;).
Kto wie, może tak naprawdę, każde nasze opowiadanie jest częścią czegoś większego, jakiejś większej układanki...
Dziękuję za odwiedziny i miły komentarz.
Pozdrawiam ;).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania