Umarłam...

Kolejny dzień siedziałam na tej samej werandzie pośród tych samych drzew - ich liści, kwiatów - zamykających się na noc i otwierających w dzień, wydających wciąż ten sam świeży zapach. Farba na domku wciąż tak samo błyszcząca. Ludzie widywani nadal Ci sami - sąsiadka dbająca o zdrowy tryb życia, sąsiad, który nigdy nie przestaje się uśmiechać. Podczas kilku dni dostrzegłam więcej, niż przez dotychczasowe życie. Umierałam, a zarazem odradzałam się na nowo z każdym dniem. Milczałam. To moja jedyna broń jaką mogłam się bronić. Nagle drzewa zaczęły się starzeć i łamać - ich liście zmieniły kolor, kwiaty zwiędły. Były czarne i brzydkie. farba zaczęła odpryskiwać od drewnianych ścian domu. Ludzie stali się inni - nie widziałam w nich nic prócz monotonności. Jak noworodki - bezsilni, zaklęci w ciele dorosłego człowieka. Świat - niby wielki, niby mały. Wnet, światła zgasły. Scena była pusta. Pierwszy raz mogłam poczuć pojawiający się uśmiech na mej twarzy. Co się stało?

Umarłam.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Pan Buczybór 26.11.2016
    "Ci" Szkoda na "Nich" dużych liter. 5
  • Eretria 26.11.2016
    Dziękuję
  • Angela 26.11.2016
    Dlaczego kategoria wiersze?
  • Eretria 26.11.2016
    Nie wiem
  • Violet 26.11.2016
    Ładne, tak trochę zamyśliłam się nad tym przekazem. Pozdrawiam. 4
  • Eretria 27.11.2016
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania