Uprowadzone

Napisane kiedyś z nudów, pod wpływem nieokiełznanego humoru (czyt. głupawki), proszę więc O WYROZUMIAŁOŚĆ. Nie wiem, pod jaką kategorię to podciągnąć, po prostu taka... durnowata bajeczka dla dzieci w wieku.... różnym :)

 

Z samego rana w królestwie Happylandii rozległa się głośna syrena nawołująca mieszkańców do zbiórki pod pałacem. Było to dość spore królestwo, którym rządził król Fuks II Śmiechousty, a w rządach tych pomagał mu jego młodszy brat Fuks II Mniejszousty. Mieszkańcy owego imperium w znacznym stopniu różnili się od siebie charakterami, zainteresowaniami, bytem dnia codziennego, lecz żyli ze sobą zgodnie i w pełnej harmonii. Niekiedy występowały oczywiście drobne sprzeczki, ale zawsze w błyskawicznym czasie odchodziły one w zapomnienie.

 

Alarm wył, póki wszyscy mieszkańcy nie zebrali się pod siedzibą króla. Gdy już plac przed pałacem zapełnił się tłumem, pojawił się Fuks i z pełną grozy powagą oznajmił przez megafon:

– Stała się rzecz straszna! Dziś w nocy porwano trzy mieszkanki naszego królestwa. Nikczemnego czynu dokonała zła wiedźma Gburka Awanturka, która kilka lat temu skazana została na wygnanie za zakłócanie spokoju i harmonii wśród mieszkańców.

 

Gburka – od zawsze uważająca się za inteligentną i operująca dotkliwym słowem, narcystyczna kretynka, wkurzona brakiem uznania i faktem, iż mieszkańcy nie śmieją się z jej durnych, dziecinnych i wkurzających żartów w akcie zemsty skłóciła połowę królestwa, dlatego król postąpił, jak postąpił.

 

– Nasi najdzielniejsza rycerska trójka jest dopiero w drodze powrotnej z gościnnej wyprawy do Jupigrodu i dotrą dopiero wieczorem, a najpóźniej jutro rano, więc dlatego, iż nie możemy czekać, jestem zmuszony zwrócić się o pomoc do was. – Kontynuował władca. – Poszukujemy kandydatów do niebezpiecznej wyprawy, mającej na celu uwolnienie Agi Bezpowagi, Tereski Bezłezki i Ali Bezżali z rąk okrutnicy. Życiorysy, CV i listy motywacyjne od tej chwili przyjmuje moja sekretarka, można także wysłać mailowo lub pocztą. Jeżeli do południa nikt się nie zgłosi, sami z bratem zaczniemy selekcję i wybierzemy ochotników.

To wszystko. Dziękuję za uwagę i miłego dnia.

Król za chwilę zniknął z balkonu, a tłum leniwie rozlazł się po królestwie. Był upał, dlatego życie w tym dniu było dość niemrawe. Władcy czekali i czekali, ale nikt się nie zgłaszał. Nie dziwili się brakiem chętnych, mieli świadomość, czego obawiają się mieszkańcy...

 

Zła wiedźma nie działała sama, miała koło siebie swojego niewolnika, czarodzieja Tyrana Złego OdRana, którego niegdyś uwięziła i omotała złymi czarami. Mag ten posiadał różdżkę, z której strzelał czarami, zwanymi furiami. Każdy, dotknięty owym urokiem znikał bez wieści.

Miała też kucharza, Gabriela Truciciela, którego trzymała na stumetrowym łańcuchu, gdyż łobuz kilkakrotnie już próbował ucieczki. Nie był to najlepszy kucharz, Gburka i Tyran nie raz już dostali rozwolnienia po jego "potrawach”, ale ostatecznie doszli do wniosku, że: "lepszy rydz, niż nic”.

Gburka, mieszkając jeszcze w Happylandii, podburzała i skłócała mieszkańców,

puszczając w obieg nieprawdziwe informacje, przez co w królestwie zapanowała niezgoda i chaos.

Wspomniane wcześniej trzy porwane ofiary dawno, dawno temu złapały wiedźmę na jej niecnych czynach i powiadomiły o tym króla, który przepędził nieprzyzwoitą dziewczynę z królestwa.

Wiedźma założyła nową osadę, pod tytułem: "Nerwogród” i to w niej całymi dniami obmyślała plan zemsty, w końcu wymyśliła. Pewnego dnia, za drobną opłatą, przy pomocy służb CBZ (Centralnego Biura Zawijania) uprowadziła biedaczki, więżąc je, a następnie torturując swoją niezamykająca się gębą, lub podobnym do warkotu rozrusznika trabanta, zgryźliwym śpiewem, a także, od czasu do czasu, przyrządzoną przez kucharza, spaloną zupą szpinakową, zwaną potocznie "Zupa A’la Rozerwana Dupa".

Dochodziła 13:00, a ochotników nie widać. Nagle rozbrzmiało z królewskiego radiowęzła: "Alojzy Wesołek proszony do Fuksa!”

Wesołek – mieszkaniec ceglanej, chłodnej komory, która latem dawała przyjemny chłód i nieziemskie orzeźwienie, nie należał do tych "zbyt ruchliwych”. Tam w spokoju całe dnie spędzał na jedzeniu chipsów i oglądaniu filmów, dlatego usłyszawszy komunikat, nie był szczególnie zadowolony. Nie mając jednak wyjścia ruszył się ciężko z fotela, zamknął ziemiankę na kłódkę, aktywował alarm i udał się do króla. Po chwili stał już przed jego obliczem.

– Pakuj tobołek, weź maczugę i gaz pieprzowy z mojej królewskiej warowni i za pół godziny wyruszysz na pomoc naszym mieszkankom – rzekł król i odprawił go ręką.

Chłopek, nie mogąc sprzeciwić się władcy, wziął ze wspomnianego pomieszczenia potrzebne rzeczy i wrócił do komory, spakować najpotrzebniejsze rzeczy, a dokładniej rzecz biorąc... worek ziemniaczanych chrupek i herbatkę ziołową. Zabrał też muchołapkę, ponieważ komary w królewskim lesie były nie do zniesienia.

Ponownie "zakodował” swoje mieszkanko i ruszył. Wlókł się ciężko, noga za nogą, nie bardzo uśmiechało mu się spotkanie z Gburką i Tyranem. Idąc tak w zamyśleniu, dodawał sobie otuchy, obmyślając plan:

"Gazem po oczach, potem trzy razy maczugą w łeb, szybko otworzę celę i po sprawie. To nie powinno być trudne...” – Pomyślał.

Szedł już dość długo, zapewne ze dwie godziny, po jakimś czasie się jednak zmęczył, do szczypiorków w końcu nie należał. Upał, do tego nadmierna ilość pochłanianych na co dzień chipsów szybciutko dały o sobie znać. Usiadł, aby odpocząć i usnął...

 

Tymczasem w Nerwogrodzie okrutna wiedźma od trzech godzin molestowała biedne więźniarki, mając przy tym nie lada frajdę. Zła dziewczyna lubowała się w wycieczkach do innych miast i skłócaniu ludzi, wymyśliła więc sposób na znęcanie się nad uwięzionymi. Usiadła na pufie pod celą i wszczęła swoje podróżnicze opowieści...

Znaleźli się w nich m.in. jakiś młody mechanik, którego zaczepiała w mieście, wyzywając od dzieciaczków z gimnazjum, starszy fryzjer, który został infantylnym golibrodą i młoda sprzedawczyni w sklepie, która po pyskatej odzywce do wiedźmy, została okrzyknięta galerianką, bojącą się konstruktywnej krytyki.

Gburka trwała pod tą cela i nawijała laskom makaron na uszy. Porwane miały przykute ręce, nie mogąc więc ich zatkać, bardzo cierpiały. Lecz to jeszcze nie koniec, uwięzione dopiero teraz miały odczuć bolesny monolog.

Babsztyl, skończywszy sprawozdanie z podróży, z kwestii osób jej nieznanych (a raczej nowo poznanych) przeszła do osoby jej samej, zacząwszy przechwalać się urodą, a następnie jakże niezwykle wysoką inteligencją:

– A wy, infantylne kretynki, dlaczego się nie śmiejecie?! Ta opowieść była bardzo zabawna! Nie macie poczucia humoru, czy nie rozumiecie IRONII, którą operowałam do tych wszystkich ludzi?! – wrzasnęła, niezadowolona.

Bezłezka uderzyła głośnym śmiechem...

– Ty i ironia...?! Siedzisz, nołlajfie w tym zamku od kilku lat, kto cię miał nauczyć sarkazmu? Aaa, wiem... pewnie Gabriel, z którym co dzień tak dzielnie dyskutujesz, podjadając i pasąc swoją i tak nie mieszczącą się już w drzwiach dupę!!! – brechała do rozpuku.

– A co ty wiesz, dziecko drogie? – warknęła Awanturka.

– Więcej od Ciebie – mruknęła Bezżala.

– Do ciebie nie mówiłam, infantylna osobo! – huczała świruska.

Bezpowaga nie wytrzymała i wtrąciła do towarzyszek:

– Nie gadajcie z tym pustakiem, ona i tak nic nie rozumie.

Wiedźmą wstrząsnęło!

– Zamknij się, łajdaczko! Mam to zgłosić do Tyrana, infantylna galerianko?! Uważaj, bo furiatki polecą! – zagroziła.

Aga się wyciszyła, nie miała ochoty znikać. Lecz strachy na lachy, Gburka nie zamierzała zbyt szybko zaniechać tortur.

 

Ale wróćmy do Alojzego...

 

Spał około godziny, może półtorej i gdy tylko się ocknął, leniwie podniósł tyłek i ruszył dalej. Zgłodniał, otworzył więc chipsy i maszerował, zajadając i popijając gorzka herbatką. Szedł następne trzy godziny, gdy nagle stanął jak wryty... jego oczom ukazał się wysoki, ogradzający całe królestwo, ceglany mur. Był dość gładki i miał dobre cztery metry wysokości, więc Wesołek od razu spuścił nos na kwintę. Po krótkiej zadumie podjął jednak próbę przedostania się na drugą stronę, ale równiutko ułożone cegły i "pochipsowe" kalorie nie pozwoliły mu wejść wyżej, niż na metr. Po godzinie walki zrezygnował i ruszył w drogę powrotną. Pod wieczór doszedł do pałacu i od razu udał się do króla z tłumaczeniem:

– Nie doszedłem do zamku Gburki, bo mi płot przeszkodził – rzekł.

– To trzeba było skorzystać z furtki, która znajduje się na zamkowym placu! – huknął rozczarowany jego głupotą Fuks. – Nie można na Ciebie liczyć, zejdź mi z oczu! – dodał wściekły i zadumał się na tronie.

Wesołek opuścił pałac i wielce zadowolony, że nie musi nigdzie więcej łazić, zatrzasnął się w swojej chłodnej, miłej komorze.

 

Król nie odpuszczał, po chwili radiowęzeł oznajmił:

"Elka Marzycielka i Marcinek Maminsnek MAJĄ NATYCHMIAST STAWIĆ SIĘ W PAŁACU!”.

Tym razem poinstruował ich Fuks II, dostali taką sama broń i we dwójkę ruszyli do Nerwogrodu.

– Weźmy po tarczy, jak Tyran zacznie "furiować”, będziemy mieli się czym zasłonić– zaproponowała Elka.

Tak też zrobili. Skorzystali oczywiście z bramki w płocie i czas marszu skrócił się o połowę. Gdy doszli do zamku złej wiedźmy, była już noc, nie czaili się więc, tylko zadzwonili domofonem. Byli ugodowymi ludźmi, dlatego postanowili spróbować po dobroci.

Gdy otworzyła im zaspana czarownica, przywitali się. Znała ich i w Happyandii żyła z nimi dobrze, wpuściła więc gości do środka. Rozglądali się nieufnie, czy nie widać czarodzieja na horyzoncie, ale on, przytruty spaloną kolacją spał w najlepsze.

Po kilkunastu minutach rozmowy, gdy Marzycielka w końcu napomknęła o więźniach, Awanturka wpadła w szał...

– To wy z takimi odwiedzinami, infantylni hipokryci?!– ryknęła, plując wkoło i zaraz wtrąciła ich do lochu, w sąsiedztwie dziewczyn.

Przykuła Truciciela przy celach, aby ich pilnował i poszła sobie spać.

 

Gdy ekipa nie wróciła do południa następnego dnia, król zaczął się niepokoić. Minęła godzina, dwie, trzy, nie mógł więc dłużej czekać.

"MIECIO WIERSZOKLECIO MA NATYCHMIAST ZAMELDOWAĆ SIĘ U KRÓLA!”– zawył głośnik na placu.

Facet przyszedł i Fuks zapytał, czy pójdzie uwolnić laski? Pytał dlatego, iż Mietek to literat i daleko mu do walki.

– Nie mogę, muszę klecić swoje wiersze – odparł podwładny.

Spodziewający się tego król nie nalegał dłużej i po niecałym kwadransie radiowęzeł ponownie poinformował:

"ROMAN EROTOMAN MA NATYCHMIAST MA ZJAWIĆ SIĘ U FUKSA!”

Ten, znany nie dość, że ze zboczonej, to jeszcze buntowniczej natury owszem, przybył, ale oczywiście spóźnił się pół godziny. Władca tylko westchnął i orzekł:

– Dostaniesz broń i pójdziesz do zamku nikczemnicy, uwolnić nasze mieszkanki.

– To świetnie! Tak jej dobrze zrobię, że sama odda więźniów! Może być król spokojny, moje dwadzieścia trzy i pół centymetra odbije zakładniczki! – poinformował zadowolony zbereźnik.

Po chwili był już w drodze, lecz Erotoman, jak to on, zrobił oczywiście na przekór i zamiast iść prosto, najprostszą, najkrótszą drogą, poszedł naokoło, poprzez małą wioskę. Gdy szedł już przez osadę, zawołały go nagle dwie podpite panny i Romuś z miejsca dostrzegł w ich dłoniach popularne, tanie wino, noszące wymowną nazwę "Wino tanie wali w banię”. Takie rzeczy szybko wpadały mu w oko.

Perspektywa wypicia swojego ulubionego bełta, do tego widok dwóch chłopek, które po wypiciu zapewne nie będą stawiały oporu przeważyły i koleś w konsekwencji nie ruszył w dalszą drogę, tylko został z dziewczynami.

 

Nadszedł wieczór, a Erotoman nie wysłał nawet sms-a, więc bracia domyślili się, że gdzieś wsiąkł, zresztą nie zdziwiło to ich wcale. Nie mieli już pomysłu, kogo by tu wysłać. Dumali minuty, godziny, kiedy do zamku powrócili rycerze – podróżnicy, którzy nigdy nie byli w drodze dłużej, niż siedem dni.

Eryczek Wojowniczek, Monika Bijatyka i Darek Fanarek od razu stanęli przed władcami i zdali relację z wyprawy, po czym już chcieli chwalić się wygraną wojną i zdobytymi łupami, lecz nagle zauważyli posępne miny obu panów, więc zaraz zapytali, co się stało?

Gdy dowiedzieli się, co jest grane, Fanarek od razu rzucił:

– Idziemy, nie ma na co czekać, ta ździra zamęczy je swoimi "ripostami”.

Pozostała dwójka od razu się zgodziła i Fanarek dodał:

– Weźmy zebrany w tamtym roku na festynie jaboli pijacki chuch, to niezawodny specyfik, przyda się. Jak uda nam się dostać do środka, uśpimy ich tymże wyziewem i uwolnimy dziewczyny.

Kompani przystanęli na propozycję i za chwilę poszli do warowni, lecz od razu miny im zrzedły stwierdziwszy, że w tym bajzlu nie łatwo będzie znaleźć buteleczkę z pożądaną wonią.

Zaczęli grzebać, robiąc to z każda chwilą głębiej i głębiej, gdyż było w niej wszystko, a między innymi: miecze, łuki, pistolety, stary czołg, zimowe palto, dziurawy parasol, wiatraczek z odpustu, gumowa kaczuszka, sto jeden książek, spadochron, hełm, kupon lotto, drut kolczasty, moherowy beret, kajdanki (znalazły się nawet takie puchate, różowe, z sex-shopu, skonfiskowane niegdyś Romanowi); dwa zardzewiałe pługi, czerwony traktor zielonego koloru, maszyna do szycia, tytoń do palenia (głupa), trzy plazmy, laptop, drewniaki, skrzynka piwa i cyklon B (odebrany Awanturce po próbie zamachu), od groma filmów DVD, sześćdziesiąt sześć komórek na korbkę, trąbka, lampka nocna, puchowa pierzyna, grabie, stare lustro, komoda, dwa składaki i jeden góral, łóżko wodne, zastawa stołowa, kasa fiskalna, wełniane prezerwatywy (zabrane... eee, wiadomo, komu...), worek trocin, płyn do naczyń, mata prysznicowa, pompka do materaca, cztery dziurawe garnki, stare drzwi, radio, wiosło, trampki, świecznik i wiele, wiele innych, PRZYDATNYCH rzeczy.

Póki w tym bajzlu znaleźli malutką buteleczkę z preparatem, byli już ostro wkurzeni, ponieważ trwało to dobre dwie godziny, sześć minut i sześćdziesiąt osiem sekund. Odetchnąwszy z ulgą schowali swąd i ruszyli w drogę.

Eryczek, jako znany w królestwie wesołek, szedł, żartując sobie co chwila, ale Moniczka zaraz wyskoczyła:

– Tu się nie ma z czego cieszyć, trzeba obmyślić jakiś plan, nie możemy tak wtargnąć na jej teren, zobaczy nas i ZłyOdRana od razu wpakuje w nas furiacką serię!

– Nie spinaj pośladów, mi ufa, znamy się z nią jak łyse konie i zawsze dobrze się dogadywaliśmy, nawet, jak ją wygnano. Po prostu zajdę do niej i powiem, że potrzebuję noclegu. Na pewno się zgodzi, więc jak oboje z czarodziejem zasną, załatwię ich wyziewem i wpuszczę was do środka. I spokojnie, przecież wiecie, że po chuchu tak szybko nie wstaną – rzekł zadowolony Wojowniczek.

Dyskusji nie było, pełna zgodność.

Po długim marszu doszli wreszcie do zamku okrutnej baby.

– Wyłączcie dzwonki w komórkach, a ja idę – rzekł Eryczek i poszedł.

Z daleka widzieli, że udało mu się wejść do środka. Czekali godzinę, dwie, trzy, w końcu w telefonie Bijatyki włączyły się wibracje. Odebrała i dowiedziała się, że kumpel uśpił łobuzów.

Za chwilę byli w środku, otworzyli cele zabranymi wiedźmie kluczami i uwolnili całą piątkę. Wyzwolili także Truciciela, który błagał i skamlał, mając już dość gotowania z przeterminowanych produktów z przeceny.

Więźniowie byli kompletnie niewyspani i mieli tak popuchnięte uszy, że wybawcy się przerazili. Ale uszy się zagoją...

Nie zapomnieli przed odejściem zabrać Tyranowi złowieszczej różdżki, Eryczek uwolnił go spod czarów Gburki, a do niej samej szybko strzelił i w mig zniknęła. Następnie różdżkę spalił, korzystając przy okazji z ognia i piekąc wszystkim wyniesione z kuchni, o dziwo – świeże kiełbaski.

Po kilku godzinach cała szczęśliwa ósemka była już w Happylandii. Tańce, hulanki i swawole trwały trzy dni, do wyczerpania zapasów wina w hurtowni, a po okrutnicy został tylko kurz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Something 16.02.2018
    Napisałaś o "starych wypocinach" przy okazji poprzedniego tekstu. Nie wiem, na ile powyższy tekst jest odkopem, ale znowu jest dobrze :)
  • Writer'sWife 16.02.2018
    Oj, jeszcze starszy, ale dziękuję ;*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania