Vladko Spadko i (nie)udana transakcja

Czerwiec 2006

 

Vladko Spadko kończył trzecią puszkę pepsi pod żabką. Po niebie galopowały kłębiące się rydwany białych chmur. Mężczyzna spoglądał w górę, napawając się chwilą kompletnej bezczynności. Wewnątrz sklepu pozostał jeszcze jeden klient. Ekspedientka – młoda, seksowna brunetka w przedziale wiekowym studenta drugiego lub trzeciego roku, stanowczo odmawiała zatwierdzenia transakcji kupna czwartej z rzędu małpki czystej.

— Proszę wyjść, natychmiast, albo wezwę policję — stanowczo zaprotokołowała, marszcząc brwi. Jej małe piersi podskoczyły sprężyście, gdy odsunęła się od lady w stronę telefonu.

— Jeszcze jedną, pani. Ostatnia, obiecuję — kajał się pijaczek, składając dłonie w gest modlitwy.

— Ani jednej! Wynoś się, ty, ty... — Zawahała się. Poczuła, że facet nabiera rozpędu. Od miłego niegroźnego lumpa do rozhisteryzowanego alkoholika. W myślach zobaczyła groteskowy obraz własnego nosa masakrowanego o ladę sklepową przez cuchnącą wódką łapę.

— Proszę... nie wiesz jak to dla mnie ważne.

— Wiem. Aż za dobrze. Proszę natychmiast opuścić sklep. — Jeszcze raz zmarszczyła brwi. Tym razem mocniej. Pochwyciła w dłoń słuchawkę telefonu. Drugą zawiesiła w powietrzu tuż nad klawiaturą z numerami.

— Słonko, nie chcesz tego robić. — Posiniałe usta ułożyły się w dziwny grymas podobny do szyderczego uśmiechu. — Po prostu sprzedaj mi jeszcze jedną. Tylko tyle. — Oparł dłonie o ladę. W tym samym momencie zasłoniły je rękawy starej, szmacianej kurtki w kolorze khaki. Była co najmniej o dwa rozmiary za duża. Uszatka z demoludu dopełniłaby obrazu rosyjskiego żulika.

Brunetka westchnęła jedynie ciężko. Wstukała numer i przycisnęła słuchawkę do ucha. Czekała na sygnał. Aparat nie był pierwszej świeżości, a w kapryśne dni potrafił odmówić współpracy do ostatniego kabelka. Na chwilę spuściła wzrok z pijaczka. Jej szmaragdowe oczy powędrowały przed siebie, gdzie stała duża witryna cukiernicza lokalnej piekarni, obecnie pusta. Najlepsze słodkości schodziły jeszcze przed dziewiątą, tymczasem zegar naścienny wskazywał już piętnaście po jedenastej. Dziewczyna oparła się prawą ręką o futrynę wejścia na zaplecze. W telefonie nadal nie usłyszała ani jednego pipnięcia. Miał ewidentnie gorszy dzień. Na wszelki wypadek wróciła wzrokiem tam, gdzie stał lump...

 

****

 

Vladko cisnął puszką o niebieski kontener na odpady stojący kilka kroków od niego. Z dwóch otwartych wiek w powietrze wzlatywał kwaśny zapach resztek nabiału pomieszany ze smrodem nieświeżych owoców i niedopałków po papierosach. Dopiero gdy wiatr zwiał mocniej, Vladko poczuł tę kwintesencję osiedlowej wiosny we własnych nozdrzach. Odszedł od sklepu na kilka metrów, aby przez jeszcze krótki moment chłonąć apogeum wiosny ewoluującej w lato, bez dodatkowych zapachów czynnika ludzkiego. Po chwili spojrzał na leżącą pod kontenerem puszkę. Była pusta, to oczywiste. Jej zawartość mieszała się w żołądku z sokami trawiennymi i pizzą, którą zjadł na śniadanie. Wiatr delikatnie nią obracał w lewo, potem w prawo. Gdy ustała, puszka zamarła ponownie w bezruchu, a Vladko zrozumiał, że potrzebuje co najmniej dwóch tabliczek czekolady mlecznej. Nie wiedział do końca, dlaczego dwie. Jego umysł zbyt szybko zatwierdził tę decyzję, aby po fakcie doszukiwać się w niej sensu. Wszedł do żabki ponownie, z tym samym lekkim uśmiechem na twarzy. Poprawił ścięte na krótko włosy - zrzucając z nich jedynie nadmiar potu i od razu skupił wzrok na półkach z łakociami. Ominął krakersy, słone paluszki i znienawidzone delicje pomarańczowe. W końcu znalazł stosik idealnie ułożonych tabliczek mlecznej czekolady. Chwycił dwie i dumny poszedł do kasy. W międzyczasie jego lewa dłoń zabrała z półki puszkę pepsi.

Przy ladzie nie było nikogo. Vladko odłożył zakupy obok czytnika i spojrzał w stronę zaplecza. Drzwi były zamknięte.

— Przepraszam. To znowu ja. Zapomniałem jeszcze kilku rzeczy. — Nic nie było prawdą, ale przynajmniej to nie jedno słowo „halo?”. Jeśli ekspedientka nie usłyszała początku, może chociaż końcówkę wyłapała.

Ale nikt nie odpowiedział. Nie pojawił się w przeciągu kolejnych dwóch minut. Dopiero po tym czasie Vladko zauważył, że słuchawka telefonu zwisa bezwiednie z szafki na sprężystym kablu. Poruszała się lekko, właściwie powoli zamierała. Potem w głowie wykoleił się pociąg z węglem. Na czole lokomotywy widniał napis LUMP, a pod nim MAŁPKA. Wsunięty w spodnie magnum 44 po chwili znalazł się w jego dłoniach. Mężczyzna przeszedł na drugą stronę lady i powoli zaczął zbliżać się w stronę drzwi na zaplecze. Rewolwer wycelowany przed siebie ani drgnął. Vladko ostrożnie stawiała kolejne kroki. Tik-tak, tika-tak, zegar wymierzał rytm. Gdy dłoń mężczyzny znalazła się tuż obok klamki, Vladko zobaczył jeszcze coś – krew. Kilka kropel obok szafki, na której leżał telefon. Nie miał zamiaru pukać. Chwyciła za klamkę i szarpnął. Drzwi nie stawiały oporu. Zaplecze było oświetlone dwie jarzeniówkami. Pod ścianą stały pudła z towarem i drabina. Dalej znajdowały się kolejne drzwi. Tym razem się nie skradał. Po prostu podbiegł. Gdy miał już ponownie szarpnąć, usłyszał coś. Jakby pojękiwanie kobiety. Było ciche, ale wyraźne. Regularne jak zaprogramowane w konkretny rytm... czego?

 

*****

 

Brunetka była o wiele bardziej zdziwiona niż pijaczek. Ten na widok Vladko nie przestał jej posuwać. Wręcz przeciwnie. Stał się rodzinnym kombi-vanem i wrzucił szósty bieg. Plaskający odgłos stał się aż nadto wyraźny. Dziewczyna była kompletnie naga. Pochylona na stole kuchennym w pomieszczeniu dla pracowników drgała i jęczała w rytm wyznaczany przez lumpa i jego zagubionego w czarnym gąszczu włosów kompana. Jej blade, małe piersi poruszały się jak żyrandole podczas trzęsienia ziemi.

— Co do...?

— Chciał pan coś kupić, prawda? — Zajęczała, a potem uśmiechnęła się, jak gdyby proponowała rozszerzenie pakietu przyjemności w trójkąt.

— Tak, właściwie to tak. Dwie czekolady mleczne i pepsi. Nic pani nie jest?

— Nie. Artur zaproponował mi kurs utraty dziewictwa. Prowadzi darmowe usługi. Miło z jego strony.

— Jest zupełnie w moim typie. Konkretne słonko. — Zarobiła dwa klapsy, po których uśmiech stał się jeszcze szerszy.

Vladko opuścił rewolwer, choć nie był przekonany czy powinien go chować.

— Widziałem krew — powiedział, mierząc wzrokiem lumpa.

— Zaczęliśmy już tam. Zarąbałem nosem o futrynę. Dobierała się do mnie jak każdy kolejny premier do państwowego budżetu.

— Jeśli nadal pan chce zrobić te zakupy...

— Nie. Już mi przeszło. Gorsze od czekania aż ekspedientka skończy się kurwić na zapleczu z lumpem jest świadomość, że się na to pozwoliło. Pardon, że przeszkodziłem.

— Jakbyś nie był tak szpetny z ryja, to może nawet...

Pif-paf, pif-paf.

Nawet gdy leżeli martwi na podłodze byli ze sobą połączeni. Brunetka wprawdzie jeszcze konała, ale był skłonny uwierzyć naszemu windykatorowi dziewictwa, że sama wynegocjowała tę usługę. Gdy był z powrotem w sklepie, schował rewolwer na dobre. Poczuł lekkie zmęczenie. Dwie tabliczki mlecznej i pepsi – odpowiednie wynagrodzenie. Na koszt sklepu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania